Maj
Koleżanka Helenki z pracy, jeszcze czynna zawodowo, odstąpiła jej swój udział w autokarowej pielgrzymce na Jasną Górę. Ponieważ były jeszcze wolne miejsca Helcia zaproponowała Aldonie, żeby z nią pojechała.
– A wiesz Helenko, że bardzo chętnie zabiorę się z tobą? Kilka razy przejeżdżałam przez Częstochowę ale nigdy nie zwiedzałam. Jasną Górę znam z „Potopu” i kojarzy mi się z Kmicicem, kolubryną i Kukli… Kukli…
– Kuklinowskim – podpowiedziała Helenka.
– No, ten „łotr, zdrajca i arcypies” co to Kmicicowi boczki przypiekał. Chętnie zobaczę zabytek z bliska na własne oczy.
– Świetnie, to załatwione – ucieszyła się Helenka. – Jedziemy razem na wycieczkę.
Dziewczynkami zajęli się teściowie. Po pobycie synowej w szpitalu teściowa trochę straciła ze swej zwykłej złośliwości i stała się łagodniejsza. Ich stosunki jakby weszły w nową fazę. Być może starsza pani zreflektowała się widząc kłopoty zdrowotne Aldony, może przemyślała swoje dotychczasowe postępowanie. Być może oczy otworzyła jej któraś z przyjaciółek „mafijnych” opiekujących się dziewczynkami i domem przez cały pobyt Aldony w szpitalu, podczas gdy ona jedynie od czasu do czasu zaglądała do wnuczek. Najważniejsze, że pani Felicja wyrażała chęć uczestniczenia w życiu rodziny i do tej rodziny zaczęła zaliczać Aldonę, która spokojna o córki mogła czerpać radość z wycieczki i towarzystwa Helenki.
Helenka nikomu nie pozwoliła się nudzić w swojej obecności, tak więc podróż upłynęła szybko i przyjemnie. Na miejscu już w pierwszej chwili Aldona doznała rozczarowania. W jej duszy żył dotąd obraz rodem z Sienkiewicza: forteca, mury obronne, szczątki nieszczęsnej kolubryny…A tu figa. Nic z wyobraźni nie pokrywało się z rzeczywistością. Był to po prostu fragment miasta i ani śladu Kmicica. Śmiała się sama z siebie, ale nutka rozczarowania pozostała.
Pilnowała Helenki, żeby się nie zgubić. Helcia zręcznie omijała niezliczone grupy ludzi i obie szybko znalazły się w świątyni wypełnionej ludzką ciżbą wpatrującą się w święty obraz. Z boku wiła się kolejka, niemożliwie długa i poruszająca się w ślimaczym tempie. Były to osoby pragnące wejść za kratę, najbliżej cudownego obrazu jak tylko było to możliwe. Aldona w życiu nie stanęłaby w takim długim ogonku, na samą myśl ogarniały ją mdłości. Helenka wszakże stać nie zamierzała, choć zamierzała do obrazu się zbliżyć jak najbardziej. Zanim Aldona zdążyła pojąć co się święci, została przez Helcię uchwycona za rękę żelaznym uściskiem, wciągnięta za kratę i niespodziewanie znalazła się na przedzie kolejki. Musiała natychmiast paść na kolana, bowiem na kolanach należało odbyć ten fragment „drogi” wokół obrazu. Była ubrana w długą spódnicę z falban w szarym kolorze. I dobrze, że miała dość grube rajstopy, bo inaczej pozdzierałaby sobie kolana do krwi. Zdarła tylko rajstopy kolana oszczędzając. Na szarej spódnicy nie było widać, że służyła do zamiecenia posadzki. W połowie „drogi”, gdzieś na tyłach ołtarza, był w ścianie otwór do którego ludzie wrzucali pieniądze.
Oj nie, nie ma tak, westchnęła w duchu. Tutaj wszystko złotem kapie, zresztą czy kto widział biednego księdza? Chyba, że prawdziwego kapłana z powołania. Mogę się podzielić z biednymi, bogatym nie dam.
Potem dzieliła się. Dzieliła się wrażeniami z Helenką rozcierając obolałe kolana i otrzepując spódnicę.
– Wiesz, nie sądzę, żeby Matka Boska akurat pieniędzy od ludzi wymagała. Ona nie od tego jest. Na pewno bardziej ceni dobrą myśl, dobre życzenie, dobre postanowienie i jego realizację od dóbr doczesnych.
– O coś prosiłaś? Miałaś jakąś intencję? – spytała Helenka.
– Najpierw nie, tylko turystycznie chciałam zobaczyć. Ale potem pomyślałam o rezultacie pewnego… hm… nazwijmy to… przedsięwzięcia… Prosiłam o pozytywny rezultat.
– Powiesz co to?
– Powiem, pewnie, że powiem ale jeszcze nie teraz, za trochę…
– Wiesz co ja ci powiem?
– Tak?
– Każdy ma to, w co wierzy, a nie to, w co udaje, że wierzy. A ty mi uwierz. Obserwuję ludzi już tyle lat … ho ho ho i jeszcze trochę – uśmiechnęła się, – że mam swoje zdanie na ten temat. Chyba się domyślam, co to za… przedsięwzięcie. Nikomu jeszcze o tym nie mówiłaś, prawda? Inaczej by już do mnie dotarło okrężną drogą, jak zawsze. Możesz na mnie liczyć w każdej chwili. Pamiętaj.
– Dziękuję ci, Helenko, za dobre słowo.
– Coś ci jeszcze powiem. Nie gniewaj się na mnie, ale swoje lata mam i widzę co się wokół dzieje. Ciebie zaobserwowałam kilka razy i muszę ci coś powiedzieć. Dlaczego zawsze grasz przed nim bohaterkę? Uśmiech, słodycz aż ci kapie z ust a w środku wyjesz z bólu? Jak zniknie, płaczesz, ryczysz, walisz głową w ścianę. Po co? On odchodzi przekonany, że nie jest źle, że świetnie dajesz sobie radę i widocznie dobrze ci z tym, nie przeżywasz sytuacji aż tak bardzo, skoro jesteś cała w skowronkach.
– Znowu ci dziękuję, Helenko. Chyba masz rację, otworzyłaś mi oczy… – zadumała się Aldona.
cdn.
Zajrzyj na pocztę. Wczoraj wysłałam e-maila. 🙂
BBM:-) Właśnie zajrzałam, dziękuję 🙂
Teraz równie liczne wycieczki jeżdżą o Lichenia, ale podobno głównie powinno się dziękować, a nie prosić. Tam też można obejść wokół ołtarz, niektórzy robią to na kolanach, a skarbonek jest tyle, że zawartości portfela nie starczy, by do każdej choć grosik wrzucić 😉
Jotko:-) W mądrych książkach na tema rozwoju wewnętrznego, samodoskonalenia itp. podkreślona jest waga wdzięczności, nauczenia się odczuwania wdzięczności, uświadomienia sobie, że mamy powody do tego uczucia i poszukania ich w sobie. Przeniesienie uwagi z np. narzekania na wdzięczność naprawdę poprawia samopoczucie 🙂
Grosz do grosza a potem… „złoty a skromny…”
Grosz daję na bezdomne zwierzęta, krzywdzone dzieci i konkretne cele, z innych się wyleczyłam.
Jeszcze nie byłam w Częstochowie, ale jest na liście ważnych miejsc do odwiedzenia.. Choć tego Kmicica zapewne też mi będzie brakowało 🙂 Z tym ukrywaniem uczuć to całkowita racja.. często zakładamy maski, pod hasłem wszystko gra, a w duszy aż wyje. Trzymam kciuki za Aldony przedsięwzięcie i czekam na ciąg dalszy 🙂 Buziaki Aniu!
Myszko:-) Dawniej było wychowywanie dziewcząt takie, że nie wolno, nie wypada okazywać prawdziwych uczuć i to się ciągnie przez pokolenia. Kobieta nie mogła okazać, że jej na kimś zależy, na twarz musiała nakładać nieprzeniknioną maskę, prowadzić zdawkową konwersację i uważać aby maska nie spadła i nie pokazała prawdziwej twarzy, jak w powieściach. Zostało do tej pory, choć wiemy, że jest bez sensu i z wiekiem uczymy się, że mamy prawo wyrażać siebie. Aldona też się uczy 🙂
Serdeczności:)
W Częstochowie byłam kilka razy biznesowo, na Jasnej Górze nie. Obawiam się, że w mojej głowie również żyje nie mający wiele wspólnego z rzeczywistością, jakiś… romantyczny obraz tego miejsca i może…niech tak zostanie abym nie rozczarowała się tak, jak Aldona.
To 'przedsięwzięcie’ Aldony bardzo mnie zaintrygowało, a Helena ma wiele racji w tym, co mówi.
Serdeczności, Aniu:-)
Amasjo:-) W 15-tym rozdziałku „przedsięwzięcie” się objawiło 😉
Mądrości z wiekiem (niektórym) przybywa, a współczesna Jasna Góra gdzie rozlegają się brunatne hasła nad rozwrzeszczanymi tłumami i płonącymi pochodniami się unoszące wcale mnie nie przyciąga…
Buziaki 🙂
W takim razie muszę doczytać!
Zapraszam!!! W wolnej chwili możesz sięgnąć po inne części, które są na blogu a ja będę skakać z radości jeśli przyjemnie spędzisz czas 🙂