Oliwka pojechała z babcią na wakacje.
Przedtem wieczorem zjadła przepyszną kolację,
spakowała dwie lalki, gier kilka i misia,
zamówiła u babci po śniadaniu ptysia.
Ranek się obudził przecudny, słoneczny,
parasol w podróży nie był więc konieczny.
Po szybkim śniadaniu ruszyli w Pieniny.
– Jak tam? – pyta tatuś. – Cieszą się dziewczyny?
Dziewczyny – czyli babcia z wesołą Oliwką,
której oczka się śmieją pod obciętą grzywką,
z tyłu zaś warkoczyki sobie podskakują
kiedy razem z dziewczynką do auta wędrują.
W drodze babcia ciastka z torby swej wyjęła,
lecz Oliwka ptysia zaledwie skubnęła,
bo Fudżik kochany, jej malutki piesek
zjadł wprost z talerzyka caluteńki deser.
– Tylko nie płacz – rzekł tatuś. – Wszyscy ci mówili,
byś na psa uważała zawsze, w każdej chwili.
Nie trzeba słodyczami naszych psów częstować,
przecież mogą od tego ciężko zachorować.
Fudżik się oblizał, przytulił i zasnął,
jest mu obojętne: czy ciemno czy jasno,
byle tylko blisko mieć swoją rodzinę,
móc myśleć: ja przy nich to nigdy nie zginę.
Jechali godzin kilka, wreszcie dojechali,
wypatrując gór pięknych, widocznych z oddali.
Przed ciocinym domeczkiem auto zatrzymali,
a domek taki śliczny, cały z jasnych bali.
Na ganku przeuroczo obrośniętym bluszczem
stała ciocia Oliwki. – Już cię stąd nie puszczę!
Przytuliła dziewczynkę. – Ja się tak stęskniłam,
żebym ciebie najchętniej już stąd nie puściła.
Chodź Oliwko, dostaniesz ode mnie pierścionek.
Fudżikowi w tym czasie kręci się ogonek,
bo zobaczył znajomego już pieska, Burka,
który do niego przybiegł aż z końca podwórka.
Oliwka pierścionek ogląda dokładnie.
– Och, dziękuję ciociu, jakże mi z nim ładnie.
Na paluszek mały zaraz założyła,
i pokazać babci szybko podskoczyła.
Kiedy się przyjedzie na wieś, na letnisko,
koniecznie wieczorem musi być ognisko.
Jakże w górach pięknie! A w ogródku cioci
iskry w niebo lecą i każda się złoci.
Ciocia, wujek, tatuś stare pieśni śpiewają,
Fudżik z Burkiem wtórujac im wszystkim – szczekają.
Oliwka siedzi do babci swej przytulona
i patrzy na to wszystko wielce zachwycona.
Od ich wesołych pieśni echo – hen! – po górach
wędruje, płynie w górę i ginie gdzieś w chmurach.
Późno już, więc Oliwce oczko się zamyka,
po chwili śpi, nosek tylko widać spod kocyka.
Pierścionek położyła na parapecie.
Okno jest otwarte, jak to zawsze w lecie,
wpada do pokoju pachnące powietrze,
kwiaty delikatnie chwieją się na wietrze.
Rankiem kogut zapiał jak na zawołanie.
– Oliwko, obudź się, już czas na śniadanie!
Dziewczynka zaspana na łóżku usiadła,
patrzy na parapet i buzia jej zbladła.
Nie ma tam pierścionka! Ktoś go ukradł pewnie
gdy ona sen śniła o pięknej królewnie!
I co teraz bedzie? Co Oliwka zrobi?
A za oknem – sroka drobne kroczki robi.
– Babciu, ciociu! Coś się stało!
Coś pierścionek mój porwało!
Pewnie tutaj się zakradło
jakieś dziecko i ukradło!
– A fe, wnusiu moja miła,
to wstyd, żebyś tak mówiła.
Z pewnością się pomyliłaś,
kiedy dziecko posądziłaś.
Na to ciocia: – Spójrz maleńka,
sroczka w naszą stronę zerka,
tam na drzewie głośno skrzeczy
i kradnie błyszczące rzeczy.
Oliwka przetarła oczka zapłakane,
przebiegła przez pokój wysłany dywanem,
przez okno otwarte wnet się wychyliła
i złodziejkę sroczkę z bliska zobaczyła.
– Zapamiętaj – rzecze ciocia – tę prawdziwą wiedzę,
bo ona jest najprawdziwsza tak jak tutaj siedzę,
uwierz, nie warto oskarżeń niesprawdzonych ciskać,
można przy tym wiele stracić, nic za to nie zyskać.
26.06.2017
- Gość: [Sylwia] 91.229.22.* hahaha… bomba Ciociu, uśmiałam się jak dziecko – dziekuję :*
- annazadroza Ależ bardzo Cię proszę, śmiej się dalej:) Od razu milej na świecie się robi:)
Pingback: 🖤🖤🖤 | Anna Pisze