W Pałacu Ślubów przyjaciele i znajomi ze studiów zapełnili całą salę. Dziewczynki spokojnie spały w wózku nic sobie nie robiąc ze święta rodziców. Mira wyglądała prześlicznie w błękitnej sukni przy boku rozpromienionego Marka, dumnego ze swoich trzech dziewczyn.
Matylda założyła niebieską bluzeczkę i długą, białą, szeroką spódnicę wykończoną u dołu koronką. Włosy zaplotła z tyłu w warkocz. Była ogromnie ciekawa, kogo Marek wybrał na świadka, do tej pory nie zdradził sekretu. Mira jedynie się uśmiechała w odpowiedzi na pytania i również nie chciała zaspokoić jej ciekawości.
– Poczekaj, za chwilę zobaczysz. Ćwicz cierpliwość, dobrze ci to zrobi – powtarzała uśmiechając się przy tym tajemniczo.
Matylda z zadowoleniem obejrzała w ogromnym lustrze odbicie swej postaci. Nie bez próżności pomyślała, że mogłaby teraz spotkać Księcia z Parku i nie musiałaby się czuć jak Kopciuszek poza balem. Wtem kątem oka dostrzegła mężczyznę podchodzącego do młodej pary. Miał na sobie jasny garnitur i niebieską koszulę w takim kolorze jak jej bluzka…
– To dlatego Mira kazała mi się ubrać właśnie w tę bluzkę – mruknęła półgłosem.
Stała jak skamieniała nie mogąc wykonać najmniejszego ruchu. Stała i patrzyła. Mirka chichotała jak zawsze wtedy, gdy spłatała dobrego figla. Wzięła przybyłego za rękę i razem z Markiem, we trójkę, zbliżyli się do nieruchomej Matyldy.
– Pozwól sobie przedstawić mojego świadka – powiedział Marek.
– Nick Taylor – przedstawił się i ujął jej dłoń. – My się znamy, prawda? Mów mi Nick.
Matylda stała nieruchomo i patrzyła jak przysłowiowe cielę na malowane wrota.
– Matylda to przyjaciółka rodziny – dokończył Marek prezentacji widząc, że świadek płci żeńskiej wciąż nie może wyjść ze stanu osłupienia.
– Pan, panie prof…., to ty? – wydukała zmieszana pozwalając mu przez cały czas trzymać rękę w dłoniach. – Co za zbieg okoliczności, nie mogę uwierzyć… Bardzo dziękuję za pomoc i podręczniki, które Mirka mi przyniosła. Zdałam, dobrze mi poszło… panie profesorze
– Nick – poprawił wyraźnie rozbawiony.
– Rusz się, idziemy – szepnęła Mira. – Chyba, że mam ci szukać innego księcia z innego parku…
Nick podał ramię partnerce. Mira potknęła się na długim chodniku, bo wciąż oglądała się na przyjaciółkę i chichotała.
– Nie musisz padać przede mną na kolana przy ludziach – wygłosił teatralnym szeptem pan młody. – Wystarczy w domu.
Kiedy urzędnik wymieniał nazwiska świadków, Mira zagłuszyła go głośno kichając.
– Na szczęście, na zdrowie, sto lat – posypały się głośne życzenia przeplatane śmiechem.
Był to bardzo wesoły ślub. Bliźniaczki nie zapłakały ani razu nawet gdy się obudziły, rozglądały się, były wyraźnie zainteresowane otoczeniem i zadowolone z życia.
Matylda starała się opanować drżenie rąk i bicie serca, zbyt głośne i zbyt szybkie. Miała wrażenie, że znalazła się wewnątrz jednego ze swoich snów. Bała się głębiej odetchnąć, by się nie ocknąć i tkwić w tym śnie jak najdłużej. Wreszcie odważyła się zerknąć na Nicka spod oka, gdy zdawało jej się, że tego nie zauważy. TO ON!!! Spotkała go! Niemożliwe! Skąd go Marek wytrzasnął? Sławny uczony na studenckim ślubie? Ile może mieć lat? Taka sława, a jakby miał najwyżej o jakieś dziesięć więcej…chyba, że taki zakonserwowany, w Stanach tak potrafią… A zresztą co tam, nic się nie liczy poza tą chwilą bycia obok niego. Dlaczego tak krótko? Śluby powinny trwać o wiele dłużej. Nie słyszała, nie widziała co się dzieje. Nick, tłumiąc uśmiech, czego na szczęście nie zauważyła, wziął ją pod rękę i pokazał palcem gdzie ma złożyć swój podpis. Mira się śmiała na głos, ze szczęścia oczywiście.
Matylda oprzytomniała nieco dopiero podczas uroczystego toastu w ładnej, nastrojowo urządzonej sali. Wzrokiem wciąż ścigała właściciela jasnego garnituru, który – trzeba przyznać – rzadko ją opuszczał.
– Wiem, że jesteś niezwykle uzdolnioną i pracowitą studentką – powiedział. – Ale teraz są wakacje i nie będziemy rozmawiać o poważnych sprawach. Pamiętaj jednak, że od listopada, bo w październiku muszę być w Stanach, możesz liczyć na moją pomoc. Oczywiście o ile nie wyjdziesz w międzyczasie za mąż i nie rzucisz studiów. Mira mówiła, że poważnie się nad tym zastanawiasz – spojrzał obojętnie w okno.
– Oj, małpa – wyrwało jej się.
– Gdzie? – spytał z zainteresowaniem rozglądając się wokół.
Nie zauważyła, że leciutki uśmieszek błąkający się dotąd wokół ust ogarnia jego twarz i oczy. Skąd mogła wiedzieć, że całą siłą woli powstrzymuje się, by nie porwać jej w ramiona.
– Coś mi się przywidziało – bąknęła.
– Muszę cię pożegnać – rzekł po chwili. – Bardzo się teraz spieszę. A więc, Matyldo, do zobaczenia po wakacjach.
Zniknął. Teraz mógł się zawalić cały ten budynek. Co tam budynek, cały świat! A jednak…nie, niech się nie wali. Powiedział…do zobaczenia… po wakacjach… Wakacje zwykle tak szybko mijają… Te się będą wlokły… Nie szkodzi. Trzeba pomóc Mirce, poza tym przyłoży się do nauki, żeby się nie zbłaźnić, musi być najlepsza ze wszystkich, aby zechciał na nią jeszcze raz spojrzeć…
Nie widziała, że długo stał w drzwiach i obserwował ją stojącą nieruchomo z pustą lampką po szampanie. Potem machnął z daleka ręką w stronę Miry w pożegnalnym geście, ona zaś skinęła porozumiewawczo głową.
31.08.2018
- urszula97 Tak to kiedyś było,wracam do moich czasów,czekam dalej,
- kobietawbarwachjesieni Czy będzie ciąg dalszy?
- emma_b przypomniał mi się własny ślub podczas którego śmiałam się jak idiotka…
fajnie piszesz:) - kasiapur Pewnie to banał… ale chciałabym przenieść się w czasie i coś takiego przeżyć.
uściski Anula 🙂 - annazadroza Urszulo:-) Czasy młodości są najmilsze do wspominania, z różnych powodów, prawda?
- annazadroza Marysiu:-) Będzie, jeszcze trochę tekstu jest :)))
- annazadroza Emmo:-) Ja za to ryczałam, kiedy syna żeniłam, dopóki nie zobaczyłam, że ma metki na butach nie zdjęte i wtedy zaczęłam się śmiać:)))
- annazadroza Kasiu:-) Przenieść się w czasie z zachowaniem obecnego rozumu… to byłoby fajne, prawda?
Jakoś mi się udało, pozdrawiam.
Udało się!!!