Majówka była cudna. I wcześniej też było cudnie 😀😀😀 Udało się na trochę wyskoczyć do Szczawnicy 😀😀😀 !!! Miałam duszę na ramieniu na samą myśl o drodze, w końcu babcia D. i dwa stare psy na tylnym siedzeniu podczas kilkugodzinnej jazdy to nie przelewki. Szczęście dopisało, wszyscy przeżyli, poprowadził nas GPS (pierwszy raz, bo zawsze jeździliśmy „na czuja” i według mapy) zupełnie nieznanymi bocznymi, lokalnymi drogami przez różne malowniczo położone miejscowości i dzięki temu nie tylko ominęliśmy Kraków, ale i skróciliśmy sobie drogę. Czyli dwie korzyści za jednym zamachem, w Krakowie z reguły traci się dużo czasu, bo korki, bo roboty drogowe, bo coś tam jeszcze – a tym razem było rewelacyjnie.
Po przyjeździe radość, że psiepsioły o własnych siłach wdrapały się na ostatnie piętro (windy nie ma), MS nastawił się, że będzie Szilkę wnosił, ale dzielnie „własnonożnie” sama wchodziła. Trochę przodem, trochę tyłem, ale dała radę. Skituś człapał pomału, odpoczywaliśmy na każdym półpiętrze i do przodu! A raczej do góry 😀 ! Szilunię wniósł MS chyba dwa razy, kiedy coś jej się stało w nóżkę (chyba stawy się odezwały po dłuższym spacerze) i nie dała rady iść. Poratowałam sunię pyralginą, uprzednio poszukawszy w necie co mogę w takim przypadku podać. Wyczytałam, że właśnie pyralgina jest dopuszczalna, pognał więc MS do apteki i lek kupił.
Pojechaliśmy szukać Wiosny w Pieninach, a za nami podążała Zima! Na szczęście Wiosna nie dała się pani Zimie i w ciągu kilku godzin pogoniła ją gdzie pieprz rośnie 🌞
Dni były różne, deszczowe i słoneczne, ale wszystkie piękne w ukochanym miasteczku. Babcię D. prawie codziennie MS zabierał na spacer i chodziła! Ze trzy razy tylko „muchy w nosie” nie pozwoliły jej wyjść, nawet czasem drugi raz szła z nami i z psami. „I chcecie wierzcie, chcecie nie wierzcie” po schodach wchodziła szybciej niż my z psiakami i jeszcze zdążyła urwać listek z pelargoni rosnącej na korytarzu. Bowiem babcia D. ma teraz manię zrywania wszystkich kwiatków i ładnych listków jakie tylko napotka na swej drodze. Już w zeszłym roku pozrywała w ogródku aksamitki, kwiaty pelargoni z doniczek na oknach i co tylko wpadło jej w oko i pod rękę, kwiatki z trawnika również.
Napatrzyłam się, oczy nasyciłam, nawdychałam świeżego powietrza i cudnych zapachów, poprawiałam kondycję (zakwasy czuję do tej pory). Ćwiczyłam z Imi i Olgą Stępińską (o nich w poprzednim wpisie) – czyli relaks pełną gębą 🙂 Wprawdzie zmarszczki nie zginęły, wagi nie zgubiłam, lecz humor mi się poprawił, dystans większy złapałam do spraw codziennych i ogólnie było wspaniale. Jakby mogło być inaczej! Przecież nie może, bo Szczawnica ukochanym naszym miejscem jest 💗🌞😀😀😀
Ciąg dalszy (zdjęć) oczywiście nastąpi, teraz się spieszyłam rano, żeby dać Wam znać, że jeszcze żyję 😘 Dopiero wczoraj wieczorem wyciągnęłam Lapka z zamknięcia zmuszona wewnętrzną potrzebą dania głosu 🐕 🙂 Po powrocie tyle roboty, że szok. Wiosna się zadomowiła wokół, trawa urosła, ale o tym potem. Na razie pozdrawiam i serdecznie wszystkim dziękuję za odwiedziny i komentarze 🌞💗🌞
Trzymajcie się zdrowo i bezpiecznie!
💙💛
Super, że tak udany wypad był, i spacerów mnóstwo, a najważniejsze, że naładowane akumulatory!
W mieście Ś. słonecznie, ale zimno, nawet nam na noc w salach klimę włączają! No I blisko do skarpy nad Wisłą, więc tam uskuteczniam moje krótkie spacery. Oczywiście za wiedzą oddziałowej!
Macham!
Fusilko:-) Cudnie było, przecież nie może być inaczej. Zabrał mnie MS na urodziny i na święta, i na majówkę – a ja nie miałam nic przeciw temu 😉 Ważne, że z babcią D. udało się jakoś przetrzymać.
Już pewnie masz trochę cieplej, tego Ci życzę, żebyś mogła nad tę Wisłę chodzić. Buziaki!
Wspaniale, że mogliscie być w swoim ulubionym miejscu, dzielni jestescie wszyscy. A jak to psinka szla tyłem?
Dora:-) Szila od początku, czyli odkąd u nas jest, ma problem z wchodzeniem po schodach. Widocznie lżej jej jest wchodzić gdy się odwróci tyłem na ostatnich schodkach i ciężar przerzuca na drugie łapki. Dzielna dziewczynka, nie pozwoliła się wnosić, jakby chciała pokazać, że jest samodzielna. W domu tak samo, wchodzi na górę nie razem z nami, tylko gdy myśli (ja tak myślę), że nikt jej nie widzi. Może w jej obecności ktoś zabił chorego psa i ona ma uraz? Przecież nie wiemy co przeżyła przez pierwsze dwa-trzy lata życia i czemu się tułała po lesie.
Jest taka kochana, że słów brak 🙂
Bardzo mądra i sprytna! Kochana!
O tak 🙂 🙂 🙂
No i tego mi było trzeba!
Cały czas myślę o Szczawnicy na lato, ale bez konkretnych planów, bo będzie się u nas działo, wykombinujemy cos może na ostatnią chwilę.
Miłego wspominania Pienin!
Jotuś:-) Oby Wam się udało tak spędzać czas jak lubicie. Powodzenia!
Pieniny są w sercu na zawsze i Perła Pienin też 🙂 Nie bez powodu tylu ludzi się zachwyca Szczawnicą i okolicą, i wracają kiedy tylko mogą, jak my 🙂
Uściski!
Oj Aneczko jak ja Ci zazdroszczę.Podziwiam Was i babcie, szacun wielki.Przegoniliscie zimę i stworzyliście wiosnę, magia.Pozdrawiam serdecznie.
Uleńko:-) No popatrz, nie widziałam, że mamy moc przeganiania zimy 🙂 Szkoda, że wcześniej tej mocy nie odkryłam, hi hi 😉 Cudnie było, bo tam cudnie jest i bez wzgledu na pogodę jest się czym zachwycać. Buziaki!
Jakie ładne znajome widoki… Jak ja za tym tęsknię. Pozdrawiam, Aniu, pomachaj ode mnie górom, jak znowu tak pojedziesz
Aguś:-) Pomacham na pewno 🙂 Wiesz, codziennie zaglądałam do „Twoich” okien i ktoś był, bo się światło świeciło (jeden raz) i okno było uchylone. Pamiętasz sklepik przed blokiem? Już go nie ma, w zeszłym roku pan właściciel (bardzo sympatyczny) odszedł na emeryturę. Zresztą odkąd duże sklepy się pojawiły to takie małe straciły rację bytu. Teraz powiększają pawilon, całkiem spory będzie i jakieś usługi mają się tam mieścić. Ciekawe jakie.
to przed ostatnie zdjęcie najbardziej mi się podoba. z tego Nieba tak jak by Bóg sam patrzy
Kacper:-) Faktycznie masz rację z tym skojarzeniem, jakby patrzył 🙂
Jak miło się czyta taką pogodną, wręcz entuzjastyczną relację 🙂 Mam nadzieję, że i ja z mojej ukochanej Pragi wrócę równie zadowolona!
Małgosiu:-) Też mam taką nadzieję i życzę z całego serca, żebyś z Pragi wróciła szczęśliwa! W końcu po to ukochane miejsca są, by w nich odreagować stresy i naładować się dobrą energią na zapas, tak mi się przynajmniej wydaje 🙂
Doskonale Cię rozumiem, bo wiem co to znaczy odwiedzić i pobyć w ukochanym miejscu. I „oczy se napaść” widokami – jak mówi moja znajoma góralka spod samiuśkich Tater. Serdeczności Anko :-))
Stokrotko:-) Wiem, że wiesz i rozumiesz 🙂 I „tes se napasłaś łocy widokami najmilsymi sercu” 🙂 Wcale nie muszą bo być Tatry czy Pieniny, może być i Miasteczko, prawda? Reszta potem. Znalazłam piękne stokrotki i specjalnie dla Ciebie zrobiłam im zdjęcia 🙂 Buziaki!
Wcale się nie dziwię tej Waszej miłości, bo widoki tam niesamowite! Za górami i ja już tęsknię, szkoda że w te Pieniny tak daleko, bo chętnie i tam bym zajrzała. Uściski dla Ciebie i reszty rodzinki :))
Myszko:-) Zajrzysz kiedyś na pewno, nie ma innej możliwości 🙂 Uściski posyłamy bardzo serdeczne 🙂
Aniu, ale tan czas leci. Teraz to jakby lato się zrobiło chwilowo. Męczące te skoki temperatur. Słodko wyglądają psiaki, podobnie jak i dorośli. Życzę energii na walkę z chwastami i wysoka trawą i oby ślimaki nie zjadły plonów, jak u mnie sałaty! Całusy. T.
Tereniu:-) Leci, leci okropnie prędko. Trawa załatwiona – głównie przez Skitusia 😉 kwiatki wszelkie pozrywane przez babcię D., ślimaków pełno. Poczekam aż po deszczu wyjdą, pozbieram ile się da i wyniosę do lasku, niech tam sobie żyją.
Szkoda Twojej sałaty!
Buziaki i uściski dla wszystkich 🙂
I teraz już jestem na bieżąco. Piękna jest Szczawnica nic dziwnego, że jesteś w niej zakochana. Buziaki
Luciu:-) Też mam zaległości u Ciebie, nie nadążam, czasu mi brakuje, ale nadrobię. Po prostu nie włączam Lapka tak często jakbym chciała, nie dam rady.
Prawda, że cudna moja Szczawnica? Całusy 🙂
Dwie pory roku w Pieninach i to w tak krótkim czasie, do pełni szczęścia brakuje lata i jesieni zatem może pora zacząć planować? Dwu- i czworonożna ekipa świetnie się spisała, teraz wszyscy to już szczawniccy wyjadacze. Pięknych wiosennych dni, wiem że cieszysz się tym czasem z całych sił. I dobrze.
Mo:-) Pewnie, że się cieszę, bom wiosenne dziecię przecież 😉 I się cieszę bez względu na ilość tych wiosen przeżytych. Mam wrażenie, że im więcej ich – tym bardziej się cieszę 😉
Jesienny element w Pieninach był, na niektórych drzewach zachowały się brązowe liście. Letni w sumie też, bo i ciepłe dni też się trafiły tak, że ściągałam bluzę i szłam w koszulce z krótkimi rękawami. Tak więc w Pieninach jest wszystko 🙂 Uściski!