Wzdłuż Dunajca

Zdjęcie z dunajcem

Dunajec

Dawno, dawno temu zanim jeszcze Polska weszła do Unii, podczas pobytu w Szczawnicy  wybraliśmy się z Mężem piechotą do Czerwonego Klasztoru na Słowacji. Idzie się wzdłuż Dunajca przepiękną Drogą Pienińską i nadziwić się nie można, że takie cuda są na świecie. Właśnie idąc tamtędy robię najwięcej zdjęć, nie mogę się oprzeć. Poszliśmy więc z myślą, że wrócimy sobie spokojnie i wygodnie słowacką tratwą, bowiem właśnie tam jest przystań słowackich flisaków, którzy dopływają do Leśnicy graniczącej ze Szczawnicą i stamtąd ciężarówkami zawożą tratwy z powrotem do przystani obok Czerwonego Klasztoru. Przeszliśmy sobie w dobrych nastrojach ok.12 km – bo taka jest mniej więcej odległość. Pogoda piękna, widoki również, nasze wzajemne towarzystwo nam wystarcza w zupełności ponieważ oboje nie jesteśmy gadułami, w perspektywie obiad w karczmie – jednym słowem żyć nie umierać.  Dotarliśmy wcale się nie spiesząc i… okazało się, że ostatnie tratwy już popłynęły bo tylko do 14-ej interes się kręci. Nie było jeszcze kładki nad rzeką łączącej Polskę ze Słowacją, jedyną drogą powrotną była ta sama Droga Pienińska, którą przybyliśmy. W międzyczasie pogoda spłatała figla, rozpadało się i piechotą wracaliśmy w deszczu kolejne 12 km. Kiedy dotarliśmy na polską stronę nie wytrzymałam, padłam i do domu wróciliśmy taksówką. Na myśl, że mam przed sobą jeszcze spory kawałek pod górę zwątpiłam i poddałam się.  Jest co wspominać:)))

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Myślę sobie, Szczawnica. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

22 odpowiedzi na Wzdłuż Dunajca

  1. KamaNill pisze:

    Nasz kraj jest przepiękny; ale zwykle nie doceniamy tego co mamy. Wspaniałe wspomnienia i fajnie, że je dokumentujesz. Czytając je przychodzą na myśl nasze przeżycia.
    Ze Szczawnicą kojarzy mi się moja wyprawa Wąwozem Homole na Wysoką. Przy podejściu na sam szczyt już po Słowackiej stronie, też rozpadał się deszcz; powrót to makabra, część trasy pokonaliśmy ślizgiem na tyłku. Człowiek był młody i takie przeszkody nie stanowiły problemu. Ach jak to dawno było…
    Do zobaczenia na szlaku.
    Pozdrawiam.
    KamaNill

  2. anka pisze:

    KamaNill:-) Jakie fajne wspomnienie:) Masz rację, kiedyś takie przeszkody były powodem do śmiechu i pozostają w pamięci na zawsze. Z przyjemnością wspomina się po latach. Kocham Szczawnicę i teraz, kiedy potrafię wstawiać zdjęcia, często będę ją wspominać. Wciąż nie mogę się napatrzeć, tam jest tak cudnie. Z Homoli chodziliśmy w lewo, w stronę Białej Wody i w prawo, obok schroniska pod Durbaszką do Palenicy, schodząc potem w dół do miasteczka. Bardzo lubię tę trasę.
    Kto wie, może się kiedyś na szlaku spotkamy? Pozdrawiam serdecznie:)))

  3. OBSERWATOR pisze:

    Szczawnica to jedno z najpiękniejszych miast w Polsce,ale oczywiście każdy szuka czegoś innego.Ja wolę spokój i mały ruch i Szczawnica to zapewnia .Jest położona na krańcu Polski,ma jedną główną ulicę i nie jest miastem przelotowym,ma najpiękniejszą promenadę i graniczy z przełomem Dunajca,otoczone jest dookoła górami.Dla mnie toPERŁA.

    • anka pisze:

      Obserwatorze:-) Dobrze zaobserwowałeś:) Promenada nie dość, że najpiękniejsza to jeszcze najdłuższa. Zaczęłam jeździć do Szczawnicy kiedy jeszcze o promenadzie nikomu się nie śniło. W ogóle bardzo się zmieniła już na moich oczach, ale zakochałam się w miasteczku od pierwszego wejrzenia. To prawdziwa PERŁA PIENIN:)))

  4. Mysza pisze:

    Super wspomnienie 🙂 Też moje zbieram, zapisuję, fotografuję i jest już niezła kolekcja.. mam nadzieję, że Szczawnica jeszcze przed nami 🙂

    • anka pisze:

      Myszko:-) Koniecznie Szczawnicę wpisz sobie na listę miejsc, które trzeba odwiedzić. Najlepiej latem, żeby z synkiem można było pochodzić i pokazać mu różne fajne miejsca, w sierpniu np jest piknik country pod Palenicą. Mamy zdjęcia z jeszcze małą Średnią, jak wywija na chodniku ciemną nocą a potem u dziadka „na barana” podsypia:) W maju jest święto wód, obchody 3maja, konna banderia i inne atrakcje. Zresztą, wejdziesz sobie na stronę Szczawnicy i zobaczysz ofertę rozrywek na cały sezon. Cudnie jest:)))

  5. cieniewiatru pisze:

    piękny widok na zdjęciu 🙂

  6. fuscila pisze:

    Masz piękne wspomnienia! Pielęgnuj je pieczołowicie! Warto!!!

    • anka pisze:

      Fusilko:-) Pewnie, że warto. Gdyby nie zapiski i fotografie umknęłoby tyle wydarzeń, uczuć, nie pamiętałabym jak naprawdę wyglądało miejsce czy osoba bo pamięć płata figle, wyobraźnia także. Dzięki utrwaleniu wspomnień one żyją, można zajrzeć, przypomnieć sobie nawet smak i zapach.

  7. Ewa pisze:

    Aniu, jest cudnie, bo wreszcie (!!!!) wiem o czym piszesz, pisząc o „swoim” miejscu na świecie :-)))

  8. Urszula97 pisze:

    Te wspomnienia, czasami mało trzeba aby była radocha,Dunajec-jest co oglądać i podziwiać.
    Ja po imprezie ,zadowolona ale zmęczona,córka z rodziną dzisiaj odjechała,jeszcze na obiedzie była.Pozdrawiam.

  9. Urszula97 pisze:

    Aniu,tulipany nie wykopuję sie co roku.Ja tak co trzy cztery lata wykopuję .

    • anka pisze:

      Ula:-) Wcale nie wykopywałam, chyba, że sam się przypadkiem z ziemi wyciągnął. Dosadzałam więc było ładnie ale już gdzieś poznikały. Mam masę nasionek aksamitek, wsieję chyba teraz do pojemniczków i będę nimi łatać dziury. Choć, prawdę mówiąc, to maleńki kawałek grządeczki jest i dużo miejsca nie ma, rozrosły się krzaki bzu i odrosty od korzeni wyłażą co kilka cm., mini-dżungla się zrobiła.
      Zjazd rodzinny męczący bywa, prawda, ale to miłe zmęczenie. Uwielbiam przygotowywać np. obiad dla dzieci jak mają przyjechać, cieszę się samą myślą, że będą, a potem … hop na fotel, nogi na pufie i odpoczynek. Fajnie miałaś, uściski:)))

  10. marijana2 pisze:

    Ha, takie niespodziewane przygody w czasie górskich wędrówek pamięta się najlepiej. Niezależnie od urody miejsc w których się zdarzyły. A Pieniny są przepiękne i nawet zmęczenie, bolące nogi nie są w stanie tego zmienić :))
    Aniu, pozdrawiam Cię serdecznie 🙂

    • anka pisze:

      Marijanko:-) Pieniny są najpiękniejsze na świecie:) Pewnie dlatego, że takie… moje:) Nigdy nie zapomnę uczucia jakiego doznałam, gdy przyjechaliśmy do Szczawnicy po raz drugi. Miałam nieodparte wrażenie, że wróciłam do domu. Cieszę się, że przeszliśmy w swoim czasie wszystkie możliwe szlaki w okolicy, teraz spokojnie można się poruszać wybiórczo. zależnie od możliwości, chęci i pogody. Buziaki:)))

  11. BBM pisze:

    To niezły spacerek zaliczyliście!! Rzeczywiście, jest co wspominać! 😉

    • anka pisze:

      BBM:-) Bez treningu 25km to faktycznie niezła odległość. Przeczytałam, że Droga Pienińska jest w remoncie w tym roku, może jakieś ławeczki po drodze postawią?Można siedzieć i patrzeć na Dunajec… Cuda, panie dzieju, cuda:)))

  12. ikroopka pisze:

    Byłam teraz tez niedawno w Szczawnicy, w lutym – taki dwudniowy wypad w poszukiwaniu … zimy znalazłam ją w Rezerwacie Białej Wody. Uwielbiam Pieniny, przeszłam je wzdłuż i wszerz dawno, dawno temu, teraz mam daleko z Wrocławia – ostatni raz tak na dłużej byłam w nich 12 lat temu i tez zaliczyłam droge do Czerwonego Klasztoru w obie strony, piekna trasa, ale im człowiek starszy, tym dłuższa – te ławeczki to niezły pomysł Pozdrawiam z Dolnego Sląska.

    • anka pisze:

      Ikroopko:-) Miło Cię widzieć:)
      Na Dolnym Śląsku mieszkałam przez 7 lat, we Wrocławiu byłam pierwszy raz w życiu w operze, całą klasą pojechaliśmy na „Rigoletto”. To był początek podstawówki. Jeszcze mam inne wspomnienie: szkolny chór był na wysokim poziome, braliśmy udział w jakimś konkursie albo występie szkolnych chórów (nie pamiętam dokładnie) i wtedy śpiewałam na deskach Opery Wrocławskiej. Największy występ w moim życiu ;)))
      W Szczawnicy i okolicach przeszliśmy wszystkie szlaki i całe szczęście. Teraz, ze względu na upływ czasu (i jego skutki) taki wyczyn by się nie udał. Mimo to jest gdzie chodzić, nawet bardzo starsi turyści czy kuracjusze znajdą miejsce dla siebie.
      Pozdrawiam Cię serdecznie:)))

      • ikroopka pisze:

        Widzę, ze mamy podobne wspomnienia:) Tez śpiewałam w szkolnym chórze i tez z nim występowałam na deskach, ale Teatru Słowackiego w Krakowie:)
        Dopóki mieszkałam w Krakowie, Pieniny i Beskidy były moje, teraz tak moge powiedziec o Sudetach, choc juz coraz bardzie w czasie przeszłym, bo kondycja nie ta i częściej chodze po miastach niz po górach. Ot, życie.

        Zauważyłam, ze w moim poprzednim komentarzu nie ma kropek – wstawiałam tam emotikonki, które, najwyraźniej, nie zapisują sie w tym szablonie, stąd te 'dziury’.
        Dziekuję za rewizytę i nieustająco zapraszam, Ewa:)

Skomentuj anka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *