Adelka była osobą zdecydowaną. Dawno zdecydowała, że chce mieć święty spokój. Ciągle się jednak zdarzało coś takiego, co uniemożliwiało trwanie w owym upragnionym stanie. Tak się oczywiście stało i teraz. Zadzwoniła pani Henia z płaczem, że znowu nie przyszła opiekunka. Cóż, Adelka podniosła się miotając w duchu niecenzuralne słowa pod adresem niesolidnej, nieodpowiedzialnej kobiety. Sytuacja rzeczywiście przedstawiała się tragicznie po raz kolejny. Zdesperowana, podniesionym głosem oznajmiła, że tak dłużej być nie może, po czym zabrała biedną Perełkę na spacer.
W wyniku intensywnych działań znajomych i różnych znajomych innych znajomych pani Henia wylądowała w ośrodku opiekuńczym a Perełka u Adelki, gdzie od pierwszej chwili poczuła się w pełni szczęśliwa w towarzystwie Reksa i Misia. A obaj czworonożni „chłopcy” też byli zadowoleni z towarzystwa „dziewczynki”. Tak więc na spacery Adelka chodziła w towarzystwie całej trójki.
Ponieważ była zawsze gotowa nieść pomoc, często korzystali z tego okoliczni znajomi psiarze. Gdy ktoś był chory – dzwonił do niej, nigdy nie odmawiała mając na uwadze dobro naszych mniejszych braci tak czworonożnych jak i skrzydlatych, wszak opiekując się w domu ukochanymi papugami uchodziła za ekspertkę od ptaków.
Życie Adelki wcale nie było pozbawione damsko-męskich relacji. Ciągle się trafiał jakiś chętny „psi spacerowicz” do towarzystwa na spacerze albo do wypraw po wodę oligoceńską, albo zapraszający ją na działkę. Ona nie miała najmniejszego zamiaru zamieniać swego ułożonego, wygodnego życia na inne, tak jej było dobrze, więc zbytnio się nie przejmowała tym, co robią i myślą współspacerowicze. Natomiast Elka i Kasia były zdegustowane spotykając któregoś towarzysza Adelki w towarzystwie innej „psiej” znajomej. Natychmiast tracił u nich punkty i obrzydzały go Adelce ile się tylko dało. Ta znów śmiała się z przyjaciółek ponieważ naprawdę nie przywiązywała do tego wagi.
Jeden z „psich” znajomych, pan Edek, szczególnie często absorbował jej uwagę i czas. Elżbieta i Kasia zaś szczególnie jego nie darzyły sympatią. Bo co sobie taki chłop myśli? Nie dosyć, że uważa się za alfę i omegę we wszystkim, bez przerwy angażuje Adelkę w swoje sprawy, to nagle okazuje się, że ma babę, która u niego zamieszkała. Obie czuły ogromne oburzenie. Chłop – jak to chłop – niczego nie czuł i – mimo baby – zapraszał Adelkę w dalszym ciągu na spacery. Ona dawała się wyciągać mając na uwadze wyłącznie dobro psów.
No i właśnie dała się naciągnąć na spacer do lasu. Poszli we trójkę: Adelka, pan Edek i pani Lodzia, którą przedstawił jako narzeczoną, no i oczywiście psy. Pani Lodzia była świergotliwą osóbką podkreślającą na każdym kroku genialność pana Edka w absolutnie każdej dziedzinie. On zaś uśmiechał się pełnym wyższości uśmiechem i dawał do zrozumienia otoczeniu, czyli w tym przypadku Adelce, że oto odpowiednia ocena jego wartości i niech Adelka patrzy co straciła nie doceniając w porę jego cennej, nadzwyczajnej osoby. Ona bawiła się całą sytuacją dopóki bałwochwalcza paplanina pani Lodzi nie zaczęła jej przyprawiać o ból głowy. Czuła się coraz bardziej rozdrażniona. Z przechadzki radowały się już tylko psy, którym obojętna była pani Lodzia i jej gadanie. Najbardziej uszczęśliwiona spacerem była Perełka bo przecież przy pani Heni przez długi czas nie miała szans na żadne spacerowe szaleństwo. Pierwsza wiosenna zieleń każdemu człowiekowi przynosi optymistyczny nastrój, a zapach kwitnących roślin wprawia w dobry humor. Życie wydaje się piękne o tej porze roku nawet największemu pesymiście, jakby zamykał się na pewien czas jego kanał narzekania.
Niestety, gadulstwo pani Lodzi stawało się nie do zniesienia nawet dla najbardziej optymistycznie nastawionego do świata człowieka. W pewnej chwili Adelka poczuła konieczność znalezienia jakiegoś ustronnego miejsca, bo w przeciwnym wypadku będzie miała mokrą bieliznę. Chciała smycz Reksa przypiąć do drzewa, żeby nie biegł za nią. Jednak pani Lodzia tonem nie znoszącym sprzeciwu oferowała swą pomoc w kwestii przytrzymania psiej smyczy. Nie pomogły tłumaczenia, że Reks jest bardzo silny i nie zniesie, kiedy jego pani zniknie mu z oczu. Pan Edek równie kategorycznie twierdził, że Reksa utrzymają. Adelka nie miała czasu na dalsze dyskusje, musiała czym prędzej się oddalić i ukryć w krzakach. Uczyniła to wszakże ze świadomością, mściwą zresztą, że oboje nie znają możliwości Reksa. Ale skoro tak bardzo się upierają – trudno.
Po chwili, kiedy już poczuła ulgę, usłyszała krzyki, szczekanie i zobaczyła obok siebie uśmiechniętą mordę Reksa, szalejącego z radości, że znalazł panią i pokonał ciemiężycieli, którzy go chcieli od pani oddzielić. Przecież on jest od tego, żeby pani pilnować a pani gdzieś zniknęła! Nie zważając na obcych uczepionych końca smyczy ruszył pędem na poszukiwanie. Dobrze widział, w którym kierunku się oddaliła, resztę mu dopowiedział wrażliwy psi nos. Pani Lodzia na końcu smyczy padła jak długa i jęczała. Usiłując ukryć ponurą satysfakcję, z pozorną troskliwością dopytywała Adelka o stan zdrowia pani Lodzi, uwieszonej na ramieniu pana Edka i coś plotącej o bestii, która nie chciała jej słuchać, pociągnęła ją za sobą powodując skręcenie kostki, zaś potem się wyrwała i uciekła. „Bestia” siedziała obok swojej pani z wywieszonym różowym ozorem, z mordą uśmiechniętą od ucha do ucha i z mówiącym spojrzeniem.
– Dobrze zrobiłem tej małpie? – wyczytała Adelka.
– Oj dobrze, dobrze – pogłaskała olbrzymi łeb i zwróciła się do pani Lodzi. – Przykro mi, ale sama jest pani sobie winna. Uprzedzałam, ze Reksa trudno jest utrzymać. Tak mnie kocha, że będzie mnie szukał jak tylko zniknę mu z oczu. Myślę, ze nie ma sensu kontynuować wspólnego spaceru.
– Też tak myślę – wysyczała pani Lodzia.
– Proszę się udać do stacji metra, to dwa kroki stąd. Jakoś pan Edek pani pomoże i wrócicie metrem. My wrócimy piechotą.
– Myślę, że tak będzie najlepiej – oznajmił pan Edek z wyższością w głosie i oczach, mającą zmrozić Adelkę i uświadomić, że oto znika z jej życia na zawsze.
– Głupi dziad – mruknęła i ruszyła z psami w drogę powrotną.
Wrócili we czwórkę do domu. Zobaczyła jak z wyjścia metra gramoli się pani Lodzia wsparta na panu Edku, którego twarz wyraźnie poczerwieniała z wysiłku.
– Wcale mi nie żal baby – powiedziała przyjaciółkom.
– Mnie też, ani trochę – orzekły zgodnie Ela i Kasia.
Reks został bohaterem dnia, bezapelacyjnie należał mu się taki tytuł.
15.12.2017
- kobietawbarwachjesieni Psy od razu potrafią poznać się na ludziach. Pozdrawiam.
- annazadroza jesienna:-) Potrafią, potrafią. Koty zresztą też:) Cieplutkiego. miłego wieczoru:)))