Drugi dzień nowego roku ma już z górki, spieszy gdzieś jak te z roku poprzedniego. Jak z noworocznymi postanowieniami, macie jakieś? Szczerze mówiąc nigdy ich nie robiłam. Zrzucić parę kilo i tak trzeba, bez żadnej specjalnej daty, ze względów czysto praktycznych. Wczoraj wykańczałam więc słodycze, żeby mnie nie kusiły. Został nam tylko jeszcze kolorowy serniczek na zimno, przy którym złamały się dwie łopatki do ciastek. Naprawdę! Wcale nie jest z kamienia, mięciutki, pyszny, rozpływający się w ustach – ale coś w sobie ma, jakąś moc;) Jedna łopatka była plastikowa, dołączona do pojemnika do przechowywania ciast, więc mogła się złamać. Ale druga? Normalna, metalowa z plastikową rączką co prawda, ale taka porządna;) Serniczek był sobie w szklanym pojemniku, mam taki fajny z zamknięciem (które kiedyś Browuś mój kochany napoczął i zostały na nim ślady jego ząbków), wygodnie go trzymać w lodówce. Sernik musi tam mieszkać dopóki nie zostanie zjedzony, bo rozpłynąłby się pod wpływem ciepła, nie da się go wyjąć na talerz w całości.
Zrobiłam kilkukolorowy, pewnie dlatego rozdzielają się poszczególne kolory. Następnym razem zrobię jednobarwny ale włożę mu do środka bakalie i pokrojone w kostkę stwardniałe kolorowe galaretki. Będzie piękny. Z pewnością nada się na jakąś specjalną okazję. Może na rocznicę ślubu? Zbliża się:) Jako ciekawostkę powiem, że moi rodzice brali ślub w kościółku w Tenczynku 21 stycznia 1948 roku, a my tego samego dnia tylko trochę później;) I jeszcze Dzień Babci zrobili tego dnia:)))
Przepisywałam dane do nowego kalendarza i takie różne daty mi się przypominały, sytuacje codzienne uwiecznione w kalendarzu, zapisane i dzięki temu możliwe do odtworzenia w myślach. Jednak to co jest na papierze – zostaje, reszta ulatuje i znika. Poczytałam też różne różniste horoskopy na 2019 rok i w każdym co innego. W jednym mnie straszą, w drugim obiecują duże pieniądze, w trzecim każą się rozwijać duchowo, w którymś kolejnym pracować nad sobą i okiełznać swoje lęki i emocje. Więc nad tym się zatrzymałam, bo od dawna próbuję to robić z miernym skutkiem. Znaczy – mam co robić i podążam w dobrym kierunku, tak trzymać. Wyczytałam też, że spotkam kogoś, kto pomoże mi zrealizować plany, jakie od dawna mam i nie potrafię sama do końca ich doprowadzić. Niestety nic bliższego, żadnych wskazówek, gdzie szukać, jak rozpoznać, więc pewnie znowu przegapię szansę, buu…
A może nie?
2.01.2019
Smacznego poświątecznie!
A marzenia – pewnie, że mam, takie całkiem realne są już teraz te moje marzenia. No, źle powiedziałam, nie: realne, tylko: przyziemne, ale w sferze pragnień do spełniana pozostają.
Dziękuję, dojadanie zakończone i dieta MŻ wchodzi do codziennego użytku. Jak długo – to się okaże;)
Mam nadzieję, że w nowym roku ten wpływ na mieszkańców Ziemi będzie w większości pozytywny.. Nadzieję zawsze warto mieć 🙂