Wczoraj rano wybrałam się do apteki (25 min.w jedną stronę), termometr pokazywał 36 stopni. Mimo to – ponieważ słońce trochę przysłoniły obłoki, i szłam po ocienionym chodniku – wcale nie czułam upału. A może organizm się już trochę przyzwyczaił? Dziś ok. szóstej rano było 18 stopni, teraz pewnie znów jest drugie tyle.
Wyjęłam z lodówki butelkę z mlekiem, żeby namoczyć bułkę. Zalałam ją w miseczce, dodałam też mleko do kawy, którą sobie zrobiłam. Wtedy poczułam zapach skwaszonego mleka. Sprawdziłam i faktycznie, skisło w lodówce, choć jeszcze nie powinno. Kiedyś mówiono, że mleko przed burzą się warzy. Wyrzuciłam bułkę, wylałam kawę. Dobrze, że w zapasie staram się mieć karton mleka, tak awaryjnie, na wszelki wypadek. Całe szczęście, że zapas odnowiłam ostatnio, bo nie lubię kawy bez mleka, a „bez kawy to ja nie zyję” – cytując moją Wnusię K. kiedy mała była.
Przecież miałam od czego innego zacząć, od kuchni przecież:) Najpierw chciałam zrobić kotlety vege dla Małego i dla nas też, bo Mężowi zasmakowały. Robię teraz tak, że w jednym rondelku gotuję różne kasze i ryż z przyprawami. Teraz była jaglana, gryczana, manna i otręby, no i ryż. Potem dodałam pokrojoną cebulkę, utartego dużego ziemniaka, jajko, przyprawę do gyrosa – żeby za mdłe nie wyszły. I … odechciało mi się smażyć, kiedy pomyślałam, że musiałabym stać przy kuchni. Włożyłam więc masę do keksówek, akurat w dwie się zmieściła, w środku ułożyłam pokrojone ogórki konserwowe i czerwoną paprykę – dokładnie tak, jak przy rzymskiej pieczeni, tylko bez jajek na twardo i upiekłam. Pieczeń wyszła bajecznie ładna:) Nie wiem jak
smakuje, bo jeszcze ciepła, musi ostygnąć, żeby się nie rozpadła podczas krojenia, ale wygląda ładnie, jak na wystawę.
Muszę się jeszcze przyznać, że wczoraj zagrzebałam się w papierach, bo szukałam opowiadania, które napisałam ze 30 lat temu i znalazłam:) Dlatego wpisu nie było.
Miłego weekendu życzę, spokojnego, bez przemęczania się ponieważ trzeba oszczędzać siły przy takiej wysokiej temperaturze.
4.08.2018
Dobrego tygodnia:)))
Wszystko dobre: powidła, ciasto, ale przylepa to szczęście największe:)))
Wypróbuj, jeśli lubisz. Na pewno zdrowsze niż z tego samego „materiału” kotlety smażone na tłuszczu. Dodać możesz wszystko, co tylko przyjdzie Ci na myśl.
Marysiu:-) Do jednego rondelka wsypuję – w zależności ile tego ma wyjść – np. 1/2 szkl. ryżu, tyleż kaszy jaglanej, trochę gryczanej, manny, kukurydzianej. Wody do kasz daję mniej więcej 2 i pól razy tyle, czyli na 1szkl. suchego 2,5 szkl. wody. Jak mam gorącą wodę, zalewam gorącą. Jak nie mam to zimną. Stawiam na płytę, ustawiam od zagotowania 20 min. na maleńkim ogniu/gazie/in.żródle ciepła. Dodaję sól, pieprz, czosnek granulowany, paprykę i co mi jeszcze przyjdzie do głowy, trochę oleju albo masła. Po ugotowaniu studzę. Dodaję drobno pokrojoną surową cebulkę, jajko, namoczoną bułkę, utartego surowego ziemniaka i ew, jeszcze przyprawy. Jak za rzadkie – otręby/ tartą bułkę. Jak normalną pieczeń rzymską czy kotlety mielone wyrabiam. I tyle. Jak podałam – jest w odpowiedzi dla Emmy:)
Do przygotowanej masy dodawałam już ugotowany, zgnieciony kalafior – dobre było:)))
Pytajcie dalej, bo nie wiem czy dobrze tłumaczę.