Zaspałam dziś, obudziłam się tuż przed siódmą, więc długiego spaceru nie było. Temperatura powietrza musiała być już bardzo wysoka, nie wiem ile stopni wynosiła, ponieważ nie szłam z psiakami w stronę firmy z termometrem, tylko na łąkę i biegusiem do domu. Zobaczyłam, że uliczką idzie rudobiały kot, o którym wspominała sąsiadka. Spotkali go mianowicie z mężem na ulicy, był zagubiony, nie wiedział co ma ze sobą zrobić, jednym słowem widać, że domowy. Zgubiony albo wyrzucony, bo wakacje. Przyprowadzili go do osiedla, do domu wziąć nie mogą, bo mają dużego psa, który nie kocha kotów. A kiciuś słodki, pomyśleli więc, że w osiedlu ma większe szanse na przeżycie, ma się gdzie skryć, ludzie nakarmią, dadzą pić. Patrzyli w
internecie, ale nikt nie szuka takiego kota. Sąsiadka powiedziała, że jak kiciuś będzie w pobliżu to go nakarmi. No i właśnie dziś ja zobaczyłam kicia. Zawołałam i od razu przyszedł. Dałam mu Franusiowe chrupki, głodny był, bo jadł aż mu się uszy trzęsły. Widać, że do karmy przyzwyczajony. Może polować nie umie, musi się dopiero nauczyć życia na wolności. U mnie pod oknem wystawiona jest miseczka z wodą i druga z karmą, tak więc biedaki różne mogą się pożywić i napoić. Jak spotkam sąsiadkę to jej powiem, że już z kotem znajomość zawarłam, mógłby się chować u mnie w ogródku, gdyby miał chęć. Franek teraz rzadko zachodzi, głównie kontrolnie – obejść, sprawdzić swoje terytorium, po czym idzie załatwiać róże sprawy. Głównie poluje, cóż, taka natura drapieżnika, i znosi swojej pani trofea w postaci myszy, jaszczurek, kretów i innych ofiar. Trochę sam zje, resztą chce się podzielić. Chytry nie jest…
2.08.2018
Emmo, jak dobrze, że są wrażliwi ludzie , jak Ty:)))