Kaloszy w Biedronce nie było, muszę się nastawić na dalszą wyprawę w celu ich zakupienia. Jedne mam, ale nie nadają się na spacer z psem, są śliczne, na obcasie i w kwiatuszki 🙂 Gdybym umiała zrobione zdjęcie wstawić na stronę, to bym je pokazała. Ale nie potrafię. Na razie 🙂 Deszcz na szczęście przestał padać. Słoneczko w tej chwili w Piasecznie świeci, ładnie świat wygląda przez okno. Na zewnątrz też ładnie, niestety – zimno, szron na trawie jak w październiku, moje peonie główki pospuszczały, nie wiem czy jeszcze je podniosą, czy przemarzły na amen. Ogromna szkoda, bo są przepiękne a wiosna bez nich byłaby smutna. Ubarwiają całą grządkę wzdłuż siatki przez co ten fragment osiedlowej uliczki staje się kolorowy i pachnący.
Franek wczoraj przyszedł, przywitał się, obszedł teren kontrolując czy nie ma potwora, który na niego szczekał przez szybę, czyli Skitusia, zrobił mały postój przy pełnej miseczce i poszedł do szafy babci D. Lubi tam spać a na babcię D. ma wpływ terapeutyczny. Staruszka się uśmiecha, gładzi jego mięciutkie futerko (ma wyjątkowo miękkie), wyścieliła mu kocem dolną półkę i tam sobie Franuś śpi. Dziś idąc z Szilką na pierwszy spacer spotkałam Frankowego opiekuna i dowiedziałam się, że kotuś urodził się w szafie:) Pewnie dlatego tak dobrze mu się tam śpi.
Definitywnie skończyłam „Pasma życia”, które zaczęłam pisać w 2005 roku. Dopiero teraz udało mi się ukończyć, bo wcześniej nie miałam do tego ani siły ani głowy, ponieważ ostatnie czasy w pracy były … tu zmilczę. Jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić. W każdym razie patrzenie jak stado … niszczy kilkudziesięcioletni owoc pracy wielu osób, służący zresztą – dosłownie – tysiącom ludzi przez lata istnienia, do łatwych nie należy… Życie jednak toczy się dalej… Wiem, że każdy kiedyś dostanie to, na co zasłużył, więc na tej myśli na razie poprzestanę.
Ponieważ „Pasma” nie są takie króciutkie jak te już prezentowane dyrdymałki, w przyszłości „puszczę” tutaj kilka fragmentów. A teraz wracam do ursynowskiej sagi, której pierwsza część – „Wejście w światło”- wyszła wieki temu. Druga – „Po co wróciłaś, Agato” – właśnie została przeze mnie zdjęta ze strychu w postaci maszynopisu na pożółkłym papierze i wymaga poprawek oraz przerzucenia do Lapcia (Felek jeszcze nie został zreanimowany, Duży powiedział, że wykończyłam go prawie zupełnie i wymaga dłuższego „leczenia”). Trzecia – „Widocznie tak miało być” – w postaci luźnych zapisków „siedzi” w dużym pudle na regale z książkami. I czeka. Tak więc zajęć i planów mam co niemiara, obym zdążyła, bo chcę dzieciom uporządkowane zostawić:). I zupełnie nie rozumiem jak ktoś pyta: nie nudzisz się na emeryturze?
O matko! Ja dopiero teraz wiem, że żyję!!!
10.05.2017