„Babie lato i kropla deszczu” – 9

Niedługo po wieczorze w spędzonym w „Filiżance” Jagna obudziła się o poranku i zauważyła, że słońce zagląda do pokoju przez lekko rozszczelnione listewki żaluzji. Zdziwiła się, dotąd nie zauważyła jak to ładnie wygląda. Jeszcze bardziej zdziwiona była, iż nie czuje zmęczenia ani ogólnego zniechęcenia jak do tej pory. Przeciągnęła się niczym zadowolona kotka i energicznie odrzuciła na bok kołdrę. Wstała, odkręciła żaluzje i spojrzała przez okno. Wychodziło na wschód więc dlatego cały pokój zalała jasność słonecznego blasku. Aż zmrużyła oczy. Kilka głębokich oddechów, szybka toaleta i zeszła na dół. Matka już krzątała się po kuchni

– A cóż to dzisiaj z ciebie taki ranny ptaszek? – spytała zdziwiona widokiem córki. – Stało się coś?

– Dlaczego? – zapytała wesoło Jagna. – Dlaczego miałoby się coś stać?

– A dlatego, że odkąd rozstałaś się z firmą, nie wstałaś tak wcześnie. Ani jeden raz.

– Widocznie już odreagowałam firmowe przeżycia, przynajmniej częściowo. Obudziłam się w dobrym nastroju, zauważyłam po raz pierwszy od dawna, że świat jest piękny i mam ochotę żyć.

– To mi się podoba, córeczko ty moja kochana. Bardzo mi się podoba.

– I jeszcze mam ochotę na kawę – uściskała matkę. – Tak pachnie, że oparcie się jej aromatowi jest ponad moje siły, nie dam rady choćbym chciała.

– Ale nie chcesz, przecież parzę najlepszą na świecie.

– Dla ścisłości: nie ty lecz ekspres, ale niech ci będzie.

– Tata twierdzi, że najlepszą parzę ja i mnie ta wersja odpowiada – podsumowała Sabina stawiając przed córką kubek z kawą.

– Dziękuję, to jest prawie raj na ziemi – zamknęła oczy i z błogim wyrazem twarzy wdychała aromat. – A wiesz, mamo, że jak byłam młoda…

– Oho, staruszka się odezwała.

– No, dużo młodsza w każdym razie. Marzyłam, żeby stać w knajpie za barem. Tak jak na westernach.

– I użerać się z pijakami?

– Ja wtedy nie wiedziałam co to prawdziwy pijak, jeszcze się z czymś takim nie zetknęłam.  A teraz to bym sobie z każdym poradziła.

– Jaka odważna ta moja córcia – pogładziła Jagnę po głowie. – Na razie poradź sobie ze śniadaniem, chcesz teraz?

– Nie, dzięki. Wypiję kawę i, wiesz co, wyjdę z Zadrą. Nie byłaś z nią jeszcze?

– Nie, tylko ją na chwilę wypuściłam do ogródka.

– To ja się z przyjemnością przejdę.

Sabina z zadowoleniem patrzyła na córkę. Jagna założyła suni szelki, przypięła smycz i wyszły z domu. Jakby zupełnie inna Jagna wstała z łóżka – pomyślała, jakby ją w nocy coś odmieniło. Albo ktoś…

Zadra z Jagną, właśnie tak a nie odwrotnie ponieważ to Zadra prowadziła – wyszły tylną furtką z osiedla na łąkę. W słoneczny poranek było tu pięknie bez względu na porę roku.

Jak to możliwe, że przez tyle czasu nie dostrzegałam nic pięknego wokół siebie, nie widziałam niczego poza tą czarną dziurą, która tkwiła we mnie, w środku? – Myślała tak  rozglądając się z zachwytem jakby pierwszy raz w życiu przeżywała złotą jesień. Spuściła Zadrę ze smyczy pewna, że sunia nie odbiegnie daleko pilnując, by Jagna nie zniknęła jej z oczu.

Zadra doceniała dom, który teraz miała, obdarzając miłością wszystkich domowników i okazując przywiązanie na każdym kroku. Co przeżyła wcześniej – nie wiadomo, nie umiała opowiedzieć o przeszłości. Za to w czasie teraźniejszym wspaniale komunikowała się z opiekunami. Wprost nie do uwierzenia było, jak potrafiła sygnalizować  swoje potrzeby. Intonacją głosu, zachowaniem, spojrzeniem mówiła o co jej chodzi. A „zasób słów” i skala wydawanych dźwięków, którymi dysponowała – były imponujące.

Do nowej rodziny trafiła dzięki Kasi, którą przyjaciółka Dorota zmobilizowała do szukania domu dla suni. Jagna czuła coś w rodzaju oszołomienia od czasu, kiedy uświadomiła sobie iż nie miała pojęcia (bo i skąd), że najbliższa sąsiadka mamy (a więc i jej) jest zaprzyjaźniona z tak niezwykłym gronem ludzi jak Teresa Olszyńska i Dorota Brzozowska. I jeszcze, że ma w domu Zadrę, suczkę znalezioną i przygarniętą przez owo zacne grono, a konkretnie przez szwagierkę Doroty, Aldonę Jabłońską, z którą wspólnie prowadziły sklep internetowy oferujący ręczne wyroby tekstylne i nie tylko, niepowtarzalne, indywidualne, dzieła sztuki po prostu, projektowaną przez siebie odzież zdobioną między innymi techniką batikową. Jagna nieraz wchodziła na internetową stronę sklepu, z przyjemnością i podziwem oglądała oferowane modele. Na zachwycie się kończyło ponieważ w pracy obowiązywał mundurek – elegancki kostium. Po pracy – po pierwsze miała mało czasu i mało siły i po powrocie do domu nic już jej się nie chciało, a po drugie – na „po domu” miała aż nadto ciuchów, nowe nie były jej potrzebne.  Ale zaraz… przecież teraz kostiumy mogą sobie odpoczywać w szafie, a ona może ubierać się we wszystko w co tylko będzie chciała. Sprawiła jej ta myśl dużą przyjemność. Postanowiła, że zamówi sobie jakiś zwariowany ciuch. A co!

Od Bogny dowiedziała się, że i Dorota i Aldona mieszkają w domu typu bliźniak ukrytym w lesie, na jakiejś wsi pod Warszawą, niedaleko Mińska Mazowieckiego. Przy okazji innych zajęć prowadzą dom tymczasowy dla bezdomnych psiaków. Przygarniają, przygotowują do adopcji, by oddać je do nowej, kochającej rodziny. Pomaga w tym synowa pani Kasi, psia behawiorystka.

Zadry nie trzeba było do niczego przygotowywać. Sunia okazała się cudowna, od pierwszej chwili natychmiast przylgnęła do nowych opiekunów. Wcześniej Kasia przekonała Sabinę, że ma odpowiednie warunki, więc może sunię przygarnąć. Sabina przekonywała męża tak długo, aż odniosła sukces. Wtedy Kamil,  młodszy syn pani Kasi, z żoną i córką przywieźli Zadrę. I Jagna i mama nie mogły się doczekać  nowej mieszkanki, nowej członkini rodziny. Na wstępie zobaczyły miodowe oczy patrzące z niepokojem.

To było niedługo po poznaniu Bogny, teraz Jagna uśmiała się na wspomnienie pewnej  sceny. Bogna przyszła zobaczyć nowego mieszkańca osiedla, nie wiedziała jeszcze, że to sunia, słyszała po prostu o psie.

– Anatol! – zawołała Sabina – Anatol, chodź tu…

– Anatol to ten twój pies? – spytała Bogna.

– Nie, ojciec – odpowiedziała Jagna wywołując wybuch śmiechu u wszystkich obecnych.

Na początku pobytu w nowym domu sunia jadła wszystko i szybko, wciągała karmę jak odkurzacz. Była wygłodzona i jadła na zapas, żeby się najeść przed następnym okresem głodu i chłodu. Tak na wszelki wypadek, przecież nie wiedziała co ją czeka.

– Zadruniu, Zaderko kochana, już nikt cię nigdy nie skrzywdzi, nikomu cię nie oddamy, nie musisz się niczego bać – tłumaczyły suni.

Ona jednak się bała. Gwałtownego ruchu, podniesionej ręki, kija od szczotki, którą ktoś zamiatał. Musiała takim kijem oberwać, bo miała guz na żebrach. Może była bita, może kijem odganiali ją ludzie od domostw kiedy prosiła o jedzenie. Dobrze się czuła w samochodzie, może często jeździła. Może ją ktoś z auta wyrzucił, może się zgubiła i nikt na nią nie czekał, kiedy wróciła na miejsce. Reagowała natychmiast na hasło „wracamy” jakby obawiała się, że zostanie i znów będzie się błąkała bez jedzenia, bez swego stada, bez rodziny, zziębnięta, zmoknięta i sama.  Teraz wyglądała aż za dobrze, ale jak odmówić jedzenia suni, która zaznała głodu? Nie rzucała się już na jedzenie, sucha karma stała w misce, żeby Zadra wiedziała, że w każdej chwili może się poczęstować. Mokre jedzenie dostawała po wieczornym spacerze.

Pokonawszy zarośnięty kawałek łąki wąską wydeptaną ścieżką Zadra z Jagną doszły do lasku. Jagna przypięła suni smycz pamiętając o ostrzeżeniu mamy. W pobliżu osiedla widywano stado saren. Spłoszone przez psa mogłyby rzucić się do ucieczki ulegając panice i pokonując przestrzeń oddzielającą lasek od ludzkich siedzib wyskoczyć na jezdnię. Już kilka biednych zwierząt zakończyło życie w ten sposób.

Między drzewami przeszły do budowanego osiedla przy ulicy Cichej Łąki. Jagna zainteresowała się, popatrzyła na rozpięty bilboard reklamowy przedstawiający ukończoną już budowę. Ładnie – jak to na obrazku – wyglądały segmenty oraz niewysokie bloki mieszkalne. Jagna zaczęła poważnie myśleć o znalezieniu jakiegoś kącika dla siebie. Lecz nie, to nie było miejsce dla niej – zbyt dużo budynków ciasno ustawionych, ściśniętych na małej przestrzeni. Nie, zdecydowanie nie. Nie miała nawet chęci wchodzić na stronę dewelopera, żeby dokładniej przejrzeć ofertę.

Poszły dalej ulicą Polną, która – pomyślała Jagna – powinna zmienić nazwę na Dziurawą, albo, w zależności od pogody, Błotnistą lub Zapyloną. Znalazły się w Chyliczkach.  Szerokim poboczem ruszyły w stronę Piaseczna, szły przed siebie, potem skręciły w Przesmyckiego. Jagna miała zamiar dojść do Julianowskiej lecz po prawej stronie ujrzała coś w rodzaju prawdziwie polnej dróżki. Odczytała nazwę.

– Szumnie się nazywa: Książąt Mazowieckich  – powiedziała do swej towarzyszki. – Wygląda, jakby książęta nie byli w dużym poważaniu u nazywacza ulic – sunia podniosła łepek i spojrzała pytająco. – Idziemy, maleńka, idziemy przez te „książęta” – pogłaskała czarne kudełki.

Skręciły. Krótki to był odcinek. Widoczne samochody poruszające się po Okulickiego wyznaczały koniec uliczki, właściwie dróżki. Po lewej stronie, tuż przy samej dróżce  stanowiąc jednocześnie naturalną  granicę czyjejś własności rosły krzaki, zarośla, stare pnie wierzb takich prawdziwie polskich, rosochatych. Powinny rosnąć nad jakąś rzeczką, albo przynajmniej sadzawką czy w ogóle nad jakimkolwiek zbiornikiem wodnym. Jagna pomyślała, że po deszczu uliczka z pewnością w części przylegającej do Przesmyckiego takowym zbiornikiem się staje. Za drzewami widać było pole, wyraźnie uprawne, dom za płotem, psy ujadające na widok przechodzącej Zadry. Dalej rosły drzewa owocowe i stał koń! Prawdziwy, normalny koń pasący się na trawie między drzewami. Natomiast po prawej stronie – i tu spotkała Jagnę kolejna miła niespodzianka lecz innego rodzaju. Jakimś cudem został wybudowany, wciśnięty w przestrzeń między istniejącymi domami, apartamentowiec o  nazwie Książęcy Zakątek.

– Takie apartamenty jak ulica, widzisz Zaderko? – skomentowała Jagna nazwę.

Zadra spojrzała na swą towarzyszkę najwyraźniej nie zainteresowana jej słowami lecz zapachem przywianym przez wiatr od strony konia. Jagna przyglądała się budynkowi z coraz większym zainteresowaniem. Wysoki na dwa piętra miał kilka jakby skrzydeł równoległych do uliczki zespolonych ze sobą łącznikami. Kiedy się lepiej przyjrzała doszła do wniosku, że ma kształt litery U. Sporo lokali jeszcze nie zasiedlonych czekało na właścicieli. Balkony zachęcały do ukwiecenia i uczynienia z nich miejsc odpoczynku. Nieduży teren przed budynkiem był uporządkowany, posadzono roślinki.

– Ale gdzie tu postawić samochód? – zastanowiła się Jagna.

Zadra spojrzała na opiekunkę i machnęła ogonkiem. Szczeknęła jakby coś chciała powiedzieć. W tej samej chwili otworzyła się brama i Jagna zobaczyła samochód wyjeżdżający z podziemnego garażu. Sunia jeszcze raz szczeknęła.

– Chcesz mi powiedzieć, że zrozumiałaś o co pytam i odpowiedziałaś? O nie, nigdy w takie coś nie uwierzę. Wiem, że jesteś bardzo mądra, ale bez przesady.

Zadra słuchała przekrzywiając główkę, znów szczeknęła i Jagna miała wrażenie, że chciała machnąć łapką na jej gadanie. Odwróciła się w drugą stronę i ruszyła w stronę domu. Znała drogę, przecież często chodziła tą trasą z Sabiną i Anatolem. Jagna ruszyła za sunią, przeszły na drugą stronę ulicy bez przeszkód, trafiła im się przerwa w ruchu pozwalająca na bezpieczne pokonanie jezdni. Potem łąką wróciły na osiedle i do domu.

– Jak wam się udał spacer? Długo was nie było – przywitała je Sabina.

– Super, prawda Zadruniu? – uśmiechnęła się Jagna odpinając smycz i uwalniając sunię od szelek. – To był spacer krajoznawczy, odkryłyśmy nową drogę, to znaczy ja odkryłam, bo Zadra wyglądała jakby trasę znała bardzo dobrze. Mamo, ale wiesz co,  najbardziej mi się podobał dom, budynek na ulicy, tfu, uliczce, uliczusi, dróżce Książąt Mazowieckich, taki nowy,  z czarną płytką…

– Wiem – powiedziała rozbawiona matka. – Trudno to coś nazwać ulicą. My mówimy, że idziemy Książętami i już. Budynek widziałam, zdziwiłam się trafiwszy tam po raz pierwszy, bo jakby z nieba spadł, zupełnie nie można było się spodziewać takiej budowli w tym konkretnym miejscu, zaskoczenie zupełne.

– Mamo, wiesz co powiem? Coś mi się tam spodobało. Rano poszłyśmy najpierw za lasek, Tam gdzie budują nowe osiedle obok starego, tego, o którym wy też myśleliście, kojarzysz?

– Oczywiście, że tak.

– Tam mnie nic za serce nie chwyciło. A tutaj jakoś tak…

– Oj córciu, córciu – westchnęła Sabina. – Rób tak, żeby tobie było dobrze. Na nas się nie oglądaj.

– Skąd wiesz? Najpierw mi się spodobało, o tym dopiero później pomyślałam…

– O czym pomyślałaś?

Anatol dołączył do swoich dziewczyn. Żartował, że jest absolutnym rodzynkiem, jedynym przedstawicielem płci męskiej w całym domu, wszak Sabina, Jagna i Zadra to kobiety, więc jemu się należą specjalne względy.

– Pomyślałam… że podobał mi się spacer krajoznawczy z Zadrą. Częściej będziemy się wypuszczać na takie wypady, jeśli tylko pogoda pozwoli.

cdn.

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Babie lato i kropla deszczu, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na „Babie lato i kropla deszczu” – 9

  1. Urszula97 pisze:

    No i cudny spacer ,Jagna wraca do ludzi.Pozdrawiam i czekam na c.d.

  2. jotka pisze:

    Jak dobrze, że Zadra od razu zaakceptowała nowy dom, bo różnie z tym bywa…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *