Winicjusz Bartecki znał Szczawnicę jak własną kieszeń. Przez wiele lat przyjeżdżał tu na wakacje, potem na urlop z Marią – najpierw jako ukochaną dziewczyną, potem równie ukochaną żoną oraz córeczką Marysią. Razem przemierzali pienińskie szlaki. Po śmierci żony Marysia stała się dla niego najważniejszą istotą i motywacją do życia. Swoimi czarnymi oczkami i dołeczkami w policzkach odziedziczonymi po matce potrafiła rozpędzić smutki i wywołać uśmiech na twarzy ojca.
Marysia dorosła, skończyła studia, przyszedł czas na samodzielność. Postanowił zostawić córce mieszkanie, do którego była bardzo przywiązana i tak uczynił. Dla siebie kupił małe mieszkanko z dużym balkonem przy ulicy Polnej Róży, tuż pod Lasem Kabackim. Chwalił sobie miejsce ciche i spokojne. Miejsce z którego robiło się świetne wypady. Ponieważ lubił dalekie spacery, piechotą przemierzał spore odległości zwiedzając okolice nowego miejsca zamieszkania. Kilka razy natknął się też na Adelkę idącą z psami Aleją Kasztanową, ulicą Wąwozową albo KEN, kiedyś ją spotkał w urzędzie. Odkąd zwracali się do siebie per „sąsiedzie” i „sąsiadko” połączyła ich większa zażyłość niż przez wszystkie poprzednie lata znajomości poprzez Zenka Kowalskiego, obecnie ordynatora w szpitalu, w którym ponad dwadzieścia lat pracowała Adelka. Winicjusz przyjaźnił się z Zenkiem przez wszystkie lata od czasów studenckich mimo, iż studia medyczne przerwał po drugim roku stwierdziwszy, że nie ma powołania do zawodu lekarza. Zmienił diametralnie plany życiowe i idąc za prawdziwym powołaniem ukończył Akademię Sztuk Pięknych. Wtedy właśnie poznał śliczną Marię, której przodkowie wywodzili się ze słonecznej Italii. Oczarowały go płomienne czarne oczy i burza ciemnych loków niesfornie wijących się wokół ślicznej twarzyczki. I wzajemnie, Maria zakochała się w wysokim, przystojnym, szarookim chłopaku, który z wyjątkowo gęstymi, ciemnymi długimi włosami wyglądał jak piękny Indianin. Maria od dzieciństwa kochała się w Winnetou, Winicjusz żartował, że jest wcieleniem wodza Apaczów co Maria intuicyjnie wyczuła. Niestety, szczęście trwało krótko, do czasu wykrycia złośliwego nowotworu, który wyjątkowo szybko zabrał młodą kobietę do krainy wiecznych łowów… Tylko ze względu na córeczkę wziął się w garść, postanowił zapewnić jej idealną opiekę, przyrzekł sobie, że Marysi nigdy niczego nie zabraknie. Zainwestował na giełdzie pewną kwotę pieniędzy. Dopisało mu szczęście i zarobił sporą sumę, którą korzystnie ulokował. W tym czasie pracował w wydawnictwie. Bardzo mu praca odpowiadała dopóki nie kupił wydawnictwa człowiek, z którym nie miał ochoty współpracować. Przez jakiś czas był właścicielem agencji reklamy, jednak to nie był dobry pomysł, nie dawała mu ta działalność satysfakcji. Sprzedał firmę. Wkrótce potem otworzył antykwariat-galerię, przy której z czasem powstała kawiarenka. „Bibliotekarnia Pod Złotą Filiżanką”, czyli antykwariat, galeria i kawiarnia w jednym – zupełnie dobrze prosperowała, a z czasem stała się miejscem spotkań kolekcjonerów, szperaczy, ludzi z pasją oraz także turystów zwiedzających starą Warszawę. Wspólniczkami uczynił dwie kuzynki Marii, urodziwe siostry bliźniaczki, Stenię i Franię, stanowiące świetnie uzupełniający się duet, dzięki czemu obsługa była stała i niezawodna. Winicjusz nie będąc więc uwiązanym do miejsca, mógł swobodnie podróżować w poszukiwaniu białych kruków oraz dobrych win, których stał się koneserem, a które sprowadzał dla swoich gości. Tym sposobem udało mu się połączyć przyjemne z pożytecznym. Marysia wyrosła na mądrą i piękną dziewczynę, pod troskliwą opieką ojca i obu ciotek, i w „Filiżance” czuła się równie dobrze jak w domu.
Przez lata usiłował Winicjusz patrzeć z dystansem na otaczającą go rzeczywistość. To było wygodne podejście do życia, które wypracował starając się wrócić do świata po śmierci żony. Starał się nie brać na siebie odpowiedzialności za losy całej Ziemi. Żałował cierpiących, pomagał jak mógł i komu mógł. Zdając sobie sprawę z tego, że nie usunie ze świata wszystkich jego okropności i okrucieństw, zachowywał albo przynajmniej próbował zachować wewnętrzny spokój. Nauczył się, że człowiek sam buduje własną rzeczywistość swoją pracą, wysiłkiem oraz pozytywnymi myślami i nieustanną pracą nad sobą.
Na cały długi majowy weekend i jeszcze na kilka następnych dni meteorolodzy zapowiadali piękną pogodę. Zresztą prawie cały kwiecień był tak ładny, że wyjazd na łono natury wydawał się Winicjuszowi jedyną odpowiedzią na urok wiosny. Będąc u Zenka usłyszał Adelkę mówiącą o Szczawnicy i zapragnął wrócić do urokliwego miasteczka, z którym wiązały go wspomnienia. Tym oto sposobem znalazł się w „Budowlanych”.
2.01.2018