Feliks kopnął dywanik z bezsilnej złości.
– Mam dość! Nie mogę nawet zamówić drewna na zimę! W zeszłym roku płaciłem trzysta siedemdziesiąt złotych a teraz chcą prawie pięćset! Znowu na nic nie starczy! Nie ma za co naprawić grzejnika w sypialni, zamarzniemy oboje! Nie wytrzymam! Muszę się położyć – poszedł do sypialni nie zwracając uwagi na żonę.
Inga z trudem powstrzymywała drżenie rąk. Z pozoru spokojnie kroiła warzywa na zupę. Intensywnie myślała czy powiedzieć mężowi, że ma jeszcze na koncie trzysta złotych, czy nie. Ostatnim razem kiedy pochwaliła się, że zaoszczędziła przez kilka miesięcy tysiąc złotych to się na nią obraził. Nie, nie tak, złe słowo. Było mu źle, przykro, okropnie, że on wydaje co do grosza wszystkie pieniądze ze swojej i matki emerytury na rachunki i raty, męczy się, denerwuje, liczy, a ona odłożyła nic mu nie mówiąc. Zaskoczyła ją taka reakcja. Myślała, że Feliks się ucieszy, akurat jej oszczędności wypełniły dziurę budżetową jaka się właśnie utworzyła. Przecież nie były to pieniądze odłożone ot, tak sobie, wyjęte i schowane, lecz uciułane ze złotówek wrzucanych do pojemniczka, takiej tubki po multiwitaminie. Chowała tam każdą złotówkę, którą jej wydano w sklepie. Trochę zostało na koncie z zakupów, oszczędzała wszakże jak, gdzie i kiedy się dało rezygnując z wielu produktów bez których dawniej nie wyobrażała sobie życia. Na przykład krem do twarzy kupowała w Biedronce, najtańszy kosztował około dziesięciu złotych i – żeby wystarczyło na dłużej – smarowała bardzo cienko, nie tak jak kiedyś, gdy nakładała grubą warstwę i czekała aż się wchłonie. Nie kupowała kosmetyków, „wylizywała” z opakowań stare, jeszcze zachowane z czasu, kiedy w pracy koleżanka zajmowała się dystrybucją produktów oferowanych przez Avon. Przestała gdy jeden z nich wywołał paskudne uczulenie na twarzy, tak bardzo był przeterminowany. Nie używała balsamów ujędrniających, kremów przeciwzmarszczkowych, nie mogła się oprzeć wrażeniu, że mając sześćdziesiąt cztery lata wygląda starzej niż jej dziewięćdziesięcioletnia babcia przed śmiercią. A jeszcze niedawno dawano jej mniej o dziesięć lat!
Leki, witaminy – to drugi problem. Do niedawna nie odczuwała dolegliwości związanych z menopauzą. Od lat przyjmowała preparaty w rodzaju soyfenu czy climea forte i naprawdę były skuteczne w jej przypadku. Nie przypuszczała, że można się tak męczyć jak ona teraz, gdy z braku pieniędzy przestała je kupować i zażywać. Leki potrzebne były przede wszystkim teściowej, bardzo drogie, lecz skutecznie normujące ciśnienie seniorki. Poza tym doszły leki od neurologa i psychiatry przepisane w związku z demencją, które musiała przyjmować na stałe. Część z nich była na szczęście darmowa dla seniorów. Lista refundowanych leków zmieniała się co trochę i Inga drżała na myśl, że leku teściowej mogłoby na niej zabraknąć. Feliks musiał łykać swoją porcję pastylek, też pokaźną. Inga dodatkowo szukała w zielarni naturalnych środków mających wspomóc męża w odzyskaniu zdrowia.
Przyszedł czas, że Inga przestała żałować teściowej, litość też już była na wyczerpaniu. Głównie ze względu na Feliksa, z troski o niego. Chwilami psychicznie nie dawał rady. Zajmował się matką, zawoził do lekarzy – o ile oczywiście udało mu się matkę przekonać, żeby wsiadła do auta, co też nie było łatwe, oj nie. Najpierw musiał jej długo tłumaczyć po co jedzie, bo ogólnie do wszystkiego nastawiała się na „nie”. Najczęściej odpowiedzią było: sam sobie idź, nie pójdę, nie potrzebuję i tak dalej w tym stylu. Od tych słów i zawziętej miny staruszki rosło im obojgu ciśnienie i gula w gardle. Inga nie miała z tym akurat problemu, była niskociśnieniowcem. Natomiast dla Feliksa była to sytuacja zagrażająca życiu.
Aktualnie teściowa od kilku dni odmawiała przyjmowania leków. Nie będzie brała i już.
– Wariata ze mnie chcecie zrobić – syczała z wściekłością.
– Nie trzeba robić – mruknęła pod nosem Inga świadoma, że teściowa nie usłyszy.
Jeden aparat słuchowy zgubiła, drugi upadał na podłogę niezliczoną ilość razy, spała na nim, chowała pod poduszkę, wciskała do kieszeni. Siłą rzeczy jakość urządzenia stawała się więc coraz gorsza. Zresztą pani Wala nie dbała o żadną rzecz w domu. Tłukła talerze, półmiski, pokrywy szklane, rozbijała szklanki, często słychać było rumor, hałas w jej pokoju. Na początku Inga biegła przerażona myślą, że staruszka przewróciła się, spadła skądś i zrobiła sobie krzywdę. Skoro jednak kilka razy usłyszała nieparlamentarne wyrazy pod swoim adresem, przestała się tak bardzo przejmować biorąc przykład z męża, który nie przesadzał z gorliwością w sprawdzaniu wyczynów matki..
Miała jednak Inga wyrzuty sumienia, wciąż je miała z różnych powodów, także z tego, że jej uczucia w stosunku do matki Feliksa są – rzec można – coraz mniej ciepłe. Kiedy czasem zdarzało się, że sytuacja normowała się na kilka dni, a ostatnio tylko godzin, miała nadzieję na poprawę zdrowia teściowej i stosunków międzyludzkich w domu. Wprawdzie wiedziała, że to jest niemożliwe, ale nadzieję miała. Dopiero po zawale Feliksa przestała nadzieję mieć. Jakąkolwiek. Od tej pory kierowała nią tylko jedna myśl: uchronić męża, uchronić męża, uchronić męża… Przed mamuśką oczywiście. I przed światem zewnętrznym. Było to jednak w praktyce niemożliwe.
Feliks podał rano matce lek na ciśnienie. Wzięła do ręki szklankę z wodą, popiła i połknęła. Niby połknęła. Wziął od niej szklankę, wyszedł z pokoju, przystanął za drzwiami i usłyszał stukot tabletki upadającej na podłogę i turlającej się przez chwilę. Zagotował się wewnątrz, wpadł do pokoju. Oczywiście się wypierała.
– Przecież widzę co robisz! Mamo! Słyszałem jak tabletka upada na podłogę! Chcesz psy potruć? Wejdzie któryś, połknie i zdechnie.
– Kłamiesz!
– Mamo, ja nie kłamię, to ty oszukujesz.
– Nieprawda!
– Zobacz, skąd się wzięły te tabletki? – pokazał uzbierane i w kilku różnych pojemniczkach ukryte w szafie wymemłane, posklejane różnokolorowe pastylki.
Odpowiedzią była cisza wypełniona prawie widocznie drgającym powietrzem.
– Dlaczego oszukujesz? Wiesz co się stanie jeśli nie będziesz się leczyła?
– Wyjdź stąd! Nie będę niczego łykać!
– To napisz mi oświadczenie, że rezygnujesz z przyjmowania lekarstw. Mamo! Nie mam ochoty iść przez ciebie do więzienia. Zaraz się przewrócisz i połamiesz, a mnie oskarżą, że o ciebie nie dbałem, rozumiesz?
– Nie krzycz na mnie! Wyjdź stąd! Wynoś się ty gadzie! Nie będę niczego brać!
– Żebyś wiedziała, że wyjdę. I od dziś nie będę ci dawał leków. Nie chcesz to nie! Za chwilę nie będziesz wiedziała jak się nazywasz!
Trzasnął drzwiami i zszedł na dół w stanie ostatecznego wzburzenia.
W tym samym czasie Inga zrobiła zakupy w Biedronce.
Właśnie wróciła, wózek wciągnęła po schodkach do mieszkania. Ciężki był, dlatego nie chciała, żeby Feliks to zrobił. Oszczędzała jego siły kiedy i jak mogła bojąc się o serce osłabione zawałem. Zdążyła rozpakować zakupy, ułożyć na swoim miejscu i szybko otarła załzawione oczy słysząc kroki męża. Już w drodze ze sklepu popłakała się z żalu, ze złości, z bezsilności. Na półkach leżało tyle produktów, mnóstwo świątecznych propozycji, mogłaby za naprawdę nieduże pieniądze kupić prezenty gwiazdkowe chociaż dla wnuczek. Mogłaby – gdyby mogła. Gdyby miała za co. Jeszcze nigdy, nigdy w życiu nie było takiej sytuacji, żeby nie mogła bliskim kupić na gwiazdkę chociaż drobiazgów. Zawsze żyli skromnie, oszczędnie, od pierwszego do pierwszego. Na większe inwestycje w rodzaju zakupu mebli czy malowania brali pożyczki z Koleżeńskiej Kasy Oszczędnościowo Pożyczkowej. Można było pożyczyć kwotę w wysokości dwóch wkładów i dwóch pensji, tym sposobem wszyscy pracownicy należący do KKOP mogli sobie pozwolić co jakiś czas na „rozpustę” w postaci na przykład glazury w łazience czy wakacji w Bułgarii dla całej rodziny. Feliks trzymał pieczę nad finansami i powstrzymywał kobiecą chęć wydawania pieniędzy przez żonę i córkę. Żyli skromnie ale godnie. A teraz? Teraz nic nie może. Jakby mało było problemów, z banku przyszło nowe naliczenie rat kredytu. Suma była nie do przyjęcia. Zebrane razem obecne dochody ze wszystkich trzech źródeł, czyli emerytury Feliksa, Ingi oraz teściowej w żaden sposób nie wystarczą na ratę, na życie, utrzymanie, leki…
Po twarzy Ingi płynęły łzy, ledwo nadążała z ich wycieraniem, by mąż nie dostrzegł co się z nią dzieje.
– Kochanie, co ci jest? Przeziębiłaś się? – zapytał z troską.
– Nie, jakieś uczulenie mnie chyba dopadło – odpowiedziała. – Wiesz, bez względu na porę roku alergeny potrafią człowieka męczyć.
– Jest w szufladzie opakowanie tabletek przeciwalergicznych, widziałem. Przynieść ci?
– Dzięki, zaraz sobie wezmę
– Chodź tu, usiądź na chwilę, muszę się uspokoić, bo znowu miałem starcie z matką…
Opowiedział żonie jak go potraktowała własna matka. Przytuliła Inga swego dużego chłopca, którego tak bardzo kochała, a nie wiedziała jak mu pomóc, jak go ochronić, co zrobić, jakie znaleźć wyjście z sytuacji, w której się znaleźli nie z własnej winy.
Feliks włączył telewizor. A tam reklamy – odkryj magię świąt, przygotuj się na święta, przyjdź i wybierz prezenty dla najbliższych, musisz to mieć, … kup, znajdź, zapłać, wybierz, to tylko … złotych… jeszcze nigdy nie było tak tanio…poczuj magię świąt, poczuj magię świąt, poczuj magię świąt….
– Przełącz bo zwariuję – szepnęła.
– Dobrze, głupie te reklamy – przełączył kanał. – Wzięłaś tabletkę? – spojrzał uważniej na załzawione żonine oczy.
– Tak, tak, zaraz zacznie działać.. A matką się tak bardzo nie przejmuj. Wiesz przecież, że jest chora
– Ale jak ona może tak do mnie mówić? Słyszałaś, że nazwała mnie gadem? Za to, że ją wożę do lekarzy, dbam o nią, za to, że zepsuła nam atmosferę w domu, że zrobiła piekło z życia…Powiedziała do mnie: ty gadzie!
– Cicho, skarbie, nie bierz tego do siebie – przytuliła się mocniej do tego swego kochanego dużego mężczyzny, w którego głosie słyszała skrzywdzonego małego chłopca. – Ona tego nie wie, może nawet cię nie poznała w konkretnej chwili…
cdn.
To straszne, niestety to choroba i człowiek nie wie co czyni, współczuję troskliwej rodzinie, pozdrawiam serdecznie.
Uleńko:-) Zdaję sobie sprawę, że dobrze wiesz jak czasem trudne jest życie… Przytulam Cię z całego serca ♥️
♥️♥️♥️
Matyldo:-) Dzięki serdeczne♥️♥️♥️
Taka i podobne choroby niszczą całe rodziny, znam to z autopsji i opowieści, a opieka senioralna w Polsce jest fatalna…
Jotuś:-)Okazuje się, że w każdej sytuacji zdrowie najważniejsze ♥️
Buziaki.
Its such as you learn my thoughts! You appear to know so much approximately this,
like you wrote the e-book in it or something. I think that you can do with some % to power the message house a bit,
however instead of that, that is magnificent blog. An excellent read.
I will definitely be back.ラブドール エロ