Wróciłam z Szilunią z porannego spaceru, krótkiego, bo mokro i natychmiast przemiękły mi buty:( Pójdę zaraz do Biedronki. Nie mam wyboru, bo tylko Biedronki rozsiadły się w okolicy najbliższej, ale dobre i to. Jak się wprowadzaliśmy w 2010 roku, nawet jednego sklepu w pobliżu nie było. Widziałam tam kiedyś krótkie kalosze, może jakieś ocalały i kupię, bo bez nich ani rusz.
Usiadłam z kawą i myślę, myślę, i niczego mądrego wymyśleć nie mogę. W temacie babci D. Najwyraźniej leki przestają działać, bo wracają poprzednie stany depresyjne, mania prześladowcza i jakieś fobie nie wiem skąd, bo to nie moja mama, nie znam jej przeżyć z przeszłości, nie będę się więc doszukiwać przyczyn. Główna przyczyna na tę chwilę to problemy z funkcjonowaniem mózgu, z jego stanem. Pośrednią przyczyną – a może skutkiem? – jest niechęć do jakiejkolwiek współpracy, odmawianie jedzenia (a więc brak budulca dla organizmu), wietrzenie spisku przeciw niej na każdym kroku. Mąż natknął się schowane leki, nie przyjmowała ich, więc może dlatego objawy się nasiliły. Przez jakiś czas było lepiej. Niestety, znów powraca poprzednie zachowanie. Wczoraj był płacz, że ukradziono jaj telefon, który – jak się okazało – miała schowany pod bluzką. Na pytania nie odpowiada, ewentualnie wybuchem agresji, do lekarza nie chce iść. Obawiam się, czy upragniony wyjazd do Szczawnicy dojdzie do skutku, bo nie wiem, czy uda się ją do tego przekonać. Przez cały zeszły rok nie byliśmy ani razu właśnie ze względu na jej badania, wizyty u specjalistów, na które czeka się przecież miesiącami, na operację zaćmy i inne „przyjemności”. Jedyny sukces – udało się babcię D. doholować do Poradni Zaburzeń Pamięci, na badania i zdiagnozowanie jej stanu, dobranie leków. Ale czy teraz się uda? Wizyta w poradni jest naznaczona za miesiąc. Tak sobie z Mężem marzyliśmy, że nareszcie jest chwila na wyjazd, ale co z tego wyjdzie?
8.05.2017