Mikołaj autem odwiózł żonę do pracy, bo nie dosyć, że zimno i śnieg po kolana, to jeszcze nastąpiła w święta zmiana czasu z zimowego na letni i trzeba było wstać godzinę wcześniej. To akurat dla Kasi nie okazało się problemem i tak była szybsza od budzika. Świadomość konieczności pójścia do pracy i stawienia czoła koszmarom tam ją czekającym powodowała kilkakrotne budzenie się w ciągu nocy, uczucie nacisku jakiegoś ogromnego ciężaru na klatce piersiowej oraz kłucia gdzieś wewnątrz, w okolicach serca.
Przeczucie jej nie myliło i obawy okazały się uzasadnione. Nowa dyrekcja nie widziała potrzeby funkcjonowania biblioteki. Argumenty Kasi trafiały w próżnię, rzecz była postanowiona, ostatnia placówka kultury w firmie miała przejść do historii.
Po południu wyszła z pracy z uczuciem ulgi, że opuszcza pomieszczenie oraz, że na dworze jasno i jeszcze kawałek dnia przed nią. To zaleta zmiany czasu. Na pewno sowom jest się trudniej przestawić na wcześniejsze wstawanie. Ona, jako skowronek, mogła wstawać równo ze wschodem słońca. Rozejrzała się, odnalazła wzrokiem samochód. Podeszła i wsiadła. Mąż rozmawiał przez telefon. Operatorka sieci usiłowała namówić go na kupno tabletu.
Mężczyzna musi mieć od czasu do czasu nową zabawkę – pomyślała.
Mikołaj najpierw się zapalił do pomysłu, potem włączyły mu się szare komórki, które podpowiedziały, że w jego przypadku nie jest to najlepsze i najpotrzebniejsze urządzenie, natomiast operatora internetu warto zmienić na takiego co daje szybkość i większy zasięg.
Kasia wyczekała spokojnie aż mąż zakończy rozmowę i zda sprawę z jej przebiegu, po czym spokój się skończył. Otóż znowu miał rozmowę z matką, która stwierdziła, że Kasia traktuje ją jak śmiecia oraz, że się chce jej pozbyć, żeby dzieci sprowadzić do domu. Kasi szczęka opadła ze zdumienia.
– O Boże, to już całkowita paranoja. Przepraszam cię kochanie, ale twoja matka zaczyna mieć coś z głową nie w porządku. Ja się chcę jej pozbyć? Przecież to ja ciebie przekonałam, że trzeba ją zabrać, bo będzie się czuła samotna, bo jest coraz starsza i trzeba się nią będzie zaopiekować!
– Mówiłem jej to, ale nie dociera.
– A na czym polega to, że ją traktuję jak śmiecia?
– Spytałem, lecz nie umiała odpowiedzieć. Wymyśliła, że gdy spytała czy ci pomóc w kuchni, ty zrobiłaś minę i powiedziałaś, że nie potrzebujesz w kuchni nikogo.
– Specjalistką od min to jest ona sama! Jeśli mnie o coś pyta, wtedy grzecznie odpowiadam, min nie robię. Jeśli nie potrzebuję pomocy, to zwyczajnie mówię: dziękuję, nie trzeba. Chyba, że jest coś do zrobienia, jak na przykład jej ulubione mielone kotlety.
– Matka zawsze mówiła, że nie lubi gotować, robi to tylko ze względu na mnie. Więc skąd nagle taki zapał? – zastanawiał się Mikołaj.
– Mnie przez cały dzień nie ma w domu, może sobie gotować co tylko chce. Do upojenia.
– Poniosło mnie i powiedziałem, że kiedy wygramy sprawę z Budowlańczykiem, kupię jej kawalerkę, bo z nią się nie da mieszkać. Aha, jeszcze stwierdziła, że jak my pojedziemy do Szczawnicy, to ona będzie szczęśliwa i nie będzie się denerwować.
– Coś podobnego! Przecież dopóki mieszkała u siebie, denerwowała się, że jest sama. Miała pretensję do nas, że długo już tutaj mieszkamy, a jej nie bierzemy do siebie!
– No właśnie. Teraz odwraca kota do góry ogonem.
No nie, dosyć. Tego już zdecydowanie za dużo. Muszę się z nią konkretnie rozmówić – Kasia myślała intensywnie jak to zrobić. Znowu idiotyczna sytuacja. Po jednej stronie mała, zasuszona kobiecina, która swoją złością i jadem zniszczyła atmosferę miłości, ciepła i serdeczności panującą w domu do jej przybycia, po drugiej zaś – znerwicowana, zestresowana Kasia, która chciała widzieć w niej dobrą, kochającą osobę, a napotkała jadowitego skorpiona. Nie może tak być. Ona, Kasia, musi się opanować, żeby nie sprawić Mikołajowi jeszcze większej przykrości. Przecież to jego matka. Spojrzała spod oka na męża. Trzymał na kierownicy zaciśnięte dłonie, szczęką poruszał jakby coś przeżuwał.
– Kochanie – położyła mu rękę na udzie. – To tylko starsza osoba, nie przejmuj się aż tak bardzo. Przecież to twoja matka i kocha cię.
– Tak, udusić mnie chce tą swoją miłością! Powiedziała, żebym był dla niej taki jak kiedyś, dopóki się nie wyprowadzi!
– Nie, to wprost nie do pomyślenia – w Kasi znów się zagotowało. – Albo to są już starcze zmiany w mózgu albo czysta złośliwość. Nie wiem.
Podczas drogi do domu próbowała się uspokoić głęboko oddychając i powtarzając w duchu: spokój, spokój, spokój…
Po wejściu do mieszkania szybko przebrała się w domowe ubranie, podgrzała obiad. Wzięła głęboki oddech i poszła na górę. Energicznie zapukała do teściowej.
– Mamo, jadłaś obiad?
– Jadłam – zaszemrała ledwo dosłyszalnie.
– Jadłaś indyka z ziemniakami?
– Chlebka kawałek zjadłam, bo jakoś źle… – zaczęła boleściwym głosem.
– Grzeję obiad, więc proszę, zejdź zjeść na dole.
Zeszła.
– Kochanie, nalej nam po lampce wina do obiadu – zwróciła się do męża.
Nalał żonie i sobie, matka nie chciała.
– Twoje zdrowie mój kochany – patrząc na męża uniosła kieliszek.
– W takim razie i mnie nalej – odezwała się teściowa, – żebym mogła wznieść toast.
Obiad upłynął w milczeniu, jak ostatnio zawsze. Kasia wyczekała aż teściowa zje. Napiła się wina. Wzięła głęboki oddech.
– Mamo, chciałam cię o coś spytać – bardzo spokojnie zwróciła się do teściowej wyraźnie wymawiając każde słowo. – Podobno traktuję cię jak śmiecia i chcę się ciebie pozbyć z domu. Czy możesz mi wyjaśnić z czego to wywnioskowałaś?
Wyraz zdziwienia na twarzy pani Waci dobitnie informował, iż nie spodziewała się otwartego ataku.
Wyraźnie to nie jej sposób walki – pomyślała Kasia. Woli intrygi, knucie za plecami, psucie atmosfery i obarczanie innych winą za wszystko, co się złego dzieje. Ona jest biedna, malutka, chorutka, niewinna i na dodatek pokrzywdzona. Brr…
– No bo powiedziałaś, że nie lubisz jak ci ktoś przeszkadza i plącze się po kuchni… – wybąkała zbolałym głosem.
– Bo nie lubię. Żadna normalna kobieta nie lubi. A ty zawsze mówiłaś, że nie lubisz gotować. I co, nagle polubiłaś? Jeśli tak, nikt ci przecież nie broni. Ja jestem prawie cały dzień w pracy, możesz sobie gotować co i ile chcesz.
Brak odpowiedzi.
– A jeśli będziesz miała chęć ugotować na przykład obiad na weekend to powiedz. Ja się usunę i zrobisz to. Nie będziemy gotować jednocześnie, bo nie ma w tym żadnego sensu. Zresztą i miejsca jest za mało.
Cisza.
– A skąd ci przyszło do głowy, że chcę się ciebie pozbyć i jeszcze dzieci tu sprowadzić?
– Bo Mikołaj powiedział, że mi kupi mieszkanie, to tak pomyślałam…
– Co powiedziałem? – głos Mikołajowi odmawiał posłuszeństwa z tłumionej irytacji. – Powiedziałem, że kupię jak wygram, bo się z tobą nie da mieszkać! Popsułaś atmosferę tak, że się tu nie chce wracać!
– Ciii – zerknęła Kasia na męża i ciągnęła dalej spokojnie, patrząc na teściową. – Przypomnę ci, że to twój syn nie chciał z tobą mieszkać. Ja go przekonałam, że jesteś starsza, samotna, będzie ci smutno i trzeba się tobą zaopiekować. To dla ciebie szukaliśmy domu z ogródkiem, żebyś miała co lubisz i mogła się czymś zająć. Gdyby nie to, już dawno kupilibyśmy sobie mieszkanko stosownie do naszych potrzeb. Nie mielibyśmy kredytów do końca życia ani spraw sądowych z oszustem. Żylibyśmy spokojnie jak u Pana Boga za piecem. Ty z naszego życia zrobiłaś piekło. Jak Mikołaj powiedział, nie chce się do tego domu wracać, nie chce się tu żyć.
– Jak się mnie pozbędziesz…
– Posłuchaj – przerwała teściowej zachowując w dalszym ciągu całkowity spokój. – Dostałaś najładniejszy pokój, nowe meble zamiast rozpadających się rupieci, nowy telewizor, niczego nie musisz robić. Możesz ale nie musisz. Rozumiesz? O co ci jeszcze chodzi?
– Jak się mnie pozbędziesz to sobie dzieci sprowadzisz, bo lubisz jak jest dużo ludzi. Sama tak powiedziałaś. A ja nie lubię.
– Lubię. Lubię przygotowywać przyjęcia. Nawet na dwadzieścia osób na Ursynowie sama robiłam. Lubię jak wszyscy są zadowoleni i jak zadowoleni wyjdą. Czy nie widzisz, że nikt do nas nie przychodzi? Nikt ze znajomych odkąd tu jesteś? Dzieci tylko były w święta. A gdyby nawet ktoś przyszedł, to ty nie musisz się z nim kontaktować. Masz swój pokój i nie musisz do nikogo schodzić. Zresztą tak zrobiłaś teraz, w Wielkanoc.
– Bo ja źle się czułam, nie mogłam spać w nocy…
– To my nie mogliśmy, bo nam nie dałaś. Przez całą noc tłukłaś się po domu, zostawiałaś włączone światła, rzucałaś czymś po podłodze. Potem spałaś. Cały dzień. A my byliśmy na nogach.
– Bo ja…
– Właśnie: ja. Zawsze; ja, ja i ja! Mikołaja przynajmniej raz w tygodniu wzywałaś po nocy, żeby z tobą siedział. Pomyślałaś, że on potem półprzytomny usiądzie za kierownicą i przez cały dzień musi być na chodzie? Nie obchodziło cię to. Musiał być na każde twoje zawołanie. A kto wydzwaniał do niego do pracy kiedy przyjdzie, bo ziemniaki wstawione, aż się z niego ludzie śmiali, że mamusi synek?! A jak na urlop wyjeżdżamy, od razu dzwonisz, że masz sraczkę albo odwrotnie, zaparcie i hemoroidy, żeby broń Boże nie odpoczął tylko myślał o tobie przez cały czas. Udusić go chciałaś?
– Ja go tak kocham…
– A jak sobie wyobrażasz, że miałoby tu zamieszkać dodatkowo sześć osób – wtrącił Mikołaj. – No jak?
– W moim pokoju jak się mnie pozbędziesz i obok…
– Zastanów się co ty mówisz – Kasi jakimś cudem udawało się w dalszym ciągu zachować spokój. – Kamil ma mieszkanie o powierzchni prawie pięćdziesięciu metrów, Łukasz – sześćdziesięciu. Do tego balkony, ogródek. Każda z dziewczynek ma swój pokój. Pomyśl, mieliby się gnieździć w twoim pokoju? A zwierzaki? Psy i koty, o jaszczurkach nie wspomnę. Czy naprawdę nie widzisz idiotyzmu takiej sytuacji, a nawet tylko pomyślenia o czymś takim?! A poza tym żadne normalne dziecko nie chce mieszkać ze starymi rodzicami! Czasami muszą, ale to jest chore, bo mają swoje życie i nie mogą żyć cudzym.
– Ale ja sobie tak pomyślałam, bo ty jesteś dla mnie taka…
– Jaka? Wredna i złośliwa? To już wiem. Ale wiesz co? Ja uważam, że to ty taka dla mnie jesteś.
– Jak ty do mnie mówisz! No wiesz, ja cię tak lubiłam…
– Ja ciebie też. A teraz już cię nawet nie lubię. Bardzo się o to postarałaś. Wszystko jest źle, o wszystko się obrażasz, czepiasz się bezustannie. Mikołaj ma rację, nie da się z tobą mieszkać. Tylko pomyśl o jednym. Jesteś starszą osobą. Życzę ci, żebyś zawsze była sprawna i zdrowa. A jeśli nie będziesz, to tylko ja, ta wredna synowa, się tobą zaopiekuję, będę cię karmić, kąpać i zmieniać pampersy. Nikt inny. Jesteś matką mojego męża, mojego ukochanego mężczyzny i będę się tobą opiekować, bo to mój obowiązek. Weź to pod uwagę zanim znowu zaczniesz ziać do mnie nienawiścią.
Widocznie coś dotarło, bo wstała z krzesła.
– Ja was bardzo przepraszam – wyciągnęła ramiona do synowej.
I prawie się rozpłakała.
„Prawie” czyni wielką różnicę – pomyślała Kasia.
– Też cię przepraszam, jeśli sprawiłam ci przykrość, nie miałam takiego celu – Kasia przyjęła przeprosiny. Czyż miała inne wyjście? Odetchnęła. Cały czas jednak miała wrażenie, że to tylko na chwilę, bo skorpioni jad w ogonie jest przygotowany do ataku…
– Ciebie, synku, też przepraszam – rzuciła się do Mikołaja.
– Co mi po tym, tysiąc razy mnie przepraszałaś i niczego to nie zmieniło.
– Cii – położyła Kasia palec na ustach.
15.06.2018
- Gość: [aga-joz] *.dynamic.mm.pl Oj, jak ja to znam- z jednej strony charakter, z drugiej zmiany związane z wiekiem i chorobami. Można sobie tłumaczyć, że to nie złośliwość, a choroba, ale jednak trudno pogodzić się z nieuchronnością starości i jej mankamentami. Boję się tego jaka będę ja na starość, czy nie dokuczę za mocno bliskim, a z drugiej strony jeszcze przede mną uroki opieki nad rodzicami chociażby. Czasem myślę, że postęp medycyny aż tak dobry nie jest. Życie przedłużył, ale jego komfortu już nie.
- annazadroza Ago:-) Nigdy nie możemy mieć gwarancji jakie będziemy za ileś tam lat. Pozostaje nadzieja, że jednak nie będzie tak źle, bo co prawda podobno charakter na starość się zmienia – ale to co dobre pozostanie, taką właśnie mam nadzieję… Już dawno zapowiedziałam chłopakom, że jak dostrzegą zmiany konkretne – mają mnie oddać do ośrodka, żeby mnie do końca nie znienawidzili…