„O Matyldzie co nie chciała Nikodema” 2

Podczas odbywania praktyki w szpitalu Matylda zaraziła się grypą i musiała przez tydzień  pozostać w łóżku. W tym czasie odbyło się międzynarodowe sympozjum na temat najnowszych osiągnięć okulistyki.  Przyjechali wybitni naukowcy z całego świata. Studenci oczywiście do woli mogli przysłuchiwać się uczonym dysputom i snuć własne rozważania na temat wysłuchanych referatów. Matylda szczerze żałowała, że ominęła ją możliwość przyjrzenia się z bliska ludziom, których nazwiska kojarzyły się z tytułami podręczników oraz artykułami w czasopismach medycznych. Były to same nazwiska, puste dźwięki bez twarzy, a ją zawsze interesował człowiek jako całość, połączenie w jedność fizycznej i duchowej strony życia, nie zaś  kolejny ”przypadek” do postawienia na półce.

Trzeciego dnia sympozjum Mirka dopiero późnym   wieczorem wróciła do akademika. Towarzyszył jej Marek, od dwóch lat nieprzytomnie w niej zakochany.

– Ona najwyraźniej zwariowała – oświadczył wpychając do pokoju rozpromienioną, rozmarzoną dziewczynę. – Wydaje mi się, że straciła rozum i serce dla jakiegoś amerykańskiego okulisty – puścił oko do Matyldy. – Jeśli do jutra jej nie przejdzie, będę zmuszony targnąć się na życie. A jeśli i to nie pomoże – tu wzniósł oczy do góry i złożył dłonie przed sobą zastygając w teatralnej pozie – pewnie zostanę misjonarzem.

– Akurat, już cię widzę. Prędzej zostałbyś władcą wyspy na Pacyfiku i miałbyś co najmniej dziesięć żon – zaśmiewała się Matylda.

– Tak myślisz? – wyprostował się i przejechał dłonią po gęstych, kasztanowatych włosach. – Może to i nie jest taki głupi pomysł. Ale dziesięć bab? Nie, dziesięć to zdecydowanie za dużo. Jedna chce mnie do grobu wpędzić, a ty mi dziesięć proponujesz. Czy ty mi źle życzysz?

– Skądże znowu – zaprotestowała Matylda ze śmiechem. – Akurat tobie należy się wszystko co najlepsze na świecie, jesteś absolutnym wyjątkiem wśród męskiego rodu.

– Słyszysz? – zwrócił się Marek w stronę Miry. – Wszystko co najlepsze! Słyszysz?

– Co? Mówiłeś coś?  – spojrzała Mira nieprzytomnym wzrokiem. – Jeszcze tu jesteś? Myślałam, że już dawno pojechałeś.

– Widzisz Matyldo? Znoszę jej humory, cierpię, a ona mnie wypędza – zrobił tak przeraźliwie smutną minę, że rozbawił obie przyjaciółki.

– Jedź już, masz daleko do domu – pocałowała go Mira w policzek.

– Widzisz jaka ona jest? Jak zupełnie o mnie nie dba? – zwrócił się znów do Matyldy. – Inna by mnie na noc zatrzymała, żeby mi się po drodze nic nie stało, bo teraz zbójców pełno na ulicach, a ona co? Inna chociaż przytuliłaby mnie przed wyjściem, a ona? – skarżył się.

– Wiesz Mirka, Marek ma rację. Jesteś dla niego zbyt okrutna – stwierdziła Matylda. – Przytulić to byś go mogła.

– Jeśli tak twierdzisz… – jęknęła Mira z szelmowskim uśmieszkiem, – ale na twoją odpowiedzialność.

Marek rzucił się ku narzeczonej z okrzykiem radości.

– Udusisz mnie, ty wariacie – wyrwała mu się ze śmiechem

– Muszę wykorzystać okazję, bo kto wie, kiedy mi się nadarzy następna. A w ogóle, czy nie chciałabyś skonać w moich ramionach? – wyszeptał teatralnym szeptem przewracając oczami.

– Marek, uciekaj, idź już wreszcie – Matylda dusiła się i od kaszlu, i od śmiechu. – Ja jestem tylko na grypę chora, a przy was wpadnę w chorobę psychiczną. Przestańcie wreszcie.

– To nie moja wina – bronił się Marek. – Zobacz, no popatrz dokładniej, przecież to Mirka mnie trzyma za rękę a nie ja ją.

– Kłamiesz, najbezczelniej w świecie ją dusisz.

Mirze ledwo czubek głowy widać było, reszta dziewczyny ginęła w objęciach ukochanego.

– O nie, koniec świata! Moja przyjaciółka miałaby zostać żoną sadysty? Nigdy na to nie pozwolę!

Cisnęła poduszką trafiając Marka w głowę. Wykorzystując element zaskoczenia Mira wyrwała się z uścisku i wypchnęła „sadystę” za próg.. Mimo, że z całej siły oparła się o drzwi próbując przekręcić klucz, uchyliły się troszeczkę, w szparze ukazała się głowa Marka.

– Ja tu jeszcze wrócę – wyszeptał i zniknął.

Mira usiadła na swoim łóżku.

– Uwielbiam go, jest cudowny. Jestem pewna, że z nim przez całe życie nie będę miała czasu, by się nudzić – uśmiechnęła się do przyjaciółki.

– Oj tak, dobraliście się jak w korcu maku, pasujecie do siebie idealnie jako para wariatów – przechwyciła w locie kapeć, którym Mira w nią rzuciła. – I co, może nie mam racji? Oto dowód…

– Oddaj!

– Jak będę chciała. Nie wolno maltretować chorego człowieka, ani rzucać w niego kapciami.

– Cóż, jeszcze tym razem ci daruję. Gdybyś zdrowa była, inaczej bym z tobą porozmawiała. Lecz w tym przypadku choroba jest dla ciebie wystarczającą karą – oświadczyła Mira z dumną miną zwycięzcy. – Dobrze ci tak.

– Czy mogłabyś wyrażać się jaśniej? Dlaczego?

– Dlatego, że nie widziałaś Nicka. Ach! Patrzeć na niego i słuchać jednocześnie to zbyt dużo szczęścia na raz.

– Kogo? Aaa… głupia, aaa… o czym mówił?

– Nie wiem, bo patrzyłam i nie byłam w stanie słuchać – westchnęła Mira i zapatrzyła się w przestrzeń.

– Hej, obudź się! Jeśli to ten uczony z Ameryki, nic dziwnego, że go nie rozumiałaś. Z angielskiego masz ledwie trójczynę – złośliwie zauważyła Matylda.

– Za to biegle znam francuski i włoski, nie ja jestem tępa do języków – odcięła się Mira. – A poza tym gdybym chciała, to bym rozumiała, bo mówił najczystszą polszczyzną. Wprawdzie jego ojciec jest Amerykaninem, był właściwie, bo nie żyje, lecz matka to rodowita Polka. Teraz z drugim mężem mieszka gdzieś na końcu Polski, w … – ugryzła się w język w ostatniej chwili, by nie wymienić nazwy miasteczka. – Dzięki rodzinie ojca mógł poznać Stany, nauczyć się różnych rzeczy, a nazwisko ojca, profesora uniwersytetu, otworzyło mu wiele drzwi zamkniętych dla innych,

– A skąd się tego wszystkiego dowiedziałaś? – zdziwiła się Matylda.

– Gdybyś to widziała! Kiedy wszedł na podium wszystkie dziewczyny wlepiły w niego oczy i w ogóle przestały oddychać. Rozległo się takie „szuuu” i zapadła cisza, gapiły się jak cielęta na malowane wrota. Ach, gdybyś go widziała! Wysoki, szczupły, stał w jasnym garniturze jak książę z bajki, taki spokojny, niczym nie speszony, nie zdenerwowany nic a nic, ze spokojnym uśmiechem rozejrzał się po sali… Ach! Z opaloną twarzą kontrastowały jasne włosy. A jakie oczy ma cudowne…szaroniebieskie i wciąż się uśmiechały…

– Zaczekaj, stop! – wołała Matylda, – jakim cudem mogłaś zobaczyć jego oczy? Przecież siedziałaś w ławkach dla studentów. Z tej odległości ani oczu, ani zmarszczek nie mogłaś dostrzec w żaden żywy sposób.

– Jakich zmarszczek? Głupia jesteś, on nie ma żadnych zmarszczek!

– Skąd wiesz? – Matylda nie dawała za wygraną tłumiąc śmiech.

– Jak to skąd? W przerwie natychmiast się do niego przedarłam. Przedstawiłam się, wzięłam go pod rękę i zanim się ktokolwiek zorientował już z nim spacerowałam, jakbym go znała od niemowlęctwa tłumacząc, że zajmuję jego cenny czas tylko i wyłącznie w trosce o dobro ogółu. Po prostu mam przyjaciółkę, która jeszcze przed urodzeniem marzyła, żeby zostać okulistką, może nawet wyjdzie za mąż za klinikę okulistyczną… z miłości do zawodu oczywiście. Teraz się rozchorowała, jest wątła, biedaczka, ma pecha, bo dobrze by jej zrobiło wysłuchanie jego fenomenalnego wykładu…

Matylda gwałtownie usiadła na łóżku.

– Kogo miałaś namyśli? – wysyczała z wściekłością.

– Ależ ciebie, skarbie, kogóż by innego? Powiedziałam, że jesteś takim biednym, zahukanym, zakompleksionym stworzeniem, aż poczuł litość i obiecał zaopiekować się tobą… Kiedy zostaniesz żoną dostojnego pana Nikodema, będziesz mogła pracować razem z mężem i nie dać się zamknąć w kuchni z chmarą małych, tłuściutkich nikodemiątek… W soboty będziesz  chodziła na spotkania z panią aptekarzową u fryzjera…

– Zabiję cię – oświadczyła poważnie Matylda. – Tak, muszę to zrobić koniecznie, nie mam już żadnych wątpliwości. Zrobię to, jak wyzdrowieję zrobię to na pewno, żebyś wiedziała. Teraz jestem zmęczona i  nie dam rady…

– To się zamknij i przestań mi przerywać. Dobrze? Mister Nick Taylor bardzo uważnie słuchał mojej tyrady, wtedy zobaczyłam, że nie ma zmarszczek i jakie ma oczy… och… – westchnęła. – Ale Marek też ma takie piękne. Boże, jak ja go kocham!

– Czekaj, mam chyba jednak gorączkę. Pewnie nawrót choroby – jęknęła Matylda. – Kogo kochasz, Marka czy profesora Taylora?

– Marka oczywiście, głupia jesteś –spojrzała oburzona. – Chyba naprawdę masz gorączkę – zastanowiła się, ale zaraz westchnęła – a profesor…

– Przestań! – Matylda objęła głowę obiema rękami. – Mózg mi pęka. Coś ty narozrabiała?

– Zupełnie nic – słodziutko odpowiedziała Mira na wszelki wypadek odsuwając się spoza zasięgu rąk przyjaciółki. – Wymusiłam na nim obietnicę, że pomoże pewnej brzydkiej, niezgrabnej studentce z prowincji, która nie chce niańczyć Nikodemowych dzieci, ale za to może być kiedyś świetnym specjalistą, bo jako stara panna będzie pracownikiem dyspozycyjnym…

– Przed chwilą mówiłaś…

– Ojej, czepiasz się, dużo mówiłam więc nie wszystko muszę pamiętać.

– Jesteś zwyczajna, obrzydliwa jędza – wycedziła przez zęby Matylda. – Czy powiedziałaś mu jak się nazywa to prowincjonalne cielę?

– Nie zdążyłam, bo mi go zabrało jakichś dwóch starych, śmiertelnie poważnych i potwornie utytułowanych panów w szarych garniturach. Ale, nie zgadniesz co mam! Mam numery jego telefonów i adres tutejszy i domowy – oświadczyła z tryumfem.

– Nic mnie to nie obchodzi. Jeszcze nie zdecydowałam, jaką specjalizację wybiorę.

– Wiesz skarbie, zrobiłam to za ciebie – niepewnie zerknęła Mira na przyjaciółkę. – Nie złość się, dbam o twoją przyszłość…

– Matylda ostentacyjnie odwróciła się tyłem i zgasiła lampkę pokazując Mirce język.

– A fe, w twoim wieku – skomentowała uradowana, że jej tak łatwo poszło. – Nie wypada się tak zachowywać. Pani doktorowa powinna umieć zapanować nad małpimi odruchami.

Matylda nie raczyła odpowiedzieć i nakryła głowę poduszką.

10.08.2018

  • urszula97 Dobre będzie,przypomnisz nam młodość,może mi gdyż nie wiem w jakim wieku są komentujący,
  • gregoria1 Przeczytałam z przyjemnością.Chcę więcej.
  • annazadroza Urszulko:-) Sporo nas tutaj w podobnym przedziale wiekowym:) Lecz cóż ilość lat znaczy dla młodej kobiety, prawda? Serdeczności moc dla Ciebie:)))
  • annazadroza Gregorio:-) Miło Cię gościć:) I miło mi, że Ci się tutaj spodobało:) W oczekiwaniu na kolejny odcinek możesz poczytać już w całości opublikowane na blogu. Zapraszam:)))
© Anna Blog

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii O Matyldzie co nie chciała Nikodema, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *