„Widocznie tak miało być” – 26

Wróciwszy po spacerze do domu z niechęcią myślała Aldona o konieczności porannego wstawania. Nie w tym rzecz, że chciałaby się wylegiwać do południa, w żadnym wypadku. Przez cały jednak tydzień musiała wstawać wcześnie, żeby pójść do pracy. Męczyła się nie dlatego, że jej nie lubiła, tej swojej pracy, skądże. Przeciwnie, bardzo ją lubiła. Tylko teraz nie znosiła psychicznie i fizycznie samego miejsca. Przechodząc przez korytarz do drzwi własnego pokoju przeżywała prawdziwe katusze. Zupełnie jakby korytarz został wypełniony złą energią ludzi wiecznie żrących się między sobą jak psy o kość, kłócących się bezustannie, tonących w plotkach, obmowach, pomówieniach i wyżywających się na delikatniejszych, wrażliwszych osobach nie umiejących walczyć z chamstwem. Zanim pokonała odległość od drzwi wejściowych budynku poprzez schody i długi korytarz, miała wrażenie, że całą ją oblepia brudna, kleista maź przywierająca do każdego kawałka ciała, nie dająca możliwości ucieczki. Pospiesznie zamykała za sobą drzwi pokoju i dopiero wtedy głęboko oddychała. Dobrze się czuła tylko tutaj i tylko dopóki była sama, jak dawniej, jak kiedyś. Nie do uwierzenia, że był czas, w którym z przyjemnością biegła do pracy. Ciągle coś się działo ciekawego, ludzie byli o wiele sympatyczniejsi, liczyła się praca, efekty, ona sama miała wewnętrzne zadowolenie z tego, co robiła.

Teraz nienawidziła nawet myśli o przychodzeniu tutaj.

Przez długi czas po śmierci męża, a potem po rozstaniu z  Sergiuszem, bo tak nazywała ów okres, żyła pogrążona w apatii, obojętnie reagowała na wszystko co się wokół niej działo przyzwyczajając nową koleżankę do swojej bierności. W milczeniu wykonywała pracę za innych nie buntując się. Wreszcie ocknęła się i ujrzała samą siebie w sytuacji bez wyjścia. Coś w niej pękło i nie umiała się sprzeciwić, nie potrafiła powiedzieć: nie. Odczuwała coraz większe upokorzenie i poniżenie, nie wiedziała jak walczyć o siebie. Ludzie, którzy zrzucali na nią swoje – często jedyne – obowiązki, dostawali premie i nagrody większe od niej. Próbowała rozmawiać o tym z szefem, bez żadnego oczywiście rezultatu. Bał się jej koleżanek, które potrafiły otworzyć buzie od ucha do ucha tak, że czmychał przed nimi gdzie pieprz rośnie i zawsze było jak one chciały. Nie był złym człowiekiem, nawet miłym i sympatycznym, chciał jednakże żyć w zgodzie ze wszystkimi, być lubianym przez wszystkich i jeszcze załatwiać swoje prywatne sprawy przy okazji, co w sumie jest nieosiągalne.  Ponieważ bał się wrzaskliwego babińca, rządziły nim  i jeździły mu po głowie jak chciały. Ze strachu przed nimi tłumaczył Aldonie, że wszystko co robi jest celowe, z korzyścią dla ogółu, może nawet chwilami sam w to wierzył. Odważny był przy niej wiedząc, że nie wrzaśnie na niego ciskając na cały głos „panienkami” na literę „k” w przestrzeń międzyplanetarną.

Dusiła w sobie gniew, urazy, żal, poczucie krzywdy, kompletnej pustki, beznadziei. Coraz bardziej zamykała się w sobie tracąc kontakt z otoczeniem, Nie mogła wręcz patrzeć na niektóre osoby, robiło jej się niedobrze. Pomyślała, że to pewnie wynik ciąży, jakaś opóźniona reakcja.

Nikt w pracy nie wiedział o nadchodzących zmianach w jej życiu, przed nikim nie zdradziła się ani słowem. Tak naprawdę nie miała komu się zwierzać, bo nie pozostała żadna bliższa koleżanka. Po ostatniej reorganizacji odeszły wszystkie. Jedne nabyły uprawnienia i przeszły na emeryturę, inne znalazły sobie korzystniejsze miejsca zatrudnienia. Aldona, która kiedyś rozpoczynała pracę w wydziale kultury będąc młodziutką dziewczyną, najmłodszą ze wszystkich, została na placu boju jako jedyna z poprzedniego grona. Dołączyły do zespołu nowe osoby, lecz jakoś nie pasowało Aldonie ich zachowanie, stosunek do pracy, podejście do ludzi. Szczególnie ją dotknęła obecność Grety przypisanej do jej pokoju. Właściwie miała na imię Małgorzata, ale wszyscy zwracali się do niej: Greta, bo taką wersję imienia preferowała.  Aldona pomyślała, że idealnie pasuje do nowej koleżanki, która nie ma w sobie źdźbła ciepła, serdeczności czy empatii, ale za to złości, zawiści, arogancji i agresji tyle, że mogłaby obdarzyć nimi tuzin innych osób. Na pewno miała za sobą jakieś przejścia w wyniku których stała się właśnie taka, Aldona jednak nie zamierzała wnikać w szczegóły ponieważ po prostu nie lubiła Grety odpowiadając zresztą na jej jawną niechęć.

W związku więc z sytuacją w jakiej przyszło jej funkcjonować, Aldona zamknęła w sobie swoje uczucia, przemyślenia, uwagi i starała się ich nie uzewnętrzniać. W miarę możliwości skupiała się na przyjemniejszych sprawach, aby maleństwo miało jak najmniej stresów z winy matki i rosło sobie spokojnie prawidłowo się rozwijając. Uświadomiła sobie, że los sam jej podsunął wyjście z trudnej sytuacji. Najpierw pójdzie na urlop macierzyński, potem na wychowawczy. Dalej zaś – nie wiadomo co się może zdarzyć, albo wróci na dotychczasowe stanowisko albo znajdzie coś innego. Tak czy inaczej pracę ma zapewnioną, bo na szczęście prawo jest po stronie samotnych matek. Oby nigdy w przyszłości się to nie zmieniło, żeby kobiety mogły wreszcie realizować się nie tylko jako matki, ale również specjalistki w swoich dziedzinach, często będąc lepiej wykształcone od mężczyzn. No nie, to nie może się zmienić, idziemy do przodu, nie cofamy się przecież.  Dopiero po wojnie kobiety stały się pełnoprawnymi członkami społeczeństwa, wyszły z domu, zaczęły się rozwijać, uczyć, pracować. Bo mężczyzn zabrakło. Albo zginęli, albo nie mogli dojść do siebie po traumatycznych przeżyciach. Mało to się nasłuchała opowiadań? I jak zwykle – kobiety musiały wziąć sprawy w swoje ręce by utrzymać rodzinę, wykarmić, wyżywić i jeszcze zarobić na podstawowe potrzeby. Dopóki mąż nie ogarnął się i nie wrócił do normalnego życia. A nieraz nie wracał już nigdy. Taki to los polskich kobiet od pokoleń…

– Co tak siedzisz? Nie słyszałaś, że odprawa się zaczyna? – wpadła do pokoju Greta, rzuciła paczkę papierosów na biurko i wypadła z powrotem  trzaskając drzwiami.

Aldona skrzywiła się z obrzydzeniem, dotarł do niej papierosowy smród.

– Idę, idę – mruknęła do siebie i podniosła się biorąc do ręki notatnik.

Do gabinetu szefa wchodziło się przez sekretariat. Przy dużym stole konferencyjnym wszystkie miejsca były już zajęte, pozostało wolne obok Grety. Musiała usiąść, nie miała wyboru.

– Jak cię nie było dzwoniła jakaś Agata – nachyliła się Greta do Aldony. – Powiedziałam, że poszłaś na randkę, hi, hi.

– Zgłupiałaś? Ja? Na randkę i to w godzinach pracy? – oburzyła się Aldona.

– A co, nie można? Uwierzyła pewnie, bo bardzo była zainteresowana gdzie, kiedy i z kim. A co, źle zrobiłam?- obrzuciła koleżankę złośliwym spojrzeniem.

– Bardzo cię proszę, żebyś obcym ludziom nie opowiadała niczego na mój temat, dobrze?

– Jakim obcym? Agata powiedziała, że jest twoją wielką przyjaciółką, więc czego się czepiasz?

– A ty tak od razu we wszystko wierzysz co słyszysz?

– A nie jest?

– Daj spokój, odprawa się zaczyna, ucisz się z łaski swojej.

Po drugiej stronie stołu zobaczyła Kasię, która pracowała w zakładowej bibliotece przeniesionej niedawno z innego obiektu. Uśmiechnęła się do niej z daleka i Aldona poczuła, że jednak ma życzliwą duszę w tym pomieszczeniu. Niedawno okazało się, iż są sąsiadkami i mieszkają w jednym bloku. Spotkały się na spacerze z psami.  Jaki jednak mały jest ten świat.

cdn.

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Powieści, Widocznie tak miało być. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

19 odpowiedzi na „Widocznie tak miało być” – 26

  1. zamyślona pisze:

    Piszesz tak ciekawie, że trudno pominąć jakiś wpis. Czekam na następny. Marysia.

  2. Urszula97 pisze:

    Trudno pracować w takiej atmosferze. Niestety są jedni do roboty a drudzy do pieniędzy ,to pozostało do dzisiaj. Dobrze ze Aldona myśli o dziecku.Agata to malpa.

  3. jotka pisze:

    Wiele z fragmentów rozpoznałam jako swoje doświadczenie…zaczynam mieć chyba alergię na niektóre sytuacje. Bardzo zgrabnie opisujesz stany psychiczne.

  4. anka pisze:

    Jotuś:-) Dzięki. Każdej z nas zdarza się mieć podobne sytuacje, odczucia… Jeśli ktoś jest z innej bajki, np. nie z tych co znają Józefa, to takich nie ma….
    Buziaki 🙂

  5. Mokka pisze:

    Czasem jest tak, że problemy osobiste nakładają się na te w pracy. Uchwyciłaś to pozorne pogodzenie się z sytuacją i przesunięcie na później…Pytanie jest takie, czy kiedykolwiek jest właściwa chwila, aby powiedzieć nie!? Ja na to nie idę! W takiej atmosferze szczery uśmiech jest jak dar od losu…

  6. anka pisze:

    Mokko:-) Wiadomo, że nieszczęścia lubią chodzić parami, więc jak się sypie jedno, to na pewno pociągnie za sobą coś więcej. Z powiedzeniem „nie” z reguły mają problem osoby wrażliwe, delikatne, empatyczne i przeżywają w zwiększony sposób sprawy i sytuacje, na które inni nawet nie zwrócą uwagi. Szczery uśmiech naprawdę potrafi pomóc, jeszcze jak bardzo! To prawdziwy dar losu, pięknie powiedziałaś 🙂

  7. Bożena pisze:

    Kiedy czytałam Twój tekst, od razu pomyślałam o swoich ostatnich rozkminach nad cierpieniem. Artykuł na moim blogu to nie wszystko, dalej rozmyślam, bo czuję, że pora zabrać się za gruntowne życiowe porządki. Bohaterka Aldona również uwikłana w serię niefortunnych zdarzeń, dryfuje wśród obcych duchowo ludzi, chodzi korytarzami wypełnionymi złą energia. Myślę, że kiedyś ja uwolnisz… Bo ja lubię utwory z pozytywnym zakończeniem, dramaty omijam. Tak na marginesie, miałam kiedyś koleżankę (z pracy), która zawsze kiedy opowiadała o przeczytanych książkach czy obejrzanych filmach, dodawała „ale się poryczałam” – ona właśnie zawsze wybierała utwory ze złym zakończeniem.

    • anka pisze:

      Bożenko:-) Nie uznaję złych zakończeń. Książkę zaczynam czytać od ostatniej strony. Jeśli dobrze się kończy – wracam do początku, jeśli nie to uprzejmie dziękuję, nie skorzystam w ramach samoobrony organizmu. To samo z filmami, lubię wiedzieć jak się kończy i wtedy mogę spokojnie oglądać. Oczywiście nie zawsze tak było, ale teraz jest. Mogę się poryczeć – ale ze wzruszenia, z rozczulenia i radości 🙂
      Wiesz, czuję, że też powinnam się za gruntowe porządki zabrać. Mam problem z koncentracją, zawsze miałam, nie dopiero teraz na starość, dlatego każda sprawa wymaga więcej wysiłku. Do tego dochodzi brak czasu… Nie, nie usprawiedliwiam się, robię ile mogę. Kiedy zdarza się, ze nie muszę wychodzić z domu, wstaję wcześnie i po spacerze z psami mam chwilę czasu dla siebie, cisza, spokój, domownicy śpią i wtedy próbuję sprzątać w zakamarkach umysłu…
      Historia Aldony dobrze się skończy, przecież nie może być inaczej 🙂

      • Bożena pisze:

        Właśnie przeglądałam swoje starsze posty, sprawdzałam, czy nie ma komentarzy, które pominęłam i akurat przeczytałam Twój pod postem o książkach, które zmieniają życie. Jestem w szoku – czytamy praktycznie tych samych autorów 😀

        • anka pisze:

          Bożenko, oczywiście wymieniłam jedynie drobną część. Mogę podzielić książki na takie, które przeczytałam, takie, do których mam zamiar wrócić, do których wracam i na takie, których nie oddam za skarby świata i muszę mieć je pod ręką 🙂
          Buziaki 🙂

  8. Mysza w sieci pisze:

    W pewnym momencie życia miałam identyczne przeżycia w pracy, jak Aldona. I naprawdę było tak, że ciąża uratowała mnie od firmowych stresów, plotek i zakłamanego towarzystwa. Choć samą pracę również lubiłam 🙂 I cóż.. jednak cofamy się w rozwoju. Po wychowawczym jak wiesz podziękowano mi za współpracę. Oraz dwóm świetnym koleżankom, zaraz po macierzyńskim. Ja byłam z tego powodu szczęśliwa, one oddały sprawę do sądu. Zobaczymy czy uda im się coś wywalczyć. Trzymam kciuki za Aldonę

  9. Mysza w sieci pisze:

    Ucięło kawałek komentarza.. Czekam na ciąg dalszy, ściskam Aniu i niech nowy tydzień będzie spokojny

    • anka pisze:

      Myszko:-) Niech Twoje koleżanki wywalczą jak najwięcej, życzę im tego. Kiedy już dawno temu pisałam rozdział – były inne realia, kobiety miały zapewniony powrót do pracy. Teraz dzięki tym wszystkim „najlepszym” zmianom cofamy się pod każdym względem… Zaś jeśli chodzi o sytuacje w pracy to też coś się z ludźmi złego stało, doszły do głosu jakieś paskudne cechy sprawiające, że kontakty z wieloma osobami stają się traumatycznym przeżyciem… Miałaś szczęście uwolnić się dzięki MK, uściskaj go od ciotki 🙂 Ponieważ jest Twoim małym-największym szczęściem, na pewno znajdziesz dla siebie najlepszą pracę wśród najodpowiedniejszych ludzi w odpowiednim czasie. Podobno tak to działa.
      Myszko, Wam też spokoju i uściski dla Was serdeczne 🙂

      • Mysza w sieci pisze:

        Oby tak zadziałało 🙂 A dziewczyny niech walczą jak lwice, jedna była akurat w trakcie załatwiania kredytu na mieszkanie, dwójka malutkich dzieci, i nagła strata pracy. Można się podłamać. Dziękujemy serdecznie, trzymaj się i oby ten ludzki świat otworzył wreszcie oczy. Buziaki!

        • anka pisze:

          Przyznam Ci się, że przeżyłam taki koszmar. Dwoje małych dzieci, a ja, samotna matka dostałam do ręki kartę obiegową przy odbiorze pensji, nagle i zupełnie niespodziewanie. Dzięki dobrym ludziom pracowałyśmy z koleżanką bez umowy przez miesiąc, podpisywałyśmy listę obecności, żeby nie było dnia przerwy. Po miesiącu podpisałyśmy umowę o pracę, w tym samym miejscu ale już na innych warunkach… Dawno to było, ale pewne wspomnienia nie bledną…
          Ale patrzmy do przodu, wierzyć trzeba, że będzie dobrze. Buziaki 🙂

  10. mokuren pisze:

    Czytam, wspominam tamte czasy (prawie z łezką w oku) i zawsze czekam na ciąg dalszy :))

    • anka pisze:

      Mokuren:-) Miód na moje serce, gdy słyszę, że czekasz na ciąg dalszy 🙂 Młodość zawsze się wspomina z łezką w oku, bez względu na wszystkie okoliczności. Buziaki 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *