Kasia ni stąd ni zowąd znalazła się w katedrze św. Floriana. Odbywało się właśnie nabożeństwo żałobne. Wokół było granatowo od strażackich galowych mundurów. Widocznie chowają kogoś ważnego – pomyślała. Wtedy zauważyła, że jest ubrana na czarno. Ktoś chwycił ją za rękę i poprowadził w stronę trumny. Najpierw się przelękła, potem odetchnęła poznając, że to Łukasz ją podtrzymuje. Kamil wziął ją pod drugie ramię.
– Nie odchodź, bo nam znowu zginiesz. Przecież po uroczystościach jedziemy razem – szepnął.
– Po co? – szeptem spytała nic jeszcze nie rozumiejąc.
Wreszcie zrozumiała zobaczywszy przed sobą tatę zdrowego, młodego, uśmiechniętego, takiego sprzed choroby.
– Widzisz, przechytrzyłem Alzheimera – powiedział puszczając oko do córki. – Został tam – wskazał dłonią trumnę.
Zorientowała się, że nikt poza nią ojca nie widzi. Łzy popłynęły strumieniem.
– Nie płacz – powiedział tata. – Już po wszystkim. Jestem wreszcie wolny i wy też. Wiem, że okropnie wam ostatnio utrudniałem życie i przeszkadzałem. Przepraszam, ale to nie z mojej winy. Odpracowałem swoje i mogę iść dalej. Pamiętaj córciu: ważne jest tylko to co zabieramy ze sobą na drugą stronę. Zawsze będę blisko was, będę pomagał i strzegł jak zawsze.
Postać taty zaczęła rozpływać się aż zniknęła. Głos jeszcze dźwięczał, oddalał się coraz bardziej, popłynął gdzieś w górę, pod sklepienie katedry aż zniknął.
Kasia usiadła na wersalce zalana łzami. Wiedziała, że to nie był zwykły sen. Wyraźnie miała przed oczami – jak wydrukowane – zdanie: ważne jest tylko to co zabieramy ze sobą na drugą stronę.
Nie była pewna czy ona sama żyje i gdzie jest. Po dłuższej chwili dopiero poczuła, że jeszcze jest na tym świecie.
W pracy odebrała telefon z ośrodka z informacją, że tatę zawieźli do szpitala, bo najprawdopodobniej dostał wylewu. Natychmiast zaalarmowała Mikołaja i Marka. Pojechali do szpitala.
Tata przeszedł na Drugą Stronę Tęczy.
Może teraz, z innej perspektywy wiesz Tato, że nie miałam złej woli, złej intencji tylko brak siły? Nie mogłam się pogodzić z tym, że już nie mam oparcia, że jestem sama na siebie zdana, a nie byłam tego w dzieciństwie nauczona? I tak wszystko robiłam sama, ale gdzieś tam , w tyle, zawsze byłeś Ty. I potem stałeś się nagle zupełnie inny, nie byłeś sobą, zamęczałeś mnie moim poczuciem winy za to, że nie wyrabiam w kontakcie z Alzheimerem i swoimi na niego reakcjami… Wybacz mi, proszę, teraz widzisz wszystko, mam taką nadzieję. Pamiętasz, kiedyś miałeś widzenie. Widziałeś siebie leżącego bez życia i patrzyłeś na siebie z góry, a potem usłyszałeś głos: to nie ty, to tylko twoje ciało… Czy teraz też tak było? Twoje biedne ciało było tak udręczone cewnikowaniem, wylewem, krwotokiem. Czy wyszła po Ciebie mama, czy babcia Karolina, a może babcia Frania? Obiecywałeś, że powiesz jak tam jest… Wybacz wszystko co zrobiłam nie tak. Chciałabym naprawić, ale nie mam jak. Nie wiem jak. Kocham Cię Tatusiu.
27.03.2018
- kobietawbarwachjesieni Wzruszyłam się.
- annazadroza Dziękuję Marysiu. Sen przyśnił się naprawdę…
Boże Aniu… Bardzo się wzruszyłam. Biedna ta Kasia. Okropnie jest stracić kogoś bliskiego.
Kasiu:-) Ja ten sen miałam naprawdę…