Byłam, odetchnęłam cudownym pienińskim powietrzem i wróciłam 😊 Do ostatniej chwili tak naprawdę nie wiedziałam czy się uda. W głębi duszy żywiłam przekonanie, że babcię D. wsadzę siłą do bagażnika w razie jej zdecydowanego oporu… 😉 Tym razem sama spakowałam jej rzeczy do zabrania. Przy okazji udało się zajrzeć do babcinej szafy (normalnie się nie da) i wyciągnąć rzeczy do prania. Od zeszłych wakacji – biorę pod uwagę pakowanie na wyjazd – babci D. splątanie sporo posunęło się do przodu mówiąc delikatnie. Dlatego dobrze zrobiłam, że sama się tym zajęłam. Odłożyłam też kilka rzeczy do wyrzucenia, kompletnie zniszczonych ciuchów, których by nie dała ruszyć, gdyby widziała. Jak nie widzi to nie wie nawet, że je miała i nie szuka. Zresztą już nie rozróżnia co jest jej własnością, co nie, bierze co ma pod ręką. W Szczawnicy codziennie MS wychodził z nią na spacer po śniadaniu. My z psiepsiołami na dłuższy spacer wychodziliśmy po obiedzie, a babcia D. już nie pamiętała, że rano na spacerze była. W sumie nic dziwnego, skoro wciąż znajdujemy zakamuflowane leki w różnych dziwnych miejscach. W tej kwestii nie ma zaćmienia, potrafi wziąć tabletki do ust, jeść, pić, a mimo wszystko jakoś udaje jej się wypluć i schować. Niepojęte po prostu. Po obiedzie mówiliśmy, że z psami idziemy wysoko i daleko w góry, a ona musi odpocząć po własnym dopiero odbytym spacerze. Siadała na balkonie z krzyżówką, książką (za każdym razem inną poprzednią odłożywszy nie wiadomo gdzie). Uważam, że i tak była bardzo dzielna wchodząc na czwarte piętro, dawała radę i nie było problemów z ciśnieniem. Gdyby nie „chora głowa” byłoby nawet bardzo dobrze, przecież za chwilę skończy 89 lat.
Po powrocie – wiadomo – pralka chodziła nie wiem już ile razy, suszenie, prasowanie i mogę powiedzieć, że ten etap zakończony 😊 Teraz poukładać, pochować i doprowadzić do porządku. Ogródek był zarośnięty do ostatnich granic, a nawet poza nie 😉 Już pierwsze koszenie trawy się odbyło, teraz trawka dochodzi do siebie, mam nadzieję, że całkiem dojdzie. Panienki warszawianki kwitną, zebrałam mnóstwo nasionek na przyszły sezon. Rozchodniki też kwitną. Dzikie wino się przebarwia i świat czyni kolorowym, co przy świecącym słoneczku sprawia, że jesień jest taka jaką lubię i niech będzie jak najdłużej.
Kulinarnie – czuję się już absolutnie pewnie w kwestii kotletów i placków vege ze wszystkiego co mam pod ręką, oby tylko jajka i tarta bułka jako podstawa były to wychodzą bardzo smaczne „twory”, które nawet MS próbuje i twierdzi, że smaczne, a babcia D. też zjada i mówi, że dobre mięsko 😉 choć to bez kęsa mięsa 😉
Zdecydowanie muszę od razu zapisywać z czego robię, bo po kilku dniach już nie pamiętam ponieważ za każdym razem to jest improwizacja. I smacznie wychodzi 🙂 Po powrocie upiekłam pasztet wg przepisu z https://aniagotuje.pl/przepis/pasztet-z-soczewicy Rewelacyjny!!! Nie brałam składników – oczywiście jak to ja 😊 – idealnie pod względem ilości zgodnie z przepisem, tylko mniej więcej na oko ile miałam, ale pod względem wykonania starałam się bardzo i było warto. Tak dobrego jeszcze nie jadłam, zawsze były takie suche, sypkie (pasztety), a ten był idealnie wilgotny, odpowiednio ostry i nie potrzebował żadnych dodatków. Babcia D. pytała kilka razy czy kupny czy domowy i zajadała ze smakiem. Zniknął do ostatniej okruszynki. To znaczy połowa, drugą zamroziłam i MS zawiózł Małemu, czekam na jego reakcję 😊
Dzielne psiaki wytrzymały podróż w dwie strony, na szczęście upału tym razem nie było, więc dały radę. Dzielnie też wchodziły na czwarte piętro trzy razy dziennie.
W Szczawnicy wypuściłam się do ciuchlandu, a ponieważ uwielbiam grzebać w szmatach (choć już rzadko to czynię) wyszukałam kilka bluzek i obiecałam Luci, https://pozagranicamipolskialenietylko.home.blog/ – że pokażę. Miałam zrobić porządek z własnymi ciuchami to znaczy pozbyć się części już nieużywanej, ale wiadomo – łatwe to nie jest. Co szmatka to decyzja 😉 Jednak trzeba i duża torba odłożona takich co to „się skurczyły” nie wiadomo czemu 😁 więc się rozgrzeszyłam, bo przecież takich „po domu” coby nie straszyć ludzi i siebie (gdy nagle spojrzę w lustro) nigdy dosyć 😀
Przywiozłam śliczny ręczny młynek. Babcia miała czerwony i mieliło się w nim wszystko – np cukier na cukier puder (mączkę babcia mówiła), który wkładała do pojemnika porcelanowego z niebieskim kwiatkiem namalowanym i dokładała laskę wanilii. Taki był tenczynkowy cukier waniliowy 🙂
To tak na szybko. Potem będę pomału wspominać i pokazywać, właściwie przypominać Szczawnicę. Na rozsmakowanie – Grajcarek 🙂
Dobrego tygodnia i trzymajcie się zdrowo!
Aniu, ta masa pasztetowa, czego dodalas do miesa i w jakiej ilosci? Wyglada smakowicie i nawet mojemu Frankonczykowi sie spodobalo na zdjeciu 😀
Podziwiam Cie… 89- latka z demencja, to praca niemozebna i nie przerobiona. Sciskam serdecznie!
Lucy:-) To jest pasztet z ryżu i soczewicy czerwonej, bez mięsa 🙂 Podałam link do strony z pasztetem powyżej zdjęcia. Od półtora roku nie jem żadnego mięsa, przedtem przez dwadzieścia kilka lat jadłam tylko kurczaki i ryby, teraz czasem rybę jeszcze. Za to nauczyłam się i dalej uczę (bo ja jak dudandrzej ciągle się uczę) 🙂 nowych potraw, nowych smaków i dobrze mi z tym 🙂
Wiesz coś o demencji, pamiętam przecież…
Uściski dla Ciebie i Męża 🙂
Aniu Lucia Modna pełna aprobaty na ciuszki. Szczególnie ta zielona sukienka mi się podoba Pobyt był udany i to najważniejsze
Spróbuj podawać babci D. lekarstwa rozbite na miazgę w jedzeniu. Szczególnie może w kanapce lub w zupie czy kotleciku.
Kwiatki i psiaki urocze jak zawsze
Buziaki
A Twoje potrawy wyglądają smacznie i pewnie by smakowały tylko, że ja nie mam samodzielności w temacie kuchni. Niestety.
Luciu:-) Cieszy mnie aprobata Luci Modnej 🙂 To zielone wieki temu nosiłabym jako sukienkę (takie czasy były), teraz musi się ona (szmatka) cieszyć z tego, że będę jej używać jako tuniki do spodni.
Luciu, rozbitego leku nie połknie tym bardziej. Jak poczuje, że coś jest gorzkie to wypluje, wyleje. Trzeba ją pilnować przy połykaniu, co i tak nie daje 100% pewności, ale innej rady nie ma. Nie każę jej buzi otworzyć i pokazać, bo by mnie chyba zabiła (wzrokiem na pewno), i tak się obrazi i pójdzie do siebie. Przecież nie będę się szarpała ze staruszką, trudno. Połknie to dobrze, nie połknie drugie dobrze. Co ma być to będzie, a ja się staram jak mogę, żeby mieć czyste sumienie.
Wiem, że nie masz „samodzielności kuchennej”, ale to tylko strata V. Choć i tak nie wie co traci, nasza polska kuchnia jest pyszna!
Buziaki 🙂
Ania w gorzkiej czekoladzie?
Potartej i wymieszanej albo rozpuszczonej i na łyżeczce.
A potartej lub rozpuszczonej na łyżeczce.
Nie weźmie za skarby świata, to uparty Skorpion, nie przekonasz jeśli ma na myśli spiskową teorię 🙁
Po powrocie zawsze jest masa pracy, wiadomo . Fajnie, że byliście. To złapanie oddechu na pluchowatą późną jesień. A babcia D. jest niezmordowana- do zadziwienia. Nieodmiennie Was podziwiam.
Matyldo:-) Nie ma za co podziwiać, takie jest życie i nie mamy wpływu na pewne sprawy. Trzeba się pogodzić i zaakceptować, inaczej nie można funkcjonować normalnie.
Cudnie było, jakby mogło być inaczej! Przecież Szczawnica jest najcudniejsza na świecie (jak dla Stokrotki Kazimierz) i dobrze, że jest taka odskocznia, bo nawet gdy człowiekowi źle to sobie wspomni, spojrzy na zdjęcia i od razu lepiej 🙂
Uściski!
Ależ tam jest pięknie! Ostatnio nad naszymi Bulwarami spotkaliśmy panią z Krakowa i mówiła, że jeśli zajedziemy kiedyś w te rejony, to koniecznie do Szczawnicy też musimy. Jak widać wielu darzy miłością ten zakątek świata 🙂 I cieszę się bardzo, że udał Wam się ten wakacyjny wyjazd. Psiepsioły też dzielne, tyle wędrówek i wspinaczki miały!
Aniu każdy taki kotlet kombinowany z warzyw, kasz czy ryżu chętnie bym spróbowała i wierzę, że by mi smakował, muszę się tej sztuki nauczyć 🙂 Uściski dla Was serdeczne!
Myszko:-) Szczawnica jest przepięknie położona, to prawdziwa Perła Pienin. My się w niej zakochaliśmy przeszło 20 lat temu, jeszcze w poprzednim wieku 🙂 I to od pierwszego wejrzenia! Wyjazd był cudowny 🙂
Myszko, próbuj robić placki/kotlety wrzucając do miski wszystko co tylko przyjdzie Ci do głowy (co masz pod ręką np kaszę ugotowaną, ryż, pokrój makaron pozostały z obiadu, warzywa z rosołu, ser żółty itd), dopraw czym lubisz (użyłam np przyprawy do kurczaka po węgiersku, złocistą, po staropolsku) i duuużo daj, nie żałuj. Do tego wbij jajko/a, dodaj bułkę tartą – tyle, aby miały konsystencję dającą się wrzucić łyżką na patelnię. Albo uformuj kotlety jak mielone – jeśli się dadzą – obtocz w bułce i usmaż. Wypróbowałam, że odgrzewane na maśle klarowanym są jeszcze smaczniejsze. Próbuj! Buziaki 🙂 🙂 🙂
Dobrze, że wyjechałaś. Zobaczyłaś stare, ulubione kąty. To najważniejsze. Pozdrawiam
Krysiu:-) Cudnie było, bo Pieniny są przepiękne 🙂 Uściski posyłam 🙂
Podziwiam Was za ten wyjazd. Babcia ma jeszcze Super kondycję. Aniu, co to się dzieje z tym ciuchami, jakieś przykrótkie się robią czy co albo złych proszków i płynów używamy bo u mnie też jakieś przykurcze ciuchowe się zrobiły. Nowe nabytki Super.U mnie przetwory z cukinii. Pozdrawiam
Uleńko:-) Masz rację w kwestii ciuchów, może to wpływ zmiany klimatycznej, że się zsychają i kurczą 😉 – jak myślisz? Lubię w ciuchlandzie poszperać, nie jest mi żal, jak trzeba wyrzucić gdy się zniszczą. Poza tym teraz moda na nieniszczenie i niekupowanie dla dobra planety, więc się wpisuję w trend 😉
Cukinię lubię, smażyłam ostatnio do obiadu.
Serdeczności!
No kochana, nawet nie wiem od czego zacząć…
Normalnie to daje Ci medal, a nawet dwa, za cierpliwość do seniorki i za te potrawy vege!
Kraty teraz niesamowicie modne, ja kupiłam dziś spodnie w kratę, cena na metce 59, a pani przy kasie mówi 39 – uwielbiam takie zakupy!
Wypadu do Szczawnicy zazdraszczam oczywiście!!!
Jotuś:-) Dzięki za medale 😉
Kratki zawsze lubiłam, groszki też. Nie lubiłam nigdy wzorów geometrycznych, ale kwiatki tak. Fajny miałaś zakup, zaoszczędziłaś 20 zł. wcale się tego nie spodziewając. Miła niespodzianka 🙂
Odwiedzin Szczawnicy Ci życzę z całego serca!!!
Wspaniale Aniu, jak dobrze, że pojechaliście i udało się i pochodzić z Babcią D.i samodzielnie spedzić trochę czasu, odetchnąć gorskim powietrzem i napaść oczy i duszę milymi krajobrazami. Pełen sukces . Dlugo byliscie?
Dorciu:-) Oj cudownie było i cudownie, ze się udało 🙂 Babcia D. oczywiście już nie pamięta ani spacerów, ani wyjazdu, ale ważne, że się ruszała i jakoś funkcjonuje dotąd. Byliśmy przeszło miesiąc, prawdziwe wakacje 🙂 Dla nas – astmatyków – taka kuracja klimatyczna jest bardzo wskazana. Może się uda za rok powtórzyć. Zresztą, co tu planować w tym zwariowanym czasie, nie wiadomo co będzie za kilka tygodni…
Trzymam kciuki, za nastepny wyjazd! Jak świetnie, że tak dlugo mogliscie pobyć w ulubionym miejscu.
To naprawdę świetnie, my się tam czujemy jakbyśmy wracali do domu. Właściwie to miasteczko to taki drugi dom 🙂
Oj, jak ja tęsknię za Szczawnicą (i za spotkaniem z Tobą!)… Niestety w tym roku nie udało mi się wyjechać w góry, może za rok?
Aguś:-) Muszę Ci powiedzieć, że przy okazji każdego spaceru zerkałam w „Twoje” okna i chyba ze trzy razy świeciło się światło. Na pewno jeszcze pojedziesz do Szczawnicy nie jeden raz, bo warto tam odpocząć od codzienności.
Uściski 🙂
Ależ cudne to wszystko!!!
I Szczawnica i te spacery i piękne zdjęcia…i to jedzonko…
I Babcia też na swój sposób cudna…
Pięknych dni życzę Anko…. chociaż są one coraz krótsze …
Stokrotko:-) Bardzo Ci dziękuję za komentarz i tyle dobrych słów 🙂
Serdeczności!
Pyszne jedzonko. Wakacji szkoda, ale i jesień jak na razie jest piękna.
Pieski bardzo fotogeniczne.
Pozdrawiam. 😉
J.Kosik:-) Pieski dziękują 🙂 Jesień naprawdę piękna, oby jak najdłużej taka była, prawdziwa polska złota jesień 🙂
Pozdrowienia 🙂
To ja czekam (nie)cierpliwie na zdjęcia ze Szczawnicy:)
Czekam zatem (nie)cierpliwie na zdjęcia ze Szczawnicy:)
Ikroopko:-) Póki co zerknij na poprzednie fotki, w kategorii „Szczawnica”.
Oj, jak tam pięknie 🙂
Widziałam, widziałam, ale nigdy dość
Wiesz co, ja też ciągle oglądam i nie mam dosyć 🙂
Późna pora, a mnie w żołądku piszczy, jak czytam o Twym jedzonku! I zdjęć Szczawnicy jestem spragniona, chociaż trochę dostałam od moich Dziecków, co byli tam niecałą dekadę temu! Zadowolnieni oczywiście do imentu, rócili na nasze hektary pełni radości, że wypad się udał!
Babci buziak w czółko! Wiem, czasem jest ciężko, ale bywa też dobrze, prawda? Krótko, bo krótko, ale… zawsze jest nadzieja na lepsze!
Serdeczności mnóstwo Aneczko dla Ciebie, i proszę Piesy poprzytulać w moim imieniu!
Fusilko:-) Piesy poprzytulane choć mokre, bo dziś lało przez całą noc i teraz też leje. Kaloszki niebieskie się przydały 🙂
Z babcią D. lepiej nie będzie, to wiadomo. Ostatnio słyszałam w tv, że nasza badaczka (polska) testuje jakiś lek, który nie tylko pomaga, ale nawet cofa zaburzenia. Jak znam życie – u nas nie będzie kasy na dalsze badania, za to się znajdzie dla tvp, rydzyka i innych bajtków… Może zachodnia jakaś firma przejmie i w ten sposób ludziom będzie pomagać, u nas – jak zwykle…
Co tam marudzić, cudnie było i cudnie jest choć mnie tam nie ma i tą świadomością się cieszę 🙂
Uściski najserdeczniejsze Aniu kochana 🙂
Podziwiam Cię, naprawdę szczerze, przede wszystkim za opiekę nad Babcią D. i podejściem do Niej, i za niesamowite kombinacje składnikowe w kotlecikach.
Piesy jak zwykle przesłodkie, młynek do kawy cudności. Już nie mogę doczekać się relacji, zwłaszcza fotograficznej, ze Szczawnicy. Ciekawa jestem czy tam już bardzo jesiennie, bo u mnie do jesieni jeszcze daleko.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Mokuren:-) Ten rok był wilgotny i wyjątkowo długo jest zielono. Kiedy wyjeżdżaliśmy ze Szczawnicy jesień dopiero leciutko dotknęła niektóre rośliny. Żałuję, że nie mogliśmy zostać dłużej, w październiku są zawsze najpiękniejsze kolory jesieni. Stąd wiem, że kilkakrotnie właśnie w październiku mieliśmy przyjemność tam być i zachwycać się Pieninami 🙂
Uściski serdeczne 🙂
Pingback: Koniec października coraz bliżej… | Anna Pisze