„Babie lato i kropla deszczu” – 7

 Jagna umówiła się z Bogną na wyjście do „Filiżanki” . Była to „Bibliotekarnia Pod Złotą Filiżanką”  czyli antykwariat, księgarnia i kawiarnia w jednym. Odbywały się tam też kameralne koncerty małych kapel oraz solistów mających klimatyczny repertuar. Jeśli akurat koncertu nie było w planie – goście mogli grać na pianinie stanowiącym wyposażenie lokalu. Dekorację ścian stanowiły elementy wystawy jaka akurat miała miejsce, na przykład obrazy zaprzyjaźnionych artystów czy fotografie. Aktualnie była wystawa fotografii Marysi Barteckiej, córki właściciela.

– Jagna, chodź, pojedziemy sobie we dwie – kusiła Bogna. – Wprawdzie Doman znowu wyjechał, ale mama obiecała zająć się dziewczynkami. Z tego co słyszałam, twoja też  się podłączyła, bo tęskni za wnukami, których jakoś się nie może doczekać – zachichotała.

– Chociaż ty o tym nie wspominaj – skrzywiła się Jagna. – Mama jest kochana, ale jak czasem coś palnie, to nie wiem czy śmiać się mam czy płakać, czy uciekać gdzie pieprz rośnie.

– Czemu? Jest taka sympatyczna i kazała mi do siebie mówić po imieniu, ale mi głupio.

– Bo jest, niezaprzeczalnie moja mama jest sympatyczna. Nie przejmuj się, po imieniu kazała, bo zawsze mówi, że nie lubi jak się ktoś do niej oficjalnie zwraca, szczególnie teraz, kiedy jest dzika, wolna i swobodna, czyli czytaj: na emeryturze – zaśmiała się Jagna.

– Ale co tym razem palnęła, bo nie zrozumiałam.

– To o dzieciach. Nie może zboleć, że mój były dziecko ma z inną, a ja nie mam wcale. I myśli, że ja przez to bardziej cierpię.

– A tak nie jest?

– Nie, nie z tego powodu. Od początku ustaliliśmy, że na dzieci przyjdzie czas później, bo ja najpierw chcę zrealizować swoje plany, a on zmienił nagle zdanie i natychmiast chciał mnie zamknąć w czterech ścianach oraz zmienić w służącą

– Ooo, to mu się czasy pomyliły – z niechęcią skrzywiła się Bogna.

– Całkiem. Wszystko okazało się nie takie jak miało być. Nawet muzyka mu nie odpowiadała ta, którą ja lubię. Ale wcześniej nie przeszkadzało mu nic, zupełnie nic, wszystko mu pasowało. Dopiero gdy wróciliśmy z Kanady, kupiliśmy mieszkanie za zarobione pieniądze i zamieszkaliśmy sami. Wtedy mu się przestało podobać hurtem wszystko.

– A przedtem gdzie mieszkaliście? – spytała  Bogna.

– U moich rodziców.

– To wszystko jasne, dążył po prostu do spełnienia swoich planów, twoje miał gdzieś i dlatego udawał, że mu wszystko pasuje – powiedziała Bogna.

– Teraz to wiem, ale wcześniej nie rozumiałam co się dzieje, przeżywałam i starałam się mu zaimponować wiedzą i osiągnięciami, tymczasem jego właśnie to wkurzało najbardziej. Im wyżej ja się wspinałam, tym bardziej stawał się nie do wytrzymania. No, ale kiedy mi wyrzucił płyty z moją ukochaną irlandzką muzyką to mnie szlag trafił. I tak się zaczął początek końca.

– A to wyjątkowa świnia, przepraszam tu wszystkie świnki na czterech nóżkach – skomentowała Bogna.

– Zaczęłam przeglądać na oczy – ciągnęła Jagna. – Przedtem starałam się nie widzieć tego, czego nie chciałam przyjąć do wiadomości, wypierałam fakty ze świadomości…

– Irlandzką muzykę powiedziałaś? – zaskoczyła Bogna.

– Tak, uwielbiam ją, a co? – spojrzała zdziwiona na przyjaciółkę.

– To się akurat dobrze składa. Po prostu fantastycznie! Musisz iść ze mną do „Filiżanki”. Będzie koncert irlandzkiej kapeli – stanowczo stwierdziła Bogna.

– Naprawdę? To nie mam wyjścia – uśmiechnęła się od ucha do ucha. – Irlandzka muzyka! Na żywo!  W takiej sytuacji  przecież muszę pójść. Posłuchać na żywo to zupełnie co innego niż z płyty. Nigdy nie zapomnę  – rozmarzyła się – „Lord of the dance” i tańczący Michael Fletly,  genialne po prostu.

– No to sprawa załatwiona – podsumowała Bogna. – Wprawdzie tańców ci nie załatwię, nie ma miejsca, ale muzę dostaniesz w doskonałym wydaniu. Idź się zrobić na bóstwo.

Jagna wróciła do swego pokoju w świetnym humorze, zadowolona jak dawno nie była. Fajnie, że los postawił na jej drodze taką przyjaciółkę jak Bogna. Poznały się w dramatycznych okolicznościach, jeszcze zanim czarna Zorka trafiła do rodziców Bogny i mieszkał z nimi tylko Zadzior.

Ingi nie było wtedy w domu, pojechała z panią Walą, czyli z teściową, na cmentarz zrobić porządki. Jagna szła spacerkiem przez osiedle, przechodziła obok posesji Ingi. Zadzior strasznie szczekał. Zrozumiała, olśniło ją po prostu, że szczeka „do niej” a nie „na nią”. Podeszła bliżej. Zobaczyła uchylone drzwi od mieszkania, a pies wyraźnie dawał jej do zrozumienia, że chce aby za nim poszła. Mówił do niej, robił kilka kroków w stronę drzwi, oglądał się na nią i wracał kilkakrotnie dopóki nie pojęła. Pchnęła furtkę, która nie była zamknięta na klucz i weszła.

– Dzień dobry, czy ktoś tu jest?

Weszła do środka za psem. Na podłodze  nieruchomo leżał ojciec Bogny.

– Proszę pana, słyszy mnie pan? – miała wrażenie, że serce jej zamarło z przerażenia.

W pierwszej chwili nie wiedziała co robić. Najpierw sama wzięła głęboki wdech. Potem sprawdziła oddech leżącego, wyczuła tętno. Zadzwoniła po karetkę oraz po swoich rodziców. Byli oboje w domu i natychmiast pospieszyli z pomocą. Karetka nie kazała na siebie długo czekać. Sabina zadzwoniła do Bogny, całe szczęście, że miała jej numer telefonu wklepany w komórkę. Przyjaciółka ją kiedyś przypilnowała, żeby to zrobiła, żeby tak na wszelki wypadek zapisała sobie numer telefonu jej córki. Akurat się przydał. Ingi telefon nie odpowiadał, więc nie wahała się do Bogny zadzwonić.

Zadzior siedział obok i obserwował co robią, jakby czekał na rozkaz.

– Mądry pies – powiedziała z uznaniem Sabina.

Znali się dobrze więc bez obawy podeszła i przytuliła bury łeb. Kiedy przyszli oboje z Anatolem podniósł się i machnął ogonem. Na ratowników patrzył bardzo uważnie ale spokojnie. Wiedział do czego oni służą, zetknął się z nimi nie jeden raz, kiedy jeszcze był psem pracującym, kojarzył zapach jaki od nich wszystkich uderzał w jego nozdrza. Podniósł się wyczekująco, kiedy ułożyli pana na noszach.

– Zostajesz z nami Zadziorku. Zostań, już wszystko w porządku – tłumaczyła Sabina.

Anatol pojechał za karetką swoim samochodem. Jagna z matką zostały na miejscu. Nie miały klucza, żeby zamknąć dom i czekały z Zadziorem na przyjazd Bogny.

Z mieszkania na Ursynowie było raptem trzynaście kilometrów lecz korki wiecznie zatykające Puławską sprawiały, że czas pokonania owej odległości wydłużał się niemożliwie. Nikt nie mógł być pewien ile czasu zajmie dotarcie na drugą stronę Lasu Kabackiego. Bogna zaraz po telefonie od sąsiadki rodziców wsiadła w samochód z dwiema córkami. Honoratka, obecnie uczennica ósmej klasy wskoczyła szybko do auta. Młodsza  Ewelinka została bezpiecznie umieszczona w foteliku. Ku zadowoleniu i uldze Bogny oraz oczekujących dojazd tym razem nie należał do najdłuższych. Zatrzymała auto przed bramą i weszła furtką witana przez Zadziora. Za nim stała Sabina i jakaś dziewczyna, na oko w jej, Bogny, wieku. Nie umiała o sobie myśleć :kobieta. Była dziewczyną i już.

– Dzień dobry, pani Sabinko, jechałam najszybciej jak się dało.

– Dobrze, że już jesteś, dziecko kochane. Nie miałam czym zamknąć domu.

– Jak tata? Nie miałam co zrobić z malutką, musiałam ją zabrać… – mówiła roztrzęsiona .

– Anatol pojechał za nim do szpitala. Ratownicy szybko przybyli, chwała im za to. Lekarz powiedział, że na jego oko wszystko będzie dobrze.

– Ja jestem Jagna, cześć, jeszcze się nie poznałyśmy – odezwała się dziewczyna stojąca za Sabiną.

– O, przepraszam, Bogna. I dziękuję – wyciągnęła rękę do ładnej blondynki wyglądającej jak młodsza kopia swojej matki.

– Nie czas na ceregiele. Słuchaj, największą rolę odegrał Zadzior, on jest bohaterem. Gdyby nie był taki mądry mogłoby się źle skończyć. Po prostu mnie zawołał. Rozumiesz? Kazał mi pójść za sobą i dał do zrozumienia, że potrzebna jest pomoc – mówiła wciąż poruszona zdarzeniem.

Bogna kucnęła przy psie i ze łzami w oczach przytuliła bury łeb.

– Zadziorku, kochany, jak dobrze, że cię tata wziął do domu. Jesteś najwspanialszym psem na świecie.

Zadzior, wielki owczarek o wilczym wyglądzie, z wyraźnym zadowoleniem przyjmował czułości Bogny. W końcu każdemu jest przyjemnie, gdy go doceniają.

– A skąd go twój tata wziął? – zainteresowała się Jagna lecz zaraz się zreflektowała. – Oj, przepraszam, opowiesz mi to kiedyś. Teraz leć do taty, a my się zajmiemy dziewczynkami i Zadziorkiem

– Pewnie, jedź – przytaknęła Sabina wyciągając ręce do Ewelinki. – Chodź do cioci skarbeńku.

Malutka bez najmniejszych obaw wyciągnęła łapki do cioci, którą widziała już kilka razy, ale trudno powiedzieć czy coś pamiętała z owych spotkań. W każdym razie dała się wziąć na ręce bez sprzeciwu.

Bogna weszła do domu sprawdzić czy woda zakręcona, czy coś nie stoi na kuchence,  pozamykała okna.  Obok miejsca, w którym upadł ojciec leżała koperta, a pod nią jakieś urzędowe pismo, wyraźnie z niej wyjęte. Podniosła, przeczytała i zaklęła tak, jak jeszcze nigdy w życiu. Miała w ręce powód zasłabnięcia ojca. Było to pismo z zakładu emerytalnego o ponownym obniżeniu emerytury.

– Biedny tata – szepnęła. – Najpierw jedni cię okradli, teraz następni. Niech ich wszystkich jasny piorun strzeli.

Jagna słyszała słowa Bogny i zainteresowała się ich znaczeniem. Porozmawiała z matką i zrozumiała, dlaczego nie tak dawno Feliks miał zawał i dlaczego zasłabł teraz. Pomyślała, że bezsensem jest poświęcanie własnego życia dla pracy, jakakolwiek ona by nie była. Czy nazwać to pracą czy służbą, nie ma znaczenia. Jeśli samemu nie zadba się o swoje sprawy, skończyć można tak jak znajomy Feliksa, o którym opowiadała matka, że popełnił samobójstwo nie mogąc znieść sytuacji, w jakiej postawili go rządziciele.

Podczas pobytu ojca w szpitalu oraz bezpośrednio potem Bogna stała się częstym gościem u rodziców. Babci Wali nie można było zostawiać samej w domu na dłużej, a wizyty w szpitalu i dojazdy w obie strony zabierały sporo czasu. Inga wciąż powtarzała, że jedyną rzeczą jakiej w życiu naprawdę żałuje, jest brak prawa jazdy. Żałuje, że nie dała się namówić na kurs kiedy było to jeszcze możliwe. I w następnym wcieleniu zrobi natychmiast jak tylko się  da. Te słowa wywoływały na twarzach słuchaczy uśmiechy, które potem często przechodziły w zadumę.

Będąc na urlopie wychowawczym Bogna mogła pomagać rodzicom w tym trudnym okresie. Pomagała też Honoratce, która po wprowadzeniu w życie bezsensownych zmian w szkolnictwie miała w VIII klasie tyle nauki, że sama nie poradziłaby sobie z nadmiarem obowiązków. Przeciążone dziecko padało na twarz nie tylko w przenośni, dosłownie też.

Jagna była zaskoczona po rozmowie z trzynastolatką. Żeby taka dziewczynka marzyła o odpoczynku, o wyspaniu się, o spędzeniu dnia w spokoju, a najlepiej w łóżku bez konieczności wychodzenia z domu – to normalne nie jest. Młodość na szczęście ma to do siebie, że regeneracja następuje szybko w sprzyjających warunkach i po odzyskaniu sił Honoratka miała chęć na pisanie sms-ów z koleżankami, wysyłanie zdjęć i śmiesznych filmików czy na wyjście do kina z całą grupką chichotek.

Jagna któregoś dnia wpadła na Bognę wsiadającą do auta przed domkiem rodziców.

– No cześć, co tak pędzisz?

– O, cześć Jagna. Jadę zrobić rodzicom zakupy, muszę się spieszyć, bo mała ząbkuje i marudzi. Nie chcę mamy tym obarczać, bo babcia  Wala też jest dziś marudna ponad miarę. Na dodatek Honorka płacze, że nie wzięła ze sobą lektury, nie zdąży przeczytać i co to będzie, i że będzie miała w szkole przechlapane.

– Bidulka. Wiesz co? Przyślij ją do nas. Mamy całą klasykę, wszystkie lektury jeszcze moje. A  mama jest na bieżąco, bo z panią Kasią jest przecież zaprzyjaźniona, jej wnuczka chodzi do tej samej klasy co twoja Honoratka. To jedź po te zakupy,  potem cię zapraszam na spokojną babską kawę i chwilę relaksu. Co ty na to?

– Ja na to … tak, tak i tak! Z nieba mi spadłaś, naprawdę. Ale… z malutką, nie mogę inaczej.

– Oczywiście. Honorka będzie sobie czytać, Ewelinka posiedzi z nami, albo… albo  zaspokoi na chwilę potrzeby mojej mamy, która będzie mogła tego krasnala, tę krasnusię  wyprzytulać do woli – uśmiechnęła się Jagna. .

Od tego czasu spotykały się bardzo często, zaprzyjaźniły się dochodząc do wniosku, że są bratnimi duszami.

cdn.

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Babie lato i kropla deszczu, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na „Babie lato i kropla deszczu” – 7

  1. Urszula97 pisze:

    Jaka piekna przyjaźń, pomoc, oddanie, dzisiaj coraz mniej , pozdrawiam zza mgły cieplutko.❤️❤️

  2. jotka pisze:

    Taka bibliotekarnia, to miód na moje serce, Aniu!
    Czytałam, że ma taka powstać w naszym mieście, czekam co z tego projektu wyjdzie!

  3. Jacek44 pisze:

    Fajnie pisane!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *