Nikt nie obiecał, że będzie łatwo…

Ostatni czas jest tak intensywny, że nie mam spokojnej głowy, żeby coś tu powiedzieć. Ogólnie rzecz biorąc – stan babci D. tak się zmienia, w sensie negatywnym, że słów i sił brak, więc nic tym razem nie powiem. Druga sprawa – to stan Skitusia. Wyskoczyła nagła operacja, guz się powiększył w zastraszającym tempie, rozlała się ropa i… co tu mówić… koszmar dla niego i dla nas też, bo nie dało się patrzeć jak bidulek zaczął cierpieć. Była niedziela, w poniedziałek z rana do kliniki i dziś operacja. Wrócił, jest z nami, śpi po tych strasznych przeżyciach. Nie muszę przekonywać, że wymordowani jesteśmy oboje z MS jedną i drugą sytuacją. Oby ze Skitusiem chociaż już było OK. Dostał antybiotyk, probiotyk, witaminy na regenerację i pod koniec tygodnia do kontroli pojedziemy. Szilunia była w stresie, bo jak to, Skitek przyjechał a wracamy bez niego? Przez cały czas do powrotu „brata” czekała w napięciu, potem już widząc, że jest, że leży na swoim posłaniu nie chciała wyjść na spacer sama, oglądała się wciąż choć jej tłumaczyłam, że „chłopaki” czekają w domu… Kiedy idziemy razem i „chłopaki” się zatrzymają, albo znikną z pola widzenia, nie ruszy się dopóki ich znowu nie zobaczy. Taka jest nasza Szilusia, ma duszę owczarka i musi widzieć swoje stado w komplecie 💗🙂

… już w domku, śpi w kocyku …

💗💗💗💗💗💗💗💗💗

Dzięki Calineczce wypróbowałam nowy przepis, właściwie trudno mówić o przepisie, to była – jak zwykle – improwizacja 🙂 Przecież mój kochany niejadek robi najprzeróżniejsze cuda, żeby nie jeść. Tym razem zachciało jej się kaszki manny ugotowanej na mleku. Proszę bardzo! Babcia gotuje 🙂 I co? Kilka łyżek i koniec jedzenia. „Nie mogę jeść bo mi się ząbek rusza” – i rób co chcesz, więcej Calineczka nie zje. Więc z pozostałej babcia usmażyła placuszki dodając jajko, trochę mąki i Wera orzekła, że pyszne. To samo było z kaszką kukurydzianą. Tylko w tej wersji babcia dodała pokrojoną gruszkę. Naprawdę sama babcia była zaskoczona rezultatem 🙂

…  z kaszy manny (czyli grysiku po krakowsku) …

Nie lubiłam nigdy kaszy, żadnej. Teraz polubiłam bulgur, nawet jęczmienna mi smakuje gdy ugotuję „po mojemu”. Po prostu do gotowania dodaję przyprawy, które lubię i sama kasza – również bez dodatków w rodzaju np. sosu – jest smaczna. Nigdy wcześniej bym nie pomyślała, że to możliwe. „To” czyli zaakceptowanie i polubienie przez moje kubki smakowe kasz. Od urodzenia kocham jednak ziemniaki i żadna kasza, ryż czy makaron nie mogą się z ziemniakami równać.  Babcia nazywała mnie stonką ziemniaczaną 🤣 Jeśli nie było na obiad ziemniaków robiłam się zła i nadąsana zupełnie jak Calineczka kiedy jest z czegoś niezadowolona 😀 Ostatnio uczyła mnie rysować zwierzątka😀 „Ja cię nauczę, rób tak jak ja, na pewno ci się uda” 🤣🤣🤣 Dzieci to takie promyczki w tym ciemnym czasem świecie …🌞🌞🌞

Kochani, dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowa. Trzymajcie kciuki za pomyślność, bo – jak mówi Lucia – kciuki zawsze pomagają, a szczęście bardzo pożądane 🍀🍀🍀

 

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

32 odpowiedzi na Nikt nie obiecał, że będzie łatwo…

  1. Urszula97 pisze:

    Aniu to trzymam kciuki ,życzę dużo szczęścia i wytrwałości, oby normalność wróciła.Dzieci mają swoje jedzonka, u mnie urwisy to jeden mięsożerca a drugi na słodko
    Nasz 4 latek już drugi rok nie akceptuje przedszkola, synowa zablokowana z pracą, ryk krzyk i zanosi się niesamowicie.Pozdrawiam cieplutko.

    • anka pisze:

      Uleńko:-) Dziękuję, kciuki bardzo potrzebne, bo to, co przyszło nam przeżywać ostatnio, przekracza wszelkie granice wytrzymałości, a wytrzymać trzeba…
      Współczuję synowej płaczu synka, bo to stres i dla mamy i dla dziecka. Niech minie jak najprędzej. Calineczka na szczęście chętnie chodzi do przedszkola, choć ten problem odpadł.
      Całuski ślę 🙂

  2. Lucy pisze:

    Och, to masz niezły lazaret w domu… życzymy Skitusiowi szybkiej rekonwalescenci. A wam do babci wiele sił i tolerancji, I zdolności niedania się zwariować przy tym wszystkim.

    Ja też ziemniakowa i chlebowa. Notabene u nas ziemniaki na zimę sprzedają od czwartku w cenie 1 euro za kilo, a jak z cena w Polsce? Tak mnie zainteresowało. Kaszkę nanne, ale taką „sztywną” po wystudzeniu, też gotuję i uwielbiamy oboje.

    Pozdrawiam serdecznie!

    • anka pisze:

      Lucy:-) Ostatnio na rachunku było 1,85 zł za kg ziemniaków, specjalnie sprawdziłam, żeby Ci powiedzieć. Skituś już ok, jutro na zdjęcie szwów jedziemy, za to Szilka zaczęła niedomagać, o babci D. nie wspomnę… Oj, masz rację z tym lazaretem 🙁
      Kaszę mannę lubiłam w dzieciństwie w postaci „grysik w kostkę” do rosołu babcinego, czyli na sztywno i pokrojoną. Teraz do herbatników jako nadzienie na słodko, wymiennie z budyniem i serem waniliowym z wiaderka robię na deser.
      Uściski dla ludzi głaskanki dla MIrki 🙂

  3. Lucy pisze:

    O, zjadło komentarz??

  4. Stokrotka pisze:

    Najważniejsze że jesteście razem i że wszyscy się rozumiecie i darzycie uczuciem…
    Przytulam i ja…
    Stokrotka

  5. Kobieta Zniewolona pisze:

    Z kaszami mam podobnie. Nie i już.

  6. jotka pisze:

    Aniu, ja z kolei kasze wszelkie uwielbiam, no może poza gryczaną i smakują mi bez niczego nawet. A mój wnuk uwielbia podobne placuszki, które synowa wymyśla na poczekaniu.
    Opowieść o pieskach bardzo wzruszająca! Dużo sił Ci życzę:-)

    • anka pisze:

      Jotuś:-) Skituś już OK, ważne, że śpi w nocy i nam daje, chociaż on… Straszne było kiedy cierpiał i nie było mu jak pomóc. Jutro jedziemy na zdjęcie szwów, mam nadzieję, że obejdzie się bez komplikacji.
      Moje dziewczynki lubią kasze, makarony i placuszki różnego typu. To znaczy Calineczka mówi, że lubi po czym się kończy jak zwykle… ktoś dojada, ostatnio Duży, który był strasznym niejadkiem, zupełnie jak jego córcia 🙂
      Asiu, siły potrzebne w dużych ilościach, dziękuję kochana 🙂

  7. Aga pisze:

    Stonka ziemniaczana. hahahaah Super babcia, aj zdrówka. 
    Przyznam, że czytanie o psach jest dla mnie ciężkie, urodziłam się psiarą, los psów wzrusza mnie najbardziej. Następuje apokalipsa, a ja lecę ratować psy. hehe Tak mi się ciężko czytało, a jednocześnie miło, bo ta czysta miłość. Zdrówka dla obojga, z całego serca życzę zdrówka. Ja mogłam stracić mojego pieska Timmiego, mogłam stracić też przyjaciółkę…z jej własnej głupoty niestety. Straciłam niedawno cudownego wujka…po prostu chcę napisać, że wiem, co czujesz. Sercem Cię mocno przytulam w zrozumieniu, tulę mocno, jestem z Tobą i mam nadzieję, że dodam tym choć odrobinę ciepła. <3

    • anka pisze:

      Aguniu:-) Dziękuję za ciepełko, za wszystkie dobre myśli i słowa. Wiem o Twoim piesku, czytałam u Ciebie, co za szczęście, że byłaś czujna i dzięki temu Timmi wyzdrowiał. Na życiowe różne sytuacje nie mamy wpływu choć trudno się z nimi pogodzić, z chorobą, z utratą… Przytulam kochana wirtualnie chociaż i posyłam moc serdeczności 🙂

  8. dora pisze:

    Ciekawe czy komentarz pójdzie.
    Improwizacja w kuchni jest fajna, no a,jeszcze jwk wnusie chetnie zjadają jej efekty.
    Zdrowia dla piesuni, co do Babci D, to niestety tzw.równia pochyła.Zyczę sił i cierpliwości.

  9. Pola pisze:

    Oj te nasze pieski kochane…
    Mój już za tęczowym mostem 🙁
    Oby sytuacja wróciła do normy Anuśko. Ściskam…
    Placuszki też robimy, ale nasz niejadek jak wiatr zawieje… raz je, raz nie…

    • anka pisze:

      Polinko:-) Twój piękny przyjaciel za Tęczowym Mostem? Jakże mi przykro… może tam biega z moim Rolfem i Browciem, ze wszystkimi zaprzyjaźnionymi pieskami…
      To i Ty masz niejadka 😉 Zupełnie jak Calineczka… raz zje, pięć razy nie… 😉
      Całuski 🙂

  10. Krystyna 78 pisze:

    Trzymam kciuki . Będzie dobrze. Pozdrawiam

  11. BBM pisze:

    Mocno, mocno, mocno trzymam kciuki!❣️

  12. Przykro to czytać, choroby atakują z dwóch stron, dobrze, że przynajmniej w jednym przypadku coś da się robić…
    Trzymam kciuki!

    • anka pisze:

      Małgosiu:-) Dziękuję baaardzo 🙂 Skitusiowi pomogły kciuki, jutro na zdjęcie szwów jedziemy i mam nadzieję, że obejdzie się bez komplikacji. Serdeczności posyłam 🙂

  13. Mysza w sieci pisze:

    Jaki Skituś bidulek, taki kochany w tym kocycku. Dołączam i ja do kciuków, niech zdrowie się trzyma dzielnie i babci i psiapsiołka. Dla Szilki też musi Skitek wracać do formy, żeby jej stresu nie dokładać. Uściski Aniu i trzymajcie się dzielnie!

    • anka pisze:

      Myszko:-) Skituś jutro jedzie na zdjęcie szwów, rana się ładnie goi. Z babcią to już szkoda gadać… 🙁
      Dziękujemy za kciuki, już tylko na nie możemy liczyć, bo cudów nie ma, przynajmniej w tym zakresie…
      Buziaki dla całej trójki 🙂

  14. Lucia pisze:

    I wreszcie ja. Kochana u mnie w domu bardzo wszyscy lubili legumine z grysiku. Dobrze ugotowaną mieszało się z mogłem mogłem i ucieralo na krem. Można było jeść z sokiem, konfiturami. Czasem ucieralo się z cytryną i była legumina cytrynowa . Żal mi Skitusia, ale będzie teraz dobrze. Przecież mówimy” goi się jak na psie”. Buziaki

    • anka pisze:

      Luciu:-) Z cytryną nie robiłam, muszę spróbować. Na razie tylko z masłem i cukrem np. waniliowym jako nadzienie do deseru z herbatnikami. Lubiłam grysik w kostkę do babcinego rosołu 🙂 O, i od razu wspomnienia…
      Skitulek już się dobrze czuje, jutro jedziemy na zdjęcie szwów. Mam nadzieję, że na tym się skończy „przygoda” z guzem. Natomiast z babcią D. to już nawet nie równia pochyła a mamucia skocznie narciarska…
      Całuski 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *