„Rysio”

Pewien Rysio był zuchwały
chociaż jeszcze całkiem mały.
Postanowił pójść na lody
nie chcąc wcale mamy zgody.
Idzie sobie, podskakuje,
tu go kwiatek pocałuje,
dalej żabka – hyc! spod nóżki.
Skrzeczy: co ty, nie masz dróżki?
Musisz chodzić po mej trawie?
Z trawy zaś patrzy ciekawie
salamandra w żółte plamki
która z swej wyjrzała jamki.
A tam dalej? To mrowisko!
Wielkie mrówki zjedzą wszystko,
więc ucieka ile siły
zuch nasz wielki, Rysio miły.
Przed nim wyrósł płot sąsiada.
Przez płot wchodzić nie wypada
lecz, że strach ma wielkie oczy
Rysio wnet przez płot przeskoczył.
Sad to wielki. Gdzie sąsiedzi?
Rysio na gałęzi siedzi
myśli: trochę podjem sobie,
przecież złego nic nie robię.
Jabłka smaczne bardzo były
lecz w pobliżu się skończyły,
wdrapać wyżej by się trzeba,
lecz tu nagle – co za bieda!
Rety! Sąsiad idzie z Brysiem!
Rysio trzyma jabłko w dłoni,
zmyka, Bryś go nie dogoni.
Już dopada dziury w płocie
w myśli znowu ma łakocie,
już się wcale psa nie boi,
Bryś po drugiej stronie stoi.
Wreszcie do lodziarni dotarł
i spocone czoło otarł,
uciekając wszak się zmęczył.
Lody są w kolorach tęczy.
Które wybrać? Wybór wielki,
nawet pyszne jak morelki.
W końcu wybrał te z limonki,
sięgnął rączką do kieszonki.
Która to kieszonka, która?
W kieszeni jest duża dziura!
Gdzież pieniądze się podziały?
Pewnie w sadzie wyleciały!
Jabłka zostały zjedzone
lecz są wszystkie zapłacone.
Bo za wszystko trzeba zapłacić,
cudzym nie da się wzbogacić.
Z tego morał zaś wynika
co nie twoje – nie dotykaj.

19.06.2017

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Wymyślanki. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *