Czas nagle ruszył do przodu nadzwyczaj szybko. W stołówce szarooki chłopak podszedł do ich stolika. Chętnie przyjęli go do swego grona, czwarte krzesło czekało puste na kogoś, kto by je zajął… Miał na imię Damian. Mówił z lekko obcym akcentem. Prawie całe życie spędził za granicą. Obecnie rodzice wrócili do kraju na stałe. Długo się zastanawiał jaką podjąć decyzję: zostać czy przyjechać z rodziną i rozpocząć życie w nowych dla siebie warunkach. Postanowił najpierw pojeździć po Polsce, poznać lepiej kraj. Zwiedził wybrzeże, stolicę, kilka losowo wybranych miejscowości uzdrowiskowych, teraz zatrzymał się w Szczyrku, bo dużo o nim słyszał. Jest zachwycony tym bardziej, że spotkał takie miłe towarzystwo…
Dobrze, że nie wychowywał się tutaj, myślała Zosia tonąc bez reszty w szarych oczach. Nie nauczył się przeklinać, nie zastępuje całej wypowiedzi kilkoma wulgaryzmami, mówi piękną polszczyzną, jaką słyszeć na co dzień można chyba tylko w teatrze.
Cudownie spędzali dni. Chodzili szlakami, zajadali się pizzą, pochłaniali mnóstwo przysmaków zaliczając wszystkie kawiarenki po kolei, tańczyli. Małgosia z uśmiechem psotnego chochlika przyglądała się siostrze, której jeszcze nigdy nie widziała w stanie takiego upojenia i odurzenia.
– Zośka jest zakochana – zwierzyła się Krzyśkowi. – Wreszcie wpadła po uszy.
W czwartek Damian pojechał do Bielska ponieważ w Szczyrku zepsuł się jedyny bankomat. Podczas posiłku recepcjonistka wezwała Małgosię do telefonu. Pobiegła zdziwiona a wróciła przerażona.
– Mama straciła przytomność i pogotowie zabrało ją do szpitala – głos jej drżał. – Taty nie ma w domu, wróci dopiero w sobotę. Ciotka znalazła ją na podłodze…
– Która godzina? – zerwała się pobladła Zosia. – Zdążymy jeszcze na autobus, pakuj torby!
– Szkoda, że akurat dziś nie ma Damiana – westchnął Krzysiek. – Odwiózłby nas bezpośrednio do pociągu.
Nie ma Damiana! Serce Zosi skurczyło się i jakby na moment zamarło. Przecież nie wymienili adresów ani telefonów… ani niczego nie zdążyli sobie powiedzieć… Boże!… No i dobrze, że nie powiedzieli. Koniec wakacji. Teraz mama jej potrzebuje. Trzeba wracać do życia. Mama… nic więcej się nie liczy.
Błyskawicznie spakowali swoje rzeczy i po chwili pędzili w stronę przystanku. Zdążyli w ostatniej chwili. Potem kolejka do kasy na dworcu…udało się. Nie było czasu na rozważania. Dopiero w przedziale dopadły Zosię myśli, przed którymi chciała uciec, wypełniły mózg, rozsadzały czaszkę.
Na szczęście mamie nic się nie stało. Nagły spadek ciśnienia spowodował omdlenie. Upadając uderzyła głową w róg wersalki. Córki zastały ją z lekami regulującymi ciśnienie, z opatrzoną raną na czole, zakłopotaną i zmartwioną.
– Niczym się nie przejmuj, mamusiu. Najważniejsze, że jesteś cała i zdrowa – obie tłumaczyły matce.
– Ale przykro mi, że zepsułam wam koniec wakacji.
– Głupstwo. Masz zacząć wreszcie dbać o siebie. I przestaniesz się zamęczać, bo ja, jako przyszła lekarka, nie pozwolę ci na to. Już ja się tobą zajmę – żartobliwie pogroziła mamie Małgosia.
13.05.2017