Kasia weszła do budynku ze świadomością, że drzwi sekretariatu są zamknięte, nikogo tam już nie ma i nie będzie więcej żadnej bratniej duszy. Wszyscy się wynieśli do innego obiektu, a dokładniej: zostali zmuszeni. Nieodwołalnie skończył się pewien etap życia. Cóż, życie polega na nieustannych przemianach, ale… na litość boską, jak się pogodzić z zaprzepaszczeniem kilkudziesięcioletnich osiągnięć, dokonań, dla których poświęcało się tyle energii, myśli nawet własne zdrowie? Tyle pracy, tyle zaangażowania emocjonalnego, tyle czasu, tyle wysiłku z widocznym rezultatem poszło na marne! Zostały tylko na fotografiach uwiecznione projekty, imprezy organizowane dla ludzi, dla rozbudzenia poczucia jedności środowiska, dla pomocy rodzinom tych, którzy zginęli pełniąc służbę, dla możliwości realizowania pasji życiowych pracowników poza służbą – jak choćby spektakle teatru amatorskiego, malarstwo czy twórczość literacka – pomagające odreagować stres związany z pracą niosącą ze sobą zagrożenie życia. … Cóż, nowe miotły, nowe porządki… Ale smutno… Można ducha wyzionąć między półkami i nikt nie zauważy. Zostały we dwójkę z Mariolką.
Powstały problemy jeszcze większe niż dotąd. Nie było jak wyjść do lekarza czy załatwić sprawę w urzędzie. Ot, choćby dziś. Mariolka miała długo wyczekiwaną wizytę u lekarza o jedenastej. O tej samej Kasia powinna być w Punkcie Bibliotecznym w innym obiekcie, bo to godzina otwarcia. Tymczasem zepsuł się kompakt w toalecie i hydraulik zapowiedział się też na jedenastą. Nieustannie dzwonił telefon, przyszli czytelnicy, do tego dochodziło całe mnóstwo obiegówek przynoszonych przez ludzi zmuszanych do odejścia z pracy. Każdą kartę obiegową Kasia musiała sprawdzić (czy ten ktoś z nią przychodzący nie jest dłużnikiem i nie zalega z oddaniem książek ostatnio czy w zamierzchłej przeszłości) i przybić pieczątkę ewentualnie przyjąć inną pozycję w zamian za zagubioną czy też ekwiwalent pieniężny i rozliczyć delikwenta. Nie miała czasu nawet podnieść głowy znad papierów, zdarła paznokcie od przebierania w kartach, nie jadła, nie piła… Istny dom wariatów! Poza tym doszło do sytuacji, że gdy była sama poza godzinami otwarcia Biblioteki, zasuwała kratę w drzwiach obawiając się jakiegoś ataku w rodzaju „nóż w plecy”. Pracujące obok panie, obok – czyli w pomieszczeniach już odebranych wydziałowi kultury – przemykały ciemnym korytarzem omiatając ją niewidzącym spojrzeniem jakby już była duchem z innego wymiaru. Dopiero poza budynkiem, w sklepie albo na ulicy, rozglądając się trwożliwie, odważały się powiedzieć, że są wszyscy zastraszeni, że za jedną pomyłkę zwierzchnik grozi wyrzuceniem z pracy.
– Na litość boską, to jest państwowa firma, a nie jego prywatny folwark – oburzona Kasia opowiadała Mikołajowi. – On jest z jednego układu, za chwilę będzie inny, jak to u nas. Ani się obejrzy jak stąd wyleci. Już tacy byli co myśleli, że będą rządzić na wieki wieków.
Postanowiły z Mariolką przynosić wodę na herbatę i kawę z pobliskiego ujęcia wody oligoceńskiej. Tak, żeby sobie choć trochę uprzyjemnić trudne chwile w pracy. Która z nich akurat mogła to po wodę szła, albo na przykład idąc do pracy nabierała wodę w butelkę. Kasia niezmiernie lubiła takie momenty, takie krótkotrwałe chociaż wyrwanie się nie tyle z samej pracy, co z ponurego „tego czegoś” co przepełniało miłe niegdyś miejsce. Czasem sobie zapisywała myśli na karteluszku.
„Idę po wodę. Jest przed ósmą, nikogo w budynku po nasze stronie. Ludzie na zewnątrz zbierają się, czekają na dzieci wracające z kolonii. Jedni pojedynczo, znajomi grupkami. Czeka też sznaucerek wielkości Dżemika, kręci się, uszka latają jeszcze szybciej niż on sam. Ogonek nie lata tylko dlatego, że mu ucięli. Dżemikowi nikt niczego nie ucinał i dlatego Dżemikowy ogonek żyje własnym życiem. Potem przechodzę przez podwórko. Jakbym weszła w intymny świat innych ludzi. Ktoś stoi z psem, inny spaceruje, sąsiadka rozmawia z sąsiadką, dozorczyni zamiata, mężczyzna pakuje jakieś paczki do samochodu… To taki fragment życia na wolności – który oglądam jak niewolnica, czyli kobieta zmuszona z konieczności (teraz) chodzić do pracy – jak zza szyby, albo zza krat, kiedy na chwilkę wyjdę z więzienia… Kurczę, jakby wyjście to dopiero na cmentarz…”
Po powrocie do domu natrętne, męczące myśli wcale nie zostawiały jej w spokoju.
Kto nie zna depresji z autopsji może się uważać za szczęściarza – pomyślała Kasia. – Z tą cholerą nie da się żyć. Co z tego, że wiem, że to ona a nie ja, że to jej zasługa a nie moja wina? Przychodzą momenty, że myśl o samobójstwie kołacze się po głowie i skacze wewnątrz czaszki zupełnie jak piłeczka wrzucona do pustego pokoju odbija się od ściany do ściany. Oczywiście nic takiego nie zrobię, ale do czego to podobne, żeby przez tę cholerę przekreślać wszystkie dziedziny życia, wszystkie osiągnięcia, bo ona mi podpowiada, że skoro nie chcę więcej iść do pracy to jest wyjście… Prawda, nic mnie tak naprawdę nie cieszy, bo muszę iść tam gdzie nie chcę… Jak potwornie trudno jest żyć z tą cholerą ukrywając ją przed wszystkimi… Na szczęście biorę bioxetin, bez niego nie dałabym rady… Tłumaczę sobie: Kaśka wytrzymaj, bo jak pękniesz to w następnym wcieleniu będziesz się tak samo męczyć od początku i po co ci to? … Mimo wszystko mam ściśnięte gardło, kołatania serca, zawroty głowy. Mikołajowi się do wszystkiego nie przyznam, po co ma się jeszcze tym denerwować. Wystarczy, że ma na głowie całą finansową stronę kredytu, budowę i mamę… Zrozumiałam, że z miejscem pracy i ludźmi zerwałam stosunki naprawdę. Rok temu mówiłam – w związku z sytuacją – że idę na mentalną emeryturę. Chyba naprawdę tak się stało. Nic mnie z nimi nie wiąże, nie chcę, żeby wiązało. Czasu nie da się cofnąć… Ze śmiercią – de facto – mojej Biblioteki (ciekawe, że moją zawsze piszę wielką literą, jakby to jej imię własne było) nastąpiła i moja częściowa – dotycząca firmy. Czteroletnie próby reanimacji to bezsens, daremny wysiłek. Teraz część książek ma iść do Wilna, część do kasacji (tu serce pęka), a jeszcze zakończenie inwentaryzacji spada na moją głowę, obciąża psychikę i nie daje mi chwili spokoju…. Potem co? Przewieźć wszystkie dokumenty do budynku, wszystkie księgi inwentarzowe, ocalone książki… Gdybym jeszcze mogła sama to zrobić – OK, ale „załatwiać”, „organizować” – to nie dla mnie. Chyba po raz pierwszy dotknął mnie tak namacalnie „rozdział” od młodych, różnica wieku, charakterów, poglądów (choć tych może mniej), spojrzenia na świat, podejścia do rzeczywistości… Ja jestem „na zewnątrz” wszystkiego, nic mnie już z „tamtym” nie łączy… Jakbym była na drugim brzegu rzeki, albo za szkłem witryny… „Wewnątrz” jestem tylko w domu, bo tu jestem na swoim miejscu…
Jakiś dokuczliwy dźwięk wkradł się do Kaścynego mózgu i zaczął drażnić jego zwoje.
– Auu! – zawyła Kasia wcale nie w myślach, ale na głos. – Co za hałas! Rany, domofon działa! A ty, Dżemiku jeden, nic nie mówisz? – zwróciła pełne wyrzutu spojrzenie na czarną futrzaną plamę rozpłaszczoną na podłodze. Futro otworzyło jedno oko, które bardzo wyraźnie dało pańci do zrozumienia, że nie było warto sobie zdzierać gardła w taki upał, bo ona i tak nie słyszy kiedy jest zamyślona.
– No dobrze, przepraszam, moja wina – rzuciła w stronę futra, które otworzyło drugie oko, szeroko ziewnęło, wstało, przeciągnęło się, otrzepało i podążyło już raźnym krokiem w kierunku domofonu dając głos.
– Hau, teraz mogę szczekać, bo mnie słyszą – zrozumiała Kasia.
– Ty mądry futrzaku – poklepała czarny łeb. – A swoją drogą znów strasznie zarosłeś. Potem cię ostrzygę… Tak? – ryknęła w słuchawkę domofonu potykając się o psa.
– Nie! – ryknął w odpowiedzi głos Elżbiety. – Ile można dzwonić? Nie możesz się szybciej ruszać?
– Właź – wcisnęła Kasia przycisk.
Po chwili Dżemik witał się z ciotką Elką głośno i radośnie.
– Wcale nie słyszałam dzwonka. Zamyśliłam się i jakoś odleciałam w inne rejony…
– I tam ci słoń na uszy nadepnął?
Zgłaszam przeczytanie i czekam na ciąg dalszy. Uściski
Luciu:-) Dzięki za przeczytanie 🙂 Tak w ogóle ciąg dalszy jest w „Pasmach życia”, a tu pojawiają się różne fragmenty Kasinego (oraz reszty kompanii) życia między głównymi częściami sagi ursynowskiej czyli wtzw. międzyczasie. Jak mi się w życiu uspokoi to może jeszcze coś więcej „się objawi” 😉 Całuski 🙂
Oj tak, ciężko zostawić za sobą dorobek powstały z pasji i współpracy wielu osób, zostają tylko zdjęcia i wspomnienia…
Jotuś:-) Jeśli pozostawia się sprawy w dobrych rękach i toczą się do przodu – to jest fajnie, ale jeśli całość ulega zniszczeniu – to koszmar, którego właśnie doświadcza moja bohaterka… Uściski 🙂
Trzymam kciuki za Kasię, świat trochę zawirował kobiecie, będzie dobrze.Pozdrawiam.
Uleńko:-) Ano zawirował… Jak się układa potem jest w „Pasmach życia”. Kasia pierwszy raz pojawia się pod koniec „Widocznie tak miało być”. Uściski 🙂
Oj, czytam czytam . A może książka będzie……
Krysiu:-) Cieszę się, ze czytasz 🙂 Jak wygram w totka (nie gram, hi hi ) to sobie wszystko wydam po kolei 🙂 Dla mnie radość wielka, że czytasz na blogu.
Uściski 🙂
Ale zawsze myślałam , że na książkach zarabia się.
Nie mam głowy do interesów, bozia nie dała … 😉
To tak, jakbyś tę opowieść wyjęła z moich ust Anuśko…
Smutne to, że ludzie ludziom… I dla mnie nie do pojęcia…
Nie będę piać więcej, ale wiesz, co mogę czuć w sercu. Już kilka lat minęło, a ja zrobiłam wszystko, żeby zapomnieć, ale… czy to całkiem możliwe?
Ściskam Kochana!
Polinko:-) Pisałam odpowiedź z telefonu, ale zdechło 🙁 Ale już mam Lapka włączonego. Wiem co możesz czuć. Nawet po latach takie sytuacje wracają, nawet we śnie, Kasia wie, że nie da się zapomnieć…
Przytulam Polinko najmilsza 🙂