Był czas, że bez drutów w rękach nie usiadłam nawet na chwilę. Na zajęciach i wykładach w okresie studiów jeśli było to możliwe, przed telewizorem, w każdej wolnej chwili, nawet kilka minut przed wyjściem z domu. Druty były jak narkotyk – zmieniały, kolorowały świat, sprawiały, że miałam nowe bluzki i sweterki dla siebie i później także dla chłopaków. W pracy wszystkie dziewczyny dziergały i to było fantastyczne, co chwilę któraś przynosiła nowy wzór, wieści, gdzie można dostać jakąś włóczkę, wtedy głównie anitex udawało się kupić. Ktoś jeszcze pamięta co to było? Ja lubiłam z anitexu bluzki choć się szybko rozciągały, bo były wygodne, przyjemne w noszeniu i szybko się z niego robiło. Poza tym zdobycie włóczki było wyczynem. Już wspominałam kiedyś, że z moją sąsiadką z przeciwka pojechałam do zakładu dziewiarskiego po ścinki. Przywiozłyśmy dwa worki i ja to wszystko prułam, wiązałam nitki i stąd miałam materiał na robienie sweterków. Takie były czasy. Teraz włóczka jest, a ja nie robię na drutach. Najwyraźniej wyrobiłam swoją liczbę oczek na to wcielenie 😉
Była taka jedna zima, że machnęłam 10 swetrów, to były duże swetrzyska, nosiłam je do wąskich spodni i kozaków. Na pamiątkę zostały mi dwa – już nie z tych olbrzymich – sweterki i kilka zdjęć. Porozdawałam swetry, część się zużyła, zmieniły się potrzeby. Podczas „wietrzenia szafy” wyjęłam ocalałe i uwieczniłam, żeby Wam pokazać, że prawdę mówię 😉 I jeszcze kilka zdjęć starych znalazłam, na których moje dłubaninki są uwidocznione.
Trzy bluzeczki z ostatnich zdjęć jeszcze mam. W tamtych czasach (gdy je robiłam) nosiłam je do falbaniastych długich spódnic z szerokim paskiem… teraz mogę tylko pomarzyć, ale wtedy mogłam sobie na to pozwolić i mogę mieć satysfakcję, że tak było 😉 Za skarby świata nie odtworzyłabym teraz ściegów, wzorów. Jedynym „dziełem” jakie wykonałam przez ostatnie 10 lat było ubranko dla lalki Wery, spódniczka i bluzeczka. I to by było na tyle – cytując klasyka 🙂
Dobrego tygodnia i trzymajcie się zdrowo!!!
Aniu,super sweterki. Ja też dziergałam,ale nie tak dużo. Teraz mam zamiar robić chodniki z odzysku,ponieważ w końcu muszę zrobić porządki w szafach. Aktualnie zmieniła się pogoda, jest cieplej, nie nosimy już grubych swetrów. W szafie są góralskie spódnice i grube swetry, które wymagają wietrzenia. Pozdrawiam.
Tereniu:-) Zaczęłam robić chodniczek jakiś czas temu, ale babcia D. chciała koniecznie robić dalej. Pomyślałam, że będzie miała zajęcie i jej dałam. No i oczywiście szydełko wsiąkło, a robótkę sp…ła, rzuciłam w kąt i tyle z tego wyszło. Chyba już nie wrócę do robótek, po pierwsze jestem ślepa, a po drugie albo pisanie albo dłubanie. Skoro drugie odpadło, zostało pierwsze 🙂 Buziaki!
Jakbyś pisała o mnie, tyle że nie mam wszystkich moich dzieł na zdjęciach:-(
Pamiętam nawet, że druty zabierałam na zajęcia z wojska na studiach, siadałam na końcu i pod ławka dziergałam:-)
Kiedyś usiadłam w fotelu, gdzie zostawiłam robótkę i jeden drut wbiłam sobie w pośladek, bolało tylko przy wyjmowanie, ciekawe, prawda?
Robótki ratowały przed szarością rynku i pozwalały na oryginalność:-)
Jotko:-) Mam tylko kilka „dzieł” na fotkach, część przez przypadek. A ileż ja tego narobiłam! Uśmiałam się, bo na wojsku też dziergałam 🙂 Na drucie wprawdzie nie usiadłam, ale kiedyś mamie drut spadł na podłogę (u rodziców był parkiet), czy uwierzysz, że go nie znalazłyśmy? Czary 😉
Mnie mama nauczyła robić na drutach, szydełkiem nauczyłam się sama. Babcia umiała wszystko, co kobieta dawniej musiała umieć: haft, szydełko, druty – skarpetki i rękawiczki na 5-ciu drutach były dla mnie już nie do pojęcia. Umiała też koronki robić, szycie nie miało tajemnic, wtedy to był „obowiązkowy zestaw umiejętności”. Właściwie nasze babcie były artystkami!
Jestem pod wrażeniem !!! Piękne te Twoje dzieła !! Ja niestety ani na drutach, ani szydełkiem, ani szyć na maszynie 🙁 no antytalent kompletny 🙁 . Co prawda jako bardzo wczesna nastolatka obszydełkowałam koroneczką parę batystowych chusteczek, ale namęczyłam się przy tym okrutnie! Ale haft krzyżykowy a nawet richelieu bardzo lubiłam. A najbardziej szycie ręczne i obdziergiwanie dziurek 🙂
:)*
Magduś:-) Szydełkiem trzeba było na robotach obrabiać chusteczki. Roboty to były prace ręczne, za czasów moich dzieci już się nazywały: zajęcia praktyczno-techniczne. Uczyłyśmy się szycia (mama za mnie uszyła bluzkę), robótek (wtedy nie znosiłam), jakieś sałatki pamiętam – w sumie to było fajne, gdy patrzę z perspektywy czasu. Dziergać zaczęłam pod koniec liceum, chciałam już mieć nowe ciuszki, dojrzałam do tego. Na studiach to już wpadłam w nałóg, z którego wyleczyłam się gdy zaczęłam pisać, a dokładnie w 1989 roku, po śmierci mojej mamy. Tak się złożyło. Czyli lata 90-te już bezrobótkowe.
W kwestii szycia – nie lubiłam, ale z konieczności trochę szyłam, np. z moich starych dźinsów szyłam w rękach spodenki dla Dużego (kiedy był malutki), sobie sukienkę na sylwestra (też w rękach) z całego koła, bo po prostu musiałam mieć i już 🙂 Pościel szyłam na maszynie od sąsiadki, przecież nie było gdzie kupić, czasem się tylko materiał pościelowy trafił. No i tak to było, miło wspomnieć, bo… Polka potrafi… 😉
No mistrzyni, gratulacje.Pamiętam Anitex, była też jakaś sztywna ala bucle w takich dziwnych motkach , takie sznurkowate to było.Ty już robiłaś na drutach z żyłką ? Ja jeszcze jeździłam do Czechosłowacji po ich włóczki, były wtedy lepsze.U mnie było 20 lat przerwy w robótkach ale wróciłam.Sprobuj.
Uleńko:-) Najpierw robiłam na normalnych drutach, z żyłką pojawiły się dużo później. A moja babcia machała na 5-ciu pończoszniczych drutach, ja z podziwu wyjść nie mogłam, że tak się da! Po włóczkę nie jeździłam, ciągle było coś do sprucia i przerobienia, a ponieważ mama też cuda potrafiła na drutach robić, zawsze jakieś resztki się znalazły. Potem, gdy już „poszłam na swoje” czyli na Ursynów, prułam worki resztek, potem już się dawało kupić anitex i tak szło.
Całkiem zniechęciłam się do robótek jak sąsiadka kupiła maszynę dziewiarską. Ja poszłam z psem na spacer a ona w tym czasie zrobiła spódnicę, którą ja bym dziergała przez ileś dni!
Aha, a jeździłam do Krakowa, bo tam był dobry sklep z żywnością bezglutenową wtedy, gdy nie można było nic kupić, a mój Mały był bezglutenowcem. Wciąż drżałam ze strachu, że nie będę miała czym nakarmić dziecka. Wsiadałam rano w ekspres i wracałam popołudniowym. Tak było. Dziś dla młodych niewyobrażalne, żeby czegoś nie było, a bezglutenowa dieta stała się modna.
Witaj piękna i zdolna Anuśko!
No to nadziergałas tego…
I wskrzesiłaś na fotkach magiczne lata 80-te 🙂
Muszę się przyznać, że ja też w tamtych latach dziergałam. Do dziś mam ogromny nietoperz- swetrzysko moherowe z długim włosem. Mnie z kolei nie wzór fascynował, tylko kolor. Więc bawiłam się nimi, wplatałam kolory, faktury, napisy…
Wow! Jakie miłe wspomnienie. Szkoda, że w komentarzach nie można wklejac fotek jak na FB
Pozdrawiam gorąco :****
Polu:-) Nadziergałam się, to prawda, żałuję, że nie robiłam zdjęć wszystkim swetrom, a naprawdę było ich mnóstwo. Nie było przecież cyfrowych aparatów, telefonów komórkowych, fotki robiło się zwykłym aparatem fotograficznym, jeśli oczywiście udało się kupić film. Potem trzeba było zanieść do fotografa i cierpliwie czekać, aby zobaczyć co wyszło, co zostało utrwalone na kliszy. I czy od razu podrzeć, czy trochę później 😉
Aha, a na moher jestem uczulona 😉 Naprawdę! Buziaki!
Szkoda, że nie miałam kiedyś aparatu, aby zrobić sesje tego wszystkiego, co dziergałam Dzieciom, Ślubnemu i sobie. I szyłam też!
Moi chodzili jak kolorowe ptaszki ubrani, bo przecież coś dostać w sklepach to marzenie ściętej głowy! A najgorszy kłopot z butami był. Niestety, Wnuczkom już tak się nie udało, bo mi nadgarstki siadły i było „po ptokach” . Za to teraz, 5 lat temu szydełka się nauczyłam! Chociaż już też odczuwam nadgarstki, ale jednak to mniejsze twory i można sobie dłuższą przerwę zrobić!
Ale trzeba przyznać, że Ty też Artystka byłaś! :-)))))
Fusilko:-) Wszystkie wtedy byłyśmy artystkami 😉 Kto jak nie kobieta ogarnie dom, dzieciaki, ugotuje, upierze, uszyje i to w czasie gdy jedzenie trzeba było wystać i zdobyć, materiał do szycia też, itd., itd. Polka potrafi, nieprawdaż Aniu? A z butami faktycznie był największy kłopot, nogi chłopakom rosły na potęgę, a przecież na drutach ani szydełkiem nie dało rady zrobić na wyjście, tylko kapcie ewentualnie 😉 Przypomniałam sobie, że szydełkiem zrobiłam takie wielkie swetrzysko, taką „lejbę”, którą nakładałam na bluzki na wierzch, byłam wtedy w ciąży z Dużym i to było „jak znalazł” .
Kochana, artystką ja byłam , a Ty jesteś! Przecież takie cudeńka jakie tym szydełkiem wyczyniasz to – klękajcie narody! Zresztą wszystkie takie zdolne jesteście 🙂
Ja robiłam swetry głównie dla dzieci i to z konieczności,tak więc jedne były bardziej udane , inne mniej, ale dzieciaki w tym chodziły i nawet były zadowolone. A Twoje sweterki to poezja! I ile tego!!! Pełny podziw!:)
Matyldo:-) Dziękuję! To tylko mały ułamek moich dzierganek 🙂 Ale „to se ne vrati”, miło przypomnieć sobie jak było kiedyś. Dzieciaki chodziły w sweterkach, bo nie było nic innego, ani żadnych tzw. markowych ciuchów więc i nie było problemu. Teraz dziecko może być szykanowane wśród rówieśników gdy nie ma firmowej bluzy czy butów.
Matyldo, ale przecież robiłaś pokrowce na fotele, prawda? Takie ładne z kwadratów i pokazywałaś 🙂
Czasem mi coś do głowy wpadnie, ale rzadko już jakieś pomysły do głowy przychodzą.;(
Bo głowa jest zajęta tym co się dzieje wokół, a przyznasz, że kilka razy dziennie rzeczywistość nas czymś zaskakuje…
Piękne sweterki, też uwielbiam dziergać na drutach, szydełku.
Krysiu:-) Dziękuję 🙂 Pokaż trochę tych Twoich dziergotek, wciąż jestem pod wrażeniem jakie Wy – Dziewczyny Blożanki – jesteście zdolne i jakie cuda własnoręcznie tworzycie 🙂
Przepiękna ta Twoja twórczośc Anko….
Ja nie robiłam na drutach, ale przez wiele lat szyłam. Uszyłam sobie parę sukienek, spódnic, a potem synkom koszulki i spodenki.
Teraz do głowy by mi nie przyszło, że mogłabym usiąść przy maszynie…. Chociaż nadal mam tę maszynę w rogu kuchni …
Serdeczności 🙂
Stokrotko:-) Mnie już teraz też też „druty przez myśl nie przechodzą” 😉 Potrzeby są inne, zamiast dłubać samej można wszystko kupić do wyboru do koloru. Z wiekiem dochodzą niedogodności fizyczne, że tak powiem, palce już nie tak sprawne jak dawniej, oczy się zużyły… Ale w zamian za to przychodzą inne pasje i zajęcia tak zajmujące, że czasu wciąż brak 🙂
Koszulek synkom nie szyłam, robiłam sweterki, albo z Królową Marysieńką farbowałyśmy koszulki, żeby mieli bluzy (jako plastyczka malowała im potem jakieś cuda na tych ufarbowanych bluzach), ale spodenki szyłam 🙂
Dobrego dnia Stokrotko 🙂
Ja mam fazy, choc tak jak kiedys, absolutnienie juz mi sie nie chce dziergac, takich wymyslinych swertow, nie mam cierpliwosci, machne jakis szalik i czapke do tego i tyle, choc ostatni raz mialam druty ze 3 lata temu w reku;) Ale z wczesniejszych czaso mam jeszcze 2 sweterki, jeden na lato, zolty azurowy i kazdy sie pyta, gdzie kupilam:) A drugi to top, podobny do tego brazowego, tylko u mnie na ramiaczkach, tez braz wykonczony ecru, fajnie wyglada do lekko opalonej skory i jasnych dolow:)
Taki wielki niebieski,bardzo podobny do tego, jak na tej slicznej dziewczynie;) ostatnio komus wydalam:)
Tesso:-) Dziewczyna z przeszłości dziękuje za miłe słowa, ciepło na sercu się jej zrobiło 🙂 Dodam, że ten chudy wielkolud obok to starszy synuś, teraz już chudy nie jest 😉
Wielki niebieski robi za kocyk, okrycie, pled do drzemki, złożony jest poduszką pod głowę albo oparciem o ścianę – jednym słowem jest „wielowłaściwościowy” 😉
Aniu na tych długich swetrach to byś teraz fortunę zbiła 🙂 Są wiecznie modne, ciepłe i coraz droższe. A ja takiego szukam na zimowe wieczory w domu i wiosenne poza domem. Podziwiam Twoje zaangażowanie w druciane robótki i zdolności również. Spod moich drutów tylko szaliki wychodziły 🙂 Buziaki!
Myszko, swetry ratowały mój budżet w ciężkich czasach, tak było. Teraz już nie będę robić, trochę żal, ale nie dam rady. Myszeczko, jeśli szalik potrafisz to i taki sweter byś zrobiła tym bardziej gdy moda dopuszcza wszelkie kształty i wzory. To jakbyś zrobiła 5 wielkich szalików i je pozszywała 🙂 Buziaki 🙂
Myszko, oglądam właśnie katalogi Bon Prixa, tam są swetry, zobacz sobie.