Już trzeci dzień

Atrakcje świąteczne i sylwestrowe za nami. Psy nie chciały wyjść z domu, pochowały się tam, gdzie czuły się w miarę bezpiecznie. Wnusia K. spędziła u nas Sylwestra, była motywacją do zorganizowania stołu z zakąskami, zmiany ubioru i w ogóle duszą wieczoru była. Dziecko w domu jest samym życiem, pobudza do działania, nawet wiecznych malkontentów zmusza do uśmiechu:) Oglądałyśmy występy sylwestrowe na TVN i na Polsacie, poszłyśmy spać po drugiej uwalniając Męża i pozwalając mu obejrzeć jakiś film.
W Nowy Rok w samo południe od początku świata (mojego) zasiadam przed telewizorem i czekam na koncert z Wiednia, choćby się waliło i paliło – nie odpuszczę. Z wielką przyjemnością oglądam i słucham, ulatuję duchem w okres Cesarstwa. Myślę, że mam w sobie „gen Galicji”, z tym się trzeba urodzić, moje dzieci już go nie mają. Ja dzieciństwo spędziłam w Tenczynku, słuchałam opowiadań Dziadka, który z armią austriacką przeszedł prawie całą Europę służąc w piechocie podczas pierwszej wojny światowej, słuchałam Babci, która w szkole śpiewała hymn ku czci cesarzowej Elżbiety z refrenem „bo z Habsburgów losem złączon jest na wieki Polski los”. Z jednej strony bieda galicyjska, z drugiej – najwięcej swobód, rozwój nauk, czasopiśmiennictwa, literatury, UJ, Towarzystwo Naukowe Krakowskie przekształcone z czasem w Akademię Umiejętności, przy której powstała Komisja Balneologiczna z prof. Józefem Dietlem związanym nierozerwalnie ze Szczawnicą i źródłami mineralnymi. Kraków ówczesny – budzi nostalgię we mnie, nie tylko jako stolica kultury lecz miejsce młodości moich Dziadków, świadek przyjazdu Dziadka pociągiem za Babcią, która w końcu została jego żoną. Siostra zaś prababci ze strony Taty wyjechała z mężem do Wiednia. Tata mówił, że prababcia była u niej z wizytą. Nic więcej nie wiem. Szkoda, ze nie pamiętam, nie zapisałam wtedy żadnych szczegółów. Niestety.
Wciąż powtarzam, że to błąd, iż jak się jest młodym, nie zwraca się uwagi na wiele rzeczy, bo myśli się, że jest czas… A on, ten czas, zasuwa jak mały samochodzik i dziś już mamy trzeci dzień roku 2018.

  • kolewoczy Ależ miałabyś teraz o czym pisać! Też uważam, że szkoda. nasi dziadkowie mieli ciekawe i bogate życie. Mój dziadek chodził jeszcze do rosyjskiej szkoły w czasie zaborów, do końca życia liczył wymawiając liczebniki po rosyjsku.
  • mmzd Koncert wspaniały, maestro Muti w znakomitej formie, tylko Pana Bogusława brak, bardzo …
    noworoczne serdeczności
    Magda
    <*0;ooooo;~~
  • annazadroza kolewoczy:-) Kiedy mieszkałam w Opolu(podstawówka) dziwiłam się na początku, że panie w sklepach liczą po niemiecku. W Tenczynku pamiętam, że np. furman do konia mówił „curig”, żeby się cofnął, szafkę nocną nazywało się „nakastlik” i różne takie pozostałości do dziś funkcjonują. A Dziadkowie – pomyśl dwie wojny światowe, rewolucja w Rosji, cud nad Wisłą, lata osiemdziesiąte u nas, pierwszy pociąg, pierwszy lot w kosmos, pierwszy spacer po księżycu – jaki to kawał historii dane było temu jednemu pokoleniu przeżyć i odczuć na własnej skórze.
  • annazadroza Magdo:-) Pana Bogusława brak, nikt Go nie zastąpi, nikt Mu nie dorówna choćby nie wiem jak się starał. Był jeden jedyny na całym świecie, swoją obecnością, komentarzem sprawiał, iż wszystko o czym mówił stawało się realne, namacalne, żyjące. Miał taki dar, tego nie można się nauczyć, trzeba to mieć.
  • veanka Masz świętą rację, jak jest dziecko w domu, to życie toczy się całkiem inaczej i człowiek jakoś się „prostuje” i funkcjonuje jak dwadzieścia lat temu;).
    Z tym, ze gdyby to dziecko miało u nas zamieszkać na stałe, to by już tak wesoło i kolorowo nie było, szybko zabrakłoby mi siły.
    Koncert noworoczny z Wiednia to jest mój stały program, od lat go oglądam.
    Jakiś czas temu (ok. 20 lat temu) pan Bogusław był co roku organizatorem Konkursu im. Jana Kiepury w Krynicy Zdroju. To były czasy, kiedy jeszcze do sanatorium jeździłam właśnie tam i we wrześniu, więc miałam okazję poznać pana Bogusława, chętnie podpisywał swoje książki, spacerował po deptaku, rozmawiał z ludźmi…
    To był KTOŚ.
  • annazadroza Veanko:-) Moja sylwestrowa „gościówa” jest na tyle duża, że nie wymaga stałej opieki, ma swoje sprawy:) Dla mnie ważne jest, że lubi u nas przebywać, poprzytulać się (jeszcze), pogadać, obejrzeć wspólnie film. A ostatnio kręciliśmy film – zadanie do szkoły, w wersji angielskiej:) Ja jako operator, aktorzy to Wnusia i Mąż. Powtarzaliśmy nie wiem ile razy i spłakaliśmy się ze śmiechu. Myślę, że dla niej to będzie wspomnienie na zawsze, dla nas zresztą też:)
    A pan Bogusław to naprawdę był KTOŚ. Pozazdrościć Ci można, że mogłaś się z nim spotkać osobiście. Myślę, że odsunięcie Go od Krynicy było jedną z przyczyn choroby i w następstwie – odejścia, bo tak jest, kiedy zabiera się ukochane dziecko…

 

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Myślę sobie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *