Poszłam rano po konieczne zakupy – chleb, masło, mleko. Przy okazji wzięłam rzeczy, które się akurat kończą – żel pod prysznic, szampon, pastę do zębów i najważniejsze: puszki dla Szilki. Z tym ostatnim produktem był kłopot, nie tylko dziś, od kilku już dni nie ma tych, które normalnie kupuję, musiałam więc wziąć to, co było. Bez problemu i bez kolejki sprawę załatwiłam. Przy kasie tylu klientów co w normalnym dniu w środku tygodnia, nie w sobotę przed „zamkniętą” niedzielą. Pani kasjerka miała rękawiczki i to była jedyna różnica. Być
może później przyszło więcej ludzi, ja odwiedziłam Biedronkę niedługo po otwarciu. Mąki nie było, kilka torebek kukurydzianej widziałam. W stronę półki z cukrem nie spojrzałam, więc nie wiem czy był.
Wróciłam do domu, oczywiście umyłam dokładnie ręce, wypakowałam z wózka zakupy myśląc sobie, że wirusisko może być wszędzie, absolutnie wszędzie gdzie tylko zechce i tak naprawdę nie ma sposobu, żeby go zatrzymać. Mogę tylko wierzyć, że akurat nie było go
tam gdzie byłam ja. No więc tak: zakupy zrobione, można zostać w domu. Upiekłam ciasto drożdżowe wg przepisu znalezionego między zapiskami mamy, wyciętego ze starej gazety. Nie wiem już z jakiej, może z Ekspresu Wieczornego?
Co jeszcze zrobiłam? Dla siebie na obiad, tak na szybko, kotleciki/placki z ugotowanych ziemniaków, które utarłam na tarce, dodałam jajko, cebulkę pokrojoną drobno, trochę mąki ziemniaczanej, sól, pieprz, czosnek granulowany. Wymieszałam dokładnie, łyżką kładłam na patelnię na rozgrzany olej i usmażyłam z obu stron.
Dlatego osobno zrobiłam dla siebie, że od środy popielcowej nie jem mięsa w ogóle nawet drobiu. Przygotowuję dla Męża i babci D. lecz sama się powstrzymuję i dobrze mi z tym 🙂 Zrobiłam ostatnio – wszystko na szybko – dwa rodzaje takich kotleto-placków.
1. Resztkę kaszy bulgur, która została z obiadu, połączyłam z utartą pieczarką, jajkiem, odrobiną mąki ziemniaczanej, przyprawą do gyrosa, dokładnie wymieszałam i kładłam łyżką na rozgrzany olej.
2. Tym razem wykorzystałam resztkę kaszy gryczanej, do niej dodałam jajko, pokrojone dwa plasterki sera (radamer akurat miałam), trochę mąki, wymieszałam i usmażyłam kładąc łyżką na patelnię.
Za każdym razem wyszły mi 4 sztuki. Mężowi smakowały z kaszą gryczaną, zmusiłam go do spróbowania wszystkich.
W ramach chwilowego zapomnienia o koronawirusie obejrzeliśmy „Sabrinę” z 1954 roku z Audrey Hepburn i Humphreyem Bogartem. Rozmarzyłam się patrząc na modę, fryzury, urodę, kobiecość, maniery, elegancję panów… Ach, jakie to wszystko inne, o lata świetlne
oddalone od dzisiejszego czasu pod każdym względem. Potem trafił się biegun przeciwny, któryś odcinek „Chłopów”. Tu z kolei miałam odmienne odczucia (książkę kocham, dawno temu czytałam kilka razy pod rząd, oraz nieskończoną ilość razy na wyrywki) i cieszyłam się, że rzeczywistość nasza jest już zupełnie inna. Choć oczywiście ludzkie charaktery pozostają takie same od początku świata.
Oby w tych trudnych chwilach przeważały pozytywne cechy naszych ludzkich charakterów, i żeby już tak zostało na czasy powirusowe…
Zajrzałam bo lubię tu bywać. Ciasto drożdżowe nie moja bajka. Ale reszta już tak. Szkoda że z V jest problem z jedzeniem. Wszystko po włosku i nic innego do pyska nie weźmie poza kluskami śląskimi i ciastem . Nie ma łatwo. Buziaki
Lucia:-) Nie ma lekko 🙁 Nie da się przetłumaczyć niczego, bo to jak koń z klapkami na oczach, nic nie widzi. To co, kluski śląskie by jadł na okrągło? Biedulka jesteś, co kraj to obyczaj – jak mówi porzekadło, a Ty odczuwasz to na własnej skórze. Przytulam 🙂 🙂 🙂
ps. strasznie się cieszę, że lubisz tu zaglądać 🙂
Ciasto drożdżowe w różnych postaciach wychodzi mi bardzo dobrze, też się muszę kiedy pochwalić:) Z innymi ciastami bywa różnie:)
A takie ziemniaczane kotleciki też robię , bo lubię, szczególnie z sosem pieczarkowym i surówką z kiszonej kapusty i marchewki z oliwą, mniam…
Natomiast jakoś nie mogę się przekonać do kaszy bulgur… Z czym ja zajadacie?
Zielonapiranio:-) Ciasto drożdżowe nie wychodziło mi za nic na świecie. Wciąż mam w pamięci przepyszne mamy i babci. Mnie wychodziły jakieś ciężkie gnioty dopóki nie trafiłam na przepisy wg których zrobione zawsze się udaje. Jeden – jeszcze z pracy od kolegi, drugi od Jotki, ten jest trzeci. Jedyna jego wada, że proporcje są na małą blaszkę (25×18, mam taką starą) i szybko znika. Muszę spróbować z podwójnej ilości upiec, może też się uda.
Masz rację, że ostra surówka musi być do takich ziemniaczanych kotlecików. Bardzo są pyszne 🙂 A kasza bulgur jest wspaniała! Naprawdę! Nigdy nie lubiłam żadnych kasz, tylko ziemniaki i nic więcej. Nauczyłam się od Małego, on pierwszy matkę przekonał, że to dobre. Próbując zrobić mu jakąś nową potrawę (żeby miał przyjemność kiedy przyjeżdża do matki w odwiedziny) ugotowałam tę kaszę, zasmakowała i mnie i Mężowi. Do gotowania dodaję przyprawy, odrobinę tłuszczu. Może być kostka warzywna, może byś sól, pieprz i troszkę masła – różne kombinacje wg gustu i pomysłu można wypróbować. Do tej pory podawałam ją rodzince z gulaszem drobiowym i smakowało. Najważniejsze, żeby był sos -robiłam już „gulasz”z pieczarek, z boczniaka i z obu składników jednocześnie. Kotlety dla Małego (on jest vege) robiłam jak normalne mielone, z dodatkiem namoczonej bułki, cebulki, jajka. Dziecko mówi, że dobre 🙂
Ten trudny czas wyzwala w nas różne cechy, w jednych same dobre, w innych niezupełnie…na pewno kreatywność kulinarno- rozrywkowa wskazana.
Mój mąż dalszy remont podjął, wiec mnie sprzątanie czeka, co mnie cieszy, bo nie ma czasu myśleć o negatywach, a zmiany w mieszkaniu cieszą.
Pozdrawiam słonecznie i zdrowia życzę 🙂
Jotko:-) W tej sytuacji życzenia zdrowia przeważają nad wszystkimi innymi. Dziękuję, dla Ciebie i rodzinki również jak najwięcej tego „towaru”, który zaczyna stawać się deficytowym…
Remont i sprzątanie po nim to zajęcie absorbujące. I dobrze, mniej czasu na myślenie o złym – jak sama mówisz, a potem pięknie odnowione mieszkanie 🙂
Mam już przygotowane kolejne przepisy do wypróbowania.
U mnie też słoneczko, mimo mrozu jest pięknie. Serdeczności ślę 🙂
Obyśmy łagodnie przeszli te dni, przemyśleli w tym czasie wiele spraw i stali mniej …. zajadli w postępowaniu i myśleniu…
Serdeczności Anko.:-)
Stokrotko:-) Oby tak się stało jak mówisz… Może właśnie trzeba zagrożenia i trudnych czasów, żeby część naszych rodaków spojrzała innymi oczami na świat?
Może choć część jadu i nienawiści sączących się dzień po dniu zginie „w objęciach zarazy” i odrodzimy się trochę lepszymi ludźmi?
Słoneczko świeci, przecudnie wyglądają trawy leciutko powleczone szronem, zamarznięte kałuże odbijają świetliste promienia, a dwa bażanty chodziły wzdłuż ścieżki wzbudzając ogromne zainteresowanie psiaków. A wczoraj stadko sarenek przemknęło po łące. Świat jest taki piękny 🙂
Uściski serdeczne Stokrotko 🙂
Pichcę mało, bo dla siebie niewiele mi trzeba, najlepiej wchodzi mi zupa i owoce, więc wczoraj uzupelnilam zapas .Też bylam w biedronce, bo chcialam kupic mleko, kilka osób się kręciło.regal z mlekiem i jajkami byl pusty, i lodowki gdzie lezalo mięso. Ryby i mrozonki były jak zawsze. Na wiecej rzeczy nie patrzyłam, bo chcialam byc sama przy kasie. W zieleniaku obok kupilam wiejskie jajka spod lady. Mysle, ze w poniedzialek dowioza mleko, kupuje bez laktozy, a w malych sklepikach nie zawsze jest taki wybor i jest drozsze.
Dora:-) Dla siebie samej też bym nie wymyślała. Teraz muszę przy Mężu i teściowej coś jeść, skoro im podaję obiad, a ponieważ zdecydowałam się nie jeść padliny, to coś innego muszę zrobić. Jeśli to „coś” będzie ładne i apetyczne, to może z czasem i Mąż zacznie to „coś” jeść w miejsce zabitych zwierząt.
W mojej Biedronce pracuje fajny zespół, rozmawiałam z dziewczynami i mówiły, że dostawy będą się odbywać normalne, one pracować będą jak zawsze – przynajmniej taka decyzja jest na tą chwilę. Co czas przyniesie to się okaże, trudno przewidzieć. W każdym razie po chleb muszę wychodzić, może nie codziennie, ale muszę.
Tobie spokoju i zdrowia w tym zwariowanym czasie, trzymaj się!
Miłej niedzieli, na przekór zarazie.
🙂 🙂 🙂 Buziaki 🙂
Czegoś nie zrozumiałam: ugotowane ziemniaki utarłaś na tarce?… Sam przepis- jak dla mnie: niewiele roboty a zapowiada się smakowicie! :))
BBM:-) Właśnie tak! Żeby nie wyciągać praski do ziemniaków, nieduża ilość ziemniaków się rozpaple po całym urządzeniu, potem trzeba to myć… Wpadłam więc na pomysł, żeby utrzeć na tarce. Robota żadna, sprzątania i mycia mniej, szybko idzie 🙂
Oby Aniu.. wirus jest wrogiem całego świata, ale chyba nie będzie miał aż takiej mocy pojednawczej. Chociaż kto wie..
Kotleciki super, chciałabym i ja kiedyś postanowić sobie czas bezmięsny. Tylko nie mogłabym mieć go ani grama w domu, a przy moich chłopakach to na razie niedopuszczalne 😉 Miłej i spokojnej niedzieli dla Was, buziaki!
Myszko:-) Z tyłu głowy od dłuższego czasu miałam myśl, że nasze społeczeństwo jest tak bardzo podzielone i skłócone, że zmiana rządu nic tu nie pomoże. Zmiana musi być głębsza, wydobyć z ludzi ludzkie cechy właśnie. Nastąpić to może tylko w wypadku czegoś nadzwyczajnego, jakiegoś kataklizmu… Bałam się wojny i rozlewu krwi. I pojawił się wirus, ogólnoświatowe zagrożenie. Nie na dwa dni łączące ludzi, tylko na długo, skoro mamy przetrwać. To może stać się okazją i koniecznością przewartościowania dotychczasowego życia naszego, poglądów, osądów i w ogóle wszystkiego… Tak mi przyszło na myśl…
Obyśmy tylko zdrowi byli… Buziaki 🙂
Ciasto na osłodę 🙂
Ervi:-) Pewnie, że tak 🙂 Kuzynka już przysłała fotkę ciasta, które właśnie upiekła wg podanego przepisu 🙂
Mój tato wzial wczoraj w sklepie drozdze, pytam sie po co, bo ciasto drozdzowe to nie moja bajka… mama umiala swietne, z kruszonka, ech dawne czasy…
Tak wiec, bedziemy te drozdze jesc na zywo, dla oczyszczenia orgab´nizmu, zapowiedzial tato. No to wiec 😉
Ten przepis wyglada mi na wyciety z takiej gazety, zapomnialam tytulu, byl to tygodnik, jakby rolniczy? W kazdym razie na ostatniej stronie byl dzial „Pod mirtowa galazka”, ktos moze sobie przypomnie?
Ja aktualnie, ale nie z nudów, czytam Saganke.
I potem zajrze w Netflixa. Skonczylam Outlander, jeszcze mam The Crown, fascynuje mnie postac ksiecia Filipa, on to mial w sumie przegwizdane zycie.
Trzymaj sie Anko, badzcie zdrowi, o co pieski juz sie zatroszcza poprzez umiarkowany ruch na swiezym powietrzu z nimi 😉
Lucy:-) Na drożdże mam jeszcze inny sposób poza ciastem, robiłam z nich pastę do chleba. Przypomniałam sobie ten przepis ze stanu wojennego i zrobiłam, bardzo mi smakowało. Widocznie brak vit. B przez te nieustanne nerwy.
Przepisy mama wycinała z dostępnych gazet jak to prawdziwe gospodynie robiły. Rolniczych nie było w domu, najbardziej kojarzy mi się z Ekspresem Wieczornym, ale nie jestem pewna.
Specjalnych zajęć nie planuję, jestem zajęta jak zawsze. W weekend mam tańszy prąd, więc dwa prania poszły, poza ciastem (już nie ma) upiekłam rożki z gotowego ciasta francuskiego z marmoladą. Spacery z psiakami dwa dziś zaliczone, pogoda była przepiękna. Jutro pomyślę co dalej. Lucy, trzymaj się i uważaj na Tatę. Serdeczności !
Kuchnia się rozwija .Ja tez zrobiłam drożdżowe zawijance.Teraz drożdży u nas już nie ma.Szkoda bo wnuk lubi drożdżowe, lepsze to niż słodycze. Co z tymi wyjściami? Np na działkę gdzie mało kto jest nie wolno ?Sama już nie wiem.Ciepłe z Puchatym.
Ula:-) Słuchałam dziś lekarza, który tłumaczył, że do parku czy gdzie indziej na powietrze, jak nie ma dużo ludzi – można iść. Wirus przenosi się drogą kropelkową. Jak nikogo nie ma w pobliżu to nie zarazi. Jeśli chodzi o przedmioty, których dotykałby potencjalny zarażony, to wirus żyje do kilkunastu godzin. Wystarczy zdezynfekować/ umyć dobrze ręce, nie dotykać do twarzy, oczu, nosa to sie nie przedostanie, przez skóre nie przenika. Czyli na działkę możesz iść, tylko środek dezynfekujący albo mydło miej, żeby ręce umyć po dotknięciu furtki czy czegoś, co mógł dotykać ktoś inny. Po drodze odległość od innych ok. 2 m. zachowaj dla bezpieczeństwa. Tyle zrozumiałam. Ciepłe z Puchatym do Ciebie!
Lubię zapach świeżo upieczonego ciasta drożdżowego! I widzę, że jesteś na dobrej drodze żeby zostać wegetarianką bo mam nadzieję, że po wielkim poście już nie wrócisz do jedzenia mięsa 😉 Trzymam za to kciuki, Aniu!
Ja już 'prawie’ zrobiłam wegetarianina z Ciccino- jada mięso 1-2 razy w tygodniu, a jeszcze niedawno wcinał je niemal codziennie.
Będąc w sobotę w sklepie miałam właśnie przykład jak obecna sytuacja wyzwala pozytywne cechy. Jedna seniorka naskoczyła na drugą, że za blisko jej zakupów położyła swoje zakupy. Było ostro ale do akcji wkroczył Ciccino i w trzech słowach zakończył konflikt.
Kasza bulgur jest super- ale o tym już pisałam 😉 U mnie na tapecie ostatnio pulpety z kaszy jaglanej w sosie pomidorowym, fasolka szparagowa z kremowymi jajkami (mmmm, bosze jakie to pyszne!), makaron z cukinii z suszonymi pomidorami i krokiety z jajek. Miałam nawet zamiar wystukać jakąś notkę o tym ale… nie chce mi się pisać (i może już tak mi zostanie). Za to chętnie wykorzystam Twoje sposoby na te kotleciki 🙂
Tobie, sobie i nam wszystkim życzę siły i… cierpliwości na ten trudny czas. Nie dajmy się!
Amasjo:-) Wielki post nie ma nic wspólnego z moją decyzją. Tak się akurat złożyło. Decyzję częściowego ograniczenia podjęłam chyba ćwierć wieku temu i od tego czasu w żadnym wypadku ssaków nie jadałam. Spojrzałam w oczy mojemu Browciowi, który wyglądał jak czarna owieczka i powiedziałam: nigdy więcej!!!
Co dodajesz do pulpetów z kaszy jaglanej oprócz samej kaszy? Już mnie kusi, żeby zrobić, bo kaszę mam. A jakie to są kremowe jajka? I suszonych pomidorów nie umiem używać, tak jak mam problem z bakłażanem. Za to wczoraj wpadłam na pomysł, by naleśniki, które zostały – a domownicy jakoś nie mieli chęci ich zjeść – pokroić w miarę drobno, wrzucić do miski, dodać jajka, nieco mąki, przyprawy (kocham magi), wymieszać i wrzucić na patelnię. Jakie to pyszne wyszło! Nawet zrobiłam fotkę, wstawię przy następnym wpisie o żarełku. Do tego była surówka kolorowa, wyglądało super. Mąż i teściowa jedli gulasz kurczakowy, a ja te placuszki. Niebo w gębie, dziś z pozostałych 2 naleśników zrobiłam dla siebie, dla nich jeszcze jest gulasz. Tym sposobem obiad załatwiony. O, makaron z cukinii też mnie zainteresował 🙂
Brawo dla Ciccino 🙂 Ludzie jeszcze nie doszli do etapu, by myśleć pozytywnie o innych, tzn. starsi, młodzi prędzej na to wpadli i już organizują pomoc. Po cichu Ci powiem, że najgorsze są takie stare baby w wiecznych pretensjach do świata, wścibskie, wściekłe i obgadujące sąsiadki, z gatunku tych co to „klęczy pod figurą, a diabła ma za skórą”. Najlepiej unikać, to gorsze od wirusa 😉
Zdrówka, wytrwałości i humoru, ten zawsze przy życiu trzyma. Buziaki 🙂
Proponuje, żebyś jeden wpis przeznaczyła na te wszystkie przepisy, o których czytałam. Chętnie go sobie skseruję i będę wykorzystywała w kuchni. Marysia.
Marysiu:-) Po prawej stronie wpisów są Kategorie – tam jest punkt: Kuchennie i smacznie. Tutaj się znajdują wpisy z przepisami, możesz sobie je skopiować do własnego użytku. Smacznego 🙂
jestem za, popieram a nawet powiedziałabym n a l e g a m 🙂
Ewa, to samo co Marysi odpowiadam : wszystkie przepisy są do skopiowania 🙂 A ja się cieszę Waszym zainteresowaniem, buziaki 🙂
Sytuacje takie, jak teraz z koronawirusem, wymuszają też zmianę przyzwyczajeń. Ja prawie całkowicie przeszłam na zupy. Przez zupełny przypadek, bo kiedyś mnie sasiadka namówiła na zakup małych kurek rosołowych z Tesco – za 7 zeta sztuka, i uprzejmie mi je przechowuje w swojej ogromnej zamrażarce. Mam teraz niezłą baze rosołową, z której ostatnio nagotowałam cały gar barszczu ukraińskiego. Tylko fasole zmieniłam z białej, której nie lubię, na czerwoną – i też jest superaśnie smaczne!
Sciskam Cie serdecznie! Trzymaj sie i nie daj się!
Fusilko:-) Masz rację, że trzeba się przestawić i dostosować do całkiem nowej sytuacji. Przyzwyczailiśmy się, że po każdą brakującą rzecz można wyskoczyć do sklepu o dowolnej porze, a tu gucio! Wykarmić trzeba rodzinkę, a trudno będzie dogadzać gustom kulinarnym kiedy można korzystać tylko z tego co jest w zapasach bez uzupełniania produktów na bieżąco. Cóż zrobić, tak musi być, oby tylko jak najszybciej wirusisko zdechło!
Buziaki 🙂 Mój tata zawsze mówił: „trzymaj się i nie daj się” 🙂 🙂 🙂
aż mi ślinka przyszła do ust, aby takie ciasto upiec, tylko dla kogo skoro jestem sama? może na święta, bo te już niedługo i na świąteczne śniadanko z kawa się akurat nada? ?
U nas w domu zawsze w Iszy dzień Świąt Wielkanocny piło się kawkę i do tego jadło się właśnie drożdżowa babę (albo placek), śniadanie świąteczne było potem, dopiero koło 10 – 11 i wtedy zajadało się świąteczne smakołyki, praktycznie aż do wieczora Czyli taki to był taki niekończący się ciąg śnadaniowo – obiadowo – kolacyjny, czasami tylko na moment wstawało się od stołu, by się przejść troszkę, ale głównie się siedziało i gadało, gadało, gadało i …..zajadało ( i tyło niestety – znasz pewnie to świąteczne, prawie sakramentalne pytanie „a może jeszcze kawałeczek serniczka???????”
ale przepis zachowam Pozdrawiam
Ewa:-) To jest przepis na nieduże ciasto, nie na wielką blachę, więc możesz się skusić 🙂 Dawniej tak było na Wielkanoc, że w 1-y dzień nie gotowało się posiłków, ale siedziało się przy suto zastawionym stole cały dzień. Jak rodzinka liczna i zgrana to super spotkanie było. Do serniczka … zawsze się dam namówić, bo kocham serniki 🙂 Pytanie jak będzie w tym roku ze świętami, jakoś tak niewesoło wygląda.
Powiedz, czy lepiej Ci już? Rotawirus pewnie trochę odpuścił skoro o jedzeniu możesz mówić… Ja zrzuciłam dzięki niemu trochę wagi i dopinam spodnie, które mnie przedtem cisnęły.
Serdeczności 🙂
Rota wirus przegnany, niestety apetyt wrócił i teraz muszę uważać, żeby za bardzo zaległości nie nadrobić 🙂
Po pierwsze- kocham takie stare wycinki z gazet. U mojej mamy w Kuchni Polskiej z 1966roku ( już chyba biały kruk) jest wiele takich starych przepisów. Dokładnie takich, jak pokazałaś na zdjęciu 🙂 Ja w ogóle kocham wszystko co stare i nadgryzione zębem czasu. Maniaczką jestem z lekka. Zawsze mówię, że mogłabym mieszkać na targowisku staroci 🙂
Po drugie- kocham proste wege jedzenie. Ten przepis na kotleciki ziemniaczane podkradam 🙂 Dziękuję za pozwolenie 🙂 Pozdrawiam 🙂
Polu:-) Starocie mają dusze, widocznie Twoją duszę przyciągają duszyczki staroci no i tak to 😉 Kotleciki podkradaj na zdrowie. Obiecałam Myszce, że będę wypróbowywać różne przepisy i prezentować te, które się sprawdziły. Różnych wycinków mam chyba tonę i dlatego postanowiłam testować i albo wpisać w kajet na zawsze, albo wyrzucić, żeby mnie nie zjadły 😉
Odpozdrawiam serdecznie 🙂