Orzeczenie rozwodu z winy męża z całą pewnością pomogło Elżbiecie w dochodzeniu do równowagi po przeżytych stresowych sytuacjach. Niemniej przebywanie z nim pod jednym dachem było w dalszym ciągu koszmarem. Trochę lepiej układało się tylko bezpośrednio przed rozprawą, kiedy Mirek miał nadzieję, że udobrucha żonę, zniechęci ją do opowiadania w sądzie ze szczegółami o jego zachowaniu i tym sposobem odzyska nad nią władzę. Po wyroku stał się taki sam jak przedtem.
Zamyślona Elżbieta weszła do mieszkania nie zwracając uwagi na dziwne zachowanie psów. Zamknęła drzwi wejściowe odsuwając nogą Betę aby uchronić jej ogonek przed przycięciem. Schowała klucze do kieszeni, odwróciła się i znieruchomiała, zastopowana równocześnie głuchym pomrukiem Gamy i niesamowitym – rodem z horroru – obrazem, który przykuł jej wzrok.
Cała podłoga w przedpokoju była zalana czymś ciemnym. Boże, przecież to krew! Poczuła się dziwnie nieswojo. Rozejrzała się szukając kota. Odetchnęła z ulgą widząc go żywego, wciśniętego w róg szafki w przedpokoju. Zazwyczaj witał ją przy drzwiach, tym razem nie ruszył się z ukrycia. Obok drzwi do kuchni stał Mirek. Właściwie trudno to nazwać staniem, raczej chwiał się na nogach, zakrwawiony od głowy do stóp. Zrobił trzy kroki w jej stronę. Cofnęła się przerażona, bo wyglądał potwornie. Gdzie stanął, zostawała plama krwi na podłodze. W każdym miejscu, w którym oparł się o ścianę, widniały krwawe ślady.
– Co ci się stało? – wydusiła wreszcie.
Mimo wszystko nie mogła go zostawić samego i wyjść, chociaż najchętniej tak właśnie by zrobiła… Wycofać się i wrócić za jakiś czas…kiedyś…potem…żeby go już nie było… Dreszcz wstrząsnął jej ciałem. Brr, co za myśli.
– Co ci się stało? – powtórzyła.
– Mam zawał – wybełkotał. – Dzwoń po pogotowie.
– Zawał? I krew ci leci z powodu zawału? – mruknęła krzywiąc się z obrzydzenia, bo doleciał do niej bardzo dobrze znany, znienawidzony smród lekko przetrawionego alkoholu.
Ze zdenerwowania nie mogła sobie przypomnieć jak się dzwoni na pogotowie. Wcisnęła numer Rafała.
– Synku, przyjedź. Coś się stało ojcu, stoi cały we krwi i bełkocze.
– Dzwoń na pogotowie, ja przyjadę najszybciej jak mi się uda – odpowiedział.
– Ale nie wiem jak. Nie mogę sobie przypomnieć numeru pogotowia – ręce jej się tak trzęsły, że słuchawka uderzała ją raz po raz w ucho powodując głuchy pogłos gdzieś w mózgu.
– 112 albo 999 – tyle dosłyszała.
Nie mogła trafić palcem na odpowiedni klawisz. Po kilku nieudanych próbach zdołała wystukać numer i opanować szczękanie zębami gdy usłyszała w słuchawce głos i próbowała temu głosowi wytłumaczyć zawiłość sytuacji.
– Mówi, że ma zawał i jest cały zakrwawiony… Nie wiem co się stało… Mówię co widzę… Nie, nie było mnie w domu… Przecież mówię, że nie wiem co się stało…Nikim dla mnie jest… Był ale nie jest… Nie wiem, bo z nim nie rozmawiam… Może mówić, stoi i bełkocze…
Podała mu słuchawkę i uciekła do swojego pokoju chwytając na ręce kota. Psy poszły za nią i położyły się obok wersalki. Jedynie po oczach, których nie spuszczały z pani wodząc za nią wzrokiem było widać, że żyją, bo poza tym nie drgnął nawet koniuszek ogona. Elżbieta otworzyła szeroko drzwi balkonowe i kilkakrotnie głęboko wciągnęła powietrze. Uspokoiła się nieco i przestało jej się kręcić w głowie. Nie umiała określić po jakim czasie przyjechało pogotowie, w każdym razie równocześnie z Rafałem. Stała pod oknem dopóki się nie uciszyło. Zabrali Mirka do szpitala, a Rafał pojechał za nimi. Trzasnęły drzwi windy. Odczekała jeszcze chwilę i dopiero wtedy wyszła z pokoju zamykając w nim psy. Ostrożnie stąpając między plamami krwi weszła do kuchni. Na stole leżał młotek i rozbita butelka. Kawałki szkła trzeszczały jej pod stopami.
Całe szczęście, że zamknęłam psice w pokoju – mruknęła do siebie. Co on tu robił? Może chciał mnie zadźgać rozbitą butelką? Nieraz groził, że mnie załatwi. Tymczasem sam się załatwił…
Wyglądało na to, że kawałek butelki odskoczył pod wpływem uderzenia młotkiem i trafił w żyłę przecinając ją, stąd tyle krwi. Nie ruszyła niczego. Cofnęła się, aby wejść do łazienki. Włączyła światło i zrobiło jej się słabo. Umywalka była ubrudzona krwią, przesiąknięte nią ręczniki leżały na podłodze, a w wannie pełno czerwonobrunatnych plam i skrzepów tworzyło potworny obraz jednoznacznie przywodzący na myśl morderstwo ze szczególnym okrucieństwem. Ostatkiem sił wycofała się szukając możliwości oparcia się o coś, co nie byłoby poplamione krwią. Miała wrażenie, że padnie na podłogę, bo nie zdoła dłużej się utrzymać na drżących nogach. Zaczęła znowu szczękać zębami i ugryzła się boleśnie w język, kiedy podskoczyła w górę usłyszawszy mocne pukanie do drzwi.
A więc to jeszcze nie koniec atrakcji na dziś, pomyślała.
– Dobrze, że pani niczego nie ruszała – stwierdzili dwaj młodzi policjanci.
Zrobili co do nich należało i spisali relację Elżbiety.
Musiała się przemóc i sprzątnąć cały ten bałagan. Nie miała innego wyjścia, nikt tego za nią nie zrobi. Nikt niczego za nią nie robił. A już on…nigdy. Dlaczego znowu musi po nim sprzątać? Długo jeszcze będzie się tak męczyła? Po co wróciła do domu akurat teraz? Przecież mogłaby dopiero za kilka godzin… Czemu nic jej nie podpowiedziało, żeby jeszcze nie wracała, żeby trochę poczekała i może byłaby wreszcie wolna… Rozejrzała się po zrujnowanym mieszkaniu… Odnowiłaby je wreszcie nie martwiąc się, że były mąż znów je zdemoluje… Zatrzymała wzrok na poruszających się cieniach za szybą drzwi swojego pokoju. Tak, to one są winne, że musiała wrócić do domu. Co za paradoks, psice uratowały mu życie! Tylko po co?… Brr, znów to samo, nie powinno jej coś takiego przyjść do głowy…Ale przyszło… Jedyna pociecha, że Mirek pobędzie trochę w szpitalu.
– No i bardzo dobrze, masz przynajmniej tydzień spokoju – powiedziała Kasia wysłuchawszy następnego dnia relację Eli z przebiegu wydarzenia. – Przecież powinni go trochę potrzymać w szpitalu.
– Żebyś wiedziała – przytaknęła Elka. – Tak mi dobrze jak nie wiem co. Niedobrze to mi się tylko robi na myśl, że on zaraz wróci.
– A może nie wróci? – z nadzieją w głosie podpowiedziała Kasia. – Może go sobie jakaś weźmie?
– Jeszcze bym dopłaciła, ale nie mam złudzeń. Już teraz żadna go nie zechce. Jest po prostu straszny.
– Fakt – przyznała Kasia. – Że też musiałaś akurat wrócić do domu. A nie miałaś chęci po cichu czmychnąć i udawać, że cię tam nie było?
– Nawet mi to przeszło przez myśl, ale po pierwsze: pomyślałam o zwierzakach. A po drugie: do końca życia miałabym wyrzuty sumienia. Mimo wszystko.
– Tak źle i tak niedobrze – skwitowała Kasia. – Wszystko się rozbija o ten cholerny brak pieniędzy. Kupiłabyś sobie nowe mieszkanie i poczekała, aż on sam zwolni stare…
– No tak. Ale nie mam kasy i nie zanosi się na to, żeby mi z nieba spadła. Nawet w lotka przestałam grać odkąd podnieśli ceny
– Ja też – skinęła głową Kasia.
– Właśnie. A wracając do sprawy to czuję się naprawdę w sytuacji bez wyjścia. Takiej nienawiści, którą zieje Mirek nie da się wytrzymać. Żadnej możliwości ucieczki, żadnej odskoczni..
– A propos odskocznia – weszła Eli w słowo przyjaciółka. – Spotkałam w Hicie Teresę z Jurandem.
– Nic dziwnego, wszyscy z naszej wsi spotykają się w Hicie albo w Leclercu, albo w sobotę i niedzielę na giełdzie.
– Pytali o ciebie. Zapraszają na grilla. Teresa wymyśliła, że zbierze całą naszą starą „mafię” . Marianna będzie, Majka, jako siostra, oczywiście też, chociaż od śmierci Grzegorza nigdzie nie chce bywać. Dalej – Doniczka i Dorota z przyległościami…
– O rety, jakbym się w czasie cofnęła. O ile? Boże, ile lat? – zaczęła liczyć i liczyć – Nie, to niemożliwe…
– Pewnie, ludzie tak długo nie żyją – parsknęła śmiechem Kasia
27.02.2018
A kryminałów nie lubię, raz miałam w życiu taki „fragment”, w szkole jeszcze. Leżałam chora i przeczytałam ich nie wiem ile, jeden za drugim. Moja siostra lubiła i miała strasznie dużo. I takie cienkie zeszyty „Ewa wzywa 07” też tam były:)