Marysieńka i Jan

Wczoraj wieczorem wzięłam się za stos czasopism ( same stosy;)) i wycinków. Nigdy się nie pozbędę nadziei, że jeszcze przeczytam, zapamiętam, skorzystam z wiedzy. Zawsze jest tak, że przychodzi moment, kiedy przeglądam, znowu wycinam, potem znów wycinki z wycinków i… rośnie stos makulatury. Tym razem naprawdę chcę się pozbyć zbędnych rzeczy. Wiem, wiem, to jak z ciuchami, jeśli nie używałaś przez rok – wyrzuć albo oddaj… I co z tego, że wiem? Jak wyrzucę, natychmiast będzie mi potrzebne. Taki chomik ze mnie:) Myślę, że to cecha przekazana w genach, albo zakodowana w dzieciństwie, biorąca się z opowiadań dziadków o czasach międzywojennych i sprzed pierwszej wojny. Babcia Stefa i dziadek Staszek urodzili się w
ostatnim dziesięcioleciu XIX wieku, świat ich dzieciństwa i młodości był tak kompletnie różny od mojego, znanego, doświadczanego na co dzień, że się nie da porównać.
No dobrze, ale zaczęłam o wycinkach. Znalazłam ciekawy – nie wiem z czego, być może z dodatku do „Gazety”, stary, bo już pożółkły papier jest – o Janie Sobieskim i Marysieńce. Niby wszystko wiemy, ale czasem fajnie jest coś sobie przypomnieć, tym bardziej, że para to była wyjątkowa, bo wówczas
nie były na porządku dziennym małżeństwa z miłości.
Związek rozpoczął się, kiedy piękna Francuzka była żoną Jana Sobiepana Zamojskiego. Skąd się wzięła w Polsce? Urodzona w Burgundii w Nevers (podobno 28.VI.1641 r.) Maria Kazimiera de La Grande d’Arguien była córką wojskowego i ochmistrzyni na dworze księżniczki Ludwiki Marii Gonzagi.
Księżniczka została żoną króla Władysława IV, a po jego śmierci wyszła za Jana Kazimierza. Marysieńka przyjechała do Warszawy z matką jako kilkuletnia dziewczynka. Ładne dziecko stało się maskotką dworzan, którzy ją Marysieńką nazwali i tak ją nazywano już zawsze.
W 1648 r. Ludwika Maria odesłała ją do Francji na naukę, skąd wróciła chyba w roku 1653. Jako dorastająca dziewczyna cieszyła się ogromnym powodzeniem, bo podobno była wyjątkowo ładna na tle naszych pulchnych szlachcianek, a jej urodę sławił sam Jan Andrzej Morsztyn.
Królowa wydała ulubienicę w 1658 r. za Zamojskiego, który młodą żonę zaniedbywał, nie zmienił swego hulaszczego trybu życia i na domiar złego zaraził ją chorobą weneryczną. Mimo to urodziła mu czworo dzieci, ale wszystkie zmarły w dzieciństwie z powodu wad genetycznych wywołanych chorobą rodziców.
Niedaleko od Zamościa przebywał Jan Sobieski, który poznał Marysieńkę już wcześniej, w 1655 roku. Wiosną 1659r. rozpoczął się ich gorący romans. W czerwcu 1661r. spotkali się w Warszawie i w tajemnicy, w kościele Karmelitów, wymienili się pierścionkami, a Jan przysiągł Marii miłość. Przyszły król mówił o tym wydarzeniu jako o pierwszym ślubie.
Marysieńka wyjechała do Francji pod pretekstem leczenia w 1662r., wróciła jesienią 1663. Myślała o rozwodzie, ale było to ogromnie skomplikowane przedsięwzięcie. I właśnie wtedy los przyniósł jej niespodziankę – mąż zmarł, a przyczyną śmierci były syfilis i alkoholizm, serce i wątroba nie wytrzymały połączenia choroby i trybu życia.
Za sprawą królowej wzięli cichy ślub, który bardziej wiązał Sobieskiego ze stronnictwem królewskim. Oczywiście tajemnica się wydała i wzięli oficjalny ślub, udzielony przez nuncjusza, późniejszego papieża Innocentego XII. Marysieńka zachodziła w ciążę – już jako pani Sobieska – aż trzynaście razy.
Poddała się kuracji polegającej na wcierkach rtęciowych, tak się leczyło wówczas choroby weneryczne.
Ciekawostką jest, że Marysieńka była szczerbata od wczesnych lat młodzieńczych. Większość ludzi cierpiała na próchnicę, a w XVII wieku gdy bolały zęby to się je wyrywało, sztuczne szczęki jeszcze nie były w użytku, dopiero się pojawiły wiek później. Nikomu to jednak nie przeszkadzało, tak powszechne było to zjawisko.
Kochali się przez całe życie, co upamiętnione jest w listach Jana do Marysieńki. Byli naprawdę wyjątkową parą w ówczesnej Polsce. No i mieli za sobą aż trzy śluby:)))

21.06.2018

  • kotimyszkot Uwielbiam historie z dawnych lat.. Cieszę się, że u Ciebie można takie ciekawe opowieści poczytać 🙂
  • krzysztof213 Tak czy naprawdę było inaczej .ok nie to końca ale historie lubią się powtarzać .
    I tak widać że tam pili i lubili te sprawy .
    I jak lubisz książki to Poldark wichry losu polecam
  • annazadroza Myszokocie:-) Tyle tych wycinków, że na pewno coś ciekawego jeszcze w nich wyszperam:)))
  • annazadroza Krzysztof:-) Na nowym kanale EPIC DRAMA trafiłam na serial „Poldark. Wichry losu”. Kilka razy tylko, bo późnym wieczorem, ale podoba mi się. Myślę, że książkę połknęłabym migiem, bo wolę książki od filmów.
  • urszula97 Anno,super sprawa takie wycinki zbierać,nie wiedziałam o takiej historii tej pary,
  • marijana2 Wielka miłość, jak z bajki. Sobieski, będąc daleko na polach bitwy, tęsknił za Marysieńką i pisał piękne listy. Kilka z nich usłyszalam w jakiejś audycji radiowej. Były naprawdę niezwykłe.
    Aniu, masz bardzo fajne hobby, tylko wymaga ono systematycznego porządkowania wycinków, bo niechcący można utonąć w papierach. :))
  • veanka Też lubię historie opowiadające życie codzienne z danych lat.
    A jeżeli ta „codzienność” dotyczy ludzi sławnych i znanych, tym bardziej jest to ciekawe;).
  • annazadroza Urszulo:-) Wycinam interesujące artykuły, żeby je w spokoju przeczytać, bo często nie mam na to czasu na bieżąco. Potem Mąż je wyrzuca po przeczytaniu i dobrze robi, bo mnie wszystkiego szkoda i uważam, że może mi się jeszcze do czegoś przydać;)
  • annazadroza Marijano:-) Może to nie do końca hobby, tylko chęć przeczytania jeśli nie mogę na bieżąco. A potem – faktycznie rośnie stos papierów, które chcą mnie pożreć 😉 Pozbywam się więc ich przeglądając i wychwytuję jakieś ciekawostki do wykorzystania. I sobie przyrzekam, że nigdy więcej tony papierów… do następnego razu:))) Chciałabym być systematyczną osobą, ale nic z tego, wszystko robię zrywami;) Już się z tym pogodziłam i zaakceptowałam,przecież nie zmienię już teraz pewnych cech charakteru, zresztą niby po co :)))
  • annazadroza Veanko:-) Taka codzienność powoduje, że osoby znane stają się ludźmi z krwi i kości, nie tylko kamiennymi postaciami z pomnika. Tak np polubiłam ogromnie Bolesława Prusa po przeczytaniu książki o nim, był cudownym, ciepłym człowiekiem, a „znielubiłam” całkiem Żeromskiego.
Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Myślę sobie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *