Coraz więcej z nas jest po pierwszej dawce szczepionki. To daje jakąś nadzieję na życie, na powrót do normalności, która – umówmy się – nigdy nie będzie taka sama jak przed covidem. Tak jak rzeczywistość po II wojnie nie była taka sama jak przed 1939 rokiem. Są takie przełomowe chwile (czasem wiele lat trwające) w historii ludzkości, które przekreślają życie jakie ludzie prowadzili przedtem. Bez względu na to, czy się komuś podoba czy nie – będzie inaczej.
Z ciekawostek kulinarnych – wypróbowałam nowy przepis wycięty dawno temu z gazety.
Z całą pewnością zrobię jeszcze raz (przynajmniej), ale nieco zmodyfikuję po swojemu. Na pewno jako spód/ciasto wykorzystam jednojajkowca Luci, użyję mniejsze jabłka (te ze zdjęcia były wyjątkowo duże), dam do środka więcej żurawiny.
Przed świętami trafiłam na masę makową w Biedronce. Ucieszyłam się, bo mak lubię, ale gotować, mielić trzykrotnie i przygotowywać pracochłonną i czasochłonną masę makową – to już nie dla mnie. A kiedyś wszystko robiłam sama… Wykorzystując więc gotową masę i gotowe ciasto francuskie upiekłam makowe ślimaczki. Pyszne i szybkie.
Zamiast maku można użyć tego, co się komu przyśni. Robiłam już z masą karmelową (bo babcia D. lubi krówki), z masą czekoladową, ale z makiem najbardziej mi pasuje. To było na święta. Po świętach dokupiłam masę makową i ciasto francuskie, i powtórzyłam wypiek. MS tym razem nie jednojajkowca lecz ślimaczki wybrał jako prezent imieninowo-urodzinowy. Od dzieci dostał torcik, który już tradycyjnie przywożą na okazje, bo jest nieduży, na raz, nic nie zostaje na później i – wyjątkowo pyszny 🙂
Wera została na noc, śpi jeszcze. Skitek uszczęśliwiony z obecności swej pańci ukochanej spał u niej, ale teraz po spacerze oboje z Szilką śpią na „swojej” wersalce obok mnie. Zaraz wezmę się za książkę, którą mi młoda przywiozła do przeczytania „koniecznie, jak najszybciej i żebym jej przypadkiem nie zniszczyła, dbała, nie zgubiła” itd. Nie posiadam się z radości, bo to pierwsza reakcja mej wnuczki na literaturę, sama przyznała, że ta książka rozbudziła w niej chęć czytania 🙂
Babcia D. okropnie splątana wczoraj była, myślę, że na pewno stan chorych osób ma związek ze zmianami pogody, w końcu jednego dnia śnieg i grad, a drugiego kilkanaście stopni na plusie każdego może zmęczyć. Rozruszała się przy Calineczce, ta szkrabusia każdego rozrusza 🙂 Koniecznie trzeba konika na biegunach wyciągać, grającą zabawkę, „ciesiełko dla małych dzidziusiów”, chociaż – „jeśtem duziom dziewcinkom” 🙂 Babcię Anię i dziadka cieszy fakt, że nie ma chęci od nas jechać, chce „jeście ziośtanąć” 🙂
Aha, zapomniałam się pochwalić nową wersją tofu z bloga http://www.mniumniu.com/2019/08/weganski-mega-chrupiacy-kurczak-z-tofu.html
Nawet MS spróbował i powiedział, że smakuje jak kurczak i może być na obiad. Oczywiście nie zrobiłam idealnie zgodnie z przepisem, jako panierki użyłam zwykłej bułki tartej, ale było takie dobre, że co chwilę podkradałam kawałek 😉
Tym sposobem dojechałam do soboty. Dobrego weekendu, pogoda ma dopisać więc korzystajcie zanim znów nie powróci zimno 🙂
Trzymajcie się zdrowo!
Aniu! Znasz może jakieś niepracochłonne przepisy do wykorzystania suszonej albo nawet tartej bułki? U nas jej sporo zostaje. Buziaki! :))
Matyldo:-) Znam:) Miały być knedle wg Makłowicza, a wyszły chlebowe placki, robiłam je już ze trzy razy. Namoczyć trzeba w mleku jak do kotletów, jak rozmięknie to jajka dodać i usmażoną cebulkę plus ulubione przyprawy i usmażyć. Mnie smakują nawet bardzo, same, bez niczego, także na zimno do przegryzania. Mogą być na ciepło z ostrą surówką na przykład, albo z sosem. Takie to dziwne rzeczy można zrobić 🙂 Buziaki 🙂
No, niezastąpiona jesteś!!! Bardzo Ci dziękuję! Wypróbuję na pewno!
🙂 🙂 🙂 Cała przyjemność po mojej stronie 🙂 🙂 🙂
No kochana, kulinarnie powaliłaś mnie na kolana i ślinotok gotowy!
Te jabłka to rewelacja, musze zrobić, ale później, bo mąż ma urodziny i tort już kupiony.
Jak miło czytać, że rosną nowe pokolenia użytkowników bibliotek 🙂
Jotuś:-) Jestem cała dumna po przeczytaniu słów Twoich 🙂
Urodzinowe życzenia dla Męża 🙂
Cieszę się, że zaczęła czytać i nie ma znaczenia od czego to się zaczęło, teraz czyta w każdej wolnej chwili i powiedziała dziś, że już kilka kolejnych zamówiła i doczekać się nie może 🙂
No niestety, od rana pada u nas, i końca nie widać! A tak chciałam sobie po rowerowych ścieżkach pobuszować! Wrrr!
Na otarcie łez mam od Ciebie podpowiedź na osłodzenie sobie życia! ;-)))) Wyjęłam z zamrażarki puszkę z połową masy makowej, która tam zaległa od Świąt BN, i oczywiście także zamrożone ciasto francuskie, które zawsze u mnie być musi. To już wiesz, co zrobię, prawda?! :-)))))
Mimo wszystko życzę sobie poprawy pogody ! Serdeczności posyłam!
Fusilko:-) Dobre takie ślimaczki, prawda? Dziś moje domownicy wykończyli, a Wercia, która spała u nas, pomogła w ich zjedzeniu.
Weekend u nas był piękny, jutro ma się ochłodzić, ale wiosna już na pewno się rozgości i będziesz mogła śmigać rowerkiem po leśnych duktach 🙂
Macham!!!
Ależ słodko i smacznie. U mnie kupione pierniki produkcji ukraińskiej. Nawet o zgrozo co najmniej równie dobre jak niektóre nasze. Białka mam więc ta odłożona beza kiedyś powstanie.
Pobyt u dziadków bezcenny zawsze. Całusy
Luciu:-) Bezy nigdy nie robiłam, ale synowa piecze przepyszny torcik bezowy.
Z pierniczków lubiłam takie niezbyt twarde z lukrem, potrafiłem ich zjeść bardzo dużo, na szczęście już nie używam 😉 Nie weszłabym w żadne spodnie, w spódnicach już dawno nie chodzę. Buziaki!
Te ślimaczki z masą makową i któwkową to coś dla mnie. Lubię łatwe i szybkie przepisy, bo tego czasu ciągle mało 🙂 „Tamte dni.. ” oglądałam, film zaczarowany, choć temat trochę kontrowersyjny. Ale i książkę chętnie bym przeczytała. Jestem ciekawa Twojej opinii. Co do młodych czytelników, to Mały ostatnio powiedział, że bez książki nie zaśnie! Miód dla serca 🙂 Miłego weekendu dla Was!
Myszko:-) Ślimaczki godne polecenia, szybkie, łatwe i pyszne. Koniecznie zrób, chłopakom będą smakowały na pewno.
Zaczęłam czytać i szczęka mi opadła… jak skończę to coś powiem.
Mały Książę jest wspaniały! Nawyk czytania wykształca się w domu, jeśli w dzieciństwie książka jest „chlebem codziennym” – to zostaje na całe życie.
Dobrego tygodnia, buziaki 🙂
Wow! Ten wegański niby kurczaczek z tofu zawrócił mi w głowie… Chętnie spróbuję. Tofu wędzone uwielbiam…
A w ogóle to pracowita z Ciebie Dziewczyna, chociaż mak gotowy kupujesz 🙂 🙂 🙂 echhh…
Ściskam najserdeczniej 🙂
Polu:-) Spróbuj zrobić kurczakowe tofu, a nie pożałujesz, ja już następne włożyłam do zamrażalnika. Jeśli chodzi o tofu, to wolę naturalne do przetwarzania od wędzonego, ale MS jest w stanie przełknąć wędzone 🙂 Muszę go pochwalić, że już kilka razy stwierdził, że „da się zjeść” odnośnie moich prób (i błędów) różnych potraw vege.
Dziękuję za dobre słowo 🙂 Buziaki 🙂
Ja już dawno wpadłam w kompleksy kulinarne ….. i to wszystko z Twojego powodu Anko:-)))
Chociaż serniczek ostatnio bardzo dobrze mi wychodzi.
Serdeczności!!!
Stokrotko:-) Hi hi, ale mnie rozbawiłaś 🙂 Skarbie, jeśli nie jem mięsa, a jeść dobre rzeczy lubię (jak to Byk sybaryta), to muszę próbować robić różne różności aż mi zasmakują, a jeszcze i domownicy czasem przełkną 😉
Nie ma nic lepszego od serniczka, na równi może być szarlotka, ale sernik dla mnie na pierwszym miejscu. Jesteś więc mistrzynią!
Buziaki 🙂
Piękne wypieki, na pewno też smakowite. Muszę się za siebie i więcej czasu spędzać w kuchni.
Krysiu:-) Myślę, że nic nie musisz 🙂 Możesz tylko chcieć, jeśli sprawia Ci to przyjemność, nic na siłę. Uściski 🙂
Wielką ochotę miałam na potrawę z „wypranego gluta”, ale to gluten, a ja tego powinnam unikać, więc z mięska glutenowego nic nie wyszło.
Ale już to tofu smażone a’la kurczak w panierce może być jak najbardziej, więc jutro zakupię odpowiednie produkty i zaczynam sobie „dogadzać”;).
Dotychczas, po prostu gotowałam normalny obiad, a na mój talerz trafiało wszystko, oprócz mięsa (chyba, ze sobie zrobiłam coś tam z kaszy, ciecierzycy, czy innych strączkowych). Teraz i ja będę jadła „mięsko” i to ze smakiem (bo normalnego ,mięsa już od jakiegoś czasu przełknąć nie potrafię).
Bardzo Ci Aniu dziękuję, ze to, ze dzielisz się z nami swoimi przepisami, pozdrawiam:).
Wilmo:-) Jak ja się cieszę, że coś Ci się przyda z tych moich doświadczeń kulinarnych 🙂 Wiesz, to większa przyjemność, gdy mam świadomość, że mogę się podzielić próbami, odkryciami, nowymi pomysłami niż gdybym to robiła tylko dla siebie, w ukryciu. Zresztą – dla siebie samej bym nie robiła takich eksperymentów. Nie chciałoby mi się.
Wilmo, coraz więcej osób odrzuca mięso, może organizm sam odrzuca to, co dla niego szkodliwe i wystarczy się wsłuchać w to, co chce nam przekazać dla naszego dobra. Twoje dobre słowa zachęcają mnie do dalszych prób. dziękuję Ci za to! Uściski 🙂
Jeeeeeść! Pana i Władcy nie ma, więc nie gotuję wcale, ale jeść się chce i jeszcze takie pyszności, Ania, zlituj się! A mak można kupić mielony i zrobić po swojemu. Całuski!
Ewuś:-) Jak byłam sama to szczyt sztuki kulinarnej (z lenistwa) stanowiła jajecznica, żywiłam się też gotowymi śledziami i chlebem. Kiedy dzieci jechały na wakacje to nawet na serwetce kładłam sobie kanapkę, żebym nie musiała zmywać… hi hi 🙂
Ostatnio odkryłam tofu w zalewie tymiankowej, drugie – chili. Oczywiście z Biedronki, bo tylko tu robię zakupy mając ją najbliżej. Dobre na kanapkę, nie musisz nic z nim robić. Wypróbuj. Buziaki!
Jakoś mnie tofu nie zachwyciło, ale moi rodzinni weganie twierdzą, że źle przyrządziłam. Przyznaję się do winy… Co do zmywania, to mój ekstremizm polegaa na tym, że dyżurny talerz służy mi od śniadanka, aż do kolacji, oczywiście bez mycia, a czasem jest to tylko deska do krojenia. Wstydź się dziewczę, wstydź!
Nie wstydź się, dziewczę hoże, nie wstydź 😉
A jakie tofu kupiłaś? Pewnie naturalne i nie przyprawiłaś, więc nie miało smaku. Już się nauczyłam i smakuje mi. To w zalewie jest już przyprawione. Popróbuj, jak znowu nowe zrobię coś to się pochwalę. Buzi 🙂