Rzeczywistość przerosła oczekiwania. W kwestii pogody, żeby nie było, iż w innej. Wieczorem w poniedziałek mgła się pojawiła gęsta, mleczna, cudnie wyglądająca podświetlona reflektorami samochodów i nielicznymi u nas reklamami. Latarnie – nowe – się nie włączyły nie wiadomo z jakiego powodu ale i tak było pięknie. Poszliśmy na wieczorny, udany spacer we mgle, przeszliśmy wzdłuż cmentarza. Lubię ten cmentarz, bardziej kojarzy mi się z parkiem, mnóstwo tu zieleni, wyjątkowo ładnych drzew, z których większość przetrwała remont szosy (jeszcze nie ukończony) tuż obok, utworzenie nowej nitki drogi, chodnika oraz ścieżki rowerowej. Część drzew wycięto, cmentarz ocalił rosnące za murem. Wszystkie przed murem zniknęły. Pocieszam się, że wzdłuż ścieżki rowerowej już odrastają, od korzeni chyba, „dzieci” rosnących tu wcześniej głównie dębów o niesamowicie dużych, pięknych, kolorowych liściach. Mam nadzieję, że jak rosną to już nikt im krzywdy nie zrobi i z tych małych chojaczków urosną piękne, silne dęby i będzie Dębowa Aleja.
Rano zaświeciło słońce i z chwili na chwilę robiło się coraz cieplej. Po południu na termometrze było 19 stopni. Wiatr szarpał czym mógł, ale był taki ciepły, że nie miałam mu tego za złe:)
Dziś też skorzystamy z ciepła i pójdziemy wspólnie na wieczorny spacer, wzdłuż cmentarza. Pali się już dużo lampek, światełka są symbolem pamięci, ale też łączenia się w myślach z Bliskimi po Drugiej Stronie Tęczy, czasem ktoś odnosi wrażenie bezpośredniej obecności… Takie to święto. Zamglone, zadumane, niby smutne a niosące nadzieję, łączące myśli ludzi w różnych zakątkach świata. Gdyby te wszystkie myśli wygenerowały jedno przesłanie do wszystkich ludzkich istot – o dobroć, miłość, tolerancję, o pokój i spokój…
Tak sobie tylko myślę…
A dziś już 2 listopada. Nie miałam czasu dla Lapcia. W środę pojechałam do Calineczki. Średnia wnusia ze swoją klasą i mamą w charakterze pomocy nauczycielki udały na wycieczkę, my z malutką zostałyśmy same i dobrze nam było. Jedynie do wypicia mleka nie udało mi się jej namówić, za nic na świecie. Co ona wyprawiała – odpychała łapkami butelkę, zaciskała usteczka tak, że ani kropli nie dało się wlać, kręciła główką, że nie, nie, nie a jak już nic nie pomogło, uderzyła w płacz. I cóż, babcia wymiękła. Soczek malutka piła, biszkopciki jadła chętnie więc babcia stwierdziła, że dziecko z głodu do obiadu nie padnie i po co się ma ona, babcia znaczy, źle Calineczce kojarzyć? I dobrze, bo się szkrabiątko cieszy, łapki wyciąga i śmieje się a nie naburmusza i ucieka od babci. Przecież dziadkowie są od kochania i rozpieszczania… co z tego, że to niepedagogiczne? Rodzice są od czego innego a dziadkowie inną rolę mają:)))
Później Duży odwiózł mnie i Średnią do nas. Moja nastolatka mogła wreszcie odpocząć, polenić się i wyspać do woli. Presja szkoły jest jednak tak silna, że mimo wszystko co chwilę nawiązywała do tego, czego jeszcze nie umie, ile po niedzieli ma kartkówek, sprawdzianów, tematów do przygotowania. Makabra. Przerywałam i odwracałam myśli w inną stronę. Oglądałyśmy wspólnie film, resztę oglądała sama, ale blisko i będąc w
kontakcie. A w halloween czyli w Dyniowe Święto otwierała drzwi (z odpowiednim makijażem zrobionym przez mamę) licznym grupom dzieciaków i rozdawaliśmy cukierki.
I tu znów mój komentarz do słów pełnych oburzenia, agresji i nienawiści skierowanych w stronę akceptujących ten zwyczaj. W dawnej Polsce święto dyni było, mój tata (rocznik 1926) jako chłopiec z innymi dziećmi biegał po Tenczynku z wydrążoną dynią, wewnątrz której paliły się świeczki, i jeszcze chłopcy prześcieradłami owijali albo sami siebie, albo patyk na którym umieszczali dynię, tego nie pamiętam. Pamiętam, że babcia Karolina dała mu to prześcieradło, tak mówił i to jest fakt.
Więc niech nikt nie opowiada o sektach, działaniach antychrześcijańskich i temu podobnych głupotach. Nikt nikogo nie zmusza do brania udziału w przebierankach, nie ma obowiązku dawania cukierków. A ja nie widzę powodu, by dzieciom odmawiać odrobiny radości, której mają o wiele mniej niż powinno być w dzieciństwie.
2.11.2018
Listopad przyszedł nie wiadomo kiedy i ani się obejrzymy, a już Święta będą..Niezmiennie mnie zadziwia tempo upływu czasu. Miłego weekendu 🙂
Jednego dnia mogą się bawić a drugiego można iść na groby a później w zadumie posłuchać wspomnień starszych z rodziny.
Ja jako dziecko bardzo lubiłam słuchać tych wspominek przy rodzinnym stole 1 listopada. Moje dzieci też to lubiły…
I coś prywatnie- nie wzięło mnie przeziębienie nawet bez drakońskiej dawki leków, to był sygnał na coś innego- ot taka dziwna przypadłość.
Dobrze, że nie dałaś się przeziębieniu. Zdrówka życzę na każdym polu. Pozdrawiam Cię serdecznie:)))
A dzieciaczki, takie jak nasze maluszki, są najcudniejsze na świecie:)))