W nocy z piątku na sobotę lało jak z cebra. Rano też, padało, padało, padało i z psami wyjść się nie dało. Skitula wypuściłam do ogródka, on szybko załatwia sprawy i jest gotowy do powrotu w ciepłe, suche, wygodne miejsce:) Wytarłam go i natychmiast ulokował się na kanapie, wszak jest psem kanapowym z natury, z wyglądu nie – ale przecież on sobie wyglądu nie wybierał;)
Ze starych kaloszy miałam kiedyś zrobić pojemniki na kwiatki. Zobaczyłam gdzieś na zdjęciu najprzeróżniejsze zużyte, stare przedmioty wykorzystane właśnie w ten sposób. Dobrze, że tego nie zrobiłam (nowych do tej pory nie kupiłam), lenistwo akurat w tym przypadku „popłaciło”, przydały się, w niczym innym nie dałoby się wyjść na zewnątrz. Uliczka zamieniła się w rwącą rzekę, a łąka w bajoro. Wyskoczyłam z Szilką, bo ona musi wyjść poza teren, który uznaje za swój dom. Taka z niej porządna dziewczyna:)
Potem się wypogodziło na niebie i w duszy też, bo poszliśmy na bardzo długi spacer. Uszczęśliwione psiaki z początku biegały, potem – wraz ze wzrostem przebytej odległości – już tylko spokojnie szły i po powrocie do domu padły na zimną podłogę jak długie i spały.
W niedzielę dzieciaki przyjechały z malutką. Wnusia K. zażyczyła sobie zupę cebulową, gulasz, mizerię i szarlotkę. Oczywiście zrobiłam, żeby dziecko było szczęśliwe. Ładne mi dziecko:) To znaczy bardzo ładne, wiekiem młode, ale wyższe już ode mnie sporo (wiadomo, że dzieci rosną podczas wakacji), zgodnie z modą ubrane w spodnie składające się głównie z dziur:))) Ale i tak widzę w niej siebie i swoje reakcje na różne uwagi dorosłych. Po prostu jakbym się przenosiła w czas, kiedy byłam w jej wieku.
Dobrze, że Calineczka się jeszcze trafiła, jest kogo na ręce wziąć:) Szkrabunia jest słodka jak śmietankowe ptasie mleczko:) Usnęła u nas po raz pierwszy na wersalce, już nie chce na rękach. Po obudzeniu się, jeszcze taka rozgrzana i zaspana – jedną rączką przecierała oczka, a drugą pomachała wszystkim obecnym wpatrzonym w nią jak w obrazek. Poza jej siostrą, która wpatrzona była w ekranik telefonu i w Eda Sheerana widocznego na nim:)
Dziś rano było 16 stopni, niebo bez chmurki, lecz podobno burze nas czekają i już zaczyna się chmurzyć. No i czy warto było narzekać na upały? Lato jest po to, żeby one były, a potem będzie już tylko zimno.
Aha, śniły mi się wszy, nie wiecie co to oznacza? Podobno pieniądze, ale jak mi się śniła duża kupa – to też miały być pieniądze i nic z tego, nieprawda, oświadczam z całą odpowiedzialnością, że żadnych ponadplanowych nie było. Może tym razem;)
Dobrego tygodnia wszystkim życzę:)))
13.08.2018
Nie dziwię się, że wnuczki tak przyciągają uwagę.. dzieci można obserwować non stop i jakoś się to nie nudzi. Czasem łapię moją Mamę, jak intensywnie mi się przygląda.. też pewnie widzi we mnie siebie sprzed lat. Mam nadzieję, że i dla Ciebie, to miłe wspomnienia 🙂
Szkoda, że gorąco zniszczyło Ci kwiaty i warzywnik, tego naprawdę żal:(
U nas się teraz robi parno jak przed burzą, słońce przysłoniła jakaś dziwna mgiełka.
Pozdrawiam:)))
A patrząc w lustro widzę moją mamę, albo babcię – ale to nie ja! Ja przecież jestem tą dziewczynką, co siedzi po drugiej stronie stołu … No nie, to nie ja, to moja wnuczka… I tak ten czas robi mnie w konia pędząc nieprzytomnie do przodu…
Uściski:)))