Książka Stokrotki „Zwariowałam” uświadomiła mi, że ja też należę do grona niezupełnie „codziennych” (czytaj: normalnych 😄) i z pewną formą zwariowania się po prostu urodziłam. Jest to chyba – nie zawsze wygodna – nadwrażliwość, za bardzo emocjonalne podejście do świata i ludzi, wyolbrzymiony (prawie) każdy aspekt życia – to wszystko w zbyt dużej ilości prowokuje (po dojściu do odpowiednich wniosków i wieku oczywiście) do nieustającej pracy nad ich opanowaniem, aby móc w miarę „codziennie” żyć każdego dnia wypełniając swoje obowiązki. Tymczasem los się bawi, zsyła coraz to nowe sytuacje wymagające coraz większej odporności i samokontroli. Właśnie zaglądałam po raz kolejny w Stokrotkowe wspomnienia gdy przerwał mi sygnał telefonu informujący, że „coś przyszło”. Duży przysłał mi zdjęcie babcinego domku zrobione rok temu „w przelocie” przez Tenczynek. Poryczałam się z tęsknoty za tym co minęło… Domek jest już własnością obcych ludzi, którzy nic o nim nie wiedzą, nie mają pojęcia o jego duszy i przeżyciach (bo to domek z duszą), kto go budował, skąd pochodziła ziemia na której stanął, ile w nim i w ogródku moich uczuć i marzeń mieszka nieustannie i wciąż, nie wiedzą, że często we śnie domek odwiedzam… Patrząc realnie powinnam się cieszyć, że trafił do ludzi, którzy się nim zaopiekowali, zadbali o niego i tchnęli weń nowe życie, że nie stoi pusty i samotny pogrążony w tęsknocie i żałobie…
Stokrotkowa książeczka zawiera tak ogromny ładunek emocji, że trudno ją czytać obojętnie i spokojnie. Przynajmniej ja nie mogłam. Wspomnienia o babci Broni i babci Maryni natychmiast przeniosły moje myśli do babci Stefy i babci Frani pociągając za sobą mnóstwo emocji przelatujących przez głowę i mnóstwo wspomnień… Co zrobiłam, jak postąpiłam, powinnam to, powinnam tamto, jak było cudownie i pięknie z nimi być, ile od nich miłości dostałam i czy wiedziały, że je tak bardzo kocham… Teraz wiedzą na pewno – to stwierdzam po latach doświadczeń, przemyśleń, analizie przeróżnych powracających w mym życiu sytuacji. Także w snach, choć wciąż powtarzam, że jeśli ktoś ma mi coś przekazać niech to zrobi wyraźnie i dosłownie, bo inaczej nie zrozumiem przekazu…
Jaguniu, już wiem dlaczego jesteś Stokrotką 💗 W sierpniu 1979 mój Duży miał dwa latka i trzy miesiące gdy byłaś w Argentynie… Wycieczka do Moskwy i ówczesnego Leningradu mi się przypomniała (po trzeciej klasie liceum)… Teraz inaczej się na to patrzy i czyta gdy sytuacja się zmieniła za naszą wschodnią granicą… Rozumiem wzruszenie nad wodami Świtezi, w Zaosiu…Przypomniał mi się wyjazd do Wilna gdy zawoziliśmy polskie książki do polskiego liceum. Muszę odszukać zapiski, bo wtedy jeszcze robiłam… Rozmowy ze Szczerbatym i Pytalskim przypominają moich urwipołciów najdroższych z dawnych lat…
Fragmenty książkowych wspomnień Stokrotka prezentuje czasem na swoim blogu – stąd ja pamiętam dziewczynkę z warkoczami, a teraz mam ją na własność 🙂 to znaczy zdjęcie w książeczce i inne zdjęcia też, co miłe jest ogromnie, bo lubię stare fotografie.
Najstarszą fotografią, która mam, jest zrobione w Krakowie w 1920 roku zdjęcie mojej babci Stefanii – Przełom kwietnia i maja | Anna Pisze – tu jest, na tej stronie A jakie Wy macie najstarsze fotografie?
Słoneczko świeci, niech nam jak najdłużej towarzyszy tak pięknie jak w tej chwili, żeby było ciepło i jasno (chrustu nie nazbierałam jeszcze). Dobrego zdrowia i miłych jesiennych dni 🍁🌞🍂
💙💛
Najserdeczniej Ci dziękuję Anko….
Kochana z Ciebie Dziewczyna…
Stokrotko:-) Ależ nie ma za co 🙂 Przytulam <3 <3 <3
Rzadko wracam do tych najdawniejszych wspomnień. Plączą mi się po głowie tylko jakieś okrojone urywki… ale na stare zdjęcia lubię popatrzeć. Buziaki. :))
Matyldo:-) Wspomnienia często pojawiają się same, wyskakują obrazy jak królik z kapelusza 😉 Buziaki 🙂
Masz tych cudownych wspomnień z Tenczynka.Dobrze ze ktoś kupił i dba o ten domek, zawsze to radość.Mam też stare fotografie z lat 20 , musiałabym pogrzebać.Pozdrawiam cieplutko.
Uleńko:-) Poszukaj tych fotek w wolnej chwili 🙂 Może jakąś pokażesz? Uwielbiam takie stare zdjęcia. Przytulam 🙂
Wspomnieniom nie poświęcam zbyt wiele czasu. Wolę cieszyć się drobnymi przyjemnościami obecnego życia czyli tak zwanym dniem dzisiejszym:) owszem posiadam jakieś fotografie stare ale one są z lat 60 XX wieku i do tego dość nieliczne. Nie celebruję przeszłości i nie idealizują minionych czasów, jakoś tak mam;)
Tatiano:-) Trzeba się urodzić z takim czy innym charakterem, nic nie poradzę na to, że wspomnienia żyją we mnie i często wracają, ten typ tak ma 😉 Mój tata się śmiał, że wszystkie trzy – czyli babcia, mama i ja mamy oczy w mokrym miejscu. To wcale życia nie ułatwia, lecz cóż poradzić poza próbą okiełznania tego, co męczy. Wolałabym mieć taki „trzeźwiejszy” stosunek do świata… Z drugiej strony różnorodność czyni życie ciekawszym, czyż nie? Pozdrawiam 🙂
I ja książki Stokrotki mam, skarbnica wiedzy i mnóstwo ciekawostek, także o wnukach.
Najstarsze zdjęcie u nas to chyba dziadek mego męża w mundurze, jednak nie zginał jako żołnierz.
Albumy zdjęć w każdej rodzinie, to kawał naszej historii…
Jotuś:-) Dziadek Twojego męża to czasy tak jakby moich dziadków, może późniejsze boście młodsi 🙂 Kawał historii w albumach, to prawda, bez nich nie pamiętalibyśmy tylu szczegółów z przeszłości… Fajnie, że są 🙂
Wspomnienia dozuje sobie z pewną istriznoscia, bo nie każde jest piękne i nie każde głaszcze duszę. Nie zapominam, ale czasami mam niedużo czasu na przemyślenia, i może tak jest i lepiej?
Wiem, skąd przyszłam, to ważne, ale koncentruje się więcej na drodze do jutra, zanim oglądnę się za wczoraj.
Naprawdę nie jestem ignorantką….
Pozdrawiam cieplutko.
Lucy:-) Masz bardzo rozsądne podejście i zazdroszczę troszeczkę 😉 Lecz nic się na pewne cechy wrodzone nie poradzi, trzeba z nimi żyć starając się jakoś je „ujeździć”. Podziwiam Twoją odwagę, umiejętność załatwianie wszelkich spraw po swojej myśli, stawiania na swoim szczególnie w zetknięciu z biurokracją państwową po każdej stronie granicy 😉
Złych wspomnień nie warto przywoływać, niech siedzą tam gdzie są, albo całkiem znikną… Serdeczności 🙂
Pozwólcie i mnie zapisać się do Waszego klubu 🙂
Nie tylko z racji posiadania tejże książeczki 🙂
Pozdrawiam….
Polinko:-) Ależ bardzo proszę, przeciwwskazań nie widzę, wręcz odwrotnie 😉
Buziaki 🙂
Masz dużą wrażliwość i ogromny santynemtalizm, który też dobrze znam.. Czasem utrudnia życie, bo się człowiek znienacka rozkleja na jakiś widok, czy wspomnienie. Ale też i dobrze mieć taki swój wewnętrzny świat, który nas dopełnia i tworzy z tych wspomnień naszą istotę. Miłego Aniu! Ściskamy serdecznie :))
Stokrotki mam dwie książki i bardzo lubię wracać do nich. Pięknie pisze nasza Stokrotka, cudownie maluje emocjami. Gratulacje Jadziu. Aniu Tobie też gratuluję że tak pięknie podajesz nam nam to co przeczytałaś. Uściski z Krakowa
Kasinyswiat
Kasiu:-) Pozdrów Kraków 🙂 Dziękuję za komentarz. Nasza Stokrotka jest jedyna, niepowtarzalna i cudownie ciepła 🙂
Uściski z Piaseczna pod W-wą 🙂
Myszko:-) „Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma” – czyli akceptujmy siebie takie, takie jakimi jesteśmy, bo tak ma być i już 😉 Nudny i smutny byłby świat bez nas, nadwrażliwych chwilami istot, czyż nie tak?
Przytulam całą trójkę 🙂
Najstarsze fotografie rodzinne?
Chyba są jeszcze w domu, póki Ojczasty żyje nie wywiozłam wszystkiego 😉
Tak na szybko przyszło mi na myśl zdjęcie mojej mamy jako bobasa z tym łańcuszkiem złotym na szyi, który się zawsze zakładało dziewczynkom w rodzinie przy chrzcie (łańcuszek razem z medalikiem jest u mnie i swą działalność na niwie chrzcielnej niewątpliwie zakończył). Ale może są zdjęcia jeszcze starsze?
Przypomniało mi się, jak jeździliśmy (lata 60-70-te) w odwiedziny na wieś do jednej z sióstr mojej babci, do dziś stoi mi w oczach czarna izba czyli kuchnia, gdzie swobodnie przechadzały się kury i gdzie toczyło się codzienne życie i biała izba, błyszcząca czystością i porządkiem, ze stosem poduch w wykrochmalonych białych poszewkach na łóżku…
Małgosiu:-) Jak ważne są takie wspomnienia… U babci w Tenczynku kuchnia, ganek i ogródek były miejscem życia codziennego (w czasie wakacji). Pokój musiał być posprzątany (taki gościnny), nam służył do spania i wieczorem do oglądania tv. Z tym często był problem, na ekranie latały paski, śnieżył, albo prądu nie było … samo życie, ale wspomnienia takie ciepłe w sercu… Kiedy padał deszcz przemykałam się po cichu do pokoju z książką i siedząc w oknie czytałam w spokoju dopóki mnie nie odkryły babcia z mamą 😉
Śnieżący telewizor… kolejne wspomnienie z dzieciństwa 🙂
O tak! W najmniej odpowiednim momencie znikający obraz!
Uwielbiam książki naszej Stokrotki. Mam dwie na półce
Kasiu:-) Bo Stokrotka fajną dziewczyną jest ♥️:)