Święto każdej Mamy dziś mamy więc życzenia Mamom składamy 🙂 Każda z nas ma w sercu swoje wspomnienia o Mamie, niektóre mają Mamy jeszcze przy sobie… Dziś taki jest dzień, że myśli uciekają do dzieciństwa, do różnych chwil z tamtego okresu. Wspominałam moją Mamę tu: http://annapisze.art/?p=2861
Znalazłam jeszcze jedno stare zdjęcie
Kwiaty z życzeniami najlepszymi dla każdej Mamy w dniu dzisiejszego Święta 🙂
@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@
Babcia D. jeszcze śpi, zdążę do torebki włożyć drobiazgi świąteczne dla niej zanim wstanie. Mam chwilę dla siebie, więc zdam relację zaległą z kulinarnych prób lepiej i mniej udanych. Tak więc całkowitą nowością było upieczenie kapusty pekińskiej wg przepisu z bloga https://vegenerat-biegowy.pl/zapiekana-kapusta-pekinska/
Wyciągnęłam stary prodiż i postanowiłam sprawdzić czy działa. Zrobiłam to z wielką ostrożnością i duszą na ramieniu pomna sytuacji, gdy kiedyś znalazłam bardzo stary przedłużacz i podczas sprawdzania jego przydatności do użytku pozbawiłam całe mieszkanie energii elektrycznej. Cóż, do odważnych świat należy, włożyłam wtyczkę w gniazdko i… nic się nie stało! Zaczął grzać po krótkiej chwili oczekiwania. Postanowiłam iść za ciosem i przygotowałam murzynka wg przepisu krakowskiej cioci Halinki wykorzystując cztery przewiędłe nieco jabłka z koszyczka. Tak też zrobiłam, nawet upiekłam i powiem Wam, że wyszedł rewelacyjny w smaku, lepszy niż z piekarnika bo wilgotny, nie wysuszony jak się czasem zdarzało, jabłka nie wpadły do środka, zostały na górze i polane polewą wyglądały pięknie. Rewelacja!
Na murzynka się zdecydowałam myśląc „co tu zrobić, żeby się nie narobić”. Przepis jest genialny, nie trzeba sobie brudzić rąk, wyciągać stolnicy… Po prostu stawiam garnek na źródło ciepła, czyli na kuchenkę, wlewam 1/2 szkl. wody (mleka), wrzucam margarynę (masło), wsypuję 2 szkl. cukru (można mniej), 3-4 łyżki kakao. To się ma zagotować, połączyć, więc mieszam od czasu do czasu rogalką. W międzyczasie przesiewam do osobnej miski 2 szkl. mąki równocześnie z 2 łyżeczkami proszku, wybijam do innej miseczki 4 jajka. Zdejmuję garnek z pieca, czekam aż przestygnie. Aha, odlewam trochę masy kakaowej do polania ciasta. Kiedy przestygnie, dodaję mąkę, jajka i… można zmiksować, ale mnie się nie chciało wyjmować miksera (a potem myć…) i dlatego rogalką wyrobiłam na gładko, przelałam do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia, ułożyłam na wierzchu pokrojone w kostkę jabłka i już. Piekło się ok. godziny, z niecierpliwością zaglądałam i sprawdzałam patyczkiem aż wreszcie JEST! Upiekło się 🙂 Kiedy przestygło oblałam polewą i proszę bardzo, gotowe!
Jako ciekawostkę zrobiłam także wątrobiankę vege i muszę przyznać, że nawet babcia D. jadła ze smakiem, a MS spróbował bez wstrętu (!!!) i orzekł, że może być 😉 Przepis znalazłam na tym samym blogu, tam jest mnóstwo świetnych przepisów https://vegenerat-biegowy.pl/watrobianka/
Myślę co jeszcze ciekawego robiłam… wiem, kotlety selerowe, które MS je i twierdzi, że mu smakują, babcia D. nawet dokładkę wzięła 🙂
Na śniadanie któregoś dnia sałatkę przygotowałam z tuńczyka (ryby czasem jadam), białej fasoli, kukurydzy, cebulki, czosnku wgniotłam sporo, przyprawiłam solą, pieprzem i odrobiną majonezu. Zniknęła natychmiast 🙂
Jeśli chodzi o odreagowanie nagromadzonych stresów – rzuciłam się na Chmielewską po raz setny chyba i pośmiawszy się trochę wróciłam do pionu. Wszystko mija nawet najdłuższa żmija – jak się to mówi, więc tego się trzymam. Przypomniała mi się książeczka, którą chłopcy mieli w dzieciństwie. Nie pamiętam autora ani tytułu, ale fragment o wężu mi utkwił na zawsze: „wąż się zaczyna od głowy, potem się zwęża i zwęża, a jak się całkiem zwęzi to już jest koniec węża”. Czyż nie trafne?
Dobrej pogody, humoru i cierpliwości. Trzymajcie się zdrowo!
Mam wrażenie, że w formie kotletów z panierką to wszystko zejdzie 🙂 Mnie też seler w tej formie smakuje. Czekam jeszcze na Twoją wersję kotletów twarogowych, może sama kiedyś się skuszę. Pieczonej pekińskiej jeszcze nie jadłam, ale myślę, że by posmakowała – niestety też tylko mi 😉 Aniu i dla Ciebie piękne życzenia, jesteś wspaniałą Mamą! Uściski i serdeczności
Myszko:-) Dziękuję za dobre słowa 🙂
Pekińską robiłam już duszoną z pomidorami, też smakuje mi. W ogóle lubię kapustę. Nie wiem kiedy się odważę na kotlety twarogowe, ale taki czas na pewno nadejdzie 😉 Buziaki!
Piękny post Anuśko!
Ja jestem tą szczęściarą, że ukochaną Mamcię mam przy sobie… blisko… I Tatka również, choć chory mocno już…
Cenię sobie każdą z Nimi wspólną chwilę… Coraz bardziej…
Miłego świętowania dziś!
Polinko:-) Jesteś prawdziwą szczęściarą, korzystaj z tego. Zdrowia dla Rodziców duuużo, jak najwięcej 🙂
Dziękuję i uściski posyłam!
I dla Ciebie wszystkiego najlepszego
Mnie dzisiaj siostra zawiozla na cmentarz.Popoludniu będzie syn.Pozdrawiam
Uleńko:-) Na pewno miło było w ten piękny dzień. Uściski posyłam 🙂
no właśnie murzynek z prodiża jakoś lepiej smakował niż z piekarnika…
najlepszego z okazji Dnia Mamy Aniu 🙂
Katju:-) Zrobię następną próbę z innym ciastem wykorzystując prodiż. Moja mama nigdy nie używała piekarnika, zawsze piekła wszystko w prodiżu i było wyborne w smaku.
Dziękuję i cieplutko pozdrawiam 🙂
Niestety, moja Mama odeszła przeszło 20lat temu, 3 miesiące po Tacie! Nie zdążyłam jej wszystkiego powiedzieć, tyle tylko, że gdy tylko mogłam wyrwać się do niej (mieszkałam 100km od Rodziców), dbałam o nią jak najlepiej umiałam, jeździłam do szpitali i bardzo późno znalazłyśmy wspólny język . Byłam jedyną córką Taty ,prócz mnie 3 braci
Czasem się życie tak plecie!
Tuńczykową sałatkę robię z czerwoną fasolą!
A prodiż też taki miałam, ale chyba komuś wydałam, a szkoda jak widać!
Pozdrawiam pięknie!
Fusilko:-) Moja już 32 lata Po Drugiej Stronie Tęczy. Bardzo chciałabym ją spotkać, zapytać, powiedzieć… Masz rację, że „czasem życie tak się plecie” i nic nie możemy na to poradzić…
Sałatkę zwykle z czerwoną fasolą robię, ale akurat nie miałam.
Ucieszyłam się z tego staruszka prodiża i wypróbuję inne możliwości.
Uściski posyłam!
Wszystko apetyczne i proste, więc znakomite!
Kochajmy mamy, póki je mamy!!!
Jotuś:-) Do pamiętnika dziewczyńskiego w czasach szkolnych ktoś mi wpisał:
„Kochaj serce matki póki jest przy Tobie, bo za późno będzie wtedy, kiedy będzie w grobie”. Strasznie brzmi, ale to prawda…
Odwzajemniam życzenia dla mam.
Prodiża zazdroszczę. Ciasta nie piekłam, bo dzieci daleko. Ależ masz wenę kulinarną.
U mnie objawia się z doskoku. Miłego świętowania Aniu. Całuję
Luciu:-) Ty przecież codziennie kolację musisz robić taką „porządną”, nie byle jaką, więc wena kulinarna Twą codzienną towarzyszką musi być 😉
Z prodiża cieszę się coraz bardziej 🙂 Buziaki!
Murzynek mniam, ale prodiża,nigdy nie używałam.
Corki mi wysłały całuski , ja do swojej zadzwoniłam o po swięcie.
Jak,najmniej trosk wszystkim mamom zyczę.
Dora:-) Toteż i ja się cieszę, że się odważyłam prodiż wypróbować i będę próby czynić dalej.
Dobre życzenia – „jak najmniej trosk”, przyłączam się 🙂
Anusiu, jesteś genialna! Ja upiekłam najprostszy na świecie placek jogurtowy, ale oczywiście miał zakalec. Został pożarty, ale mój kuchenny antytalent znów się ujawnił 🙁 Przytulasy kochana!
Ewuś:-) Mam wrażenie, że „mijasz się z prawdą” – jak to się teraz mówi 😉 Na pewno wyszło Ci pyszne ciasto, skoro pożarte zostało! Jogurtowego nie piekłam, ale skoro ja się odważyłam upiec drożdżowe i dało się zjeść na dodatek, to Ty wszystko możesz! Buziaki!
U mnie już tylko dwa spody od prodiża zostały, ale nadal je wykorzystuję, tyle że już tylko jako naczynie- dobrze się w nich pieką pasztety.
Matyldo:-) Jako naczynie – dobry pomysł na potem, jak już nie będzie działać. Na razie prodiż mam zamiar wypróbować jeszcze piekąc co nieco. Muszę sprawdzić czy jeszcze prodiże można nowe kupić, to wygoda była.
Macham!
Powtórzę KOCHAJMY PÓKI JE MAMY. Ja mam swoją blisko, jest trochę schorowana, ale jest samodzielna.
Krysiu:-) Wspaniale, że masz swoją Mamę 🙂 Życzę zdrowia jak najwięcej i pozdrawiam 🙂
Muszę przemyśleć tę wątrobiankę z tofu, zaciekawiła mnie, bo lubię różne pasty. A kapustkę w postaci bigosu bez mięsa ugotowałam jakiś czas temu, zamknęłam w słoiczkach i jak mnie najdzie, to wyciągam:) Też smaczna.
Piranio:-) Pewnie, że smaczna. Rozmroziłam właśnie pojemniczek i był bigos na obiad jak znalazł. Dla babci D. i MS usmażyłam do tego kiełbasę, sobie odgrzałam kotlety z cieciorki (z ugotowanej przez siebie, nie z puszki, taka byłam! ). Bardzo było smaczne danie. Lubię mieć w zamrażalniku różne „resztki” tak na wszelki wypadek i to jest wygoda wielka w awaryjnych sytuacjach, kiedy nie ma czasu albo się nie chce nic robić 😉