Uff – jak dobrze w domu:)

Miałam na dziś termin badań w laboratorium w poradni nefrologicznej. Myślałam, że jak zawsze będzie w miarę szybko, bo cóż tam – wkłucie, pobranie, zostawienie probówki z „urobkiem” i do domu, a kolejek dużych nigdy dotąd nie było. Przynajmniej tak trafiałam. Kiedyś jednak musi być ten pierwszy raz. Ludziów jak mrówków. Do tego dwie kolejki. Jedna pacjentów po przeszczepach, druga – nefrologicznych. Ja na szczęście wśród tych drugich. Teraz już tylko raz w roku i oby tak zostało. Wszystko trwa dłużej, bo pierwsza grupa musi wypełniać ankietę, słyszałam na korytarzu, że chodziło m.in. o leki, kiedy przyjęte, w jakiej ilości. Domyślam się, iż to rzutuje na wynik badań. Pani pielęgniarka pobierająca krew utyskiwała przez cały czas, że więcej się nie zgodzi przyjść na zastępstwo, że jakaśtampanienka powinna tu być a nie ma, że brak segregatorów z dokumentami bo sekretarka schodzi z oddziału a nie zeszła i nie przyniosła, więc jak ktoś nie ma skierowania w ręku to ona nie wie co ma pobierać i ile. A wogóle awaria systemu jest i doopa blada.
Matko kochana, jedynie czego pragnęłam, to wyjść, opuścić miejsce i nie słyszeć co opowiada jedna pani drugiej pani. Przy czym panie młode, ładne, po przeszczepie i jeszcze w ciąży. Starsze też były, oczywiście, z osobami towarzyszącymi, niektóre w naprawdę kiepskiej formie. Ponieważ wciąż są dokonywane jakieś zmiany pani pielęgniarka nie wiedziała gdzie się teraz odbiera wyniki, czy tam gdzie przedtem czy gdzie indziej. Zdążyłam zauważyć, że rejestracji do pulmonologa już nie ma tam, gdzie mieściła się poprzednio. Kiedy stałam czekając na swoją kolej weszła mocno starsza pani szukająca rejestracji do zapisu na TK, błądziła już ileś razy po całym obiekcie i nikt jej nie wskazał prawidłowego miejsca. Kilka osób próbowało wytłumaczyć gdzie powinna pójść, ale nie wiem z jakim skutkiem. To się nazywa ułatwianie życia pacjentom. Jeśli starsza osoba nie ma rodziny i musi sama swoje sprawy załatwiać, to naprawdę ma ciężki los.
Gdyby na przykład babcia D. musiała sama mieszkać – to albo już by nie żyła (np wysadzając blok w powietrze, bo odkręcała gaz, stawiała garnuszek z czymś i wychodziła z domu), albo wylądowałaby w jakimś ośrodku pomocy. Wczoraj obserwowałam przez okno jak wyszła przed dom, zbierała liście a potem trzymając je w garści bezradnie rozglądała się myśląc co z tym fantem zrobić. A stała nad workiem z liśćmi. Potem szczotkę, taką małą zmiotkę też do tych liści włożyła. A kiedy obie byłyśmy na zewnątrz, babcia ruszyła do domu i w ostatniej chwili dopadłam drzwi, bo zamknęłaby mnie na zewnątrz i nie mogłabym się dostać środka, nie usłyszałaby dzwonka, nie otworzyłaby mi i nie wiadomo co by się stać mogło. Ja na pewno bym uświerkła w cienkiej koszulce z krótkim rękawkiem, bo Mąż był poza W-wą i wrócił dopiero późnym popołudniem. Teraz
wiem, że muszę mieć zawsze w kieszeni klucz i telefon, gdy jestem na zewnątrz a jego nie ma.
Aha, jeszcze nie wiedziałam co będzie z wizytą u doktora, bo termin mam na 12-go – a tu święto nagłe i niespodziewane. Jednak pracują, ale pani pielęgniarka nie wiedziała, dopiero inna pani w recepcji udzieliła informacji, nie było kolejki do zapisów bo awaria systemu przecież, więc się dowiedziałam.

Uff, jak dobrze wrócić do domu,  jestem zmęczona jakbym przekopała własnoręcznie Mierzeję Wiślaną.

8.11.2018

  • babciabezmohera Współczuję! Szczęśliwie już po wszystkim! 🙂
  • 45gogula No ale w sumie wszystko wyszło dobrze i szczęśliwie, jednak o tym kluczu w kieszeni to faktycznie trzeba by pamiętać. A nie ma możliwości zostawienia zapasu w jakiejś super tajemnej skrytce?
  • emma_b przychodnie to miejsca jak ze złego snu, też dzisiaj zaliczyłam. jak dobrze, że Babcia D. ma Ciebie i resztę kochającej rodziny!!!
  • veanka Skąd ja to znam, te klimaty, kiedy się siedzi pod drzwiami gabinetu lekarskiego.
    Ile razy chciałam zwiać spod drzwi, by nie słyszeć co opowiada jedna pani drugiej pani.
    Chodzę do kilku lekarzy specjalistów, ale najbardziej się stresuję i dołuję pod drzwiami do onkologa, chociaż jak powiada lekarz, te wizyty to tylko formalność.
    Co „potrafi” babcia D. mogę się domyślać, bo nasz bliski sąsiad zaczyna nas ciężko zaskakiwać. Ma 92 lata, niby jeszcze się dobrze trzyma, nie chce pomocy, ale coraz częściej zachowuje się tak, jakby spadł z kosmosu.
  • kotimyszkot Żeby chorować i się leczyć, trzeba mieć końskie zdrowie 😉
  • e.urlik Tak, jedyne hasło które mnie ratuje w takich sytuacjach to „zaraz będę w domu!”. W moim mieście sytuacja jest troche lepsza, bo nie ma tylu ludzi, choć pewności nie mam, bo nie chodzę zbyt często do lekarzy. Powinnam wprawdzie, ale póki co mam konsultacje ze specjalistami za pośrednictwem progenitury. Póki nie mam zawału albo czegoś podobnego, unikam służby zdrowia jak zarazy. Ania, strasznie ci współczuję, że musisz przez to przechodzić. I nie tylko o leczenie chodzi, ale i o Babcię. W przypadku tej ostatniej nie możesz zastosować pocieszenia „zaraz będę w domu” :-(((
  • urszula97 Znam to z autopsji,Anno a ile radochy jest jak przyjdziemy pod gabinet a tu jedna osoba przed nami i my wchodzimy.Taka mała rzecz a jak cieszy,chociaż rzadko ale jest.
  • annazadroza BBM:-) Jeszcze w poniedziałek wyniki i – mam nadzieję -spokój.
    Na spokój w niedzielę nie ma co liczyć, ale przetrwamy jakoś. Buziaki:)))
  • annazadroza Gosiu:-) Nie bardzo jest gdzie skrytkę zrobić, choć pomysł dobry. Okolica domku jest ogólnodostępna. Muszę po prostu pamiętać i nosić klucz w kieszeni.
  • annazadroza Emmo:-) Robię co mogę, żeby jak najrzadziej odwiedzać placówki medyczne. Ale czasem trzeba.
    Co do babci, żeby sobie choć czasem zdała sprawę, że ma szczęście…
  • annazadroza Veanko:-) Dobrze, że te wizyty to tylko formalność:) Po prostu wspaniale:)))
    Trafnie określiłaś – „jakby spadł z kosmosu”. Tak właśnie zachowuje się babcia D.
  • annazadroza Myszokocie:-) Właśnie, dobrze powiedziane:)
  • annazadroza Ewuś:-) Najlepiej stosować profilaktykę, o ile się da, oczywiście. Jakieś wspomagacze, witaminki, zdrowe jedzenie itd. Żeby w późniejszym okresie nie mieć „babcinych odlotów”. Chociaż i tak nie wiadomo co nas czeka…
  • annazadroza Urszulo:-) Bardzo rzadko taka radocha się przytrafia, a może wcale? Chyba nie pamiętam kiedy ostatnio tak było. Ale jak się trafi, to się ucieszę:)
  • Gość: [Robert] *.bb.online.no Witam pani Aniu,
    Pisałem do pani ponad dwa miesiące temu z prośbą o kontakt.
    Ponawiam moja prośbę 🙂 i podaje kontak; robfer@op.pl
    Serdecznie pozdrawiam i zdrówka życzę
  • annazadroza Robert:-) Witam również, dziękuję za pozdrowienia i życzenia:) Odwzajemniam:)
    Przyznam, że zdziwiłam się iż nie zauważyłam wcześniejszego Pana komentarza. Przejrzałam więc komentarze z czterech ostatnich miesięcy, niestety nie trafiłam na Pana tekst. Może chodziło o inny blog i nastąpiła pomyłka?
  • Gość: [Robert] *.bb.online.no Nie, to nie pomyłka pani Anno 😉
    Pisałem wcześniej w kwestii Tenczynka pod pani wpisem Mój Tenczynek.
    Proszę zaglądnąć.
    Pozdrawiam
    Robert
    http://annablog.blox.pl/2017/07/Moj-Tenczynek.html?utm_source=newsletter_blox&utm_source=powiadomienia&utm_medium=AutopromoPow&utm_content=Blox_Blox–subskrypcja-newslettera-o-komentarzach&utm_campaign=Blox_pow
  • annazadroza Robert:-) Zaglądnęłam i znalazłam. Oj, przepraszam, taka gapa ze mnie, że nie znalazłam wcześniej. I dziękuję:)
© Anna Blog

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Myślę sobie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *