Niedziela, 22 marca. Wstaję wcześnie rano. Zawsze lubiłam, budzę się razem ze słońcem. Normalnie. Teraz normalnie nie jest. Budzę się ok. 4-ej rano i już od tej pory nie zaznaję spokoju. Natłok myśli kłębiących się w głowie nie daje zasnąć. Próbuję je jakoś okiełznać, uporządkować… Wszystko jest dobre w moim świecie… Z każdą chwilą i pod każdym względem wiedzie mi się coraz lepiej… Z miłością pozwalam radości przepływać przez moje ciało, umysł i doznania… Super! Afirmacje wspaniałe, ale na czas pokoju. A teraz jesteśmy w stanie wojny. Z koronawirusem. Ze sobą. Z własnymi lękami, fobiami, ograniczeniami. Jeszcze z głupotą i podłością.
Głupota po prostu jest. Jest szkodliwa i bezmyślna. Natomiast podłość wydaje się być przemyślana, nastawiona na korzyść, własną oczywiście… Ma własny punkt widzenia… Tak, ma własny punkt widzenia — I co? Wymrze trochę staruchów, to dobrze, będzie mniej emerytur do wypłacania… Dobrze, że duda zdążył podpisać przekazanie 2 mld. na tvpis, przynajmniej kampania opłacona jedynego słusznego kandydata, a tak poszłyby na
jakieś durne testy na wirusa… Po co to komu? My mamy, a ciemny lud wszystko kupi, więc można mu ciemnotę wciskać w dalszym ciągu, wszystko przyjmie… Po co robić testy emerytom? I tak umrą, a teraz przynajmniej przyczynią się do oszczędności zus-u i statystyki nie zawyżą… Jeszcze rydzyk wydoi trochę od moherów, pojęczy, że przez wirusa ma kłopot z głosem w każdym domu… Na pewno mu się uda i trochę na tym zarobi, on potrafi… A i tak robimy więcej niż oni przez osiem poprzednich lat… Cholera! Przecież my już prawie pięć… I co z tego? Nikt nas nie przekona, że czarne jest czarne, a białe jest białe. … Wybory muszą się odbyć, póki słupki są wysokie! Nie ma żadnych powodów, żeby przekładać!…
Jak się od tych myśłi odseparować? Są teorie, że wszystko co spotyka ludzkość ma przyczyny głębsze niż tylko biologiczne, fizyczne. Że u przyczyn wszystkich wydarzeń tkwi energia. Ludzkość od dłuższego już czasu żywi i podsyca nieustannie negatywne myśli, niepokoje, obawy, lęki, nastoje apokaliptyczne, wizje nadchodzącej zagłady. Widać to w filmach katastroficznych, tematyce powieści. Nawet wirus z Wuhan został przewidziany i opisany 40 lat temu (nie czytałam i nie będę, powtarzam co znalazłam w necie). I wreszcie zła energia znalazła ujście, wybuchło, pękło, rozlało się zło po całym świecie. Na zasadzie samospełniającej się przepowiedni.
Widząc podział w naszym kraju, skalę agresji i nienawiści jednej części rodaków do drugich nie wyobrażałam sobie, jak można zmienić taką sytuację, co jest w stanie sprawić zmniejszenie tych różnic, zobaczenie człowieka w kimś, kto ma inne poglądy. „…Są w ojczyźnie rachunki krzywd…” – bałam się, wprost potwornie się bałam chwili, w której przyjdzie powiedzieć „… ale krwi nie odmówi nikt…” Dzięki losowi, że mamy inne czasy. Niemniej jednak ofiary są, zbiera żniwo wirus, jakby był materializacją tego całego zła, które także znalazło ujście w zamordowaniu prezydenta Adamowicza.
Poniedziałek, 23 dzień marca. Zorientowałam się, że nie pomyślałam nawet, iż wiosna kalendarzowa nadeszła. Na spacerach z psiepsiołami pstryknęłam fotki, ale zapomniałam o tym zupełnie. Dziś miałam koszmarny sen, widziałam kolumny ciężarówek wiozących trumny – zupełnie tak jak pokazywali w tv. Obudziłam się z przerażeniem i świadomością, że to nie we Włoszech, ale u nas. Nigdy nie miałam proroczych snów, na szczęście. Myślę, że to po prostu projekcja przeżyć i obrazów z ostatniego czasu.
Rano były cztery stopnie poniżej zera. Dobrze, że ubrałam ciepłą kurtkę, jeszcze jej nie schowałam i całe szczęście. Skitusia też przyodziałam w jego ubranko, Szilka ma własne grube futro, ciepło jej, grzeje ją jeszcze warstwa tłuszczyku, którego ciężko się pozbyć.
Mimo zimna ptaki śpiewają, bażant w konkury uderza do swej wybranki, przyroda budzi się do życia po zimie, której nie było. Życie toczy się dalej.
Wtorek, 24 marca. Za miesiąc mam urodziny. Głupia myśl przyszła do głowy, czy będę je świętować? Teraz nie ma nic pewnego. Moja mama swoich nie doczekała, właśnie tych, które ja będę mieć w czasie epidemii. Jakieś poplątane to nasze życie w tej chwili, niby wszystko jeszcze normalne się wydaje – a nie jest. Poszłam do Biedronki po tygodniu od poprzedniej wizyty.
Powiem, że byłam mile zaskoczona, towar na półkach porządnie ułożony, niczego nie brak. Nie spojrzałam na drożdże, przyznaję, mam zapas od Małego. Szłam z kartką w ręku i patrzyłam tylko na to, co w spisie, na żadne boki nie zerkałam. Chciałam jak najszybciej zakupy zrobić i wyjść. Wybrałam się rano, zaraz po otwarciu. Biedronka przysłała sms z informacją, że seniorzy są obsługiwani w pierwszej kolejności w ciągu tej właśnie godziny. Nie było potrzeby korzystania ze specjalnych uprawnień, nie było tłoku, odległość między klientami zachowana. Tak z łezką w oku …. wydaje się, że dopiero co inne uprawnienia mogłam wykorzystać, by „w kolejce bez kolejki” sprawy załatwiać … z dzieckiem na ręku…. A teraz to dzieci mnie zakupy przywożą…
Wróciłam do domu najszybciej jak mogłam, na obiad usmażyłam domownikom kotleciki z kurczaka ze złocistą przyprawą (Mąż lubi). A dla siebie wymyśliłam, albo raczej kiedyś przeczytałam i teraz mi się przypomniało, czerwone kotleciki. Zrobiłam tak: puszkę czerwonej fasoli ugniotłam tłuczkiem do ziemniaków, tzn. fasolę wyjętą z puszki i opłukaną, nie puszkę 🙂 Cebulkę pokroiłam i wrzuciłam na patelnię z odrobiną oleju, do tego pokrojony czosnek, po chwili utartego na dużych oczkach surowego buraka, trochę płatków owsianych, sól, pieprz, paprykę, curry. Jak się poddusiło i nieco ostygło, wymieszałam z fasolą, dodałam jeszcze surową cebulkę. Nie dałam jajka ( Mały przestał jajka jeść), ale i bez jajka uformowałam kotlety, dzięki fasoli bez trudności. Użyłam bułki tartej jako panierki i usmażyłam. W smaku bardziej czułam fasolę, Mały zadzwonił, żeby się podzielić wrażeniami smakowymi i orzekł, że on czuł przede wszystkim buraka. Smakowały mi bardziej na zimno i myślę, że do chleba będą się też nadawały. Spróbuję na śniadanie.
We Włoszech odrobina nadziei. U nas – nadzieja, że tak źle nie będzie. Wiosna pomału się zbliża, choć temperatura rano była poniżej zera.
Nadziei i zdrowia przede wszystkim, trzymajcie się!
Aniu! Nie nakręcaj się tak, nie można po prostu! Mleko się wprawdzie rozlało, ale i tak nie mamy prawie żadnego wpływu na to wszystko. No może trochę, aby siebie i bliskich chronić! Samobiczowanie w niczym nie pomoże!
A pewne rzeczy potrzeba sobie przetłumaczyć! Zająć głowę, ręce i mieć Nadzieję! Przytulam! Nie dawaj się!
Fusilko:-) Ty takim promyczkiem jesteś! Masz absolutną rację, oczywiście, tylko… rozum wie jedno, a emocje drugie. Zależy co w danym osobniku przeważa 😉 U mnie wciąż rozum przegrywa…
Dziękuję!!!! Buziaki 🙂 🙂 🙂
ja też będę miała mniej więcej za miesiąc urodziny, no nawet za niecałe dwa miesiące, bo 22 kwietnia i przyznam się, że bardzo na nie się nastawiałam, bo to akurat wypada mi w tym roku okrągła 70 rocznica dnia mych narodzin, ( nie wstydzę się przyznać do wieku, bo w moim wieku to akurat jest zaszczyt), ale wirus w koronie zarządził inaczej i wszystkie plany obrócił w niwecz.
A już nawet miałam obiecany upieczony na tę okazję urodzinowy tort przez moją bratanicę 🙁
Trudno, będę huczne urodziny urządzała w przyszłym roku, mam nadzieję, że wtedy już nic nie stanie na przeszkodzie, bo co to za różnica 70, czy 71 lat??? żadna!
Ciekawa jestem Aniu, jak Ci smakował placek a’la Ewa????
Serdecznie pozdrawiam
Ewa:-) Wiem, pamiętam 🙂 Obchodzę 2 dni po Tobie, mam wpisane w kalendarz 🙂 Poza tym obchodzisz w towarzystwie osoby, na której cześć mówiło się w szkole wiersze na akademiach, to jak nie pamiętać 😉
Wirusisko pokrzyżowało plany wszystkim. U nas Mały okrągłe urodziny za chwilę będzie miał, zapowiedziała się moja kochana kuzynka (ta od pięknych piesków) z wizytą, a tu klops, nic z tego.
Placek zrobiłam najpierw Mężowi z 2 jajek. Dodałam pokrojoną czerwoną paprykę, ogórek konserwowy, ser żółty i kawałeczek drobiowej kiełbaski był odkrojony, to zużyłam. Placek baaardzo smakował, tylko… miałam problem z przewróceniem go na drugą stronę i zachlapałam całą kuchenkę. Potem dla siebie zrobiłam już cieńszy i łatwiej poszło. W każdym razie pomysł kupiony na zawsze 🙂 🙂 🙂 Buziaki!
to się bardzo cieszę Nawet dosyć często sobie takie placki robię, bo to przecież szybki obiadek, czy szybka kolacja 🙂
a zapomniałam dodać, ze można go też zrobić „na słodko”:z jakimiś owocami np jabłka koniecznie z cynamonem – taka pseudo szarlotka, czy nawet z dżemem Inwencje pozostawiam Tobie 🙂
Takie podobne niby-omlety robiłam chłopcom, kiedy byli mali. Lubili po postu posypane cukrem. Przypomniałaś mi o tym daniu i na pewno często będę robiła w różnych wydaniach, bo Mężowi smakowało. Myślę, że ogórki konserwowe dały taki fajny smaczek. Super danie, dzięki 🙂
z ogórkiem konserwowym…hm…będę musiała wypróbować 🙂
Aniu przytulam. Ciężki czas. Mnie też puszczaja nerwy. Biegnie trzeci tydzień zamknięcia. W komfortowej sytuacji są właściciele posesji z ogrodkiem. Dlatego wazny jest kontakt z ludzmi nie mówiąc o najbliższych. Póki co trzymajmy w miarę możliwości nerwy na wodzy. Co ma być będzie . Wpadam w pesymistyczny nastrój co nie jest dobre . Huśtawka nastrojowa która wykańcza. Rzytulam serdecznie jeszcze raz.
Lucia:-) U nas dwie zarazy… Lucynko, czytałam wczoraj, że 17 dni wirusisko przetrwało w kajutach na statku. Czyli 2 tygodnie kwarantanny to za mało. Wy już trzeci tydzień, to bezpieczniej, już bliżej niż dalej. Tak trzeba, pomału rezultat widać. W tv pokazują ludzi wciąż jeszcze chodzących stadami, u nas. Od wczoraj większe obostrzenia, to akurat dobrze, na część osób może podziałać groźba kary finansowej skoro inaczej nie rozumieją. Tak samo było u Was, też w tv widziałam młodzież nie robiącą sobie nic z zagrożenia i tłumnie chodzącą ulicami już po wybuchu epidemii.
Trzymaj się, trzymajcie się oboje. Buziaki 🙂
Aniu, ja zajęłam się różnymi sprawami na które nie miałam nigdy czasu tzn układanie puzzli 1000 el., słucham autobooki z empiku, tobie na drutach, zastanowią się nad haftowaniem…… Nie sprzątam, nie myje okien….. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
Krysiu:-) Sprzątanie mam w planie… wolę gotowanie, głowę mi zajmuje potraw wymyślanie 🙂 Oczywiście jak nie wpadam w otchłań rozpaczy (jak Ania Shirley). Mnóstwo rzeczy powinnam zrobić, ale jakoś mi trudno pokonać bezwład, który mnie ogarnął i pokonać go. Wiem, że muszę, ale nie wychodzi, buuu 🙁 Odkurzacz się zepsuł, babcia D. spaliła czajnik, wrrr… Ale trzymajmy się i nie dajmy się. Ściskam!!!
U nas urodziny męża i synowej przełożone, a takie okrągłe, tyle mieliśmy planów…
Paradoksalnie, mimo siedzenia w domu nie mogę spać, nawet zmęczenie po remoncie kuchni(dalej grzebiemy)nic nie dało.
Niby czytam coś, ale bez radości i skupienia, memy i zabawne filmik już nie bawią, jak wcześniej.
Dobrze, że choć wiosna i słonce świeci:-)
Obyśmy przetrwali przy zdrowych zmysłach!
Jotuś:-) Bo człek tak się przejmuje i nie może się oderwać myślami, co w sumie jest kompletnie bez sensu i szkodzi. Ale co z tego, że się wie, jak trudno wykonać?
Nie dziwię się Twojemu zmęczeniu, bez wychodzenia na świeże powietrze zmęczenie bierze górę, boli głowa i nic się nie chce. Tak miałam zawsze. Teraz wychodzę z psami, ale sama świadomość, że nie mogę iść tam, gdzie bym chciała, jest frustrująca.
Słońce świeci, choć szron na trawie rano był. Trzymaj się i ” …niech żywi nie tracą nadziei…” 🙂 🙂 🙂
Aniu, nie smutaj tak bardzo… Róbmy dobrze to, na co mamy wpływ. Reszta nie zalezy od nas. Nie mamy na nią wpływu… Wyłącz TV, czytaj wiadomości tylko raz dziennie, około południa, wtedy do wieczora smutas przejdzie… Zajmij sie czymś, co lubisz. Nie wiem… Ja np. robie porządki domowe, powoli, na luziku. Musimy sami dbac o swoją kondycje psychiczną. Buziak :*
Polu:-) Masz absolutną rację, wiem o tym wszystkim o czym mówisz. Nie ma wyjścia, trzeba dalej z emocjami pracować i przestawiać je na inne tory, może się kiedyś uda.
Nikt tego za mnie nie zrobi.
Słoneczko wesoło za oknem świeci, psiepsioły machają ogonkami i przytulają uśmiechnięte mordki. I to jest ważne. Buziaki 🙂
Aniu, myślmy pozytywnie 🙂 Wiem, że to łatwo powiedzieć: nie przejmuj się, nie denerwuj, wszystko będzie dobrze, a rozum i tak wie swoje.
Ja staram się niezbyt często zaglądać do wiadomości, żeby się nie nakręcać i nie panikować. A w ogóle to porównując sytuację i podjęte działania w Europie i u mnie czuję się bardzo dziwnie, jakbym żyła na innej planecie. Albo Japonia (rząd, mieszkańcy) jest nie wiedzieć czemu wyjątkowo bezpieczna albo skrajnie nieodpowiedzialna.
Bażant wygląda jak bażant, mimo że mało ostry 🙂
Pozdrawiam słonecznie (bo buziaki i uściski tak trochę nie na czasie ;-))
Mokuren:-) Staram się, ale… tęsknię za Calineczką, do której nie mogę pojechać i przytulić szkrabusi 🙁 Mały był 2 razy z zaopatrzeniem, Duży ma przywieźć puszki dla psa – tyle dzieci zobaczę, też z odległości. Cóż, obyśmy to przeżyli i zdrowi byli… Trzeba, to trzeba. Naprawdę – tak trzeźwo patrząc – nieduża cena za życie…
Co do wirusa – przeczytałam, że „w Japonii odnosi się wrażenie jakby koronawirus był niewielkim problemem” mimo, że (dane na 19.03) zmarły 32 osoby. https://rodzinawswiat.pl/ – taki blog znalazłam szukając informacji o Japonii, ale jeszcze nie czytałam, tylko na dane zerknęłam.
Dbaj o siebie, uważaj i stosuj zabezpieczenia jakie rozum podpowiada, nic więcej nie możemy zrobić. Uściski bezwirusowe 🙂
Dane z dzisiaj to 1313 osób zarażonych (plus 712 ze statku wycieczkowego), zmarłych 45 (plus 10 ze statku) i 310 osób, które wyzdrowiały (plus 597 członków załogi statku).
Znam ten blog, zaglądam od czasu do czasu. Tylko przy czytaniu trzeba uważać, żeby nie brać wszystkiego zbyt dosłownie, bo jest pisany z dodatkiem ironii i żartu.
Rzeczywiście, takie odnosiło się i nadal odnosi wrażenie, choć po odwołaniu olimpiady nagle (piszę o Tokio) sytuacja zrobiła się poważna, bo gwałtownie wzrosła liczba zakażonych. No ale do tej pory ze względu na Olimpiadę przeprowadzano bardzo mało testów i statystyki były hmm… zakłamane.
Tak, nie ma testów – nie ma chorych. Jakie proste! U Ciebie Olimpiada odwołana, ale u nas wybory jeszcze nie. Zdążyłam zerknąć na wiadomości (wróciłam z psami) i we Francji lawina zarażeń po tych ichnich wyborach wśród członków komisji. Teraz nawet zielone ludziki macierewicza będą się bać siedzieć w komisjach. Chociaż… gdzie myślenie szwankuje…
Uważaj na siebie, buziaki serdeczne bezwirusowe 🙂
I ja tak odbieram obecną sytuację, ten cały ludzki jad musiał mieć gdzieś ujście. I to niszczenie przyrody, która teraz się rewanżuje. Coś w tym na pewno jest.. Obyśmy przetrwali i ani mi się waż myśleć negatywnie o urodzinach. Może i w maseczce, w kreacji ufoludka( ;)) ), ale będziesz świętować, a ja Ci życzenia z tej okazji chcę złożyć i kropka. Także nie masz innego wyjścia. Buziaki, uściski i serdeczności :))
Myszko:-) I niszczenie przyrody i znęcanie się nad zwierzętami. I nienawiść do innego człowieka, który nie jest z tej samej opcji… Gdzieś musiało pie…ąć!
Cieszę się, że przestałam jeść mięso, akurat teraz, samo wyszło nie wiedzieć czemu teraz.
Musisz przyznać, że kreacja bardzo twarzowa, prawda? Twarzy nie widać i zmarszczek też 😉 Czapek nienawidzę, w ogóle nie znoszę mieć coś na głowie, więc użyłam dla odstraszenia, korona już by się nie zmieściła 😉 Maseczkę założyłam i wytrzymałam przez moment w samym sklepie, po chwili miałam wrażenie, że się uduszę, do tego patrzałki mi zaparowały i nic nie widziałam, więc zdjęłam i chustkę tylko podniosłam wyżej. Widziałam, że dziewczyny noszą chustki jak bandyci podczas napadu na bank na Dzikim Zachodzie, też tak będę 🙂
Myszeczko, dzięki za dobre słowo i będę czekać na życzenia. Buziaki 🙂
Prawda, że twarzowa, nawet widziałam filmik u Margi ze zrobionym makijażem na takiej maseczce 😉 Ale i ja jak bandzior w chuście po sam nos owiniętej na zakupy się wybrałam. Ciężkie czasy nadeszły dla naszej swobody.. Oby się niektórzy opamiętali z tą nienawiścią i niszczycielstwem, to może i przyroda się uspokoi.. A z tym mięsem to i ja bym chciała spasować. Moment faktycznie idealny, tylko jak tu zrobić dla chłopaków i samej nie zjeść, kiedy się tak lubi 😉 Buźka!
A wiesz, że nie mam problemu, aż się sama dziwię. Robię dla teściowej i Męża, a dla siebie na szybko coś innego. Dawniej myślałam, ze właśnie tego nie da się zrobić. I nagle – dało się. Pachnie mi, ale – nie wiem na jakiej zasadzie – coś wewnątrz mnie mówi STOP. I nie ma ochoty. To jakby odgórne zarządzenie było i tak ma być. Nie zarzekam się, że nigdy więcej, tak było już kilka razy. Po prostu – niech się dzieje, zobaczymy. Całusy 🙂
O, ja miałam tak samo – wewnętrzny zakaz jedzenia mięsa. Teraz trudniej, bo nie mogę jeść wielu warzyw, żadnej fasoli i soi, żadnego sera, oprócz twarogu chudego 🙁 Ale popieram strasznie!
Aniu, bierz przykład z przyrody i z ptaków, zwierząt i rób swoje, bez względu na okoliczności.
Moim priorytetem jest przeżyć i żyć – wszystko jedno pod czyim panowaniem i jakiejkolwiek sytuacji finansowej.
Rządy o partie polityczne się zmieniają, skromnie żyjąc, reż można być szczęśliwym – najważniejsze, żeby przeżyć.
A żeby przeżyć, trzeba być silnym, spokojnym i nie dołować się nie chcianymi wiadomościami.
Ja od pięciu lat w telewizji oglądam tylko kanały przyrodnicze, historyczne TVN Style, Domo+, TLS, HGTV.
To nie znaczy, że jestem zupełnie odcięta od tego, co dzieje się na świecie.
Wiadomości czytam w Internecie. Ma to taki plus, ze czytam ile chcę i kiedy chcę, tzn. kiedy czuję, ze „udźwignę”prawdę.
Droga Moja, znajdź swój sposób na te trudne czasy, bo jak dotychczas, to sama siebie dołujesz.
„Mój sposób” może wyglądać, tchórzowski, na pogodzenie się ze złem… ale ja poglądów nie zmieniłam, ja po prostu przestałam walić głową w mur.
Walczyłam całe życie, teraz chcę w spokoju patrzeć jak rosną moje wnuki.
Nie miej mi za złe, ze się tak wymądrzam, po prostu piszę jak się sama z sobą dogadałam;).
Ściskam Cię mocno.
Wilmo:-) Kochana moja, ja Ci baaardzo dziękuję za mądre słowa. Masz całkowitą rację, potrzebowałam najwyraźniej, żeby ktoś mi przemówił do rozumu. Może Ciebie on usłucha, ten rozum (o ile jeszcze jest, hi hi). Wiesz, ja mu też próbuję tłumaczyć, ale mnie nie słucha, więc może Ciebie i inne mądre dziewczyny. Walenie głową w mur jest absolutnie pozbawione sensu. Nie wymądrzasz się, Wilmo, dobrze mówisz i masz rację. Dziękuję 🙂
Buziaki serdeczne bezwirusowe 🙂 🙂 🙂
Wilma, jesteś dla mnie przykładem 🙂
Wilma jest wzorem BEZAPELACYJNIE!!!
To ciężki czas ale ja już od kilku dni czuje większy spokój… nadal się martwie o rodzine, dziadków, bliskich o innych ale na pewne sprawy nie mamy wpływu.. na głupotę ludzką nic nie poradzisz… niestety…. musimy dostosowac sie, musimy przestrzegać zasad i żyć…
co do siedzenia w domu… to ze niektórzy w końcu zajmują się dzieckiem to nie jest przecież akt poświecenia czy heroizmu a naturalna czynność, która powinna mieć miejsce zawsze. Czytanie książek, gry, gotowanie, praca… dla jednych to coś wielkiego a dla mnie coś zwyczajnego. siedzenie w domu? Ba.. a co maja powiedzieć osoby, które latami podziwiają świat zza szyby? Poświęcenie, że trzeba połączyć pracę z zajęciem się domem – bo i takie wpisy widze. Śmiech na sali bo nie takie rzeczy ogarniali nasi rodzice (praca, dom, sprzatanie, gotowanie, zajmowanie się dziećmi, a tu listonosz a coś jeszcze wyskoczy… tysiąc rzeczy na raz bez narzekania). Najlepiej odciąć od tego myśli… wyłączyc telewizor i popatrzeć za okno… słońce, wiosna… znaleźć spokój 0 ten wewnętrzny 🙂
Ervi:-) Dla niektórych bycie w domu to naprawdę jest trudna sprawa. Miałam w pracy taką koleżankę, która nie mogła żyć bez towarzystwa, plotek, intryg, gwaru, szumu. Sama w domu chyba by umarła. Inna grupa to z kolei osoby zapracowane, które nie potrafią się porozumieć z własną rodziną, bo zawsze uciekały w pracę. Mnóstwo jest najprzeróżniejszych sytuacji i ludzkich typów. Niektórzy wykorzystają czas na odpoczynek, na inne spojrzenie na siebie i świat, na poznanie -tak naprawdę- własnych dzieci będąc nagle na zwolnionych obrotach, itp., itd. Ervi, jak dzieci były małe to moim największym pragnieniem było nie chodzić do pracy tylko być z nimi w domu. Ale musiałam.
Masz rację, za oknem jest pięknie. Jak słońce wejdzie do pokoju i rozświetli wszystkie kąty, wygoni ciemność z każdego kąta i z duszy – też jest pięknie.
Buziaki 🙂
NIe to tutaj też masz rację ale możnba pomyśleć tak – teraz mam czas na pasje, na to na co wcześniej nie miałam czasu i mogę próbować czegoś nowego 🙂 Grunt to nie myślec negatywnie 😉
Powtórzę Twoje ostatnie zdanie ku pamięci – GRUNT TO NIE MYŚLEĆ NEGATYWNIE. – Tak trzymać 🙂
Buziaki :*
🙂 🙂 🙂
Nie ma się co łudzić- huśtawy nastroju już nas dopadały i jeszcze nie raz dopadną. Najważniejsze to umieć sobie z nimi poradzić tak, żeby przy okazji nie poobijać najbliższych, co przecież nie zawsze się udaje. ;(
Ja dwa kryzysy mam już za sobą i czekam na kolejny. Zważywszy, że niedługo zacznę trzeci tydzień dobrowolnej kwarantanny, to średnia wychodzi – jeden na tydzień! 😉 To jeszcze nie tragicznie. Będę się martwić, jak zacznę świrować co drugi dzień! ;))
Matyldo:-) Jesteś cudna! Nastrój jak na huśtawce, bo co chwilę nowe wieści nas bombardują. Końca nie widać, widać braki jak to u nas, czyli „jak zawsze”. Widocznie taka nasza uroda skoro od czasów mistrza poety staropolskiego nic się nie zmieniło. Może przyszedł czas próby, aby właśnie wreszcie się zmieniło? Tylko… czytałam komentarze pod np. artykułem o problemach starszych nauczycieli z ogarnięciem zdalnego nauczania i… cieszę się, że nie jestem nauczycielką, i że jestem na emeryturze. Nie na darmo powstało przekleństwo: obyś cudze dzieci uczył!
A świrować codziennie nie zaczniesz, za dużo masz do zrobienia, żeby marnować czas. Musisz m.in. wspierać na duchu niektóre osoby pisząc mądre słowa. Trochę Ci na tym zejdzie…
Buziaki 🙂
Aneczko,głowa do góry. Ja dzisiaj kupiłam drożdże. Jaka radość. Byłam w Tesco i zaopatrzenie było, słabo z grochem i fasolę. Niby więcej czasu a robić się nie chce.Wczoraj rozpikowalam pomidory,dzisiaj umylam 3 szt drzwi i byłam na zakupach.Teraz kawa i będę serwetki krochmalić.A potem chyba seriale oglądać. Puchate i Ciepłe.
Uleńko:-) Ty w ruchu bezustannym, kilka rzeczy jednocześnie jak zawsze. Drożdże masz to i piec będziesz 🙂 Ja wczoraj kupiłam chleby, włożyłam w zamrażalnik, mam jeszcze z poprzedniego razu to na jakiś czas spokój, chleba piec nie muszę. Jutro coś upiekę słodkiego, jak jest, to przynajmniej babcia D. sobie weźmie sama. Na kawę mi narobiłaś apetytu, zaraz sobie zrobię, dziś tylko jedną rano piłam.
Rozpikowałaś pomidory, a ja już jakiś czas temu posiałam do doniczek aksamitki, zebrałam pełno nasionek jesienią. Teraz zaczęły rosnąć jak zwariowane, wiosnę poczuły. Na razie mróz rano, ale jak się tylko ociepli do skrzynek przesadzę na okno.
Właśnie od Biedronki dostałam sms w sprawie pomocy w zakupach jeśli potrzeba. Lubię moją Biedronkę, nie inną ale moją 🙂
Uleńko, trzymaj się, buziaki i Ciepłe z Puchatym 🙂
No coz, wesolo nie jest nigdzie i nikomu. Ja zyje w totalnej kwarantannie; nie wyszlam z domu przez ponad 2 tygodnie. Zakupy robi tylko i wylacznie maz. Na dodatek w niedziele zepsula sie nam kompletnie pralka:(((( No niech to… . Co za szczescie, ze istnieje opcja on-line. Jutro powinna przyjsc nowa. I to jest akurat dobra wiadomosc. Zyjemy sobie z dnia na dzien starajac sie „czyms” zajmowac. Maz ma latwiej, gdyz musi pracowcac z domu. Spaceruje takze z psem 3 razy dziennie, czego kiedys, z braku czasu, oczywiscie nie robil.
Trzym sie.
A propos gotowania: zrobilam po raz pierwszy w zyciu lazanie. I wyszla cudnie:)))))
I tego sie trzymam uparcie.
Bognna:-) Lazanii w życiu nie robiłam, jeszcze nie. Gratuluję 🙂
Nam odkurzacz wysiadł, a babcia D. spaliła czajnik. Szczerze mówiąc – trudno na płycie spalić czajnik, ale ona i kawałek szuflady pod płytą upaliła, zdolna jest kobieta i tyle 😉
W takiej całkowitej kwarantannie trudno wytrzymać, współczuję. Nie ma jednak wyjścia, trzeba. Zawsze narzekałyśmy, że czas pędzi, a on teraz zwalnia tym, co siedzą jak pod kluczem. Ale dla mnie zwolnić nie chce, widzisz jaki przewrotny? Dalej mi ucieka, może nie potrafię go zatrzymać? Za bardzo skupiam myśli nad mniej istotnymi rzeczami, choć nie chcę, one chadzają własnymi drogami.
Bognna, dobrze, że masz Hectora, on taki słodziak jest, taki śliczny i na pewno uwielbia, kiedy go przytulasz 🙂 Koło nas podobny piesek jest, wygląda zupełnie jak z bajki Disneya 🙂
Trzymaj się, buziaki 🙂
To nie jest łatwy czas, oby Twój sen po prostu odzwierciedlał, to co wcześniej zobaczyłaś, oby nie był proroczy. Powiem Ci, że te włoskie sceny i na mnie duże wrażenie zrobiły. Kiedy zamknę oczy, potrafię szybko je przywołać. Mam takie pozytywne przeczucie, że u nas jednak do tego nie dojdzie. I tego się trzymam! A poranne wstawanie uwielbiam, nie zawsze tak było, ale dzisiaj to wręcz się złoszczę, kiedy zdarza mi się zaspać do 7 rano 🙂
Bożenko:-) Jestem pod wrażeniem przeżyć włoskiej koleżanki, dlatego sama bardziej odczuwam… Snów proroczych nigdy nie miałam, uważam więc, że to odbicie rzeczywistości, tylko.
Będę się trzymać Twego przeczucia, oby się spełniło!
Do 7-ej nie zaśpię, nastawiam budzik, gdybym zaspała miałabym kałużę wielkości jeziora 😉 Skituś nie wytrzyma. Ale budzę się sporo przed budzeniem, najczęściej odzywa mi się telefon w kieszeni gdy jestem już daleko na łące albo w lasku. O wczesnej porze nie ma żywego ducha i jest bezpiecznie. Najbardziej lubię robić wszystko, dosłownie wszystko, o poranku i do południa. Gdy słońce zaczyna się obniżać, mój nastrój razem z nim i już mi przechodzi chęć na jakiekolwiek działanie, zmuszam się bo trzeba. Czasem się złoszczę, że już 8-a, a ja jeszcze tyle miałam zamiar zrobić 🙂
Pierwszego akapitu nie skomentuję bo chociaż jestem bardzo opanowana to nerwy zaczynają popuszczać i staję się rozdrażniona. No…szlag mnie po prostu już trafia.
Od ubiegłego poniedziałku pracuję zdalnie z domu. Z domu wychodzę tylko gdy muszę, najczęściej wyrzucić śmieci 🙂 Po zakupy chodzi Ciccino. O spacerze teraz możemy zapomnieć, pieseta nie mamy żeby był pretekst do wyjścia. Fajnie, że możesz wyjść ze Skitkiem (dużo zdrówka dla niego) i Szliką.
Jak to nie będziesz świętować urodzin? Będziesz. Tutaj z nam 🙂
Ostatnio udało mi się zaopatrzyć w kilka paczuszek suchych drożdży 🙂
Do twarzy Ci w tej maseczce chociaż wiem, że nie o urodę chodzi lecz o bezpieczeństwo.
Podbieram przepis na te kotleciki. Na Twoje pytania dot. pulpetów jaglanych i tych innych potraw odpowiem-uzbrój się proszę w trochę cierpliwości 🙂
Spokoju, pogody ducha i zdrówka, Aniu!
Aniu kochana, komentarz dodał mi się dwa razy. Usuń proszę ten pierwszy bo jakies błędy mi się tam wkradły.
Amasjo:-) Usunęłam. Jakby był kot, to z kotem na smyczy też przecież można wyjść 😉
Mam nadzieję, że przez obostrzenia trochę mniej głupków będzie latać po ulicach. We Włoszech na początku też sobie lekceważyli i do czego doszło? Szarych komórek należy używać, choćby tylko od czasu do czasu dla ratowania życia…
Suche drożdże są bardzo wygodne w użyciu i nie psują się, dobrze, że Ci się udało zdobyć. Popatrz, były czasy, kiedy wszystko trzeba było zdobywać , a nie kupować… Ale wtedy byłam piękna i młoda..Teraz jestem już tylko piękna co widać na fotografii w stroju wyjściowym 😉
Nie spiesz się z przepisami, jak będziesz mogła to napiszesz. Buraczane kotleciki – cudaki, ale smaczne 🙂 Dziś miałam dla siebie resztkę pieczarek uduszonych z cebulką, kaszę gryczaną i brokuły , dla reszty dwunożnych domowników + kurczak z wczoraj.
Dzięki za zapowiedź imprezy urodzinowej, muszę się zacząć szykować 😉 Poprawiłaś mi humor 🙂 Buziaki, trzymaj się i nie daj się!!!
Bardzo trafne komentarze. Ja mam klaustrofobię, nie mogę być zamknięta w domu. Dobrze,że mam ogródek i mogę chodzić z psami do lasu, który na powrót otwarto. No i jeszcze do pracy z duszą na ramieniu. O czasy!! Wojna biologiczna to najtrudniejsza z wojen. Zdrówka! 🙂
L.C 🙂 W kwestii komentarzy – masz rację. Jak dobrze posłuchać mądrych, rozsądnych dziewczyn, prawda? Las był zamknięty? Coś podobnego! Dobrze, że otworzyli. Twoje piękne pieski muszą mieć teren do spacerów. Ogródek ratuje w wielu sytuacjach, szczególnie gdy domu opuszczać nie można. Uważaj na siebie, jesteś na pierwszej linii frontu – jeśli używamy terminologii wojennej. Buziaki 🙂
Anko Najmilsza!!!!
Naprawdę – tylko spokój może nas uratować.
Zwariowac czy wpaść w depresję jest bardzo łatwo. A potem – kto nas będzie leczył jesli wiadomo jak jest teraz i jak pewnie będzie potem…..
Ja tez tęsknię za swoimi wnukami chociaż to już duże chłopaki…
Trzymajmy się 🙂
Stokrotko:-) Mój tata powtarzał w różnych sytuacjach: „tylko spokój może nas uratować”, oraz „trzymaj się i nie daj się”. Akurat dziś jak znalazł. Mam wrażenie, że uśmiecha się do mnie z portretu wiszącego na ścianie kiedy piszę te słowa…
Masz rację, że same musimy sobie radzić, bo nikt inny nam POTEM nie pomoże, nie wiadomo jak WTEDY będzie. Już w tej chwili strach na cokolwiek zachorować, wszystko ukierunkowane na wirusisko, a reszta odwołana. Dziewczyny piszą same mądre rzeczy, teraz Ty dołączyłaś. Jak Was nie kochać? 🙂 🙂 🙂 Dziękuję za wsparcie!!!
Duży przywiózł tabletki dla Skitula, powiesił na klamce w torebce, dziewczynkom pomachałam przez okno i tyle je widziałam. Jak się to wszystko skończy to Calineczka będzie duża… 🙁
Ściskam Cię, pięknowłosa dziewczynko 🙂
Aniu, Aniu, moje biedactwo… Zrobiłaś cudne zdjęcia, zwłaszcza te z kurkami i kogutem i tym drzewem na dalszym planie! Twój „zakamuflowany” wizerunek mnie rozczulił, bo dzielnie walczysz z przeciwnościami, a ja tylko dupsko w domu grzeję, a naraża się Pan i Władca, który ten tydzień pracuje z domu, ale nie wiem jak będzie dalej. Szkoda, że nie mogę gotować (bo nie umiem) rzeczy, które ty gotujesz i nie mogę ich jeść, bo może humor miałabym lepszy. Siedzenie w domu mi absolutnie nie przeszkadza, bo siedzenie w domu to moja pasja i powołanie, od najmłodszych lat, hihihi. A ty wyłącz te telewizory i pomyśl, że wiosna już jest i że może już nigdy nie być takiej pięknej wiosny. A co do rodaków – więcej widzę teraz solidarności i serdeczności, niż agresji, ale to pewnie dlatego, że nie śledzę, czego i tobie życzę. Gdybym mogła, to zaczęłabym wielkie porządki, ale los obronił 😉
Biegnę do łazienki! Przytulam bardzo
Ewcia:-) Byłam ciekawa czy ktoś zauważy te piękne kurki i to Ty wygrałaś!
Nie czaruj, że nie potrafisz gotować, bo potrafisz. Możesz powiedzieć, że nie lubisz i zrozumiem Cię bardzo dobrze. Tak samo ja nie lubię sprzątać. I nawet nie mam usprawiedliwienia żadnego, żeby się wymigać 😉
Wiosnę wytropiłam, jak widać na zdjęciach, idąc z psiepsiołami. A rano obserwowałam z nimi trzy wiewiórki bawiące się w chowanego/ganianego po świerku w górę i w dól. Szila najchętniej wdrapałaby się za nimi na drzewo gdyby tylko mogła.
Ewuś, co możesz jeść na swojej obecnej diecie? Powiedz, może coś wymyślę i Ci podpowiem. Buziaki 🙂
Aniu! Trzymaj się dzielnie. W końcu wirus przestanie nam zagrażać. Wnukom będziemy opowiadać, jak to było niebezpiecznie i jak trzeba było siedzieć w domu. Marysia.
Marysiu:-) Staram się, staram. Najbardziej mi żal, że nie mogę Calineczki wziąć na ręce i przytulić. Strasznie tęsknię za tą kruszynką. Taki maluch zmienia się prawie z dnia na dzień i tyle mnie ominie, buuu 🙁 Nic to, trzeba wytrzymać po to, żeby dobrze było. I to jak najprędzej. Ty też się trzymaj, Maryniu, buziaki 🙂