Wzięłam gruby zeszyt i postanowiłam wklejać (wpisywać, notować) w nim przepisy wypróbowane ostatnio. Między innymi te, o których wspominam na blogu, żeby się nie powtarzać, bo w końcu może mi się wszystko pokręcić. Przy okazji będę miała odnowioną moją własną, osobistą książkę kucharską. Stare zapiski wyglądają… tak jak mogą wyglądać zapisane kartki papieru często używane w kuchni po wielokrotnym stykaniu się z różnymi produktami spożywczymi 🙂 I to przez wiele, wiele lat. Długo pewnie już by nie wytrzymały. Kilka schowam głęboko na pamiątkę – na przykład przebitkę zapisaną ołówkiem, gdy siedziałam w babcinej kuchni przy stole, a babcia akurat zagniatała ciasto na stolnicy i opowiadała co robiła kiedyś, dawno temu, gdy jeszcze pracowała u Potockich w pałacu jako młoda dziewczyna… zapisałam wtedy ciasto drożdżowe, faworki, róże karnawałowe. Z ciastem to było tak: babciu, ile dajesz tego, tego… a bądź ile, tyle, ile zabierze – odpowiadała babcia. A ja wtedy kompletnie zielona byłam w sprawach kuchni. Uwielbiałam jedynie pałaszować przepyszne babcine wypieki, gotować zaczęłam dużo później. Tak bardzo żałuję, że za późno, aby się nauczyć od babci tajników kuchni 🙁
Wypróbowałam przepis na nadziewane bułeczki. Potrzebne do tego są kajzerki, pieczarki, żółty ser, jajko oraz sól, pieprz, ewentualnie vegeta. Z bułeczek trzeba odciąć wierzchy, wydrążyć łyżeczką ośródkę (jak mówiła babcia) i użyć ją potem np. do kotletów mielonych.
Pieczarki obrać należy, zetrzeć razem z serem „na dużych oczkach”. Dodać jajko, przyprawy i napełnić bułeczki. Nie przykryłam odciętymi wierzchami bojąc się, że nadzienie pozostanie surowe. Położyłam obok myśląc, że się upieką i będą do chrupania dla psiepsiołów. Piekły się 20 min. w 180 st. Prawdę mówiąc nie wierzyłam, że będą pyszne, ale były 🙂
Kilka dni wcześniej przyrządziłam drobiowe kotlety z papryką. Użyłam: 1 filet drobiowy, 2 papryki, 3 jajka, 3 łyżki mąki ziemniaczanej, kawałek sera żółtego, sól, pieprz, olej. Pokroiłam drobniutko fileta, także samo paprykę i ser. Wszystkie składniki razem wymieszałam i łyżką kładłam na rozgrzany olej. Usmażyły się na złoto i były bardzo smaczne placuszki, właściwie kotleciki, łagodne w smaku, ponieważ papryka dodała słodki smak. Dodatkowo wyglądały ładnie i apetycznie.
W sobotę upiekłam pieczeń rzymską, do której dodałam utarte tofu i dużo przyprawy do gyrosa. Pozostałe składniki jak na kotlety: mielone ( u mnie tylko drobiowe), namoczona w mleku bułka, jajko, cebula (zawsze dużo surowej daję), jeszcze utarty ziemniak, sól,
pieprz, papryka. Masę trzeba dobrze wyrobić. Połowę włożyłam do formy trochę większej niż keksówka. Mam taką bardzo starą, od babci właśnie, może mieć ok. 100 lat 🙂 Naprawdę! Do masy w formie wcisnęłam jajka na twardo, obok jajek ułożyłam paski czerwonej papryki oraz konserwowego ogórka. Na to poszła reszta masy. Koniecznie trzeba dobrze docisnąć, żeby wypełniła przestrzeń między jajkami, wyrównać i upiec. Trzymałam ok. 1 godz. w temp. 180 st. Kiedy na wierzchu zbierze się płyn podczas pieczenia, usuwam go ręcznikiem papierowym. Pieczeń wyszła bardzo dobra w smaku, konsystencję też miała idealną, wyglądała ładnie i kolorowo po przekrojeniu.
Miałam kilka ugotowanych ziemniaków, za mało aby odsmażyć na obiad dla trzech osób. Przypomniałam sobie, że mama robiła paszteciki z ciasta ziemniaczanego. Podawała je czasem na niedzielny obiad do bulionu. W środku była usmażona mortadela. Bardzo je lubiłam. Pomyślałam, że utrę te ugotowane ziemniaki, dodam jajko, cebulkę (tym razem usmażoną), mąkę – tak zrobiłam. Aha, jeszcze przyprawę do ziemniaków, sól, pieprz. Zagniotłam ciasto i zdziwiłam się, że tak łatwo mi to poszło 🙂 Uformowałam takie paluszki, bez nadzienia, spłaszczyłam nożem i usmażyłam na oleju. W smaku przypomniały mamy paszteciki. Może zrobię następnym razem nadzienie z pieczarek. Powinny być smaczne 🙂
Surówka – z tego co akurat w domu było: kapusta pekińska, papryka czerwona, cebula, kawałek ogórka świeżego, konserwowy ogórek, plus sól, pieprz, czosnek, zioła prowansalskie, ocet jabłkowy. Musi być, żeby ostrości nadać pasztecikom z pieczenią.
„I to by było na tyle” – cytując klasyka. Smacznego dnia 🙂
I Ty twierdzisz, że nie umiesz gotować????
Środek nocy, a ja się głodna zrobiłam po czytaniu Twych mniamuśnosci!!! Chyba podreptam w dół, do kuchni i zobaczę co by tu uszczknąć! Wyboru specjalnego nie mam, bo tylko paprykowa zupa i kasza z grzybami. Co lepsze, nie wiem,ale co tam, najwyżej będę do rana robić za dłùgo trwającego smoka!
Fusilko:-) To nie ja, to Ewa!!! Ona mówi, że nie umie gotować 🙂 Ja lubię gotować, a nie lubię sprzątać, Ewcia na odwrót 🙂 Hi hi, to Cię wpędziłam do kuchni 🙂
A co ja się namordowałam i naklęłam próbując fotki dodać! Normalny człowiek zgłupiałby całkowicie patrząc na moje wyczyny. Pewnie gdzieś na dnie Lapcia w wersji dziesięciokrotnej się znalazły, a i tak ich nie odnalazłam. Wreszcie…. wzięłam kabelek i przegrałam… Co komu po rozumie jak się nie „naumiał” go używać 😉
O jakie pyszności, aż mi ślinka pociekła, a tu środek nocy 😉
Użyłaś słowa, które – podejrzewam – jest zrozumiałe wyłącznie dla naszego pokolenia. Kto dzisiaj wie, co to jest przebitka …. (albo pelur)
ściskam nostalgicznie
I idę coś zjeść 😉
Magduś:-) Moja Magduś, zwróciłaś uwagę na przebitkę i zastanowiłam się, po czym stwierdziłam, że masz rację. Dziś się nie używa jej do niczego więc i słowo wyszło z obiegu. Dla mnie najzwyczajniejsze w świecie i dlatego się zdziwiłam, że je wydobyłaś na wierzch. Bardziej byłam skłonna pomyśleć, że ktoś może się zdziwić regionalną „ośródką”. A pamiętasz – „curig” do konia, „nakaslik” czyli szafka nocna, „ja” w sensie tak, grysik, nie żadna kasza manna. A jak jestem na południu to idę na pole a nie na dwór 😉
Poszłaś przekąsić co nieco? Jak Wańkowicz mówił, trzeba się „wypokusić” jak chętka bierze i już 🙂 Smacznego 🙂
No poszłam, poszłam, chociaż niestety nie było to „łaz na widelec”, skoro już o Wankowiczu mowa 😉
Grysik jadam do dzisiaj i wychodzę na pole też 🙂
A propos rodzinne przepisy, to mam taką stareńką księgę/zeszyt mojej CiociBabci – pierwszy przepis zanotowany chyba w 1923 roku ! Ach, jak Ona gotowała ! a jakie chrusty smażyłyśmy razem, mniammmmm !!!
W 1923 roku urodziła się moja mama 🙂
Uwielbiam takie zapiski stare, książki z przepisami też i mam ich naprawdę sporo. Zrobię osobny wpis, podpowiedziałaś mi temat, już potrafię wstawić zdjęcie, będzie ciekawiej.
Przypomniało mi się określenie „kuwaka” – też Wańkowicz, takie adekwatne do „niektórych rzeczywistości”… Kolejny autor, do którego chciałabym wrócić. Kiedy???!!! Czasie! Zwolnij!!!
A chrust i pączki babcia smażyła przepyszne 🙂
Dziękuję!!! Wspaniała inspiracja na najbliższe dni, przynajmniej nie muszę wymyślać, co ugotować
Aguniu:-) Jakże się cieszę, że moje gotowanie przyniosło Ci odrobinę ulgi w sensie mniejszego łamania głowy nad tworzeniem menu 🙂
Też mam takie zaplamione i pożółkłe karteczki z przepisami. Czytam je ze wzruszeniem i łezką w oku.
Jeśli chodzi o mnie to gotuję „zrywami”. To znaczy przez parę miesięcy nie wysilam się i przygotowuję potrawy takie bez pomyślunku, aż nagle budzę się z myślą że powinnam zaszaleć.
No i szaleję i robię coś bez przepisu i na tak zwane wyczucie….
No i …. raz się uda a raz nie….:-))
Serdeczności Anko !
Stokrotko:-) A jakie wzruszenie wywołują kartki zapisane ręką mamy, włożone między stronice jej kucharskich książek. Tamto pokolenie kobiet było nawet w szkole uczone prowadzenia domu, bycia panią domu znającą się doskonale na wszelkich domowych czynnościach. To jeszcze przedwojenne wychowanie, potem się wszystko zmieniło. Mama próbowała nas uczyć tego, co dziewczynkom wypada a co nie, jak zachować się przy stole, obiady niedzielne starała się serwować elegancko wykorzystując przy okazji czas na naukę… Ale my z siostrą jak te „fusyty” – tak mówiła babcia – nic sobie z tego nie robiłyśmy, wolałyśmy jak przysłowiowe półdiablę weneckie się zachowywać 😉 Po latach dopiero doceniam to, co zapamiętałam. Ale teraz jest zupełnie inny świat…
Ty, Stokrotko, jesteś w kuchni po prostu artystką. Nie ma „nie wyszło”, tak ma być, bo to dzieło sztuki 🙂 Ściskam 🙂
Kotleciki z papryką zdecydowanie do mnie przemówiły! Takie danie, to chyba nawet ja dałabym radę zrobić! ;))
Matyldo:-) Jestem pewna na 200%, że dałabyś radę z bardzo dobrym skutkiem 🙂 🙂 🙂
Pomysł na paszteciki z ziemniaków pożyczam, mąz bardzo lubi wszelkie kartoflane rzeczy. Kilka przepisów mam od teściowej i tam też czasami na oko tego i owego…
Placuszki z kurczaka znam, dawno nie robiłam, dzięki za przypomnienie:-)
Jotko:-) Zapamiętałam, że mama smażyła najpierw mortadelę pokrojoną w takie kawałki jakie zawijała potem w ciasto, następnie na tym samym tłuszczu smażyła gotowe paszteciki. Pewnie więcej później dodawała, szczegółów nie pamiętam, natomiast pamiętam smak 🙂
Smacznego więc i Tobie życzę 🙂
Wszystko wygląda przepysznie. Ja też spróbowałam odświeżyć swoje przepisy. Mam zapisane w chmurze. Mam też listę dań do wypróbowania. Może kiedyś, na emeryturze.
Zniewolona:-) Z chmurą mi jakoś nie po drodze, pewnie ona się przemieszcza nie tam, gdzie ja jej szukam 😉 Dziecko mi mówiło, że to takie proste będzie nie biorąc pod uwagę antytalentu matki w tym względzie 😉 W związku z tym wolę papier i długopis. A Tobie życzę, żebyś przed emeryturą jeszcze mogła trochę przepisów wypróbować 🙂
Toś się nagotowała.Moja babcia jak piekła to mówiła garnuszek tego,2 garnuszki tamtego a pół garnuszka tego i była wspaniała babka
A ja w tym tygodniu 2 dni jadłam leczo z cukini.Słoik cukini ,słoik z cukinia i papryka i pomidorami i słoik z sosem meksykańskim
Kawałek boczku podusiłam z cebulką i wedlina do tego zawartość słoików i gotowe. Słoiki z zawartością to moje przetwory.Pozdrawiam.
Ula:-) Nasze babcie były mistrzyniami, jakby się rodziły z takimi umiejętnościami. Najbardziej żałuję, że umknęły przepisy, mądrości, ich wspomnienia i przeżycia,m bo młody człowiek głupi jest i nie przywiązuje do tego wagi. A potem już za późno, nie ma kogo spytać…
Twoje przetwory to skarb prawdziwy, dania szybkie, pyszne i zdrowe, bo własnoręcznie przyrządzone bez niepotrzebnych dodatków. Ściskam 🙂
Piękny kulinarno wspomnieniowy wpis.W hołdzie babci i mamie A ja wciąż walczę ze swoją książką ” Polskie smaki i włoskie przysmaki:. Może za jakiś czas się ukaże.
Pomyśl o tym samym. Trzeba nasze domowe recepty ocalić od zapomnienia. Buziaki
Lucia:-) Myśleć to ja mogę. Nie mam kasy, żeby sobie wydać. Ani powieści, ani tym bardziej czego innego. Wspomnienia mam w planie, ale to dopiero jak skończę powieść, którą w rzadkich wolnych chwilach staram się pchnąć do przodu. Masz świętą rację, że trzeba ocalić co tylko się jeszcze pamięta. Trzymam kciuki za Twoją książkę. Buziaki 🙂
No proszę! Ja sobie śmietankę ze słonecznika (moje najnowsze odkrycie) kręcę do kawy, a u Ciebie taka uczta! Zaszalałaś w kuchni! Oj, zaszalałaś! Coś na pewno podkradnę 🙂 Dla Ciccino 😉
Dużo przepisów mam w głowie. Ale jeszcze więcej zapisanych na kartkach, karteczkach, karteluszkach, które znajduję w najróżniejszych miejscach. Np. w książkach, w albumach ze zdjęciami, itp. Przydałoby się to jakoś zebrać w jednym miejscu ale…kto to ma zrobić? Mnie się nie chce 😉
Serdeczności!
Amasjo:-) No właśnie karteczki, karteluszki w najprzeróżniejszych miejscach, o których na pewno będę pamiętać, na pewno nie zapomnę gdzie kładę ten przepis, bo jest fajny i do wypróbowania… A potem… choroba, na pewno zapisywałam, tylko gdzie ja to wsadziłam… Dlatego nowy zeszyt, do niego pójdzie to, co na bieżąco, od początku wypróbowane. Nie będę oszukiwać, z miliona zapisków nadadzą się dwa, trzy może, reszta na makulaturę. Ileż tego można trzymać, miejsce zajmuje i coraz bardziej mnie wkurza. Już przed świętami zaczęłam wyrzucać i części się pozbyłam. Pora na ciąg dalszy.
Kradnij dla swego Szczęścia ile tylko chcesz 🙂
Amasjo, śmietanka ze słonecznika? Buziaki 🙂
Aniu, więcej takich fajnych przepisów poproszę! 🙂 Same pyszności i z dostępnych składników.. a nie jak czasem w przepisach z gazet, jakieś wymyślne i udziwnione. Dobrze wiedzieć, że masz przetestowane i można spokojnie próbować wykonać. Miłego weekendu dla Was i smacznego! :)))
Myszko:-) Wyszło na to, że w kategorii „Kuchennie i smacznie” narodził się kącik porad kulinarnych 🙂 Bardzo mi się to podoba, przynajmniej ktoś jeszcze skorzysta. A jeśli takie Ktosie jak Wy, to radość tym większa, jeśli Małemu Księciu coś zasmakuje 🙂 Buziaki:)
!
A ja zabieram sie OD LAT za uporzadkowanie przepisow kulinarnych, ktorych posiadam naprawde sporo. Niestety do tej pory tego nie zrobilam i wszystko jest na roznych swistkach itp. w wielkim balaganie.
Moja siostra doprowadzila mnie ostatnio do rozpaczy: ona otwiera swoj komputer, a tam piekne, przejrzyste katalogi z przepisami. Bajka.
Bognna:-) Bajka bajką, a jak prądu zabraknie, to co? Niech sobie część siedzi w komputerze, ale co papier to papier, wieki przetrwa. Co z tego, że sobie pozapisywałam w Lapciu, kiedy gdzieś się schowało i znaleźć nie mogę, i na pewno jest w kilku egzemplarzach w różnych miejscach, bo tyle razy próbowałam 🙁
W sprawie porządkowania przepisów to Ci po cichu zdradzę, że powycinałam z gazet różnistych, gazety wrzuciłam do niebieskiego worka na papier, a wycinki włożyłam w ładne pudełka po prezentach gwiazdkowych. Teraz w miarę wolnych chwil będę karteluszki wyjmować i jak znajdę coś do wypróbowania – zrobię to. Reszta pójdzie -fruuu – do worka. Taki mam plan na uporanie się z tym problemem.
Jak Ty niby nie umiesz gotowac, to ja nie wiem, co to jest garnek 😀
Tez mam maly zeszycik z wypróbowanymi i pozbieranymi „po ludziach” przepisami, praktyczna rzecz, bez znaczenia emocjonalnego.
Lucy:-) Zwykłe przepisy np. wycięte z gazety faktycznie są obojętne, ale takie zapisane ręką mamy czy przeze mnie w obecności babci i różne wspomnienia chwil z tym związanych – bezcenne 🙂
Aniu, a mnie nic a nic nie smakuje… To, co kiedyś pozerałam w wielkich ilościach jest dla mnie nie do przełknięcia, na myśl o mięsie mam mdłości, właściwie to mogę przyswoić tylko warzywa i owoce. Schudłam już ok. 6 kg, co nawet biorąc pod uwagę utratę mięśni w nodze i tak jest trochę za dużo. Myślałam, że jak popatrzę na twoje cuda, to mnie zachęci… Jesteś super kreatywna w kuchni i nie tylko. Walentynkowych ciasteczek posyłam mnóstwo :))
Ewuniu:-) Lubię jak mi w garnkach bulgocze 🙂 Skarbie, po prostu muszę wykarmić domowników, a cieszy mnie gdy smakuje. Dzieciaki też lubię nakarmić gdy przyjeżdżają. Z Bykami tak jest – babcia i dziadek byli też Bykami i wciąż słyszałam, że najważniejsze to być najedzonym. Wiesz, przeżyli dwie wojny, biedę międzywojnia, dzieciństwo przypadło na koniec XIX i początek XX w. – jedzenie było bardzo ważne. Pewnie utkwiło mi to w podświadomości, a upodobanie – to druga kwestia. Moja mama gotowała bdb,. ale nie lubiła, a ja lubię.
Ewuniu, nie dziwię się, że masz mdłości na myśl o mięsie… Jeśli masz chęć na warzywa i owoce to korzystaj, pij dużo wody, oczyścisz organizm. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Poza tym – jeśli odczuwasz ból to czemu się dziwisz? Człowiekowi cierpiącemu nic się nie chce, nic nie smakuje i ogólnie ma wszystkiego dość. Życzę ci, żebyś jak najszybciej poczuła się lepiej, i żeby humor Ci wrócił. Buziaki!
Cześć Kochana Kucharko.
W tym tygodniu robiłam chrust, wyszedł super i planuję powtórkę na tłusty czwartek. Poszło szybko,bo przeprosiłam się z Termomixem.
Z anegdot kulinarnych – moja babcia Sz.piekła super drożdżowe, ale gdy była już starsza pomyliła się i posypała śliwki solą zamiast cukrem pudrem. Sól wsiąkła w śliwki i nie pomogło ścieranie soli,ale drożdżówka była tak dobra,że jedliśmy ją nie chcąc robić babci przykrości, chociaż sól to nie cukier puder.
Legendarna:-) Chrust robiłaś? Może i ja się odważę. Dawno temu smażyłam, ale to było naprawdę dawno. Przeglądałam przepisy i akurat na wielkanocne trafiłam. Dopiero patrzyłyśmy na bożonarodzeniowe a już następne za pasem.
Dziś zrobiłam zapiekankę brokułową i smaczna była. W następnym kuchennym odcinku napiszę, fotkę też pstryknęłam. A wiesz, że kilka razy robiłam Twoją pastę z awokado?
Nasze babcie piekły super ciasta drożdżowe, jak widać, nawet sól w miejsce cukru nie przeszkodziła w konsumpcji 😉 Buziaki 🙂
TAkie zeszyty to SKARB a Ty potrafiszgotować 🙂
Ervi:-) Lubię, a zapiski z przeszłości niosą w sobie wspomnienia i duży ładunek emocjonalny. Buziaki 🙂
Mam w domu do wykarmienia tylko męża, ale ten dużo je i żeby humor mu dopisywał, zawsze musi mieć w lodówce jakieś smakołyki i codziennie coś na ciepło. Nie cierpię, kiedy zrzędzi, więc zawsze staram się podsunąć mu coś pysznego pod nos. Jednak przeważnie gotuję „z głowy”, albo sprawdzam co mam w lodówce i szukam w internecie przepisów z danym produktem. Zeszyty z przepisami też mam, ale nie wiem dlaczego ciągle coś w nich spisuję. I tak tylko leżą na półce. Będą dla potomnych 🙂
Bożenko:-) Pewnie przyjdzie czas i zaczniesz w zeszyt zaglądać. Ja dopiero teraz mam czas na zaglądanie w uzbierane przez lata przepisy i wypróbowanie ich. Na co dzień najczęściej też wykorzystuję to, co akurat mam w domu. Chłopakom (bez względu na wiek 😉 ) potrzebne jest do życia dobre żarełko, nie na darmo porzekadło mówi, że do serca przez żołądek…
Ileż to takich karteczek wypisuję, wkladam do szuflady lub notesu z przepisami…..i tak sobie spokojnie leżą przez lata
Czasami wypróbowuję , ale i tak zmieniam skladniki, wiec wychodzi inne danie.
Dora:-) Właśnie:) Miliony karteczek, wycinków, zapisków i po co? Teraz już wiem, że należy się dokładnie im przyjrzeć i pozbyć większości. Mam też korzyść z pisania o tym, Średnia przyznała się, że podczytuje czasem blog i stwierdziła, że chce się uczyć gotować! Eureka! Przyjedzie w piątek i zapowiedziała, że chce coś upiec, póki jeszcze ferie, potem nie będzie miała czasu, nauka czeka.
Składniki przepisów też zmieniam, mówiąc szczerze, nigdy się ich dokładnie nie trzymam.