W nocy z piątku na sobotę padał deszcz. Zaczął wieczorem, więc wyjście z psami na wieczorny spacer okazało się problematyczne. Wybrnęliśmy zakładając im zimowe płaszczyki Skitusia, dzięki czemu ochronione zostały przed kompletnym przemoczeniem. Wprawdzie Szila była bardzo niezadowolona, nie lubi takiej maskarady, ale musiała się podporządkować. Sposobem na jej fochy jest puszczenie przodem Męża ze Skitsem. Ponieważ ona zwykle prowadzi wycieczkę, bardzo nie lubi gdy ją ktoś wyprzedza. Poza tym ma w sobie jakieś geny owczarka i pilnuje, żeby stado się nie rozpierzchało i było „w kupie”. Goniła więc za chłopakami na cienkich nóżkach niosąc swoje przygrube ciałko w takim tempie, że ja się zasapałam. Ale i mnie się taka przebieżka przyda „dla zdrowotnosci” przecież 🙂 A rano przywitała nas na łące cudna mgła i słońce przebijające się przez nią w urokliwy sposób.
Po powrocie zrobiłam gulasz z kurczaka dla domowników na obiad, dla siebie kotleciki z jednej dużej utartej pieczarki, kawałeczka sera Radamera, łyżki mąki kukurydzianej i odrobiny bułki tartej, plus jajko oczywiście. Bez jajek nie dam rady żyć 🙂 I tu mam problem ze zrobieniem czegoś dla Małego, bo on z jajek zrezygnował. Znów muszę się w związku z tym uczyć czegoś nowego!
Nastawiłam w dużym garnku ciasto drożdżowe wg Ewy Wachowicz, mam je upiec po 12-tu godzinach. Jak wyjdzie to Wam powiem. Poza tym upiekłam kolejne bułki/chlebki wg przepisu od dziecka, czyli Małego. Jak do tej pory wszystkie smaczne wyszły, choć za każdym razem inaczej.
Z tego samego przepisu próbowałam bułki zrobić, tylko mi takie nieforemne wyszły 😉 Małemu zaś normalnie jak z piekarni 🙂 Mogłam tak poszaleć drożdżowo, bo mi dziecko zapas drożdży dostarczyło. I tu ciekawostka – to, co kosztowało 60 groszy, teraz 2,50 kosztuje. Drobnostka…
Przepis na bułki/chlebki – 0,5 kg mąki, 3,5 dkg drożdży, 6 łyżek oleju, 1 łyżeczka cukru, 1 łyżeczka soli, 300 ml mleka/wody letniej. Wszystko razem wymieszać, uformować bułki, włożyć do piekarnika, upiec 200st/20 min. Ja oczywiście wprowadziłam pewne modyfikacje. Drożdże zalewam ciepłym mlekiem plus łyżeczka cukru. Przesiewam mąkę do miski, dodaję sól, olej. W tym czasie drożdże się rozpuszczają, mieszam je do końca, do płynnej postaci łyżką, wlewam do miski. Drewnianą łyżką mieszam, jak się połączą składniki wyrabiam ręcznie. Kulę wyrobionego ciasta na chwilę odkładam pod przykryciem. W tym czasie szykuję piekarnik, kładę papier do pieczenia na piekarnikową blachę. Wyjmuję kulę, kroję na 2 części. Każdą formuję, kładę na blachę i wkładam do pieca. Włączam temp. 180 st. na 25 min. i tyle wystarcza. Przynajmniej do tej pory bułki/chlebki były smaczne i dobrze się piekły. Dziś do mąki pszennej dodałam trochę żytniej. Będę eksperymentować 🙂
I jeszcze ciekawostka z innej beczki. Spotykamy na spacerach parkę państwa dzięciołów, wiemy gdzie mają gniazdko, obserwujemy nowe uszykowane, a dziś widzieliśmy – chyba – już wysiadującą panią dzięciołową. Wykute w pniu drzewa dziuple (dziupelki właściwie) maja okrąglutkie otworki/wejścia do środka, są w bezpiecznym miejscu, za ogrodzeniem, więc żaden podły ludź nie zrobi młodym krzywdy. A natura musi się sama bronić, ponieważ jednak tu są tylko wiewiórki, lisy, zające i sarny – to chyba niebezpieczeństwo żadne nie zagraża. Rano wychodząc z psiakami widuję sarenki, parkę. Zdjęcia trudno zrobić, ledwie mogę utrzymać na smyczy moją dwójkę. Zrobiłam tylko takie byle jakie, ale udało się powiększyć i dowód jest 🙂
W niedzielę znów udało się zobaczyć dzięcioła w jego domku, albo panią dzięciołową, trudno powiedzieć.
Ciasto wyszło smaczne, upiekło się bez problemu a zrobione zostało bez wysiłku.
Teraz powiem jak zrobiłam. Przepis spisywałam na kartce podczas programu „Ewa gotuje”.
6 jaj wybiłam do miski, dodałam 2 szklanki cukru i zmiksowałam. 10 dkg drożdży wkruszyłam do masy, dodałam 2 szklanki ciepłego mleka oraz 6 łyżek oleju. Już nie mieszałam, odstawiłam pod ściereczką do wieczora (ma być ok. 12 godz. ale nie było, nie miałam cierpliwości dłużej czekać). Wieczorem dodałam 1 kg przesianej mąki i rodzynki, dobrze wymieszałam drewnianą łyżką, aż się wszystkie składniki porządnie połączyły. Zapomniałam zostawić do wyrośnięcia na 15 min. tylko od razu włożyłam do piekarnika. Aha, w programie było, żeby do 2 keksówek włożyć, ja jednak wzięłam jedną dużą formę (24 x 40 cm), wydawało mi się, że moje keksówki za małe są na taką ilość ciasta. I dobrze zrobiłam 🙂 Piekłam w temp. 180 st. (tak piekę drożdżowe) ok. 40 min. Wkładam do zimnego piekarnika, tego się już nauczyłam.
Na koniec chcę Wam pokazać jaką piękną kartę zrobiła Magda – https://pomiedzypatrzeawidze.home.blog/ – na moje urodziny 🙂
Tak więc majówkowy wpis kończą jaskółeczki od Magdy 🙂 Na SZCZĘŚCIE 🙂
Trzymajcie się zdrowo!
Wszystkiego najlepszego urodzinowo! Pochwaliłaś się na blogu a ja przegapiłam?! A fe! Brzydka Matylda!!! :((( To teraz wyściskuję podwójnie i samego dobrego życzę! :))
A mgły- cudnościowe!
Matyldo:-) Nie przejmuj się, dziękuję za te „podwójności”, warto było poczekać
🙂 🙂 🙂 DZIĘKUJĘ !!!
Mgły lubię bardzo, a w górach jakie są piękne!
Ileż bogactwa w jednym wpisie. O pieskach mogę czytać godzinami, o sarenkach też.
Ten przepis znam, ale nie trzeba tak długo czekać.
Te bułeczki sobie obiecuję, przepis mam od syna, ale we dwoje wiele nie zjemy, będę musiała zamrozić.
Za to w weekend zjedliśmy blachę drożdżowego ciasta, no nie sami, ale zawsze…
Pozdrów ode mnie sarenki i dzięcioły na spacerze.
Jotko:-) Uzbierało się przez 3 dni majówki 🙂
Toteż nie czekałam tyle czasu. I dobre wyszło.
Mrożenie wykorzystuję teraz po każdych zakupach chleba. Nie mam stresu, że zabraknie i będę musiała ponadplanowo iść do sklepu.
Dziś na kolację zjadłam drożdżowe, lubię z mlekiem od dziecka jako posiłek, nie jako deser.
Oczywiście pozdrowię sarenki, dzięcioły i inne zwierzątka, które spotkam. Dziś jeszcze jaszczureczka się napatoczyła 🙂
Szalejesz w kuchni 🙂
Ervi:-) To nie szaleństwo, to codzienność 🙂
Bogate dni i w naturze o w kuchni.Cudowne widoki podczas spacerów z psami. Ja też nie narzekam.Troche na działce, trochę dzuerganie a dzisiaj jak blacha z ciastem była w piekarniku zadzwonił syn że przyjedzie z rodziną na kawkę. Było jak znalazł i jeszcze zamrozilam.Dzisiejszy dzień był uroczy tylko Kotka niezadowolona.Jak nie mały się do niej doczolgal to większy ja nosił a ona się wyrywała.Pozdrawiam .
Uleńko:-) Miałaś maluchy u siebie! Ja dziś też Calineczkę widziałam, dałam jej ułamane gałązki bzu, bo jej się podobały kwiaty i wąchała 🙂 Ale nie pozwolili mi jej przytulić ani na ręce wziąć. Kochane dzieciaki, że dbają o nas, ale strasznie mi brak tego przytulenia maleństwa. Za to Ty miałeś wesoło z chłopakami i jeszcze kotką 🙂
Popadało na szczęście, mało ale dobre i to. A u Ciebie na działce był deszcz? Niby zapowiadali na dziś jeszcze ale nie było. Ściskam serdecznie 🙂
Niby sporo popadało ale wchodząc na teren dzialkowy mialam wrażenie że nie było deszczu.Ziema pochłonęła szybko deszcz.Oznaką deszczu była 1 beczka napełniona całkowicie wodą.Sadząc roślinki była wilgoć.Moich maluchów nie sposób dotykać.Jacek to siedzi i wyciąga rączki.Nie raczkuje tylko się czołga i się wspina.Nie da się całkiem trzymać ich w izolacji.Syn chodzi do pracy gdzie na zmianie jest min.2000 tyś ludzi,tyle że jedzie swoim samochodem a nie zakładowym autobusem.
Ziemia bardzo sucha, spragniona więc woda szybko wsiąka. Musiałoby padać równo przez kilka dni, żeby się trochę się wyrównało. Beczka to dobra rzecz, przynajmniej część wody można wykorzystać na działce.
Z jednej strony trzeba się cieszyć, że syn ma pracę, z drugiej bardziej uważać, skoro wśród ludzi przebywa. Musimy się z tym nauczyć żyć, bo co poradzisz?
Dziś świeci słonko od rana, choć jeszcze chłodno.
Zdrówka!
No widzisz. Maluchy będą na dyżurze u nas.Syn nie może brać urlopu a synowa musi do okulisty i muszą jej zakroplic oczy. Maluchy przywiezie do nas,pójdzie na badanie i potem będzie u nas aż syn ich odbierze.Tylko nie wiem co z drugim samochodem.życie.
Ula, życie idzie swoim torem i dobrze. Nic poza zachowaniem ostrożności nie możemy zrobić. Maluchy cudowne 🙂 Samochód pewnie u Was zostanie, bo przecież po kroplach nie da rady jechać, a wieczorem to już w ogóle. Przynajmniej ja po kroplach długo źle widzę.
❤️Urodzinowe serducho dla Ciebie Aniu.
Piękne spacery dzięki pieskom odbywasz , ładne widoki, zwierzęta, ptaki, do pozazdroszczenia!
Dora:-) Dzięki serdeczne 🙂 Koło Ciebie jest tak pięknie, że napatrzeć się nie można i masz to pod ręką. A moje najpiękniejsze miejsce tak daleko i nieosiągalne teraz, buuu… Ale „z braku laku dobry kit”, więc dobrze, że choć odrobinka zieleni jest obok osiedla. Oby jak najdłużej, bo kiedyś na pewno zabudują.
Buziaki 🙂
Zdolna jest ta nasza Magdusia – mnie też uraczyła pięknymi dziełami swojej artystycznej duszy,Co prawda z przymusu sytuacyjnego te prezenty były wirtualne, ale mam też jeszcze i te prawdziwe, które dostałam od Niej , gdy była w Krakowie z wizytą.
Przepisy na chlebek fajny, ale jestem niestety za leniwa na pieczenie, wole jednak iść do sklepu.
Za to Zdjęcia jak zwykle cudne Trzymam kciuki za panią Dzięciołową, ale ma i tak lepiej w tym swoim dziuplowym mieszkanku, niż bocianki na gnieździe, bo ani wiatr, ani deszcz jej nie przeszkadzają. A sarenki cudne są po prostu.
Za to ja dzisiaj się „złamałam: i włączyłam na noc ogrzewanie, nie cierpię marznąc
Ewa:-) Magda jest niesamowicie zdolną i artystycznie uzdolnioną duszyczką 🙂
Widziałam kartkę dla Ciebie u niej na blogu, śliczna 🙂
Co z bociankami, miałam zapytać. Są w gnieździe, oglądasz je? Poproszę o wieści z bocianiego gniazda. A sarenki są naprawdę tak słodkie i cudne! Powiedz, jak można z zimną krwią strzelać do takich niewinnych stworzonek i mordować je?!!! One kochają siebie wzajemnie, swoje dzieci też, dbają o nie, opiekują się nimi a tu przyjdzie podły człowiek i morduje dla przyjemności!!!
Ewciu, mnie by się dla samej siebie piec nie chciało za nic na świecie. Dla domowników to robię, żeby nie chodzić często do sklepu i nie złapać wirusiska. Idę raz w tygodniu z kartką, zabezpieczona w miarę możliwości. Chleb mrożę, ale czasem braknie, albo nie zdążę wyjąć przez zapomnienie. Mając drożdże szybciutko upiekę.
Dobrze zrobiłaś, że ogrzewanie włączyłaś. Musisz dbać o siebie, niby w imię czego masz marznąć? Słoneczka życzę, u mnie świeci od rana choć jeszcze chłodno. Na łące mokro, rosa i buty przemoczyłam, suszę się 🙂
Buziaki 🙂
U mnie rośnie, / lepiej by było powiedzieć że stoi/ stara jabłoń , jabłek już nie rodzi ale dookoła ma wydłubane przez dzięcioły okrąglutkie otwory, które służą ptaszkom za budki lęgowe. Obecnie zajęte przez kosy .
Elizo:-) To wesoło masz! Ja dopiero w tym roku pierwszy raz zobaczyłam takie okrągłe otworki w drzewie i myślałam w pierwszej chwili, że to człowiek wiertarką wywiercił. Tylko po co? Dopiero jak zobaczyłam wlatującego dzięcioła do środka to zrozumiałam. Poczytałam i teraz już wiem 🙂
Pieknie, pieknie:)
Fajnie zobaczyc w poniedzialkowy ranek. Ja ciezko i wolno wszystko zaczynam:(
Hectorowi deszcz nie straszny. Ma specyficzna, gruba siersc (a w zasadzie dwa rodzaje siersci) i nic go nie rusza.
Bognna:-) To Hector ma dobrze 🙂 Skitek ma sierść jak jamnik, nie lubi też jak mu coś na głowę kapie ani jak mu zimno, najbardziej lubi jeść i spać, w ciepełku 🙂 Szila ma grubą sierść, futro właściwie jak niedźwiedź 🙂 Specjalnie się deszczem nie przejmuje, tylko potem długo schnie bo ogrzewanie już wyłączyliśmy. Lepiej więc ją także zabezpieczyć.
Wiem, że ciężko i wolno zaczynasz 🙁 Przytulam Cię serdecznie i rozgrzewająco, może trochę ulży…
przyznam się, że dawno do bocianków nie zaglądałam, dzisiaj tam kuknęłam i sa trzy pisklaki, zdrowe, nawet dosyć żerne, oczywiście rodzice odpowiednio o dietę maluchów zadbali Nie wiem co z tymi następnymi dwoma jajkami, czyżby były puste ???? Będę śledziła dalsze ich losy i powiadomię jakby co
Ewo:-) Aż trzy pisklaki? Super! Tylko czy się wychowają? Jak jest za dużo to wiesz, niestety, nie przeżyją… Może tym się uda 🙂 Ty podglądasz bocianki, my dzięciołki a Dora krogulce 🙂 Jeszcze kaczuszki widziałam lecące, pewnie parka ze strumyczka. A Twoje w parku już się pojawiły? Skoro maj się zaczął to powinni uruchomić wodę w sadzawce i niedługo się może pojawią 🙂
Ale super! Lubię takie wielowątkowe notki:-) Widzę, że Twój Mały poszedł o krok dalej-ja z jajek zrezygnować nie potrafię, za bardzo je lubię.
Takie pszenne drożdżowe chlebki robię gdy mamy z Ciccino ochotę na 'pan con tomate’- naszą wersję hiszpańskiej bardzo popularnej przekąski.
Państwu dzięciołom kibicuję z całego serca. Niech dochowają się gromadki puchatych pisklaczków. I niech okoliczne koty trzymają się z daleka od ich gniazda!
Miałaś intensywną majówkę, Aniu:-) Ja też zmokłam, chyba w sobotę i byłam przeszczęśliwa! Deszczyku majowy padaj nam na głowy! Mogłoby tylko trochę cieplej być…
Ściskam mocno i życzę zdrówka:-) Wymiąchaj psiepsioły ode mnie.
Amasjo:-) Psiepsioły wymiąchane 🙂
Kotów w pobliżu dzięciołów nie ma, od osiedla lasek jest trochę oddalony, koty osiedlowe urzędują najwyżej na łące, w lasku jeszcze żadnego nie widziałam. Wiewióreczki jedynie skaczą w pobliżu, śliczne są 🙂
Dziś już trochę cieplej w dzień, ale rano było chłodno. A majówka – nie wiem czy intensywna, u mnie tak normalnie… Marzy mi się chwila spokoju absolutnego, tylko dla siebie, ale to niemożliwe. Nie potrafię uciec myślami w krainę ciszy, zawsze coś mi wyskakuje jak diabeł z pudełka i medytacje odlatują w siną dal 😉 Cóż, nie można mieć wszystkiego od razu, do czegoś trzeba dążyć 🙂
Buziaki najserdeczniejsze 🙂
Amasjo, z jajek nie zrezygnuję, za bardzo lubię. Z mleka do kawy też, chociaż ostatnio kawa przestała mi smakować! Żadna mi nie pasuje, nawet z ekspresu, ani rozpuszczalna, nawet zwykłą plujkę zaczęłam robić i wszystkie niedobre. Nie wiem co się stało. Piłam kilka dziennie i nie wyobrażałam sobie, że może być inaczej. Dziwne.
Jajek też nie rzucę, jestem jajkoholiczką i kocham je bardzo. Poza tym… wegański majonez nie smakuje tak, jak tradycyjny:-) Mleka nie mogę, tak jak wszystkiego mlekopochodnego:-( A po ostatnim oczyszczaniu organizmu odrzuciło mnie od kawy! Mnie, taką kawoholiczkę i kawomankę, która nie wyobrażała sobie życia bez kawy! Ale jak widać bez kawy żyć się da:-)
Dobrze, że dzięciołki są bezpieczne. A ja wczoraj na spacerze sfociłam dudka:-)
Pozdrawiam!
Może coś jest na rzeczy skoro Cię odrzuciło. Może to podobna reakcja organizmu? Normalnie żadnej nie mogę! Ale jeśli mówisz, że się da żyć bez kawy to Ci wierzę 🙂
Od dziś podglądam bocianki 🙂
Ach jakie piękne fotki mgieł. I zwierzyniec tam masz. I jakie wypieki. Tylko bić brawo. U mnie V. boi się jajek jak diabeł wody święconej. Zawsze się chowam z ilością. A odkąd można w piekarni surowe wyrobione ciasto kupić nikt mnie na drożdżowe wypieki nie nabierze. Biszkoptowe i kruche u mnie chodzi. Buziaki
Lucia:-) To mu powiedz, że odwołali cholesterol w jajkach 🙂 Można je spokojnie jeść. Nie wychodziły mi drożdżowe ciasta, a mama i babcia piekły takie pyszne! Ja się nie nauczyłam. Dopiero niedawno się odważyłam wypróbowując takie najprostsze bez wyrabiania. I wychodzą 🙂 Pewnie, że nie takie jak babcine, ale mogą być, da się zjeść bez obrzydzenia 😉 Gotowe wyrobione ciasto – dobra rzecz. Też bym się pewnie skusiła, jak na francuskie.
Mgły piękne były, zresztą dziś też. I dzięcioła widzieliśmy po południu, kuł drzewo niczym karabin maszynowy, a pani siedziała w dziupli wystawiając dziobek 🙂
Uściskuję 🙂
A u nas w majówke bylo 30 stopni. 10 w piatek, 10 w sobote, i 10 w niedziele 😉 a co! 😀
Faktycznie nawet 2x grad przelecial, nie narobil wiekszych szkód, znaczy w ogrodzie, sliweczki ledwo zawiazane sa, kwiaty jabloni tez, synowi w masce samochodu kilka wklesniec wybilo.
A u mnie sprzedaz cala para idzie, akurat z sasiadem rozmawialam.
A reszta sasiadów sie dziwi, ze Markus takiego babola strzelil i nie dopilnowal.
Pozdrawiam Cie serdecznie przy ostatnich propmieniach slonca, bo dzisiaj na serio po poludniu do nas zawitalo.
Mglisto było u Ciebie, ale to są także piękne widoki, takie z tajemnicą! Dzieciołów zawiszczam, bo zobaczyć je to strasznie trudna sprawa. Mnie się czasem pojedyncze sztuki zdarza zoczyć, a raz nawet na trawniku widziałam zielonego. Tak się zdumiałam, że zapomniałam cyknąć fotki! A sarenki to potrafią z jednego brzegu jeziora na drugi przepłynąć!
Moja majówki była dość pracowita, bo musiałam z prezentem dla Córki zdążyć do niedzieli, no i jeszcze ciasto jakieś popełnić. Ale nie przepracowałam się. Został ze Świąt blat biszkoptowy, na to poszedł krem śmietanowo-mascarponowy, położone brzoskwinie z puszki i zalane toto galaretką. Poszłi w okamngnieniu!
Pozdrawiam serdecznie!
Fusilko:-) Bardzo lubię mgłę, uwielbiam wręcz 🙂 Zwierzaczków u Ciebie dużo, mieszkasz w takim pięknym miejscu, jak się teraz mówi „w pięknych okolicznościach przyrody” i mają dobre warunki do życia. Zielonego dzięcioła jeszcze nie widziałam. Ten „nasz” to dzięcioł duży. Dziś widzieliśmy parkę, pani siedziała w gniazdku, pan walił dziobem w drzewo.
Na myśl o kremie śmietanowo-mascarponowym ślinka mi cieknie, mniammm…
Ściskam!!!
Lucy:-) Z tą sprzedażą to niesamowita historia 🙂 Udało Ci się coś absolutnie nieprzewidywalnego, a Markus sam sobie strzelił w stopę. Sprawdziło się porzekadło, że chytry dwa razy traci. Musi mieć nietęgą minę 😉
Grad chyba był duży, skoro karoserię uszkodził. Dobrze, że roślin nie zniszczył. Jak nie susza to inna cholera… 30 stopni w tym układzie to faktycznie upał 😉 hi hi!
Szilka ze Skitsem pozdrawiają Mirkę 🙂
Ależ u Ciebie smakowicie 🙂 Za mgłami nie przepadam, ale na zdjęciach wyglądają niesamowicie.. Muszę przejąć od Ciebie pomysły na kotleciki bezmięsne, moje chłopaki bez mięsa nie dają rady ale mnie coraz bardziej przeszkadza. Tak samo z siebie wyszło, że jem mniej wędlin, a mielone czy schabowe bardziej mi żołądek obciążają. Pora przejść na lżejsze produkty, więcej warzyw, kasz i surówek.
p.s. kartka śliczna, jeszcze raz najlepsze życzenia 🙂
Myszko:-) Dziękuję jeszcze raz 🙂 Szukam teraz dla siebie nowych smaków, coś przecież muszę jeść z przyjemnością, więc na razie na 100% smakują mi kotleciki/placuszki pieczarkowe. Najprostsze – pieczarka, żółtego sera trochę, mąki kukurydzianej trochę (wyczytałam, że daje chrupkość), namoczyłam w mleku trochę płatków owsianych, do tego odrobina bułki tartej i jajko oczywiście. Wyszło mi 8 placuszków, nawet Mąż jednego zjadł 🙂 Pomidory jeszcze niedobre, jak już będą to przez całe lato mogę jeść bez przerwy. Pomału się przestawiam na nowy sposób odżywiania. Tylko dlaczego przestała mi smakować kawa?! Tego zupełnie nie rozumiem!
Dobrego, bezpiecznego tygodnia!
Organizm daje znaki, że kawa Ci szkodzi. Takie kwiatki 🙂 Kotleciki różne wypróbuję, mam na ten przykład trochę nadmiarowej kaszy bulgur, może coś z niej wykombinować.. Po lepsze pomidory trzeba by się do Marysi wybrać 🙂
Myszko, dostałam od sąsiadki jednego pomidorka i rośnie, ale na zewnątrz dopiero po 15-ym. Marysi też jeszcze nie rosną całkiem w ogródku. Ale na pewno będą pyszne 🙂
Z kaszą bulgur robiłam już kotleciki, dobre, tylko dobrze trzeba przyprawić. Kombinuj, powodzenia 🙂
Mam i ja pieska, od piątku. Na początku nie zauważał mego kota, potem wdarły się do nas psy sąsiadów – jak to na wsi. Wystraszyły moją sunię i zaczęła mi kota gonić po tym incydencie 🙁 Piesek ma dopiero 8 tygodni i przypomina mi malutkie dziecko, wymaga obecności i czułości, i jeszcze ta wojna z kotem, ogród i samodzielne stawianie płotu (pomagam mężowi!). To wszystko i jeszcze trochę więcej sprawia, że mam teraz tak mało czasu na blogi zaglądanie wszędzie tam, gdzie bym chciała. Ale wracając do pieska, zawsze myślałam, że nigdy nie polubię psa (wręcz mnie lekko odstręczały) i nie rozumiałam dlaczego ludzie tak się przejmują tymi psami. Dopóki nie przyjechała do nas nasza Luna, byłam kociarą. Teraz dałabym się za Lunę pokroić i chętnie poświęcam jej czas. 🙂
Bożenko:-) Baaardzo się cieszę i gratulują nowej domowniczki! Luna odmieni Twoje życie nawet nie wiesz jak bardzo, zresztą już to robi 🙂 Tym bardziej, że to sunia. Ja miałam swoje osobiste dwa psy (dwóch facetów), sunię mam pierwszy raz i różnica jest ogromna, od razu wiadomo, że to dziewczynka 🙂 Jak wygląda? Takie maleństwo zawsze jest przecudne. Nauczysz ją, że kot należy do stada. Moje psy i koty zawsze żyły w przyjaźni, porozumiewały się świetnie.
Specjalne głaskanki dla Luny 🙂
I znowu jestem zachwycona Anko:
1. Pięknymi zamglonymi krajobrazami
2. Zwierzątkami, które udało Ci się sfotografować.
3. Ptaszkami – jak Ci się udało wyczaić te dzięcioły???
4. Twoją pracowitością w domu.
A tak przy okazji to JanToni, któremu odpowiedziałaś na moim blogu zaprasza Cię na swój blog.
Podaję Ci namiary:
https://jantoni341.blogspot.com/
Serdeczności Anko 🙂
Stokrotko:-) Mgłami i ja się bezustannie zachwycam. Zawsze kochałam podkrakowskie mgły, teraz szczawnickie uwieczniam gdy jest okazja. A i łąkowe – jak się okazało mają w sobie urok i tajemniczość…
Dzięcioła słyszeliśmy często podczas spacerów, Maż pewnego dnia wypatrzył, że wchodzi do dziury w drzewie i wtedy już wiedzieliśmy co to za okrągłe otworki są w pniach. Za każdym razem gdy przechodzimy obok, przystajemy i czekamy, a nuż się trafi rodzinna scenka. I się trafiła 🙂
Pracowitość to nie jest moje drugie imię 🙂 Robię to, co konieczne. A dziś na przykład mam dzień kompletnego lenistwa, zrobiłam zakupy i nic mi się nie chce. Na obiad były biedronkowe pierogi.
Dziękuję za namiar na blog JanToniego, już zajrzałam 🙂
Serdeczności Stokrotko 🙂
Spotykanie sarenek, rodzinkę dzięciołów na spacerze to naprawdę ekstra przeżycie, takie podpatrywanie natury jest fascynujace. Takie sytuacje, przypominają nam kto tu jest właściwym gospodarzem na tych ziemii. My z naszą cywilizacją , z samochodami, samolotami jesteśmy tylko niszczycielami. To takie moje rozważania o późnym poranku. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
Krysiu:-) Zgadzam się z Twoimi rozważaniami o poranku, też tak uważam. Jak widać nawet teraz, w czasie epidemii, natura bez nas sobie poradzi, i to dobrze, a my bez niej – wcale. Dziś nie byłam w lasku, pada cały czas i nie da się przejść. Ale dzięciołom ciepło i sucho, nic im się na łebki na leje, a biedne bociany na deszcz wystawione by chronić młode. Aż żal. Od wczoraj podglądam bocianki z Przygodzic.
Pozdrowienia serdeczne Krysiu 🙂
Jak widac każda pogoda może czynić zachwycające efekty w przyrodzie. A ptaki? A pieski? to wszystko cudowne jest…
A domowe smakołyki tez mniammm, mniammm..
Ja też zostawiłam jajka, bo uwielbiam. Ale nie zazdroszczę Ci,że tak musisz na 3 kuchnie, bo każdy ma inną dietę. Widzę jednak, że dajesz radę…
Polu:-) Na dwie, bo Mały tylko z wizytą. Teraz odpadły rodzinne obiady, więc nie wymyślam nic dla dzieci. ale przecież kiedyś wróci normalność i poszaleję bez opamiętania przygotowując smakołyki dla dzieci i wnuczek 🙂 Lubię to!
Zwierzaki są cudowne zawsze 🙂 W każdej pogodzie jest coś pięknego, zaskakującego, urokliwego, tylko trzeba dostrzec – poza chwilą gdy pada na głowę, a wiatr chce porwać i rzucić gdzieś daleko – oczywiście 🙂
Głaskanki dla Twego przystojniaka na czterech łapach 🙂