Akt I
Adrian ogląda transmisję z Sejmu na nieakceptowanym przez Prezesa kanale tv. Kurczy się, maleje słysząc słowa o sobie, czuje się pomijany, poniżony, upokorzony, łza bezsilności spływa po policzku.
Akt II
Adrian spogląda przez okno oraz na sceny z ulicy pokazane w tv. Widzi ogromne tłumy ludzi, morze głów, świateł. Wzrokiem nie może całości ogarnąć. Tłum coś skanduje. Adrian wsłuchuje się i zaczyna rozumieć: „wolne sądy”, „chcemy veta„, „nie podpisuj prezydencie”! Przecież prezydent to on! Prostuje się, uśmiecha, czuje nagle swoją moc. Ci wszyscy ludzie przyszli tu dla niego! Jest władcą! Od niego zależy los
znienawidzonego Prezesa! Dość upokorzeń! Dość lekceważenia! Koniec z tym! Koniec z tym!!!
Akt III
Dzwoni telefon. Adrian odbiera i słysząc głos blednie, kurczy się, maleje, znów go nie ma. Odpowiada głosowi w słuchawce: oczywiście, tak jest, naturalnie podpiszę.
Wzdycha, siada, przeżywa.
Malutki dramat Adriana. I gigantyczny dramat Polski i Narodu.
Czy ktoś ma jeszcze nadzieję na inne zakończenie trzeciego aktu?
20.07.2017
Pingback: „Nie chcem, ale muszem…” | Anna Pisze