W nocy była niesamowita ulewa. Lało równo, z ogromną intensywnością. Ranek wstał słoneczny, świeży, pachnący zielenią, kwiatami i latem. Wyszłam wcześnie, ponieważ Szilka wczoraj wypiła za jednym zamachem dwie miski wody z mlekiem i nie chciałam, żeby się męczyła, rozumiejąc, że przecież wyjść musi za tak wielką potrzebą. Wyraźnie coś ją wieczorem męczyło, bo dawała znać, że czegoś potrzebuje. Bez względu na to, co niektórzy mówią o mleku, ja bez mleka żyć nie mogę i jej też pomaga w określonych przypadkach. Nie dostaje często, tylko wtedy, kiedy mówi, że chce.
Skitusia trudno czasem dobudzić, śpioch to przeogromny jest. I silny na dodatek, więc aby ściągnąć go z fotela lub z wersalki trzeba użyć albo siły fizycznej, albo argumentu nie do odparcia w postaci smakołyku:) Łakomczuch z niego tak samo wielki jak śpioch:) Po drodze obserwowaliśmy mgły unoszące się nad polem, jedynym tutaj w pobliżu, na którym jeszcze rośnie zboże. Nad łąką też się kłębiły. Uwielbiam taki widok. Poszliśmy do torów i tam też była mgła, więc daleko wzdłuż torów nie szliśmy, bo nie było widać na dalszą odległość. Wolałam nie ryzykować spotkania z rodzinką, którą widzieliśmy wczoraj – lochy z młodymi warchlaczkami. Przechodziły z jednej strony torów na drugą. Szilka rzuciła się do ucieczki, widocznie miała z
dzikami styczność błąkając się po lesie, zanim trafiła do nas. Skituś natomiast nie wiedział o co chodzi, ale do „opuszczania miejsca ewentualnego zagrożenia” on jest zdecydowanie pierwszy – natychmiast podążył za sunią tak żwawo, że ledwie go utrzymałam:)
Wczoraj jeszcze jedno spotkanie zaliczyłam – mówię: ja, bo psiaki na szczęście nie widziały zanim zdążyłam złapać smycz. Otóż na łące kątem oka zobaczyłam coś brązowego – to było sarnie dziecię:) Tuż przy osiedlu, już drugi raz malucha wypatrzyłam. Mam nadzieję, że gdzieś w gąszczu była jego rodzina. Psy zwąchały, ale ja byłam szybsza i – ha! – przezorniejsza, dlatego nie pognały za szkrabem.
Poza tym weekend upłynął pod znakiem wysokiej temperatury, co ja lubię a Mąż nie. W sobotę też poszłam do miasteczka, bo tam funkcjonuje tania apteka, a miałam sporo do kupienia. Różnica w cenach jest naprawdę duża, więc warto sobie taki spacer zrobić. Z powodu pogody nie zapędziłam Męża do ogródkowych robót, trudno, zaczekają. Natura wyręczyła mnie w podlewaniu:)
Ponieważ dziś poniedziałek – życzę Wam dobrego, miłego tygodnia:))) 30.07.2019
Tak malarsko to wszystko widzisz, że zatopiłam się cała.
Ściskam mooocno :)))
Dobrego tygodnia Dziewczyny! – może zrobi się trochę chłodniej? u mnie już 30° a na jutro zapowiadają w rejonie 38°…
U nas w nocy burza co prawda była, ale nieśmiała taka. Trochę popadało, ale niewiele. Czekam z utęsknieniem na koniec upałów! 🙁
Sarniątka nie płoszę, nawet z psiakami wychodziłam już inną drogą, żeby maleństwa nie straszyły. Inny kolor ma (umaszczenie?) niż tamte zimowe zwierzątka. Nie ze względu na porę roku, tylko jakiś podgatunek, czy odmiana, bo te rude są, tamte były bardziej szare. Ponieważ widziałam kiedyś oba stadka obok siebie, stąd wiem, że mi się nie dwoi w oczach:)
Słusznie, że odpuszczasz, robota nie zając. A w takim upale można sobie zaszkodzić nadgorliwością.
I żeby drobniutki deszczyk nocami popadywał :)))
A gdzie mieszkałaś, jeśli wolno spytać, nie musisz mówić. Buziaki :)))
Błoto natychmiast się robi, to fakt, a za chwilę znów parno. Dobrze, ze Was nie zlało.