Jak to możliwe, że czas przyspieszył. Do tej pory na jego zawrotne tempo narzekało zwykle starsze pokolenie. Teraz Jagna odczuła bardzo wyraźnie, że musi się spieszyć, że coś ją goni, że szkoda marnować chwile bezproduktywnie siedząc i nic nie robiąc. Sprężyła się więc, podjęła ostateczną decyzję, załatwiła wszystkie formalność i dopiero wtedy odetchnęła. Poczuła, że może zwolnić, bo jej się to po prostu należy…
– Dziewczyny, moje przyjaciółki kochane – zaczęła uroczyście Jagna. – Chciałam was zaprosić na babski wieczór.
– I co, już nie chcesz? – spojrzała Bogna zdziwiona. – Bo mówisz w czasie przeszłym.
– Z jakiej okazji? – spytała Marysia.
– Zaraz się dowiesz.
– A gdzie masz zamiar go zrealizować? Kto na nim będzie? – dopytywała się Bogna.
– Jeśli nie będziecie mi przerywać i pozwolicie skończyć to się dowiecie – spokojnie odrzekła Jagna.
– Ty, Jagienka, a może to panieński wieczór będzie? – zachichotała Marysia.
– Chyba ty pierwsza powinnaś go wyprawić – odgryzła się Jagna.
– Mam pomysł – Bogna popatrzyła to na jedną to na drugą. – Zróbcie dwa w jednym czyli obydwie razem za jednym zamachem.
– Boginka, czy tobie coś się nie pomieszało w główce?
– Mam wrażenie, że bredzisz jeśli nie masz w pobliżu męża ani dzieci – Jagna z Marysią utworzyły zgodny front przeciwko Bognie, która zupełnie się tym nie przejmując przyniosła z kuchni szklanki i coś w czerwonych puszkach.
– Dzisiaj nigdzie się stąd nie ruszacie moje drogie przyjaciółki. Mam dla was do spróbowania coś specjalnego, co odkryłam przez przypadek.
– Jak to się nie ruszamy? – zaoponowała Jagna. – Ja was chciałam zaprosić…
– Przecież już nas zaprosiłaś – odpowiedziała Bogna uśmiechając się radośnie. – Teraz jesteście tutaj, a ja mam wolną chatę co się niezwykle rzadko zdarza. Wobec powyższego dziś was stąd nie wypuszczę. Przyznałyście się, że jutro jesteście całkowicie swobodne, bez żadnych zobowiązań. W związku z tym zostałyście wzięte w jasyr.
– Co ty zrobiłaś z resztą rodziny?
– Doman pojechał z dziewczynkami do swoich rodziców, wrócą dopiero jutro wieczorem.
– Aa, to mamy dużo czasu – ucieszyła się Jagna. – Skoro tak, powiem wam, że kupiłam mieszkanie.
– Co?! Aha, rozumiem teraz, robisz parapetówkę w babskim gronie, tak? – domyśliła się Marysia.
– Gdzie, gdzie to mieszkanie? Daleko? – zainteresowała się Bogna.
– Zależy do czego daleko. Do rodziców dwa kroki i o to mi chodziło, żeby mieć wszystko w zasięgu ręki i pod kontrolą.
– Nie przesadzaj. Akurat twoi są w świetnej formie. Z moimi jest gorzej – zasmuciła się Bogna. – Wszystko przez ten cholerny, nieustający stres związany z kredytem i „okolicami”.
– Owszem, teraz są w bardzo dobrej formie – zgodziła się Jagna. – Jednak nie będą coraz młodsi. Dlatego cieszę się, że mi się trafiła świetna lokalizacja.
– Powiedz wreszcie gdzie – niecierpliwiły się przyjaciółki.
– Na ulicy Książąt Mazowieckich.
– Wiem – ucieszyła się Bogna. – To taka co wygląda jakby prowadziła do wiejskiej chałupy, szłam tamtędy z psami.
– Tak, to właśnie tam.
– A gdzie tam są mieszkania? – zdziwiła się Marysia. – W chałupie będziesz mieszkać?
– Idąc z Zadrą na spacer odkryłam budynek, taki niby apartamentowiec tylko nieduży, wtedy jeszcze nie był całkowicie oddany, spodobał mi się. Długo się namyślałam, wreszcie podjęłam decyzję i kupiłam mieszkanko. Mam, jest moje!
– Widzę, że gębusia śmieje ci się od ucha do ucha – skomentowała Marysia. – Lubię wokół siebie szczęśliwych ludzi. Więc, żeby było jeszcze ciekawiej i szczęśliwiej coś wam opowiem.
Zaczęła Marysia opowieść o ostatnich rozmowach z panem Horacym, o wynikach badań potwierdzających bliskie pokrewieństwo i o wielkiej radości starszego pana z wyjaśnienia tajemnic oraz odnalezienia rodziny, o której istnieniu nie miał pojęcia.
– Matko jedyna – jęknęła Bogna. – Co ty w ogóle do mnie mówisz? Nie wierzę w to, co słyszę. Powtórz jeszcze raz i po kolei. I mów do mnie pomału, żebym zdążyła pojąć. Więc to prawda? Niby wiedziałam wtedy, gdy pobierali próbki, ale jakoś mimo wszystko patrzyłam z boku, jak na historię z filmu…
Marysia ze zrozumieniem wróciła do początku historii. Jagna tymczasem zgubiła się w opowieści.
– Słuchajcie, już wszystko wiedziałam, ale teraz … ja nie nadążam za wami i niczego już nie rozumiem bo … bo jakoś mi dziwnie…
– Co ci jest?
– Nie wiem, chyba niepotrzebnie dałam się namówić na skosztowanie tego czegoś – Jagna podniosła do góry szklankę z resztką napoju mieniącego się rubinowo na samym dnie.
– Nie tego czegoś tylko pysznego żurawinowego piwa – sprostowała Bogna.
– Niech ci będzie, jak go zwał tak go zwał – machnęła ręką. – Mnie się już od tego w głowie kręci.
– Aha, akurat od tego. Mam wrażenie, że ci się kręci od zupełnie czego innego – uśmiechnęła się znacząco Marysia.
– Co się tak szczerzysz? Myślisz, że odkryłaś Amerykę? Ja też mogłabym powiedzieć o tobie to samo!
– No co, co mogłabyś?
– Ty mi tu głowy nie zawracaj, tfu, nie odwracaj mojej uwagi od tematu zasadniczego…
– Czyli…
– Jagienka, powiedz dlaczego oczy ci świecą się jak kotu w nocy – przyłączyła się Bogna do zadawania pytań i „dręczenia” nimi przyjaciółki.
– Kiedy? – Jagna próbowała udawać obojętność lecz nie wyszło, uśmiechnęła się od ucha do ucha.
– Kiedy tylko wspominasz Alana – przymrużyła Bogna znacząco lewe oko. – Zresztą… tak samo Maryśce na myśl o Szczawnicy…
– Przepraszam was, muszę odebrać – Marysia opuściła pokój lecz nie udało się jej ukryć przed Bogną rozanielonego wyrazu twarzy, który się pojawił w chwili gdy spojrzała na ekranik dzwoniącego telefonu.
– Do miasteczka jej się oko świeci? – mruknęła Jagna pod nosem. – Albo ona bredzi albo ja jestem pijana…
– Po jednym żurawinowym? Niemożliwe – kategorycznie stwierdziła Bogna.
– Bogna, ty podsłuchujesz! Ja mówiłam do siebie przecież. To nie w porządku. Maryśka, Maryśkaaa słyszysz? Bogna podsłuchuje! Gdzie ta Maryśka? Zniknęła, dopiero ją tu widziałam…
– A białych myszek jeszcze nie widzisz? – parsknięcie Bogny sprowadziło do pokoju Marysię, która zaczęła się rozglądać za swoją szklanką.
– A gdzie jest mój piękny rubinowy napój? O, pusta szklanka. Która mi wypiła? Coś podobnego!
– Ale numer – zaśmiała się pani domu. – Jagna wypiła swoje i twoje, i dlatego bredzi. Jak na prawie barmankę ma wyjątkowo słabą głowę.
– Nie wytrzymam – dołączyła Marysia. – Jagienka, no co ty? Chyba, że od rana opijasz mieszkanie i teraz ci się skumulowało…
– Co mi się skumulowało? Co mi się skumulowało?
– Alkohol we krwi – wyjaśniła.
– Przestań, przecież przyjechała samochodem, trzeźwa była, w życiu nie wsiadłaby za kółko w odmiennym stanie… – Bogna dałaby głowę za przyjaciółkę.
– Świadomości czy w innym? – uściślała Marysia.
– Co ty chcesz od mojej świadomości? – spojrzała Jagna spode łba.
– W odmiennym stanie czy w stanie innej świadomości, zakałapućkałam się – roześmiała się Bogna.
– Na pewno się za…pućkałaś… a ja muszę do łazienki… – podniosła się Jagienka i ruszyła do łazienki.
– Poradzisz sobie czy ci pomóc?
– Bardzo dziękuję, jestem samodzielną istotą – odpowiedziała z godnością i pomaszerowała w stronę łazienkowych drzwi.
Pozostałe przyjaciółki spojrzały pytająco na siebie.
– Jak to możliwe, żeby się tak narąbała piwem?
– Dwoma, przecież i twoje wyżłopała – wskazała Bogna dwie puste szklanki.
– Niech tam, ale reakcja jest nadmierna.
– Może ma taki dzień, ja po dwóch puszkach też zaczynam bredzić. Sprawdzałaś ile ma procent?
– Nie, nie patrzę. Zresztą używam tak rzadko, że nie przyszło mi do głowy spojrzeć.
– Pokaż puszkę… o kurczę, to jest pioruńsko mocne! Nic dziwnego, że jej tak poszło do głowy. Ja tylko łyka wzięłam, ona wytrąbiła resztę oprócz całego swojego – powąchała Marysia szklankę. – Coś plotła o odchudzaniu, może nic nie jadła?
– Jagienka, tu jesteśmy! – zawołała Bogna usłyszawszy otwierane drzwi łazienki. – Słyszysz?
– Słyszę, głucha nie jestem tylko … tylko…tylko jestem w stanie nieważkości, jakbym się unosiła nad ziemią…
– Czy ty w ogóle dzisiaj jadłaś?
– A po co? Przecież muszę schudnąć zanim pojedziemy, polecimy na wyspę zieloną, piękną…muszę się zmieścić w ukochane spodnie. Na kuchni mamy to ciężka sprawa…po prostu nie da się – rozłożyła ręce w geście bezradności.
– Mamy odpowiedź – z politowaniem pokiwała głową Marysia.
– Wariatka – pieszczotliwie dodała pani domu.
– Polecisz? – zainteresowała się Bogna.
– Zaraz zaraz, a kiedy i z kim, mów tu jak na spowiedzi – Marysia nie odpuściła.
– Hi hi, jak na spowiedzi – zaśmiała się Jagna. – A toś trafiła, ja tam nie chodzę od dawna…
– Taaak – mruknęła przyszła dziedziczka połowy „Filiżanki”. – Ja przestałam jak jeszcze byłam w szkole, miałam takiego obleśnego… brr – wstrząsnęła się – nie chcę o tym mówić.
– Masz tu kawę, ty piwoszko jedna, pij – Bogna postawiła kawę na stoliku.
– Tylko nie myśl, że wywiniesz się od odpowiedzi – uprzedziła Marysia.
– Dobrze, że przygotowałam przekąskę. Akurat dobrze jej to zrobi. W życiu bym nie pomyślała, że coś takiego się przytrafi.
– Słyszę, obgadujecie mnie. Jędze a udają przyjaciółki… – podniosła wzrok wbity w czerń płynu falującego w filiżance w rytm ruchów łyżeczki.
– Skoro kojarzysz to odpowiedz na pytanie. Jak, gdzie i z kim? – Bogna postawiła na stoliku dużą salaterkę z czymś parującym i pachnącym bardzo apetycznie co szczególnie odczuła Jagna.
– Jak? To chyba wiesz, w końcu masz męża i dwoje dzieci. Gdzie? Gdzie najprzyjemniej. A teraz będzie we własnym mieszkaniu, hi hi. Z kim? Chciałybyście wiedzieć, czarownice jedne, ale wam nie powiem.
– Powiesz, powiesz, inaczej nie dostaniesz tej pysznej potrawy. Czujesz jak pachnie? A ty przecież jesteś baaardzo głodna… – usunęła salaterkę z zasięgu rąk Jagny.
– To jest szantaż i wymuszanie zeznań – oświadczyła Jagna, – więc się nie liczy.
– Marysiu, ona już wytrzeźwiała – zdziwiła się pani domu.
– Oj wy, mnie się tylko trochę w głowie kręciło, film mi się nie urwał przecież – zaśmiała się Jagienka. – Trochę was nabrałam, co? Dawaj tę salaterkę, w brzuchu mi burczy bo tak apetycznie pachnie
– Nie dostaniesz jak nie powiesz z kim jedziesz
– Uff, co ja z wami mam. Niby się nie domyślacie, co? Tak jakbym ja nie wiedziała czemu Maryśce się oczy świecą na myśl o pewnym muzealnym eksponacie, pardon, pracowniku… – zmrużyła Jagna jedno oko. – Dawaj mi tu tę salaterkę… A polecę na weekend, żeby poznać… zielony świat…
cdn.