Aldona wysiadła z autobusu linii 505 na rogu Cynamonowej i Indiry Ghandi. Chciała przejść przez bazarek, zrobić zakupy a potem odwiedzić Dorotę. Miały do omówienia wiele spraw związanych z przyjazdem Teresy i Juranda. Pokręciła głową rozważając bardzo odkrywczą myśl: jak ten czas leci, pędzi w zawrotnym tempie! Prawie rok minął, za pasem następne wakacje, a jeszcze nie mogła się nadziwić w jaki sposób historia Teresy i Juranda znalazła szczęśliwy finał. Zdawać by się mogło, że losy przyjaciółki zagmatwane były do ostatnich granic – a jednak stał się cud. Oto właśnie młoda para wracała w domowe pielesze.
Uważała, że chwilami zachowują się zupełnie jak dzieci. Otóż wymyślili sobie, że ślub wezmą w Tenczynku, zupełnie sami, jedynie w obecności matki Juranda, ojca Teresy, Majki, Mareczka, Maćka i Kuby. I zupełnie nikt więcej nie brał udziału w ceremonii. Dwudziestego czwartego kwietnia Teresa Olszyńska i Jurand Zacharski zostali połączeni świętym węzłem małżeńskim.
Mama Juranda, pani Basia wraz z Mareczkiem oraz Dziadek z Brysiami wrócili do Warszawy a państwo młodzi zostali, by w domku pod lasem spędzić swój miodowy miesiąc.
Okres od wakacji do ślubu spędzili bardzo pracowicie, czego rezultatem było wydanie dwóch powieści Teresy (napisanych dużo wcześniej oczywiście, nie w tym samym czasie) oraz mnóstwo spraw przeprowadzonych przez Juranda z pozytywnym (oczywiście) rezultatem, przygotowanie „podłoża” pod stworzenie własnej firmy wydawniczej do spółki z Dorotą i Michałem. Wszystko to umożliwiło kupienie domku w Natolinie, piętrowego segmentu z ogródkiem i garażem. Na tym wyczerpały się możliwości finansowe państwa Zacharskich i rodziny, musieli zadowolić się na razie meblami, które mieli dotychczas. Jurand z Dziadkiem zaplanowali, że pomału sami będą robić najprzeróżniejsze drobne mebelki według własnego pomysłu, korzystając z usług – już w tej chwili trzech – pomocników. Wyjeżdżając z Warszawy „młodzi” zostawili klucze rodzicom, którzy razem z przyjaciółmi doprowadzali nowe mieszkanie do jako takiego porządku, aby było gotowe na przywitanie nowożeńców.
Magda stwierdziła, że trzeba przygotować jakąś niespodziankę-zaskoczkę, coś, czego oboje nie wymyśliliby nawet bardzo długo łamiąc sobie głowę. W tej właśnie sprawie Aldona wybrała się do Doroty. Obie z Magdą nie mogły się na nic zdecydować, żaden pomysł nie wydawał się dość dobry. Biednego Michała wyganiały z narad twierdząc, że i tak się nie zna na damskich pomysłach, więc lepiej niech idzie z dziećmi na dwór i nie przeszkadza. Odchodził mrucząc pod nosem coś na temat zarozumiałych bab. Wreszcie za którymś razem zamknął się w pokoiku razem z Jędrkiem i Kajtusiem, i długo nad czymś dyskutowali. W rezultacie wszyscy trzej chodzili z tajemniczymi minami szepcząc po kątach. Aza łaziła za nimi, strzygła uszami lecz o niczym swojej pani nie powiedziała.
Aldona zrobiła zakupy. Musiała obejść cały bazarek i wyjść na ulicę bo ogromne kałuże uniemożliwiały przejście na skróty. Objuczona trzema wypchanymi reklamówkami nie patrzyła przed siebie oglądając wystawy. Nagle – spojrzawszy na wprost – ujrzała Dorotę wyglądającą dziwnie nawet jak na zwariowaną plastyczkę. Przystanęła zaintrygowana wpatrując się bez słowa.
– Czemu tak mi się przyglądasz? Nigdy mnie do tej pory nie widziałaś czy co? – huknęła Dorota na znieruchomiałą przyjaciółkę.
– No wiesz… wyglądasz….dość…oryginalnie – odparła Aldona wpatrując się z zainteresowaniem w jej szyję. – Co ci się stało?
– Nic mi się nie stało! Najpierw oglądali się za mną na ulicy a teraz ty! Zdurnieliście wszyscy?
– Dorotko, nie denerwuj się, przecież nie mam nic złego na myśli. Pytam co ci się stało nie przez zwykłą ciekawość ale dlatego, że może mogę ci w jakiś sposób pomóc.
– Czegoś mnie się uczepiła? Przecież mówię wyraźnie, że nic mi nie jest!
– Jesteś pewna?
– Chyba mówię po polsku, ogłuchłaś? – Dorotę powoli zaczynała ogarniać wściekłość tym bardziej, że przechodzące obok nich dwie kobiety obejrzały się raz i drugi, przyglądając się bez zażenowania. Tego już za wiele! Zła jak osa pokazała im język i odwróciła się plecami. Aldonie na moment z wrażenia zabrakło tchu. Złapawszy oddech wybuchnęła głośnym, niepohamowanym śmiechem.
– Po jakie licho wymalowałaś sobie szyję na zielono? – wymamrotała.
– Ja? Na zielono? – zdumiona przesunęła ręką po szyi, z której posypał się zielony proszek osiadając na bluzce, na dekolcie i jęknęła. – O matko, zapomniałam zmyć maseczkę. Z twarzy zmyłam, po omacku. Żarówka mi się w łazience przepaliła to nic nie widziałam. O szyi zapomniałam! Muszę wrócić do domu! Ale jak ja pójdę? Jeszcze mnie ktoś zobaczy!
– Już cię po drodze obejrzało tylu ludzi, że kilka sztuk więcej nie powinno ci sprawiać różnicy.
– Nie pleć! Nie masz jakiegoś szalika przy sobie?
– Nie wiesz po co miałabym nosić szalik w czasie upału? Kupiłam wprawdzie rajstopy, ale nimi się chyba nie owiniesz?
– A co jeszcze masz w reklamówce?
– Bawełnianą koszulkę. Nawet kolorem trochę przypomina twoją szyję…
– Złośliwa jędza. Daj mi ją szybko.
Dorota zwinęła koszulką w ręku jakby wykręcała bieliznę po praniu, po czym okręciła malowniczo szyję i ruszyła w stronę domu.
– Odkupię ci za chwilę taką samą. A tę, jak się nie spierze, będę miała na działkę.
– Na jaką działkę? – zdziwiła się Aldona.
– Postanowiliśmy, Michał i ja, że wspólnie z Sergiuszem, moim ciotecznym bratem, kupimy działkę w Cięciwie, obok Teresy. Jest tam taki dziki kawałek, który szalenie nam się podoba. Wiesz, idąc w stronę lasu, nie gospodarza.
– Pomysł jest naprawdę wspaniały – przyznała Aldona. – Mam nadzieję, że pozwolisz mi czasem wpaść z wizytą z dziewczynkami.
16.06.2017
Mam, znalazłam od początku Środek nocy, cisza, spokój.. zabieram się za czytanie
Miło powrócić do znanych postaci
Myszko:-) Tchnęłaś tu nowe życie 🙂 Sama z przyjemnością czytam, oczywiście w ramach przypominania sobie szczegółów, żeby bzdur nie pisać w następnych częściach. Buziaki 🙂
A jaka jest następna po „Po co wróciłaś Agato?”, bo już czuję że się na maxa wkręciłam 🙂 Na razie jestem bez czytnika, ale nawet jak wróci z naprawy nie sięgam po niego, bo muszę poznać dalsze losy Aldony i reszty „mafii” ursynowskiej :))
Następna jest „Widocznie tak miało być”. Aktualnie puszczam ją w piątki w odcinkach 🙂
Widziałam, że puszczasz, ale nie miałam kiedy się wgryźć. Będę nadrabiać :)(obecnie 24 z Agaty).
Cieszę się 🙂 Wkurza mnie tylko jedno, że dzień jest za krótki i spać trzeba 😉 Nie mam kiedy przysiąść fałdów, jak to się mówi, żeby pociągnąć do przodu to, co mam w połowie napisane. Codzienność nie daje wyboru… Ale „nic to, Baśka, nic to” 🙂
Zdrówka dla Małego, dla Was też oczywiście 🙂