Dzień za dniem

Podczas poprzedniego weekendu przeczytałam „Jagę” Katarzyny Bereniki Miszczuk, nową część cyklu „Kwiatu paproci”. Mnie się ten cykl spodobał, choć fantasy nie jest moją bajką. Nie ma reguły bez wyjątku i pewnie to jest ten przypadek. Polubiłam i już 🙂 Nie jestem
zadowolona, kiedy się kończy książka, którą dobrze mi się czyta. Mówię o tym z tygodniowym opóźnieniem, bo nie zauważyłam, że fragment tekst „na brudno” pisanego przesunął się w dół i zniknął.
Dziś ładna pogoda, słońce świeci, lecz już chłodem wieje, przynajmniej rano. Wczoraj w Krakowie co chwilę padało. Wiem od cioci, która wczoraj miała urodziny i z tej okazji rozmawiałyśmy przez telefon. Prawie codziennie wchodzę do Ewy Krakowianki, serce mnie tam ciągnie, żeby mieć świeże wieści z grodu Kraka. Poza tym uwielbiam teksty Ewy, która bez owijania w bawełnę pisze co myśli. Ewo, pozdrawiam w tym momencie 🙂 🙂 🙂
Ciocia moja kochana wybierała się na Rynek ale za każdym razem kiedy już miała wychodzić – znowu deszcz powracał. U nas padał rano. Złapał mnie z Szilką i Skitulem na ulicy, wracaliśmy (prawie) biegiem. Psiaki się bawiły, skakały zadowolone a ja oddechu złapać nie mogłam i ledwo dyszałam, buuu… To rezultat braku kondycji, o którą nie chce się regularnie dbać. Moja wina, moja wina… No moja i już.
W związku z tym, że odpadł z rozkładu poranka długi spacer z powodu deszczu, poddałam się nałogowi, w który wpadłam bardzo niedawno i zagniotłam ciasto Lucii, czyli „jednojajkowca”. Tym razem upiekłam go z dżemem morelowym. Też pyyycha 🙂 Myślę, że sporo czasu upłynie zanim nam się znudzi. Mężowi najbardziej smakowało z konfiturą wiśniową. Babcia D. lubi słodycze, jadła więc wszystkie rodzaje.
Zostawianie babci D. samej nawet na krótki okres czasu staje się coraz bardziej ryzykowne. W sobotę udało mi się Męża wyciągnąć na spacer z czego baaardzo się ucieszyłam. Ostatnio  zatoki okropnie dają mu się we znaki, trochę wreszcie odpuściły i poszedł. Nie było nas około godziny. Po powrocie od razu zauważyłam włączony telewizor (Mąż wyłączył przed wyjściem) a na ekranie widniał napis, że brak karty w dekoderze. O matko! Gdzie karta? Krasnoludki raczej jej nie zabrały! Żeby tylko jej babcia D. nie włożyła w takie miejsce, o którym natychmiast zapomni i nie znajdziemy, albo żeby jej nie złamała. Przecięła
przecież kabelki od dwóch ładowarek. Mąż pognał do jej pokoju. Nie zdążyła schować, co za ulga.
Trzeba mieć na nią oko także wtedy, gdy jesteśmy w domu. To jak z dzieckiem – kiedy za długo siedzi cicho, trzeba iść sprawdzić co robi. Babcia D. lubi upiększać otoczenie, zawsze lubiła i miała gust. Teraz robi bukiety z czego popadnie i wkłada gdzie się da. Zrywa kwiatki z naszego miniaturowego ogródka, łamie gałązki, wyrywa co jej wpadnie w rękę. Wczoraj wyrwała z korzeniami ozdobny bluszcz, który dostałam od synowej. Cieszyłam się, że przeżył zimę, zaczął wypuszczać nowe pędy z pięknymi, o różnych odcieniach zieleni, liśćmi w jasne plamki. Jest śliczny, szczególnie ładnie wygląda w ciemnym kącie ogródka rozjaśniając ów kącik. Rzuciłam się do niej i zabrałam z ręki biedny bluszcz, już chciała go porozrywać na kawałki, żeby włożyć do bukietu zrobionego z nawłoci i rozchodników, który włożyła do małej konewki nadającej się tylko na dekorację, bo przepuszcza wodę. Wsadziłam biedak z powrotem do ziemi, podlałam, podwiązałam znowu czerwoną wstążeczką, żeby była widoczna (choć przedtem też była i nie ustrzegła przed wyrwaniem), mam nadzieję, ze nie zmarnieje. Ale biednie wygląda po tych przejściach.
Z lekami jest tradycyjnie – raz babcia D. połknie, kiedy indziej chowa, wypluwa i robi to bardzo sprytnie wykazując się niezwykłą inwencją w tej materii… Cóż, nikt nie obiecywał, że będzie łatwo…
Zrobiłam drobne przemeblowanie (sąsiadka moja ursynowska mówiła, że jak się przestawia meble to przychodzą pieniądze, więc czekam 🙂 ) Przeniosłam Lapcia – musi być połączony kablem z ruterem, inaczej nie działa – w inny kąt pokoju, kartki, notatki, inne drobiazgi
podręczne też, w związku z czym nie mogę się połapać co gdzie jest i nie mogę niczego znaleźć. Tak będzie dopóki się nie przyzwyczaję.  Nadrobiłam też trochę zaległości na Waszych blogach, bo jakoś się nie wyrabiam ze wszystkim. Odwaliłam wielkie prasowanie,
popracowałam w ogródku ale ogólnie czuję się znużona i brak mi energii, jakby mi się baterie wyczerpały. Wyraźnie pani Depresja puka do drzwi i okien, ale mam w planie nie wpuścić jej do środka.
W nowym kąciku do siedzenia stoi fotel i Skituś bardzo lubi na nim spać. Czeka kiedy ja wstanę i szybciutko zajmuje miejsce. Jedyne słowo, które go stamtąd ruszy to „masz” i widok czegoś smacznego. Tak muszę go przekupywać, żeby mi ustąpił 🙂 🙂 🙂
Dobrego tygodnia, słońca wedle woli i deszczu też tyle, ile trzeba. Macham do Was 🙂 🙂 🙂

Skituś patrzy czy już może zająć fotel 🙂

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Myślę sobie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

35 odpowiedzi na Dzień za dniem

  1. Molinek pisze:

    Czy mogę się uśmiechnąć o przepis na jednojajkowca?Po przeczytaniu nabrałam ogromnej chęci by go zrobić.Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne wpisy.Tyle w nich takiej pozytywnej energii,ciepła i serdeczności.

    • anka pisze:

      Molinku:-) Witam Cię serdecznie. Przepis jest od Lucii z bloga
      https://pozagranicamipolskialenietylko.home.blog/
      Koniecznie zajrzyj do niej, bo warto a dodatkowo teraz są przecudne zdjęcia z parady w Ascoli. Filmiki też. Wszystkich zresztą zachęcam 🙂
      Przepis podaję, bo Lucia nic przeciw temu – mam nadzieję – mieć nie będzie, pod warunkiem, że odwiedzisz ją i napiszesz jak się ciasto udało 😉 Poszperaj u niej i znajdziesz dokładniejsze dane, czyli skąd, po co i dlaczego – właśnie o tym cieście. Ja się w nim (przepisie) zakochałam, bo nie trzeba robić bałaganu w kuchni, żeby go przygotować i to mi się najbardziej podoba, poza smakiem oczywiście 🙂
      Składniki: 1 jajko, 250g. mąki; 12,5 masła/marg.; 6,5 g cukru; szczypta soli, szczypta proszku. Zagnieść, zrobić kulę, do lodówki na trochę włożyć. Potem ciasto podzielić na pół, wylepić połową tortownicę, brzegi też, nakłuć widelcem. Rozłożyć dżem, przykryć resztą ciasta, np. w paski pokrojoną, albo poskubaną.
      Piec 180-200 st./ ok.40 min.
      Podkreślam – TO PRZEPIS LUCII 🙂 i zaraz idę je robić z dżemem brzoskwiniowym tym razem 🙂
      Pozdrawiam Cię i dzięki za miłe słowa 🙂

  2. fuscila pisze:

    Gdy moja Teściowa jeszcze była w miarę kontaktowa, też wszystko co jej wpadło pod rękę, chowała. Szwagierka nie raz i nie dwa przewracała dom do góry nogami. A teraz , gdy od 3 lat juz nie wstaje, nie mówi i jest jak roslinka, to nie wiem, co jest gorsze. I tak zbliża się nieuniknione, ale to wszystko jest bardzo smutne!
    Wczoraj na działke Córki-Wiewiórki, która mnie zaprosiła na obiad, zawiozłam ciasto czekoladowe, które upiekłam dosłownie na chybcika. Pokroiłam w kawałki, na to machnełam łyżkę bitej śmietany ( normalnie uzywam kremówki, ale Córka nie trawi, to była śnieżka) i posypałam działkowymi porzeczkami! Pyszota była do kwadratu. Tak jak działkowy obiadek: zapiekana cukinia z mielona kurzeciną, papryką, cebulką i pieczarkami, a na to serek!
    Miłego tygodnia, zapowiada się w miarę normalnie! ;-))))

    • anka pisze:

      Fusilko:-) Zdaję sobie sprawę jak postępuje ta choroba. Już raz przerabiałam, Tata odszedł kiedy jeszcze był sprawny, na szczęście, całe życie mówił, że nie chce dożyć chwili, gdy musiałby być zdany na innych. Fizycznie więc sobie radził jeszcze sam. Z babcią D. oby najdłużej było jak jest. Fizycznie jest sprawna, tylko biedna głowa, niestety, jest jakby w innym świecie…
      Zapiekanka mi aż zapachniała 🙂 Tak na surowo, wszystko razem wymieszane i zapieczone? Czy najpierw np. pieczarki usmażone i cebulka czy coś?
      Dzięki, oby tydzień faktycznie był spokojny i normalny, najbardziej to się teraz boję wizyt u doktorów. I Szilkę trzeba zaszczepić w tym tygodniu.
      Ciepłe z Puchatym do Ciebie frunie 🙂

  3. fuscila pisze:

    Pieczarki i kurzęcina, pokrojone drobno i przesmażone !

    • anka pisze:

      Do tego surowa cukinia pokrojona i zapiec? Na wierzch żółty ser? Chce mi się coś nowego zrobić.

      • fuscila pisze:

        Z cukinii Córka zrobiła łódeczki. Tylko ograła że skórki i wydrążyła pestki. We wgłębienie dała farsz na to ser i zapisała w piecyki!

        • fuscila pisze:

          Obrała i zapisała!
          Czy ja kiedyś zapamiętam aby sprawdzać pisownię !

          • fuscila pisze:

            Nie śmiej się! Zapiekła!
            Ale narobiłam bałaganu

          • anka pisze:

            Fusilko! Nie przejmuj się drobiazgami 🙂 Jak piszę szybko (albo mi sie wydaje, że szybko) to takie cuda wychodzą, że głowa mała, hi hi 🙂
            Dzięki za dokładne wyjaśnienie, brzmi apetycznie 🙂
            Za mało robię dań z cukinią a ona taka dobra. Lubię nawet w plasterkach podsmażoną na odrobinie oleju i lekko posoloną.

  4. BBM pisze:

    Podziwiam, że chciało Ci się z meblami wędrować. Ja się bardzo przyzwyczajam do stałych miejsc. Są wtedy „oswojone” a ja wiem, gdzie czego szukać. Serdeczności przesyłam! 🙂

    • anka pisze:

      Matyldo:-) Mebli nie przenosiłam, tylko fotel, ale zawsze to jakaś zmiana 🙂 Lapcia przeniosłam i tonę papierów. Poza tym kubek z długopisami, drugie okulary, pojemniczek ze spinaczami, podkładkę na której kładę kartki podczas pisania, o, kartki własnie i takie inne drobiazgi. Trochę tego jest 🙂 Wciąż obiecuję sobie, że zmniejszę ilość najpotrzebniejszych rzeczy ale jakoś nie wychodzi…
      Też się przyzwyczajam i po każdej zmianie musi upłynąć trochę czasu zanim się nauczę. Ogólnie nie znoszę zmian, jak to Byk 🙂
      Ściskam Cię serdecznie 🙂

  5. Urszula97 pisze:

    Choroba nie wybiera, mój tato był na wózku inwalidzkim więc aż tak nie psocił.Pilot miał dobrze oklejony aby tylko 2 programy mógł wybrać bo inaczej trzeba było szwagra ściągać aby telewizor doprowadzić do użytku ,no i wiecznie pieniądze mu ktos kradł , to było smutne bo zawsze padło na tego samego wnuka a on nie brał tych pieniążków,przykro było dzieciakowi bo do końca nie rozumiał jaki jest stan dziadka.Skoro gotujemy to drożdżówkę nocną piekłaś? ta dopiero prosta w robocie jest,chyba przepis podawałam.Pozdrawiam.

    • anka pisze:

      Uleńko:-) Tak to z tymi choróbskami jest, że dręczą nie tylko chorego ale całe otoczenie. Ale to przecież nie wina chorego, że jest chory. Nie wiadomo co się komu przytrafi w przyszłości. też przeszłaś swoje. O pieniądzach już nie mówi babcia D., już o nich nie pamięta, lecz przedtem bezustannie były pretensje i posądzenia o kradzież, teraz – kiedy leki bierze – ataki agresji ustały. Splątana jest jednak coraz bardziej i wymaga nadzoru ze względów bezpieczeństwa. Cieszę się, ze u nas gazu nie ma, mogłaby wszystko wysadzić w powietrze. Potrafi nastawić czajnik na płytę i iść sobie zapominając o tym. Płyta się wyłączy, na gaz woda mogłaby wykipieć i fruu…
      Drożdżówkę nocną piekłam kiedyś, z gazety miałam przepis. ale trafiłam na jeszcze lepszy, z którego smaczniejsze ciasto wychodzi, też proste w robocie i bez wyrabiania rękami. Chcesz?
      Serdeczności 🙂

      • Magda pisze:

        A ja mogę poprosić o przepis na tę nocną drożdżówkę ? no bo jak się nie wyrabia rękami, to może wreszcie coś dla mnie .. 😉
        Ucałowania dla Skitusia w uszko, – w oba uszka 🙂

  6. cieniewiatru pisze:

    A ja się przymierzam do Kwiatu paproci… ciekawi mnie to co słowiańskie, ale jakoś nie do końca jestem pewna czy to jednak mój klimat 😉

    • anka pisze:

      Cieniewiatru:-) Odebrałam to jak słowiański „Zmierzch”, którym katowała mnie Średnia wnusia 😉 Wciągnęło mnie na zasadzie jakbym coś pamiętała, jakby mi się miejsca, zdarzenia kojarzyły – ale mitologia słowiańska nie moja, z tymi wszystkimi bogami, rusałkami , utopcami, płanetnikami, biesami i nie wiadomo czym jeszcze. Polubiłam nie wiem czemu i jeśli się pojawi kolejna część, z przyjemnością przeczytam. Jakoś tak się stało i już. Czy wszystko musi być wytłumaczalne? Otóż nie musi 😉

  7. jotka pisze:

    Sympatyczne te różne drobiazgi życia codziennego. U nas wczoraj padało, a że deszcz to rzadkość, nawet chętnie zmokliśmy dla odmiany 🙂
    Moja babcia kiedyś wyrwała wszystkie niezapominajki z korytek na balkonie, bo myślała, że to chwasty…
    Depresji daj odpór stanowczy, bo złośliwa bestia jest!

  8. anka pisze:

    Jotko:-) Złośliwa cholera, złośliwa jest, potrafi się przyczaić a potem nagle wyskakuje i woła, że jest 🙁
    Deszcz bardzo potrzebny, nawet nie można się złościć, że pada. Chętnie zmoknąć – to odpowiednie podejście do obecnych zmian klimatycznych, szczególnie gdy pokazują w tv zatrważająco niski poziom wody w rzekach.
    Szkoda niezapominajek, ale cóż poradzić – samo życie…

  9. jasna0ster pisze:

    dziękuję Aniu za miłe słowa.
    Mam nadzieję, że teraz nie będę miała kłopotów z odwiedzeniem Twojego bloga, muszę dodać go do moich ulubionych stron, żeby znów nie zabłądzić.
    Bardzo współczuję kłopotów z Babcią, widać choroba jest bardziej przykra dla Was, niż dla Niej, co ma tę dobrą stronę, że przynajmniej nie cierpi bólu.
    Zaczęłam czytać te wszystkie Wasze przepyszne przepisy, ale..uciekłam, akurat musiałam na nie wpaść w pierwszym dniu mojego odchudzania??? A niestety muszę stracić co najmniej 10 – 15 kg bo coraz bardziej dokuczają mi i nogi i kręgosłup
    Ale postaram się być dzielna!!!!
    Blog Twój będę odwiedzała, ale sprytnie bede przepisy omijała 🙂 Pozdrawiam serdecznie

    • anka pisze:

      Ewo:-) Nie tylko słodkie przepisy wymieniamy z dziewczynami. Ostatnio było o kotletach z grzybów i te mogłyby Ci smakować, jeśli smażone możesz jeść i Ci nie szkodzi.
      Ogromnie się cieszę, że trafiłaś wreszcie tutaj i nie gub więcej drogi 😉 A jak zgubisz to od razu pisz, żebym Ci przypomniała.
      Serdeczności dla Ciebie 🙂

  10. Ewa pisze:

    Aaaaaania, skąd masz tyle siły na przesuwanie mebli i jeszcze na pieczenie ciast? Ale przepis zabieram, może wreszcie coś słodkiego będzie do pożarcia, bo ja się ciężko odchudzam ostatnio. U nas deszczu dalej nie ma, to patologia już, ja świra dostaję od suchości. Ale, ale – dziś byłam w szkole pierwszy raz i mam mętlik w durnej głowie i nic nie zapamiętałam. Ech, starość. Przytulaski wielkie dla całej rodzinki i czochranki dla Skita i Sziluni.

    • anka pisze:

      Ewciu:-) Ja tylko fotel przestawiłam! Tudzież milion pierdołek różnych co to je pod ręką mieć muszę jak siedzę i myślę próbując zebrać wszystkie myśli do jednej kupy 😉
      Ciasto gniotę w misce, jedną ręką, drugiej nie brudzę. Dlatego je robię, nie znoszę oblepionych rąk i dlatego szukam przepisów, które tego nie wymagają. To akurat się nie czepia i dobrze się gniecie. Wczoraj zrobiłam z dżemem brzoskwiniowym. Mnie najbardziej z jagodową konfiturą smakowało, Mężowi z wiśniową. Jeszcze mam pomysł na wypróbowanie z marmoladą i powidłami. Na tym się moja inwencja kończy, więcej pomysłów nie mam. Hm, odchudzanie…
      Co do wagi – wczoraj u Agi przeczytałam cudne powiedzenie – dbam o wagę, wycieram ją ściereczką z kurzu … to nie jest dokładny cytat ale sens zachowany 😉 No i co Ty na to? Mnie się podoba podejście do sprawy 🙂
      „Ucz się dziecino, ucz bo nauka to potęgi klucz” – tak mi napisał dziadek Staszek w pamiętniku. Zdobywaj więc wiedzę, chłoń niczym gąbka… A o starości to mi nic nie mów, dobrze? Ty smarkula jeszcze jesteś!
      Szilka i Skitek dziękują, zostały wyczochrane, Męża przytulę, babci D. chwilowo się nie da, wciąż jestem wściekła o wyrwany bluszcz, marnie wygląda i nie wiem czy się uratuje, ona zaś jest obrażona. Nie pierwszy raz, przejdzie, zapomni. Taka korzyść z demencji 😉
      Głaskanki dla Quattro, uściski dla Was 🙂

  11. L.C pisze:

    Aniu,wczoraj też byłam w Krakowie,ale było już po deszczu, na rynku mnóstwo ludzi, 50 procent to obcokrajowcy,a my wybraliśmy się do kina Pod Baranami na Tanie Letnie Kinobranie. Objrzeliśmy ZABAWA ZABAWA – polecam,samo życie.
    A propos przepisów, to na obiad polecam kotlety z kani, które zbieraliśmy na leśnej łące i wdrąźoną cukinię zapiekaną z farszem jak do gołąbków w otoczeniu cebuli,pomidorów i papryki,a na końcu przypiecznym serem typu mozarella na wierzchu.
    L.C.

  12. anka pisze:

    L.C.:-) Do Halinki dzwoniłam z życzeniami koło obiadu, to jeszcze wciąż pogoda była zmienna. Dobrze, że się poprawiła i mieliście okazję odpocząć na krakowskim bruku 🙂
    Kanię jadłam jeden raz w życiu, dzieckiem będąc ale smak pamiętam. Natomiast nigdy więcej. Koleżanki z pracy rodzina, młoda para tuż po ślubie uraczyła się zbieranymi kaniami. Pan młody nie przeżył, panna młoda cudem ale już nigdy całkiem do zdrowia nie wróciła. Tak więc z grzybów używam tylko sklepowe: boczniaki, pieczarki i jeszcze takie jedne, których nazwy nie pamiętam ale w smaku przypominają maślaki. Natomiast pomysł z wydrążoną cukinią kupuję. Tylko – czy cebula, pomidory, papryka są też w naczyniu do zapiekania, cukinia na pół czy w kawałkach i ile czasu, tak mniej więcej się zapieka?
    Buziaki:) Głaskanki dla piesków, dla R. też, a co mu będę żałować 🙂

    • L.C pisze:

      Aniu,wszystko zapiekam razem,wcześniej nie przesmażam,a cukinię, gdy jest odpowiednio duża drążę przecinając wcześniej na pół,a mniejszą przecinam jak łódeczkę. Przed wypełnieniem na chwilkę odstawić posoloną. Smacznego!!Pozdrawiam R. i pieski,uściskaj młodych.:-) :-h

      • anka pisze:

        Dziękuję w imieniu swoim i wszystkich pozostałych 🙂
        Dziś nie idę do Biedronki, jutro pójdę po zakupy (z kartką oczywiście) i kupię cukinie. Tak mnie zachęciłyście obie z Fusilką, że muszę zrobić. Buziaki 🙂

        • L.C pisze:

          Cześć, zapomniałam dodać, że należy przed upieczeniem polać odrobiną oleju lub oliwy. Właśnie teraz dopieka się moja cukinia z działki. W tym roku przez przypadek posadziłam odmianę okrągłą. Rośnie sobie na pryzmie kompostu, buziaki. Przeczytałam też o drożdżowych ciastach – na pewno wypróbuję. L.C

        • L.C pisze:

          Zapomniałam dodać, że przed pieczeniem podlewamy odrobiną oleju lub oliwy. L.C

          • anka pisze:

            Okrągłe cukinie? Fajnie, że Ci urosły i masz swoje własne. Już mnie tak kusi, że na pewno zrobię.
            Dziękuję 🙂

  13. Lucy pisze:

    Oj nie bedzie latwo z Babcia… demencja to straszna choroba 🙁
    Czasami oczów dookola glowy zabraknie. Moja mama nie zdazyla nawet szczególnie zaczac, bo trafil jej sie schowany klucz, czy drobne pieniadze, czy inne drobiazgi, jednak na tyle jej wazne, ze trzeba bylo szukac jak szaleni, ale jednak, do wiekszych przebojów nie doszlo, a znam temat ze szpitala.
    Luciowy blog chetnie czytam, i przepisy podobaja mi sie równiez, w wolnej chwili tez poeksperymentuje 😉 póki co, jutro pizza, ot taka mojej produkcji, bo mam nieco roboty i termin u adwokata.

    • anka pisze:

      Lucy:-) Wiem, wiem, niby demencja i Alzheimer to inna choroba ale rezultat taki sam. Oczy w koło głowy, nerwy jak postronki, cierpliwości cały ocean. Tej ostatniej czasem brakuje, lecz nie ma rady. Sama zresztą wiesz najlepiej.
      Masz sprawdzony sposób na ciasto do pizzy? Różne próbowałam, ale nie trafiłam na „swoje”, które bym przygarnęła jak jednojajkowca od Lucii.
      Powodzenia w załatwianiu spraw 🙂

  14. Mysza w sieci pisze:

    Aniu kochana, macham i ja do Ciebie, tym razem spod greckiego słońca ️ Trzymajcie się w tym pilnowaniu babci i walcz też o swoje zdrowie i nastrój.. Przepis na ciacho faktycznie wydaje się prosty, a takie lubię najbardziej. Chętnie wypróbuję po powrocie, choć po tutejszych smakołykach przyjdzie mi chyba najpierw zrobić porządną głodówkę, a ciasto od święta. Buziaki i ściskamy Was serdecznie

  15. anka pisze:

    Myszko:-) Niech to słońce przybędzie razem z Wami, żeby starczyło do następnego lata. Może być w serduchach przywiezione, wystarczy 🙂
    Jednojakowiec jest fantastyczny, zagniotłam następną kulę i czeka w lodówce, jak wrócę z psiulkami z poobiedniego spaceru to upiekę, tym razem z marmoladą.
    Smakołyki na pewno Ci nie zaszkodziły, dużo chodzisz, pływasz, synuś też nie da się lenić – więc możesz nie oszczędzać na kaloriach. W końcu od tego są wakacje, żeby przyjemnie je spędzać. Buziaki 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *