Westchnęła i poczęła wycofywać się cichutko, by zniknąć zanim mieszkańcy zauważą jej obecność. Na werandę wyszedł olbrzymi piaskowy dog i leniwie się przeciągnął. Znieruchomiała. Pies tymczasem raz i drugi wciągnął w nozdrza obcy zapach, spojrzał w stronę skąd dochodził i przez chwilę przyglądał się intruzowi. Szczeknął basem od niechcenia. Najwyraźniej doszedł do wniosku, że wykonał obowiązek a nieproszony gość nie stanowi żadnego zagrożenia, wystarczy mieć go na oku. Usiadł i obserwował Zosię przekrzywiając olbrzymi łeb i marszcząc czoło.
– Jesteś przepiękny, ale musiałeś akurat teraz wyleźć? – szepnęła.
Olbrzym, zupełnie jakby rozumiał, szczeknął w jej stronę i zamiótł werandę ogonem.
– Rolf! Chodź tu – dał się słyszeć głos z wnętrza Domu.
– Hau! – odszczeknął Rolf odwracając łeb w stronę głosu lecz nie ruszając się z miejsca.
– Mógłbyś się ruszyć, kiedy cię pan woła – zaszeptała Zosia.
– Ty leniuchu, dlaczego mnie nie słuchasz? – na werandzie pojawiła się męska postać.
Zosia chciała ukryć się za grubym pniem starej jabłoni lecz widok mężczyzny na werandzie przykuł ją do ziemi uniemożliwiając wykonanie jakiegokolwiek ruchu. To nieprawda, to niemożliwe, myślała gorączkowo. To na pewno pierwsze objawy choroby psychicznej.
Mężczyzna spojrzał w stronę, którą patrzył Rolf.
Zjawa – przeleciało mu przez myśl i też zastygł w bezruchu.
– Zosia? – spytał z niedowierzaniem.
– Damian?
Głośne szczekanie psa przerwało osłupienie Zosi. Rolf ciężkimi susami popędził w kierunku człowieka zbliżającego się od strony owego małego domku, który nigdy nie został ukończony. Witał się z ogromną radością a basowe radosne szczekanie dudniło po całej okolicy.
– Tatuś? Tutaj? – Zosi przyszło do głowy, że jeśli to nie obłęd, to z pewnością znalazła się w krainie wyobraźni niczym Alicja po drugiej stronie lustra.
Ja tu jestem częstym gościem – odrzekł ojciec. – Gdybyś słuchała innych i patrzyła co się wokół ciebie dzieje a nie zamykała się w sobie słuchając tego barana, który w tobie siedzi, nie dziwiłaby cię moja obecność.
Coś jak nagły, oślepiający promień słońca rozświetliło myśli Zosi.
-Przecież wczoraj mówiłem, że domek jest prawie gotowy i przed zimą wprowadzimy się do niego.
– Zaraz, zaraz, chciałabym to pojąć… spokojnie… z pewnością jestem jeszcze prawie normalna…
– Twoja siostra ma co do tego inne zdanie. Ostatnio, – spokojnie oświadczył ojciec.
Zosia patrzyła w szare oczy, które uśmiechały się do niej tak ciepło, tak serdecznie… tak realnie…
– Byłam pewna, że nie zobaczę cię już nigdy w życiu – powiedziała z wyrzutem.
– Co ty mówisz – zaśmiał się ojciec. – Myśmy ze Staszkiem przeszło ćwierć wieku temu przeznaczyli was dla siebie. Najpierw w żartach. Potem myśleliśmy często, że byłoby wspaniale mieć koło siebie szczęśliwe dzieci i wnuki. A domek kupiłem już jakiś czas temu. Ty chodzisz jak nieprzytomna i nic do ciebie nie dociera.
– Prawda, oj prawda tatusiu. Jestem oszołomiona…
– No to już przestań być. Cieszę się ogromnie, że się sobie spodobaliście i będziemy nie tylko sąsiadami ale i rodziną.
– Ty wiedziałeś? – znów z wyrzutem spojrzała na Damiana.
– Oczywiście – miał w oczach takiego samego chochlika jak ostatnio Małgosia. – Przecież musiałem dobrze poznać dziewczynę, którą mi ojciec jeszcze w kołysce wybrał za towarzyszkę życia. I zdecydować czy zostać w Polsce czy nie.
– I…
– I muszę przyznać, że miał świetny pomysł.
– Córeczko – wtrącił ojciec z wielką radością oglądając scenę rozgrywającą się w przepięknej scenerii starego ogrodu. – Muszę dziś dać odpowiedź w sprawie twojej ewentualnej pracy w Krakowie. Co mam powiedzieć? Wyjeżdżasz czy zostajesz?
– Zostaję tatusiu – odpowiedziała ginąc w ramionach Damiana.
– Zostajemy razem – sprostował Damian.
– A to się Staszek ucieszy – klasnął ojciec w ręce.
– Hau, hau – przytaknął Rolf radośnie machając ogonem.
24.05.2017