Zdawać by się mogło, że pokazem „w żadnym trybie” dał Drabiniasty dowód, że mamy do czynienia z jednostką chorobową. Otóż nie. Nic bardziej mylnego. Wyznawcy chwalą go za to, biją brawo, witają owacjami na stojąco. A co robi wierchuszka „dobrej zmiany”? Krzyczy na nas.
Krzyczy pani premier, krzyczał pan prezydent – teraz go wcale nie ma, więc nie wiemy jakim głosem się odezwie, możemy tylko przypuszczać czy wróci Adrian czy Andrzej.
Ale nic nie stoi w miejscu, „wszystko płynie” przecież, już starożytni o tym mówili… Czas też płynie i niesie ze
sobą wydarzenia niespodziewane. „Zdradzieckie mordy” i „kanalie” poczuły, że mają dość, że taki przekaz idący w świat z naszego kraju im się nie podoba. Że chcą, by ludzie na zachód od naszych granic widzieli, że nie tylko ci za drabinkami metalowymi się kryjący w tym kraju żyją. Że nie wszyscy zapadli na choroby plączące umysł i zacierające granice między przyzwoitością a niegodziwością.
Żyją tu też ludzie – i jest ich więcej niż wyznawców RS – walczący o wolność białą różą w pokojowych demonstracjach. Zmobilizowani przez wylew jadu z ust i twarzy najważniejszego za barierką. Bo jego pachołki ziejące tym samym na każdym kroku już nie robią wrażenia. On sam świata nie widzi. Nie tylko dlatego, że nic nie może dostrzec zza pleców rosłych facetów odgradzających go od rzeczywistości. Bo on pustkę
ma wewnątrz siebie przemieszaną dokładnie z tym, co mu się wymknęło „w żadnym trybie”.
A teraz obrady Senatu.
Cały świat się przygląda. I wnioski wyciąga.
Budynek Parlamentu otoczony bezustannie kordonem policji oraz metalowymi barierkami. Mało tego, okazuje się, że siły i sprzęty policyjne są wewnątrz. Czyli wyraźnie jest wywierany nacisk na obradujących, a konkretnie ma miejsce zastraszanie senatorów przeciwnych złej ustawie. Tu pora przypomnieć słowa „oni wszyscy będą siedzieć” powiedziane obok „w żadnym trybie”.
Wczoraj przed Pałacem Prezydenckim na scenie Joanna Szczepkowska czytała Konstytucję. Kiedyś powiedziała, że skończył się komunizm. Teraz powinna powiedzieć, że skończyła się demokracja.
A może jeszcze szansa jest, że się nie skończyła? Może zaczyna się coś wielkiego? Takie tłumy ludzi, pozytywnie nastawionych do siebie, uśmiechniętych z nadzieją, potem smutnych, ze łzami w oczach ale tym bardziej RAZEM – to coś absolutnie niesamowitego. My jesteśmy narodem, który potrafi się zjednoczyć tylko wtedy gdy nam coś zagraża. Wtedy nic nie jest w stanie nas pokonać. Mamy problem ze wspólnotą w czasach pokoju i bezpieczeństwa. Może przyjdzie taki czas, że i z tym sobie poradzimy. Byłam pewna, że wejście do Unii jest taką szansą. Zwątpiłam patrząc na kłótnie i swary lecz gdy zobaczyłam młodych ludzi, których prawdziwe oblicze Drabiniastego zmobilizowało do obrony świata, który chce im odebrać, nadzieja wróciła.
Nasunęła mi się myśl, że podobna sytuacja w Rzeczpospolitej była przed rozbiorami. Kłótnie, swary, nienawiść, prywata… Teraz też tak jest. Nie zwracają rządzący uwagi na nic poza własnymi interesami, nie interesuje ich nikt na świecie, zdanie żadnych uznanych autorytetów, nawet z prostej przyzwoitości nie zgadzają się na spotkania z nikim, kto nie jest ich zwolennikiem. Staliśmy się takim wrzodem na ciele Europy,
który trzeba przeciąć, żeby gangrena się nie rozwinęła. Gdybyśmy żyli w dawnych czasach, znów mogłyby rozbiory stać się jedynym sposobem obrony przed zakażeniem. Dzięki Bogu, że te czasy za nami, że ofiary wszystkich naszych powstań nie na próżno oddały życie w walce o wolność. I choćby przez pamięć dla nich dziękuję za płonące światła nadziei.
21.07.2017
- kobietawbarwachjesieni Twój bardzo rzeczowy, ale i emocjonalny wpis przeczytałam ze wzruszeniem. Myślę tak, jak Ty i chcę demokracji i wolności nie tylko dla siebie, ale i dla młodych. Mam nadzieję, że ruch społeczeństwa nie pójdzie na marne, że dobro zwycięży. Serdecznie Cię pozdrawiam.
- annazadroza Dziękuję. Dziś już łzy same płyną, bo trudno znieść…
Pingback: „Nie chcem, ale muszem…” | Anna Pisze