Rozochociłam się udanymi próbami wegetariańskich potraw. Czytałam sporo o seitanie i od kilku dni „chodził” za mną. Królowa Marysieńka czasem kupuje sobie trochę i zachwala smak, ale uprzedziła, że drogie to jest w sklepie. Poza tym koło mnie nie ma, żebym mogła spróbować. Najdokładniej u Hajduczka https://www.hajduczeknaturalnie.pl oraz u Olgi Smile https://www.olgasmile.com/ z tematem zapoznałam się i nabrałam odwagi, aby spróbować. I spróbowałam 🙂
Najpierw zgodnie z instrukcją połączyłam mąkę z wodą, wyrobiłam, zalałam zimną wodą i poszliśmy z psiepsiołami na popołudniowy spacer. Po powrocie zaczęłam zabawę w „pranie” utworzonego gluta. Zawzięłam się i prałam, prałam, prałam jak było napisane u mądrych dziewczyn wymienionych wyżej. W końcu miałam dość i glut chyba też 🙂
Pomyślałam, że gluta pokroję przed ugotowaniem, to będzie łatwiej mi go dalej przetwarzać.
Po ugotowaniu w bulionie (użyłam gotowej kostki) – niestety – pokrojone kawałki zlały się i wyglądały jak ugotowane mięso wyjęte z rosołu. Dobrze, wygląd wyglądem ale w smaku – naprawdę jak rosołowe. Od razu mam pomysły jak w przyszłości użyć. Kiedy wystygło jedną część pokroiłam jak na gulasz, drugą część, tę z większych zachowanych kawałków, odłożyłam osobno. Gulaszowe (prawie) kostki posypałam – jak zwykle kurczakowe – pieprzem, papryką, czosnkiem, soli nie dawałam, bo bulionu słony smak „wszedł” w gluta podczas gotowania. Do większych kawałków użyłam ulubionej MS przyprawy złocistej do kurczaka. Trochę za dużo dałam nie biorąc pod uwagę, że ona sól zawiera, w związku z czym pioruńsko słone wyszło i jakoś muszę temu zaradzić. Kiedy jedno i drugie swoje odstało, wrzuciłam na patelnię, dodałam cebulkę i usmażyłam jak zawsze robiłam z kurczakiem. W duszy jednak było mi lekko i aż mi się „samo uśmiechało” z radości, że to nie jest zamordowany kurczaczek 🙂
Jestem z siebie dumna niesłychanie i żadne święta i świąteczne potrawy już mi nie są straszne 😉 A jakie możliwości kombinacji potraw już mi wyobraźnia podsuwa! Oczywiście bez przesady, w końcu to jest sam gluten, ale od święta już wiem co przygotować. Musiałam się z Wami osiągnięciem podzielić i czekam na oklaski 😉 😉 😉
Trzymajcie się zdrowo!
Podziwiam szczerze, za pracowitość i chęć odkrywania.
Gotowa potrawa wygląda spoko, ale wcześniej tak średnio apetycznie.
Ostatnio jadamy coraz mniej mięsa, latem to prawie wcale…
Smacznej wiosny 🙂
Jotuś:-) Dzięki za podziw 😉 Cieszy mnie udana próba, następna będzie lepsza i szybciej zrealizowana z mniejszym wysiłkiem, taką mam nadzieję 🙂
Uściski!
Moje gratulacje za wytrwałość, cierpliwość,… Na końcu niezły efekt, a i pewnie smakuje wysmieenicie. Pozdrawiam
Krysiu:-) Dziękuję 🙂 Rezultat nad podziw pozytywny, następny będzie jeszcze lepszy. Uściski!
Hm, hm! Potraktuję jak ciekawostkę, ale też podziwiam Twój upór!
A na czym to pranie polega?
Serdecznośći i miłego dnia!
Fusilko:-) To nawet nie upór, raczej chęć dobrego jedzenia, jak to u Byka sybaryty 😉 Znudziły mi się na okrągło kotoplacki i kasztety 😉 Przyszedł czas na coś nowego. Pranie polega na płukaniu kuli z ciasta w wodzie tak długo, aż woda będzie przezroczysta, wtedy gluta się gotuje i smakuje jak mięso.
Miałam spytać jaką szczepionką Cię szczepili? Jak dobrze, że masz to za sobą. Buziaki!
Pfaisera! I bez kłopotu było. Dzisiaj dzwoniła Szwagrowska, że oboje tez już są, ale Zeneką. Szwagier bezboleśnie przeszedł, a Ona trochę gorączkowała i słabo samopoczucie miała!
Nastawiam się na jakieś drobne dolegliwości w rodzaju złego samopoczucia czy bólu głowy, zobaczymy jak będzie. Miałaś szczęście, że trafiłaś na pfaizera, babcia D. też bez żadnych kłopotów. Fusilko, po prostu Ci się należało, tyle miałaś kłopotów, że wystarczyło na zapas!
Ciekawostka, ale nie spróbuję. Natomiast dziś przygotowałam dla siebie zupę krem z grochu i czereonej soczewicy, dodslsm drobno pokrojony seler i por, przyprawiłam solą ,pieprzem ziolowym i czarnym, curry, wędzoną papryką, dodałam śmietany 30%. Podsmażę pestki dyni i slonecznika i bedzie pysznie. Można z kukurydzdzą, grzankami , czy kotlecikami jakimiś, co do glowy wpadnie.
Dora:-) Można kupić gotowy seitan jak ktoś ma chęć. Mnie z 1 kg mąki wyszło dwa obiady (czyli za 1, 50 zł) plus oczywiście praca, czas i woda do płukania. Ale satysfakcja bezcenna.
Pomysł na zupę biorę od Ciebie, na pewno taką zrobię. Dzięki i serdeczności posyłam!
Pierwszy raz takie coś widzę.Apetycznie wygląda.Ja niesprawdzonych raczej nie robię.U mnie na święta będzie nowość od synowej, niestety z zamordowanej kury
Oj Ania, ja już kilka razy mordowałam kury.Co było robić!Wyniosły.sie to potem na rosół. Pozdrawiam
Idę 1 okno umyć
Uleńko:-) Niedawno się spotkałam z seitanem, to jest „mięso” wegetarian, można mnóstwo pysznych potraw z niego zrobić, dlatego mnie kusiło, żeby spróbować. I udało się. Ula, ja przecież wiem co babcia z kurami i królikami robiła 🙁 Sama nigdy w życiu bym się nie podjęła. Surowe mięso pierwszy raz dotknęłam dopiero gdy urodziłam Dużego i dla dziecka zupki zaczęłam przygotowywać. Ale mój czas na zmiany nadszedł i od roku mięso odrzuciłam. Co nie znaczy, że kogoś zmuszam czy namawiam, to indywidualna sprawa.
Okien jeszcze nie ruszałam, boję się przeziębić przed szczepieniem, dlatego nic nie robię, ogródka nie ruszam.
Ściskam i CiP posyłam 🙂
Gratuluję i podziwiam!:)
Matyldo:-) Z chęcią przyjmuję i podziw i gratulacje 🙂 Buziaki!
Pięknie Ci to wyszło, naprawdę! I jak fajnie opisane 🙂
Hajduczku:-) Słowa uznania od znawczyni i fachowczyni to dla mnie najwyższy komplement! Dziękuję i uściski posyłam 🙂
Klaszcze i podziwiam. Ale naśladować nie będę.
Na kolację mamy kurczaka. To tak na marginesie. Buziaki
Luciu:-) Kłaniam się słuchając oklasków i radość ogarnia mą duszę 😉 Wiem, że naśladować nie będziesz, to tylko na mnie taka pora przyszła. Nikogo nie namawiam, sama tak zdecydowałam i radość mam z tego. A jeszcze większą, ze zrobiłam seitan sama 🙂 Smacznej kolacji nie życzę bo już rano, chyba, że dzisiejszej, ale znając Twoje umiejętności jestem przekonana, że będzie pysznie 🙂 Buziaki!
W życiu nie słyszałam 🙂
Wygląda to wszystko dość przerażająco – do momentu powstania gulaszu z cebulką 🙂 Ale ilość roboty – w sensie to „pranie” – mnie przeraża. Chyba na razie nie.
Małgosiu:-) Dopiero niedawno o tym przeczytałam. Poszukałam co to jest seitan, jak się go robi i wykorzystałam chęć jego zrobienia. Gdyby mi chęć przeszła nikt by mnie nie zmusił 😉 Na razie sprawia mi wielką przyjemność wyszukiwanie przepisów na dania wege i korzystam, dopóki mi się nie odechce, ale już będę miała wtedy sprawdzone 😉 Pozdrowienia!
To czary, prawda? Całuski Aneczko.
Ewuś:-) Jak dobrze Cię widzieć 🙂 Czary to nie są, ale radość, że coś się udało i wiadomo jak to coś robić dalej, żeby było lepsze 🙂 Przytulam 🙂
Efekt końcowy – ciekawy:) Przeraża mnie to „pranie”. Jeszcze nie robiłam takich rzeczy.
U mnie kuchnia prawie tradycyjna, staram się przemycić nowe potrawy, które będą smakowały mężowi i to się udaje.
Potrawy na święta też tradycyjne.
Koliberku:-) Ja pierwszy raz się przymierzyłam i dobrze się stało 🙂 Myślę, że następnym razem pójdzie szybciej i sprawniej. Dla MS i babci D. będą tradycyjne potrawy, a dla siebie zrobię wege. MS próbuje moje kulinarne wymysły/próby i szczerze mówi co myśli… i różnie z tym bywa 😉 Ale to ja zostałam wegetarianką, nie on, póki co… 😉
Pozdrowienia!
Oklaski zasłużone absolutnie! Żeby mnie się chciało, tak jak Tobie się chce.. to bym niejeden gluten wyprała 😉 Ale kto wie, dla możliwości jedzenia gulaszu i innych potraw bez mięsa, może warto.. Już się nawet zaopatrzylam w roślinne kabanosy, więc postęp jest 🙂 Uściski nasza blogowa Kuchareczko i powodzenia w kolejnych eksperymentach
Myszko:-) Dziękuję za oklaski! Skarbie, kiedy byłam w Twoim wieku moim marzeniem było wyspać się i odpocząć, szczególnie przy dwóch urwisach kochanych. Gdzie bym myślała o eksperymentach w kuchni, tym bardziej, że musiałam skupić się na zdobywaniu bezglutenowego jedzenia dla Małego, co wówczas naprawdę było bardzo trudne. Dopiero teraz na emeryturze mogę sobie pozwolić na odnalezienie tego, co lubię i próbować to realizować. Zdecydowanie najbardziej lubię czytać, pisać i gotować 🙂
A gotowe parówki, kiełbaski itp. ze sklepu wcale mi nie smakują, dlatego szukam jak coś zrobić, co będzie mi smakowało.
Buziaki!
ja tez diety sie trzymam. akurat jem tylko owoce i warzywa – co ciekawe mnostwo potraw mozna zrobic tylko na takiej bazie.
jutro w planach leczo bez kielbasy. moze sie przeorganizuje i napisze cos o jedzeniu, ale na razie czekam…
pozdrawiam
K137
Kacper:-) Trafiłam kiedyś na ciekawy blog https://magicznyzielnikdziewanny.com/
może tam znajdziesz coś ciekawego dla siebie. Owoce i warzywa są bogactwem i faktycznie na ich bazie można wyczarować cuda. Trzeba chcieć i lubić, to jest wtedy świetna zabawa. Pozdrawiam!
No to i ja muszę się za tego „gluta” zabrać :-)))
Chociaż nie wiem czy się na tym chceniu nie skończy!!!!
A dla Ciebie szacuneczek niesamowity za tę działalność :-))
Stokrotko:-) Dzięki Słoneczko 🙂 Ja jestem dumna z gluta, szczególnie po pochwale Hajduczka rosnę i rosnę 😉 Napiszę jak mi poszło kolejny raz, myślę, że lepiej i szybciej. Przytulam 🙂
Super Anuśko! Ja tego jeszcze nie robiłam 🙂
Hajduczka czytam regularnie i podziwiam. Inspiruje mnie bardzo…
Teraz popijam kawusie, ale koło obiadu pewnie zjadłabym taki specjał 🙂
Ściskam najserdeczniej, Pola 🙂
Polinko:-) Jedliśmy wczoraj gulasz na obiad, dziś tę drugą wersję. Wczoraj babcia D. zjadła z wyraźną chęcią, a dziś nawet się zapytała co to za pyszne mięsko 🙂 Dla mnie obie wersje – bomba, żałuję, że się skończyło. Na pewno zrobię następną porcję i wypróbuję inne wersje smakowe. Warto 🙂
Buziaki !
I co odpowiedziałaś babci? Przyznaj się, że nakłamałaś 🙂 🙂 🙂
No pewnie, że tak. Jak wyczytałam gdzieś tam powiedziałam, że to australijskie mięso. Zaraz zapomniała, więc nie drążyła, taka korzyść z demencji. Ważne, że zjadła ze smakiem 🙂
🙂 🙂 🙂
🙂 🙂 🙂
Aniu, unikam mąki pszennej, wiec to zupelnie inna bajka moje jedzenia , a Twoje
Zupa syta i smaczna, lubię soczewicę, ale nie za czesto, bo dominuje smakowo.
Dorcia:-) Rozumiem Cię, miałam przez kilkanaście lat bezglutenowca w domu.
Szukam nowych smaków, takich potraw, o których z przyjemnością pomyślę, odkryłam w sobie ostatnimi czasy wyjątkowe upodobanie do kulinarnej strony życia 🙂 I wcale mnie nie przeraża myśl, że bóg stworzył jedzenie a diabeł kucharza 😉
Pingback: Tak sobie różnie… | Anna Pisze