„Pasma życia” 4

Elżbieta siedziała  w pokoju nie włączając światła. Telewizor mrugał, wypełniając niebieskawą poświatą pomieszczenie, ledwo dał się słyszeć głos lektora czytającego informacje. Ponieważ z pokoju zajmowanego przez Mirka nie dochodziły żadne odgłosy, miała nadzieję, że usnął i nie będzie jej niepokoił przez resztę nocy. Wrócił jakieś dwie godziny temu. Obierając ziemniaki widziała przez okno w kuchni podjeżdżającą pod blok granatową toyotę. Reakcja organizmu była natychmiastowa. Miała wrażenie, że ktoś ją dusi. Chwycił za gardło i coraz mocniejszym uściskiem zamyka dopływ powietrza do płuc. Kiedy usłyszała trzaśnięcie drzwi od windy, całkiem zabrakło jej siły, musiała oprzeć się o blat  stołu. Mirek długo majstrował przy zamku, wreszcie walnął pięścią w drzwi, potem zaczął je kopać. Psy głośno szczekały. Ela pomału podeszła trzymając Gamę za luźną skórę na karku  i otworzyła.

Mirek zastygł w bezruchu patrząc na nią z wyrazem niewyobrażalnej nienawiści. Przemknęło jej przez myśl, że wzrok ma jakiś dziwny, jak u ludzi chorych na obłęd.

– Nie możesz się ruszać szybciej? – warknął. – Ile mam stać pod drzwiami?

– A gdzie masz klucze? – starała się opanować drżenie głosu i mówić spokojnie.

– Nie wiem – syknął. – Pewnie ty je schowałaś!

– Jasne, bo nie mam nic lepszego do roboty – mruknęła.

Odepchnął ją aż się zatoczyła. Gdyby nie trzymała Gamy, upadłaby na podłogę. Wszedł do środka.

– Ruszaj się szybciej ty k… Jak stukam, to otwieraj – rzucił za siebie.

– Skąd mam wiedzieć, że stukasz? Trzeba było nie zrywać ze ściany dzwonka razem z przewodami…

– Ty, ty szmato – zamierzył się na żonę.

Gama warknęła więc się na wszelki wypadek wycofał. Czuł respekt przed suką, bo gdy obnażała kły wyglądała bardzo groźnie. Wszedł do kuchni, kopnął kubeł stojący na podłodze, rozsypały się obierki. Tłukł garnkami po blatach kuchennych szafek. Wreszcie otworzył lodówkę, coś wyjął i poszedł do swojego pokoju.

Posiedziała chwilę starając się oddychać równo, miarowo… Spokój, spokój, spokój…Nie da się sprowokować… Spokój… Nie będzie płakać… Zachowa absolutny spokój…Utwierdzała się w przekonaniu, że musi podjąć właściwą decyzję, prawidłową, jedynie słuszną…  Wróciła do kuchni. Zmiotła rozsypane śmieci, wytarła rozlaną colę, ustawiła poprzewracane butelki z wodą mineralną, skończyła obierać ziemniaki, przygotowała resztę składników potrzebnych do zupy na następny dzień.  W pokoju za ścianą słyszała szuranie, jakieś stukania, wreszcie odgłos toczącej się po podłodze pustej butelki. Odczekała jeszcze moment. Było cicho. Chciała przejść do dużego pokoju. Myślała, że mąż usnął. Dobrze wiedziała, kiedy butelki turlały się po parkiecie… Wyszła z kuchni i zamknęła drzwi na zasuwkę, co było zabezpieczeniem przed czworonożnymi hultajami.

Stał w przedpokoju i czekał. Nie spodziewała się ataku, więc gwałtowne, bolesne szarpnięcie pozbawiło ją w pierwszej chwili zdolności obrony. Była obezwładniona  strachem. Ogromnym, paraliżującym strachem. Mirek wciągnął ją do pokoju i rzucił na śmierdzące alkoholem łóżko, zatrzasnął drzwi.

– Damski bokser – syknęła zasłaniając głowę przed bolesnymi ciosami. Potrafił uderzać tak, by nie było siniaków. Chwalił się, że nauczyli go tego w wojsku.

Za drzwiami pokoju ujadały obie suczki próbując dostać się do wewnątrz. Ręka Elżbiety trafiła na butelkę leżącą obok łóżka. Złapała ją i uderzyła. Na chwilę się odsunął. Był pijany, nie utrzymał równowagi, zachwiał się. Wykorzystała moment i całym ciężarem rzucając się do przodu nacisnęła klamkę. Gama i Beta wpadły do środka odgradzając panią od prześladowcy. Wycofała się do przedpokoju, a on  – miotając przekleństwa – zniknął za  drzwiami swojego pokoju.

Elżbieta uspokoiła suczki. Beta położyła się na wersalce z łebkiem na kolanach pani, Gamę przytuliła obejmując ramieniem i tak siedziały.

Po dłuższej chwili włączyła cichutko telewizor i próbowała pozbierać myśli. Miała wielką ochotę powiedzieć mu, że spotkają się w sądzie. Nie powiedziała. Rozsądek kazał zmilczeć, wziął górę nad emocjami i dlatego była z siebie dumna. Wiedziała, że mógłby jej zrobić krzywdę. Byli sami. Lubił się nad nią znęcać bez świadków. Cały czas  pewien własnej bezkarności nie przypuszczał, że żona mogłaby komukolwiek powiedzieć o jego zachowaniu.  Nagle drzwi pokoju gwałtownie odskoczyły i wtoczył się Mirek, zupełnie już pijany. Zrzucił rzeźbę z regału, strącił książki na podłogę, przewrócił stojącą lampę. Elżbieta w biegu złapała buty do ręki i kurtkę z wieszaka, wybiegła z domu ubierając się już na korytarzu. W windzie przypięła smycz Gamie,  Beta biegła za nimi. Szybkim krokiem okrążyła górkę trzymając Gamę na krótkiej smyczy, Beta szybciutko przebierała małymi nóżkami, ledwie za nimi nadążając.

Ciemność  zapanowała nad światem. Nie na długo, bo w momencie ukrycia się słońca żywszym blaskiem zapłonęły światła reklam, których było coraz więcej wzdłuż Alei KEN, widocznych spod Multikina aż do Hita na Kabatach, do samego końca osiedla. Lekki wiaterek i spadające płatki śniegu chłodziły rozpaloną twarz  Elżbiety, zabierały łzy z oczu. Ochłonęła  wdychając świeże, ostre powietrze. Powoli dochodziła do równowagi.  Robert powinien niedługo wrócić do domu. Poczeka na niego. W obecności syna Mirek nie uczyni jej krzywdy, będzie udawał łagodnego jak baranek i nie podniesie na nią ręki. Owszem, będzie wyzywał, ale nie uderzy… Pogrążona w rozmyślaniach nie zwróciła uwagi na wołanie Adelki. Dopiero kiedy Gama stanęła w miejscu  i nie chciała zrobić ani kroku do przodu, oprzytomniała i rozejrzała się.

– Wołam i wołam, gonię za tobą, a ty nic – skarżyła się zdyszana Adelka. – Myślisz, że mam dwadzieścia lat?

– Przepraszam. zamyśliłam się.

– Nawet nie zauważyłaś, że Beta pobiegła za Misiem – zastanowiła się Adelka. – Coś się stało?

– Nie, normalnie… co się miało stać?

– Na pewno wszystko w porządku?

– Nie… tak…normalnie, nie wiem…

– Oj, coś za bardzo plączesz się w zeznaniach – Adelka podejrzliwie spojrzała na przyjaciółkę – Mogę ci jakoś pomóc?

– Nikt mi nie może pomóc – pokręciła głową Elżbieta. – Tak naprawdę chwilami chciałabym nie obudzić się nigdy więcej…

– A kto się zajmie twoimi psicami? – Adelka próbowała nadać głosowi żartobliwe brzmienie. – Chcesz, żeby mnie Gama zeżarła żywcem? Tak jak wtedy, kiedy byłaś chora?

– Przecież cię nie zeżarła – lekki uśmiech ukazał się na wargach Eli.

– Ale jaki miałam stres za każdym razem!  Musiałam opracować cały system postępowania z tą małpą – wskazała na Gamę, która obejrzała się szukając owej małpy, o której ciotka mówiła, bo przecież nie o niej. – Nie pamiętasz? Najpierw wchodziła bułka, za nią moja ręka i dopiero ja z obrożą. Małpa chwytała w zęby bułkę i w tym momencie wkładałam jej obrożę. Tak było. Nie będę się z nią więcej użerała, sama to rób.

– Powiem ci, że te zwierzaki naprawdę trzymają mnie przy życiu – Elżbieta poklepała  Gamę po karku. – Tak sobie właśnie myślę, kto się zajmie chorą psicą, której trzeba stosować dietę, dawać leki, zakropić oczy…

– No właśnie, bez ciebie ani rusz – Adelka usiłowała odciągnąć Reksa od miejsca najwyraźniej zachwycająco pachnącego dla psiego nosa. –  No ruszże się wreszcie, myślisz, że ja mam tyle siły, potworze jeden, żeby cię ciągnąć za sobą? Chodź wreszcie,  ciotka Kaśka na nas czeka –  i zwróciła się do Eli. – Ciebie też mam ciągnąć? Zwariuję z wami wszystkimi. Elka, Misiek, Beta marsz do przodu!

– Ja? Po co? – zdziwiła się Ela.

– A co, nie mówiłam ci, że Kaśka kazała nam przyjść na zbiórkę? – zniecierpliwiona Adelka machnęła ręką wskazując w stronę mieszkania Kasi.

– Nie, nie mówiłaś.

– Ojej, to widocznie pomyślałam. Teraz mówię, że idziemy. Albo ty mnie nie słuchasz… – zastanowiła się.

– Ale ja muszę…, Robert…

– Nic nie musisz,  trzymaj  tę swoją wilczycę, bo mi kurtkę zniszczy… Czekaj, wyślij do Roberta sms, że jesteś u Kaśki.

Po chwili Robert oddzwonił oznajmiając, że wróci najwcześniej za jakieś dwie godziny. Elżbieta pomyślała, iż nie pójdzie do domu przed powrotem syna. Nie czuła się na siłach znieść jeszcze jedną  „atrakcję” przygotowaną przez męża.

– Dobrze, że nareszcie się zjawiłyście – przywitała je Kasia. – Mam nowe wino. Prawda, że chcecie? Takiego grzańca jeszcze nie próbowałyśmy, więc od razu siadajcie przy stole. Już przynoszę.

– Ach, co za zapach – z zamkniętymi oczami Adelka wdychała woń korzennych przypraw buchającą z rozgrzanego trunkiem dzbanka.- Cudowny.

– Niezły – przytaknęła Ela.

–  Elka, dlaczego nie odbierałaś wczoraj komórki? – Kasia postawiła przed przyjaciółkami czarki i stała z dzbankiem w ręce.

– No właśnie – dodała Adelka. – Martwiłyśmy się o ciebie.  Nie odbierałaś telefonów, nie odpowiadałaś na esemesy. Bałyśmy się, że Mirek ci coś zrobił.

– Komórki nie słyszałam, była w płaszczu w przedpokoju .

– Czy ty jesteś mądra? Miałaś dla bezpieczeństwa trzymać telefon przy sobie. Chcesz, żeby ci wyciągnął z kieszeni? – zdenerwowała się Kasia.

–  Nie było go w domu. Lejesz to wino czy czekasz aż  ostygnie?

– Już leję. A gdzie był?

– A skąd ja mogę wiedzieć? Przecież nie mówi mi o niczym, gdzie idzie albo jedzie, kiedy wróci. Zresztą od dawna w ogóle nie rozmawiamy. Z nim się nie da i nie dało się chyba nigdy.  Interesuje się tylko jedną dziedziną: swoją. Dopóki o tym z nim rozmawiałam, było ok. Potem miałam dość, ile można w kółko na jeden temat, w końcu sport to nie moja bajka. Próbowałam o czymś innym, ale od tego czasu już zawsze byłam głupia, nienormalna, niedouczona.

– Ty? – jednocześnie spytały przyjaciółki.

– Ja. Wyśmiewał wszystko co lubiłam, co mnie interesowało. Poszłam na studia, żeby mu udowodnić na co mnie stać.

– Pamiętam jak uczyłaś się przy dwojgu dzieciach, zdawałaś egzaminy – wtrąciła Kasia.

– W klopie – dorzuciła Adelka.

– Egzaminy w klopie? – zdziwiła się Kasia.

– Głupia. Uczyła się w klopie, bo nie miała się gdzie podziać.

– No właśnie, – przytaknęła Ela. – Potem się doczepił do mojej rodziny. Obrażał każdego po kolei aż wreszcie zostałam sama, bo jako lojalna małżonka broniłam go przed wszystkimi.

– Typowe – kiwnęła głową Kasia. – Odizolować ofiarę od innych by móc się nad nią bezkarnie znęcać.

– Chciałabym wygrać w totka… – zaczęła Ela.

– Każdy by chciał, a co ma piernik do wiatraka? – przerwała jej Kasia.

-… i kupiłabym mu mieszkanie, żeby się wyniósł z mojego życia.

– To nie takie proste – z zadumą w głosie stwierdziła Kasia. – Nie ty masz mu kupować mieszkanie, nie ty masz za niego podejmować decyzje. On sam musi wziąć odpowiedzialność za to, co zrobił do tej pory i co robi. Nie może do końca życia ciebie  do tego zmuszać i potem  jeszcze winić  za wszystko.

– Ale ja się ciągle boję – przyznała Ela. – Wchodzę do domu i czuję lęk. Zajmuję się pracami domowym i lęk towarzyszy mi przez cały czas. Ostatnio nawet jak go nie ma w domu to się boję.

17.11.2017

  • nie-okrzesana Trudno się czyta ten tekst. Nie jestem i nie byłam bitą żoną. Ale byłam bitym dzieckiem i pamiętam ból psychiczny widząc bicie matki.
  • annazadroza nie-okrzesana:-) Przepraszam, że mimo woli wywołałam smutne wspomnienia. Z takimi trudnymi sprawami spotykamy się bardzo często, nieraz konfrontacja z przeżyciami innych pomaga nam uporać się z własnymi, czasem wskazuje drogę do pokonania problemu. Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam, przytulam i ślę serdeczności:)))
  • nie-okrzesana Nie masz powodu przepraszać. Chciałam napisać po prostu, że wiem co czuje Elżbieta.
  • Gość: [Anka] *.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl nie-okrzesana:-) Powinnam być zadowolona, że sugestywnie udało mi się oddać przeżycia Elki, ale i tak mi przykro. Dodam tylko, że ona sobie poradzi. Tak w ogóle, to głupia jestem, bo chciałabym, żeby wszyscy byli szczęśliwi, zdrowi, uśmiechnięci, nie było żadnych konfliktowych sytuacji, żeby się wszyscy lubili i szanowali…raju na ziemi mi się chce…też zachcianki…
  • nie-okrzesana Anno marzenia jak najbardziej prawidłowe.
  • annazadroza nie-okrzesana:-) Takie bardziej chyba z innej planety niż Ziemia. Dzięki za dobre słowo:)))
Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Pasma życia, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *