„Po co wróciłaś…” 2

Dostępu do mieszkań na siódmym piętrze od niedawna broniła krata, którą Dorota założyła wspólnie z sąsiadami.

– Teraz już się nie boję, że na kimś stanę – tłumaczyła przyjaciółce.

– Jak to: na kimś staniesz? Nie rozumiem – zdziwiła się Aldona.

– Wyobraź sobie, że wracałam kiedyś wieczorem do domu. Nagle wyłączyli prąd, jakaś awaria była, zrobiło się ciemno jak u murzyna pod koszulą. Nie zdążyłam na szczęście wsiąść do windy, bo musiałabym w niej spędzić całą noc. Uświadomiwszy to sobie raźnym krokiem ruszyłam w górę schodami i szłam, szłam, szłam. Wreszcie pomyliło mi się, na którym już jestem piętrze. Gdyby nie szczekanie Azy nie wiedziałabym, że zostało mi jeszcze tylko pół piętra do przejścia. Jak koń czujący bliskość stajni ruszyłam szybciej i … zarżałam! Z przerażenia. Stanęłam na czymś miękkim a to coś zaczęło się ruszać i bełkotać! Jakim cudem jednym skokiem znalazłam się pod własnymi drzwiami waląc w nie pięściami i wrzeszcząc na całe gardło, nie mam pojęcia.

Aldona przykucnęła w windzie i zakryła twarz rękoma, wyobrażając sobie ową scenę nie mogła się utrzymać na nogach ze śmiechu.

– Od tej pory bałam się wychodzić bez Azy. Tym bardziej, że ten sam osobnik spał kilka razy na mojej wycieraczce blokując drzwi sobą i chmurą smrodu pochodzącego z trawionego właśnie alkoholu. Nie miałam jeszcze telefonu i nawet nie mogłam nikogo wezwać na pomoc – kończyła Dorota.

Jadąca bardzo powoli po ostatniej reperacji winda wreszcie się zatrzymała. Zanim Dorota dotknęła drzwi, same się przed nią gwałtownie otworzyły i stanął w nich wysoki mężczyzna.

– A ty tu czego? Musisz straszyć? – z pozornie groźną miną spytała Dorota.

– Umawiasz się ze mną a potem znikasz nie wiadomo gdzie. Czekam pod tą kratą jak głupi i wszyscy jadący windą podejrzliwie mi się przyglądają – odpowiedział. – A jeśli chodzi o straszenie to ty z zieloną szyją bardziej przypominasz upiora niż ja. Co ci się stało?

– Odczep się, dobrze?

Dorota energicznym krokiem opuściła windę odpychając tego niewątpliwie przystojnego osobnika, co od razu rzuciło się w oczy Aldonie wciąż kucającej w rogu windy.

– Doniczka, ty co, zamierzasz tam nocować? – rzuciła Dorota w stronę windy wkładając klucz w zamek i otwierając kratę.

– Nie, nie zamierzam – odpowiedziała patrząc spod oka na nieznajomego, zastanawiając się czy już go gdzieś widziała czy też może kogoś bardzo podobnego.

Nieznajomy zaś patrzył na gęste, zmierzwione w tej chwili włosy, na coraz mocniejsze rumieńce na policzkach i coraz bardziej błyszczące oczy spoglądające ku niemu spod nastroszonej grzywki. Uśmiechnął się, cały czas intensywnie myśląc, że już gdzieś widział takie ładne szarozielone oczy w pięknej oprawie.

Głuche dudnienie w szybie windy dochodzące z dołu przypomniało obojgu, że nie oni jedni w tym budynku mają prawo do korzystania z „pojazdu”. Aldona, wciąż zmieszana, wyskoczyła ze środka. Zamknął za nią drzwi, domykając siłą, żeby winda szybciej ruszyła w dół.

– Czy wy się w ogóle znacie? – spytała Dorota „tonąc w objęciach” Azy, która oparłszy przednie łapy na ramionach pani, usiłowała polizać ją po twarzy dając dowód radości.

– A idźże poczwaro jedna, dawno mnie nie widziałaś, co? – zrzędziła. – Idź pomęcz wujka a mnie daj święty spokój, znowu zapomnę i nie zmyję tej przeklętej maseczki. Aldona, to jest mój brat Sergiusz. Drogi bracie, to jest moja przyjaciółka Donica – dokonała prezentacji.

– Przepraszam, jak ci na imię? Nie zrozumiałem – spytał przytrzymując rękę Aldony.

– Aldona. Jak mi jeszcze raz będziesz wymyślała przy ludziach – zwróciła się do Doroty, – to ja ci też powiem co o tobie myślę, zobaczysz. Jeżeli już – tu się słodko uśmiechnęła – to Doniczka a nie Donica. Nie musisz mi przypominać, że jestem taka stara jak ty. I tak młodziej wyglądam.

Sergiusz przez chwilę niepewnie spoglądał to na jedną, to na drugą. Po chwili – co Aldona natychmiast zauważyła – zapaliły mu się w ciemnych oczach dwie iskierki.

– Myślałem, że choć raz w życiu spotkam u mojej siostry poważną osobę. Tyle dobrego opowiadała mi o tobie a teraz widzę, że jesteście wszystkie siebie warte: Dorota, Teresa, Majka, Magda i jeszcze ty. Cała mafia.  O zgrozo, znowu się zawiodłem!

– Mam wrażenie, że ty niewiele odbiegasz od tego towarzystwa – odpowiedziała wesoło.

– Co on bredzi? –spytała Dorota wchodząc do pokoju. – Nie wierz w ani jedno jego słowo, on zawsze kłamie.

– Nie kłamie tylko fantazjuje a to jest zasadnicza różnica – sprostował.

– Całuj psa w nos – z uroczym uśmiechem odpowiedziała bratu znikając w kuchni.

– Słuchaj, czy myśmy się już kiedyś nie spotkali? – zwrócił się do Aldony.

– Wiesz, mam takie samo niejasne wrażenie – odparła rumieniąc się, za co momentalnie  była na siebie wściekła.

– Z pewnością w poprzednim wcieleniu – wtrąciła Dorota niosąc z kuchni szklany talerz  pełen świeżutkiego, pachnącego ciasta. – Ona była różową chmurką a ty starym capem.

– O przepraszam,  specjalistą od capów jest Michał. Ode mnie się proszę łaskawie odczepić, nie mogę być ekspertem w tej dziedzinie.

– A gdzie ten twój ekspert? Co zrobiłaś z chłopakami? – zainteresowała się Aldona.

– Poszli wszyscy do Teresy, to znaczy do Zacharskich. Przecież tam mieszka Dziadek z chłopcami a pani Basia przyjechała z samego rana i coś robią. Mam wrażenie, że bardzo dobrze czują się we własnym towarzystwie.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Absolutnie nic poza tym co powiedziałam.

– Oboje są przesympatyczni, to fakt. I oboje lubią zwierzaki. Już dawno ktoś powiedział, że po stosunku do zwierząt poznaje się człowieka i jak się tego trzymam.

– Wiesz, zazdroszczę Teresie zwierzyńca, który ma w domu. Bardzo chciałabym mieć kota.

– Przecież już go dawno masz – wtrącił Sergiusz pukając się wymownie w czoło.

– Już ci mówiłam, żebyś się ode mnie odczepił – tupnęła nogą. – Skaranie boskie z takim bratem. Słuchaj Doniczko, nie mogę mieć kota przez tę moją durną psicę. A Teresa ma dwa: Miećkę i Arika.

– Moje dziewczynki też mi nie dają spokoju. Ciągle jęczą, że chcą mieć takie cudne kotki jak chłopaki. Niestety, nie mogę wziąć kociaka, choć bardzo bym chciała. Nie mam pojęcia gdzie się podziejemy, kiedy właścicielka wymówi mi mieszkanie.

– Grozi ci to?

– Na to wygląda. Niedawno podniosła cenę, teraz znowu mówi, że ktoś z rodziny przyjedzie z zagranicy i będzie musiał gdzieś mieszkać. Wiadomo, bliższa ciału koszula.

– O choroba, to co zrobisz? Chyba nie wrócisz do teściów? – zmartwiła się Dorota.

– Za żadne skarby świata. Nasze stosunki są teraz zupełnie poprawne. Spotykam się z nimi i  pozwalam zabierać dziewczynki. Wiem przecież jak bardzo kochają wnuczki. Współczuję im bardzo, stracili przecież jedynego syna ale nie mogę zapomnieć, że gdyby postępowali inaczej, życie potoczyłoby się innym torem. Może Janusz byłby tutaj z nami? Nie straciłby życia, nie rozstawalibyśmy się kilka razy. Zresztą… nie chcę o tym mówić, zmieńmy temat.

Potrząsnęła głową, wpadające przez okno promienie słońca nadały falującym włosom miedzianozłoty odcień. Sergiusz głaszcząc Azę w milczeniu przypatrywał się Aldonie, dyskretnie obserwował twarz i wyraz oczu. Stwierdził, że są piękne pełne uśmiechu a jeszcze piękniejsze wypełnione po brzegi smutkiem, który w postaci płynącej łzy zmaterializował się na jej policzku.  Czuł ogromną chęć otarcia łzy i uchwycenia momentu powrotu uśmiechu na twarz dziewczyny. Właśnie dziewczyny a nie kobiety. Wyglądała tak bezbronnie i tak dziewczęco.

– Miałyśmy się zastanowić – przerwała milczenie Dorota, – co zrobimy Teresie i Jurandowi za to, że uciekli ze ślubem.

– Siostro, czy ty musisz bredzić? Dlaczego mówisz „miałyśmy”? Czy mnie tutaj w ogóle nie ma? A poza tym co znaczy „uciekli ze ślubem”?

– Od razu widać, że to tylko chłop i niczego nie rozumie – Dorota wydęła wargi z udawaną pogardą. – Zwyczajnie, ślub wzięli sami, bez nikogo, daleko stąd. Przecież ci mówiłam o tym sto razy albo nawet więcej. Cóż, skleroza nie boli.

– Nie zrobię ci krzywdy tylko ze względu na Aldonę. Podziękuj jej za to. A teraz oświadczam, że nie będę z tobą rozmawiał przynajmniej przez godzinę. Przyjaciółko mojej siostry, będę rozmawiał tylko z tobą, zgadzasz się? – zwrócił się do Aldony puszczając oko.

– A czy mam inne wyjście? – spytała podając Azie kawałek ciasta tak, żeby Dorota nie widziała, wydłubując uprzednio rodzynki, ponieważ psom nie wolno jeść ani winogron ani czekolady, mogą to nawet przypłacić życiem.

– No to słuchaj. Skoro oni „uciekli ze ślubem” to trzeba do nich „przyjść z weselem”.

– Że jak? – niezwykle inteligentnie zapytała Dorota

– Przypominam, że z tobą nie rozmawiam – Sergiusz odwrócił głowę od siostry i spojrzał na drugą towarzyszkę.

– Trzeba im urządzić wesele. Gdy wrócą niczego się nie spodziewając, okaże się, że są na własnym weselu i nie będą mogli się wycofać.

– Czy to nie będzie narzucanie się? Mogą poczuć się urażeni…

– Zwariowałaś? – Dorota aż podskoczyła na fotelu. – Teresy nie znasz? Wyraźnie powiedziała, że po powrocie zrobi imprezę dla wszystkich przyjaciół. Sądzę, iż nasze skromne osoby zaliczają się do ich grona. A jak jej zrobimy taką niespodziankę, będzie kwiczała z radości. To jest dobry pomysł, wiesz? – klepnęła brata po ramieniu.

– Zostaw mnie w spokoju, jeszcze przez czterdzieści minut z tobą nie rozmawiam – spojrzał z góry na siostrę i kontynuował ignorując ją oraz wpatrując się ostentacyjnie prosto w oczy Aldony. – Myślę, że pani Basia i pan Andrzej nie będą mieli nic przeciwko temu. O ile zdążyłem ich poznać, pomysł na pewno im się spodoba.

– A gdzie ty ich zdążyłeś tak dobrze poznać, braciszku? – słodziutkim głosikiem indagowała Dorota.

– Mało razy ich widywałem u ciebie albo u Zacharskich? Tylko Aldonę ukrywałaś przede mną do tej pory. Poza tym niedawno zakładaliśmy anteny satelitarne w domkach wokół nowego domu Teresy. A zresztą co cię to obchodzi, wścibska kobieto? Wszystko musisz wiedzieć? Tfu, zrobiłaś mnie w konia. Zapomniałem, że mam się do ciebie jeszcze nie odzywać.

– Powinieneś ukończyć szkołę teatralną, po co ci dyplom inżyniera? – Aldona zaśmiewała się na widok serii straszliwych min Sergiusza mających oznaczać wściekłość wynikającą z faktu, iż dał się siostrze schwytać w pułapkę i odezwał się do niej  przed upływem czasu, jaki sobie wyznaczył.

Leżąca obok ciotki Aldony Aza podniosła się, zastrzygła uszami i ruszyła ujadając w kierunku drzwi wejściowych, które właśnie szeroko się otworzyły. Stanęło w nich czterech panów: Kajtuś, Bartuś, Jędrek i Michał. Suczka przywitała się ze wszystkimi po kolei nie dopuszczając nikogo do głosu i wywracając Kajtusia na podłogę.

– Ciocia, – wołał do Aldony szamocząc się z uszczęśliwioną Azą na dywanie. – Ciocia, strasnie fajną zec zrobiliśmy, nie wies nawet jaką fajną!

– Zamknij się, ty gaduło – rzucił się na niego Jędrek. – Mówiłem ci, żebyś nic nie mówił, bo to tajemnica?

– Psecies wcale nie powiedziałem, ze wujek Michał znalazł na…

– Ty kretynie, zamkniesz wreszcie tę jadaczkę czy ja mam to zrobić? – stanął nad bratem i utkwił w nim tak groźne spojrzenie, że Kajtuś na moment zamarł. Ale tylko na moment.

– Mama! On mnie znowu strasy! – rozdarł się na cały głos.

Dorota bardzo dużo ćwiczyła z synkiem korygując wadę wymowy i Kajtuś rzadko już kaleczył język. Niemniej jednak, gdy miał coś ważnego do przekazania albo spieszył się czy zdenerwował, zdarzało mu się jeszcze seplenić. Jędrek dokuczał mu z tego powodu twierdząc, że dzieci w zerówce będą się z niego śmiały. Po wakacjach mały Kajtuś rozpocząć miał szkolną karierę.

20.06.2017

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Po co wróciłaś Agato?. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *