Lipiec był upalny. Taki prawdziwy upał jest cudowny w czasie wakacji poza miastem, w murach raczej trudno się go znosi. Ale trzeba, kiedy się jest kobietą pracującą – nie ma na to rady. Kasia wlała mineralną wodę do szklanki, wrzuciła kostki lodu, dodała plasterek cytryny i podała Adelce. Drugą zatrzymała dla siebie, trzecia czekała na Elkę.
– Wiecie co chciałam wam powiedzieć? – wyrzuciła z siebie zdyszana Elżbieta po wejściu do mieszkania Kasi nie zwracając uwagi na witające ją psy, usiłując przekrzyczeć ich szczekanie. Czworonogi nie przyzwyczajone do podobnego traktowania przez ciotkę przyglądały jej się ze zdziwieniem milknąc po kolei. W nagłej ciszy głos Eli zabrzmiał donośnie.
– No więc wiecie co chciałam powiedzieć?
– A niby skąd? Jasnowidzem nie jestem – wzruszyła ramionami Adelka.
– A w ogóle to musisz się tak drzeć? Psy ogłuchną. – dodała Kasia.
Elżbieta spojrzała na przyjaciółki jakby je zobaczyła po raz pierwszy w życiu albo jak na stwory z innej planety.
– No, skoro sobie ze mnie żarty stroicie to wam nie powiem.
– Ależ powiesz, powiesz – Kasia chwyciła ją za rękę i wciągnęła do pokoju. – Tylko najpierw usiądziesz jak człowiek i zaczniesz opowiadać wszystko po kolei.
– Jak: wszystko?
– No, po kolei.
– Ale co?
– A po co tu przyszłaś?
– Żeby powiedzieć, że Mirek się do mnie odezwał.
– No to mów.
– No to powiedziałam.
– Co?
– Że Mirek się do mnie odezwał.
– Jak to: się odezwał?
– Zwyczajnie.
– Nie wiem co to znaczy w jego wykonaniu zwyczajnie. Możesz jaśniej?
– Że jeśli sobie wyobrażam, że on będzie w sądzie prał publicznie moje brudy, to się grubo mylę.
– Co? On? Twoje?
– No właśnie.
– I to jest zwyczajne odezwanie się?
– Zwrócił się bezpośrednio do mnie. Do tej pory od kilku lat jak czegoś chciał, to albo mówił ogólnie albo do chłopców tak, żebym ja słyszała. Bezpośrednio to mnie tylko wyzywał i mówił co mi zrobi…
– I co, ty się z tego cieszysz? Może jeszcze rzuciłaś mu się z radości na szyję, bo cię wreszcie zauważył? – dla Adelki reakcja Elżbiety była co najmniej dziwna.
– Nie, ale…
– Cicho bądźcie – huknęła Kasia. – To jest ważny sygnał. Dostał pewnie wezwanie z sądu i zaczął myśleć.
– Właśnie. Przecież mówię.
– Na razie nie mówisz tylko coś bełkoczesz i musimy się same domyślać o co chodzi – skwitowała Kasia.
– No to kiedy będzie rozprawa? – Adelka poczuła ukłucie gdzieś w okolicach żołądka.
– Zobacz, tu jest napisane – pokazała wezwanie.
– I bardzo dobrze. Nareszcie – orzekła Kasia przyjrzawszy się kartce.
– Boję się – przyznała Ela.
– Czego? – uśmiechnęła się Kasia jako doświadczona rozwódka. – Bać mogłaś się przedtem, teraz nie musisz. On już ci nic nie zrobi. Teraz sam zacznie się bać, że ty się nie boisz. Nagle do niego dotarło, że inni ludzie wiedzą co robi, że nie może się już bezkarnie nad tobą znęcać w czterech ścianach, bo jego zachowanie przestało być tajemnicą. Przerwanie milczenia jest pierwszym krokiem do wolności. O jak ja to mądrze powiedziałam – zdziwiła się.
– Tylko nie wpadnij w samouwielbienie – ściągnęła ją Adelka z wyżyn filozofii na ziemski padół. – Lepiej sobie przypomnij o co ciebie pytali i czego od ciebie chcieli na pierwszej sprawie. Trzeba Elkę odpowiednio przygotować. Gotowa jeszcze powiedzieć, że skoro po latach odezwał się do niej, to ona mu wszystko daruje i kocha go dalej.
– No nie, to już przesada – skrzywiła się Elżbieta. – Jesteście po prostu paskudne małpy.
– My? – niewinnie spojrzała Kasia. – Przecież my musimy myśleć za ciebie skoro sama nie potrafisz. Prawda Adelciu?
– Święta prawda – skinęła głową zapytana. – Ona zupełnie nie potrafi myśleć. W przeciwnym wypadku odpowiedziałaby na któryś kolejny telefon pewnego przystojnego pana zanim on z rozpaczy zrobi sobie krzywdę.
– Wreszcie kultura i dobre wychowanie tego wymagają, ale ona widocznie tak przesiąkła manierami Mirka, że ona z tym jest na bakier – dodała Kasia.
– Jaką krzywdę, co wy bredzicie?
– Nie wiem jaką, ale pewnie taką jaka wynika z nadużywania telefonu komórkowego – wyjaśniła Adelka. – Sama słyszałam wczoraj ile razy nagrywał ci się na pocztę głosową. Wiesz co? Ty chyba głupia jesteś.
– Chyba. Mirek mi to od lat powtarza.
– Nie wytrzymam, zaraz ją czymś zdzielę… A Mirka widziałam niedawno, stał przed klatką, chwiał się i wzrokiem szukał rozumu.
– Spokój baby! O matko, jak ja was kocham! Co ja bym bez was zrobiła? – objęła przyjaciółki Kasia.
– A tobie co znowu? Czy was obie pogięło? – Ela wreszcie parsknęła śmiechem i po chwili wszystkie trzy zaśmiewały się do łez.
– No dobrze, to teraz poważnie – Kasia spojrzała Eli w oczy. – Musisz być przygotowana na pytania o bardzo intymne sfery życia małżeńskiego.
– Ja już nie pamiętam co to znaczy – przerwała Elka. – I co powiem?
– Tylko prawdę. Nie ukrywaj niczego bo potem ci się pomiesza i pomyślą, że kręcisz. Odpowiadaj szczerze, nie musisz Mirka oczerniać, wystarczy, że podasz fakty z odrobiną własnej interpretacji. Czyli po prostu mów co czułaś kiedy się zdarzyło to czy tamto…
– Ty jesteś w porządku – dodała Adelka. – Zajmowałaś się dziećmi, ich wykształceniem, jedzeniem i odzieniem co jego nie interesowało. Zupełnie! Na dodatek nie zdradzałaś go. On zaś wprost przeciwnie.
– A ty mnie teraz chcesz namówić do zdrady? Przed rozwodem? – wtrąciła Ela.
– Kulturalna rozmowa przez telefon to nie zdrada – odpowiedziała Adelka.
– Adelciu, rozmowa nie, ale skąd możesz wiedzieć co jej chodzi po głowie? – uśmiechnęła się Kasia.
– Znowu bredzicie. A ja nie chcę mieć niczego na sumieniu, muszę wszystko sobie poukładać na nowo. Jeśli coś ma się stać to się stanie – powiedziała w zamyśleniu Elżbieta.
Nadszedł wreszcie dzień rozprawy. Pani sędzia próbowała, zgodnie z obowiązkiem, pojednać małżonków.
– Proszę spojrzeć jaką ma pan piękną żonę – powiedziała do Mirka.
Elżbiecie serce przestało bić na moment ze strachu, że nie dadzą jej rozwodu. Wyglądała istotnie niezwykle korzystnie w kremowej bluzce i szarozielonym kostiumie, z włosami na tyle długimi, iż dały się upiąć w elegancki koczek. Poprzedniego dnia Kasia położyła jej farbę więc kolor był świeży, dodający twarzy blasku. Ogromne oczy Elżbiety po nieprzespanej ze zdenerwowania nocy stały się jeszcze większe. Właściwie to wychodziły przed Elkę, wysuwały się na pierwszy plan te Elcyne oczy przepełnione uczuciem. Zwężały się z bólu gdy ich właścicielka odpowiadała na intymne pytania sędzi, rozbłyskiwały miłością na wzmiankę o dzieciach, a rozszerzały się strachem albo spoglądały z wyraźnym obrzydzeniem w stronę Mirka podczas wypowiadanych przez męża kłamstw. Tak naprawdę na rozprawę mogły przyjść same oczy, usta nie były potrzebne. Pani sędzia po latach praktyki potrafiła odróżnić prawdę od fałszu i wyrobiła sobie szybko własne zdanie na temat opowiadań Mirka jakim to jest wzorowym mężem i ojcem.
Termin drugiej sprawy wyznaczono wyjątkowo szybko. Poza Adelką i Kasią Elżbieta zgłosiła na świadka koleżankę męża z pracy, która znała mnóstwo szczegółów z jego życia. Tego się nie spodziewał. Zobaczywszy ją na korytarzu ponurego budynku sądu najwyraźniej stracił pewność siebie. Wszystko potoczyło się w błyskawicznym tempie. Świadków wezwano na salę rozpraw tylko po to, by oznajmić, iż pozwany zgadza się na rozwód z własnej winy.
Było po wszystkim. Małżeństwo zawarte dawno, dawno temu przestało istnieć. Faktycznie i na papierze. Tylko… co będzie jutro? Jak będzie wyglądało życie z konieczności pod jednym dachem? Elżbieta nadrabiała miną. Z jednej strony była zadowolona z wyroku, nie wyobrażała sobie, że mógłby być inny. Z drugiej jednak – czuła się jak bezdomny pies, jak przedmiot wyrzucony na śmietnik, zużyty, nikomu niepotrzebny. Cóż, przyjdzie jej od początku układać życie, zaczynać wszystko od nowa. Pomyślała, że nie chce się z nikim więcej wiązać, pozostanie w samotności będzie prostszym i lepszym sposobem na życie. Ma przecież chłopców, musi coś zrobić aby odnaleźli drogę do siebie, aby wreszcie zaprzyjaźnili się jak prawdziwi bracia. Wprawdzie nieraz jej się pojawiają przed oczami obrazy z majowych wypraw pienińskimi szlakami ale, cóż, zwalczy w sobie wszystkie głupie myśli i koniec.
Nie było to wcale takie proste jak sobie wmawiała. W najmniej odpowiednim momencie przypominały jej się słowa Winicjusza, jak choćby wypowiedziane wtedy, gdy natknęła się na niego niespodziewanie i na jego słowa odpowiedziała zarzutem, że ją oszukał, ukrył fakt, iż tyle wie o jej życiu, a ona nie może być z kimś, kto ją oszukał.
– Ja cię nie oszukałem – odpowiedział wtedy. – Zaczęło mi na tobie cholernie zależeć. Chciałem, żebyś mnie poznała i polubiła. Mnie jako człowieka. Nie ukrywałem niczego przed tobą celowo. Tak wyszło przypadkiem, rozumiesz? Problem tkwi w tobie, w twoim podejściu do świata. Nauczyłaś się być ofiarą, cierpiętnicą i nie chcesz wrócić do normalności, w której bierzesz odpowiedzialność za siebie i swoje życie. I w której przestajesz wszystkie winy zrzucać na męża. Bo wbrew rozsądkowi jest ci z tym wygodnie. On jest sukinsynem – ty ofiarą. Jest ci z tym dobrze bo możesz do woli cierpieć, a świat powinien ci współczuć…
Bardzo wtedy przeżyła jego słowa, obraziła się… no właśnie, obraziła się jak mała dziewczynka. Teraz wie, że miał rację. I teraz bierze odpowiedzialność za siebie. Od teraz nie ma już męża, formalnie.
16.02.2018
Na szczęście nie jest to moje doświadczenie.
Dobrej słonecznej niedzieli dla Ciebie Aniu :)))
I Tobie dużo słoneczka:)))