Najpierw rano wyłączył się prąd. Zniknął i koniec. Feliks włączył korki, ale one znowu wyskoczyły. Zajrzał więc do zewnętrznej skrzynki i włączył korki, które tym razem i tam wyskoczyły. Znowu to samo. Kilka razy włączał i włączał. Wyraźnie coś zaczęło źle działać. Wreszcie zaskoczyło. Inga bała się pożaru, spięcia, katastrofy, wszystkiego się zaczęła bać. Do obaw odzywających się na dźwięk telefonu oraz na widok listonosza doszedł strach przed awarią elektryczności.
W niedzielę wieczorem poszła do łazienki w miarę wcześnie. Czuła się bardzo zmęczona, chciała się położyć, dosłownie ledwie trzymała się na nogach. Odkręciła kran nad wanną, chwile poczekała, żeby ustawić odpowiednią temperaturę. Płynęła zimna. Dziwne, normalnie już powinna być ciepła. Coś podobnego! Matko jedyna! Zepsuł się bojler!!! Trzeba kupić nowy, tylko za co? Co za koszmar!!!
Przez tydzień żyli bez ciepłej wody.
– Niech szlag trafi wszystkich, którym się nie podoba ciepła woda w kranie – klęła Inga najpierw w duchu, a potem na cały głos.
Feliks rozważał, liczył, myślał. Wreszcie zdecydował, że nie zapłaci części rachunków w terminie. Pojechał do Leroy Merlin, obejrzał co jest w ofercie, znalazł najtańszy bojler, wprawdzie o mniejszej pojemności niż zepsuty lecz wspólnie stwierdzili, że wystarczy na ich potrzeby. I tak muszą oszczędzać, pralka i zmywarka pobierają zimną wodę, tylko do mycia jest potrzebna (ale za to jak bardzo!) ciepła. Pojechał Feliks ponownie do Leroy i kupił bojler. Dzięki temu, że był mniejszy, zmieścił się do samochodu. i został przywieziony do domu.
Następnie w internecie Feliks szukał firmy, której pracownicy zamontowaliby nowe urządzenie w miejsce zepsutego. Wreszcie udało się znaleźć taką firmę, zmieścili się nawet w kosztach przesuniętych ze stałych rachunków na opłatę awaryjną. Po tygodniu popłynęła ciepła woda w kranie. Jaka to ulga i jaka rzecz niezmiernie potrzebna.
Jednak – cóż zrobić – wydane zostały pieniądze, które powinny być wydane na opłatę rachunków. Musieli zrezygnować z myśli o wyjeździe na krótki urlop. Kasia z Mikołajem ofiarowali im pobyt w swoim mieszkanku w Szczawnicy, mieli zamiar skorzystać i na tydzień się tam wybrać. Niestety, ze względu na konieczność wymiany bojlera nie mieli za co pojechać, po prostu nie mieli pieniędzy. Zabrakło nawet na benzynę. Do tego Feliks nigdy nie pojechałby bez zapasu gotówki wioząc żonę, matkę i psy na drugi koniec Polski. Gdyby – nie daj Boże – jakaś awaria po drodze to co wtedy? Nie byłby w stanie prosić dzieci o pomoc. Już teraz bez przerwy myślał o położeniu, w jakim się znaleźli… Samochód od dzieci, komputer od dzieci… niczego nie może im ofiarować, żadnego upominku… Czuł się coraz gorzej.
Na drugi dzień po zamontowaniu bojlera Inga wstawiła ziemniaki na obiad, teściowa wodę w czajniku. Inga nie używała jednocześnie wszystkich czterech fajerek ze względu na dziwne zachowanie płyty. Majster montujący płytę ostrzegł ją, żeby nie włączała dwóch naraz fajerek pionowo tylko poziomo. Rozlegały się jakieś dziwne odgłosy, trzaski więc na wszelki wypadek Inga słuchała ostrzeżenia. Usiadła na chwilę przy stole gdy ziemniaki już zabulgotały. Teściowa przemknęła się po kuchni i zniknęła. W pewnym momencie Ingę zdziwiła cisza w kuchni. Podniosła się zaniepokojona, ziemniaki się przecież gotowały a tu nagła cisza… i…
– Feliks! Rany boskie, płyta nie działa!
Mąż natychmiast znalazł się obok.
– Cholera! Cholera! Cholera! To koniec, nie mamy za co naprawić.
– Poczekaj chwilę, może się zbyt nagrzała i sama się wyłączyła? Jak ja teraz obiad skończę?
– Nie martw się o obiad, martw się o pieniądze!
– Przecież martwię się bez przerwy… Przyniosę tę zapasową, małą płytę…
Kupili małą płytę indukcyjną kiedy duża definitywnie odmówiła współpracy. Na szczęście jeszcze wtedy posiadała gwarancję i łaskawie pozwoliła się naprawić. Musieli się bez niej obyć około dwóch tygodni. Inga gotowała w parowarze i na pojedynczej nowej, zapasowej kuchence. Dawała sobie radę, nawet duży obiad dla dzieci potrafiła przygotować naprawdę bez problemu. W porządku, teraz też sobie poradzi. Jeszcze na strychu jest dwufajerkowa, zwykła maszynka elektryczna w razie czego…
Dogotowała obiad, podała, zjedli podenerwowani. Tylko pani Wala nie widziała żadnego problemu, bo i skąd? Problemy całego świata dotyczyły przecież tylko jej, ona się liczyła, nikt i nic ponadto. Sprawa płyty była jej całkowicie obojętna. Inga pomyślała, że teściowa jest w pewien sposób szczęśliwa…
Po obiedzie spróbowała płytę włączyć i … zadziałała!
– Feluś! Jest, włączyła się, działa! – zawołała uradowana.
– Całe szczęście – odetchnął. – Byłem przerażony. Co się mogło stać? Może matka włączyła coś przypadkiem i się przegrzała?
– Wszystko jedno, ważne, że działa – westchnęła z ulgą. – Wyjdę z psami.
Chętnie opuszczała dom na krótkie możliwe chwile jakby chciała uciec przed złą energią, którą prawie namacalnie czuła i nie wiedziała jak sobie z tym poradzić. Miała wrażenie, że powietrze robi się gęste gdy teściowa schodziła z góry. Ciekawe, że gdy wchodziła do środka z ogródka, Inga takiego wrażenia nie miała. Głęboko odetchnęła i szybkim krokiem ruszyła w stronę furtki wychodzącej na łąkę. Z daleka zobaczyła znajome, sąsiedzkie psy biegające po świeżo wykoszonym fragmencie łąki.
– Dziewczyny, zrobiłam rachunek sumienia – oświadczyła poważnie Kasia gdy Inga się zbliżyła.
– Niby na jaką okoliczność? – spytała Sabina.
– A na okoliczność, że na mnie opamiętanie przyjszło – zaciągając odpowiedziała pytana.
– Ktoś tu znowu „Samych swoich” oglądał – spojrzała Inga na przyjaciółkę.
– Bez przerwy mogę oglądać, tak jak „U Pana Boga w ogródku” i „Ranczo” – zaśmiała się Kasia. – Ale akurat w tej konkretnej sprawie to nic do rzeczy nie ma.
– A co ma?
– Popatrzyłam najpierw w lustro w patrzałkach, potem wzięłam ten duży telefon od Łukasza i zrobiłam sobie zdjęcie, a potem obejrzałam…
– Chyba się po to zdjęcia robi, żeby je potem oglądać – przerwała Sabina.
– A po co się w lustro w patrzałkach wpatrywałaś? – zapytała Inga.
– Stwierdziłam, ze jestem okropnie stara…
– Chyba nie starsza niż wczoraj … – zaczęła Inga.
– No jak nie? Przecież wszyscy są starsi od wczoraj o ileś tam godzin, zależy od której chwili liczyć – machnęła ręką Sabina. – Zadra! Zadra! Gdzieżeś polazła ty małpko jedna? Chodź tu, do mnie, szybko, do mnie!
Sunia przybiegła po chwili i usiadła wiedząc, że dostanie smakołyk. Tak też się stało, a reszta psów zobaczywszy, że ciotka Sabina daje coś dobrego, natychmiast się zjawiła powodując zamieszanie i wesoły rozgardiasz, ponieważ inne psy przebywające w „psiej godzinie” na łące również się „podłączyły”.
– I co z tym opamiętaniem? – Sabinka wróciła do tematu.
– Pomyślałam, że codziennie powinnam zrobić coś dobrego. Chociaż jedną małą rzecz – powiedziała Kasia.
– Uważam, że już się tych dobrych rzeczy w życiu narobiłaś – stanowczo stwierdziła Sabina. – Jak sobie przypomnę twoją teściowa i sceny, które nieraz z ogródka widziałam! Na przykład jak atakowała cię pięściami, kiedy coś do niej mówiłaś, jak potrafiła wylać na taras filiżankę herbaty, którą jej przyniosłaś, jak wyrwała ci piękny, ozdobny bluszcz spod wierzby, albo jak wszystkie kwitnące kwiatki zerwała, żeby sobie do pokoju zanieść. Dziewczyno, według mnie to powinnaś zacząć grzeszyć, bo masz nadwyżkę dobrych uczynków.
– Ja jestem zadowolona jak uda mi się zrobić coś dobrego – powiedziała Inga. – Na przykład teściowa co chwilę pyta czy ma coś do roboty. Oczywiście wtedy, kiedy nie jest obrażona. Pyta wtedy co moment, oszaleć można. Przecież nic jej nie dam. Zatacza się co chwilę, traci równowagę, miny robi jakby umierała. Schylać się ani męczyć się też jej nie pozwolę, bo wylewu jeszcze dostanie. Ale wymyśliłam coś i daję jej obierki ziemniaczane albo marchewkowe do krojenia, żeby pod kwiatki je rzucić. Albo daję skorupki od zużytych jajek do tłuczenia w moździerzu i tłucze je na miazgę. Muszę wam się przyznać, że miny wtedy robi, kiedy patrzymy. Jeśli myśli, że nikt jej nie widzi, to zmienia wyraz twarzy na normalny.
– Prawdopodobnie czuje się potrzebna, dowartościowuje się tym co robi – wtrąciła Kasia.
– Bywają też i sympatyczne momenty – uśmiechnęła się Inga. – Rano wyniosłam łóżko składane, żeby mogła się położyć wygodnie, pobyć na powietrzu, odprężyć się, odciążyć kręgosłup. Przecież wierzę, że ją boli, jak mnie boli to jej ma nie boleć? Wyjrzałam oknem a teściowa siedzi na krzesełku, zaś na łóżku rozwalone oba psy. Nie chciała im przeszkadzać! Rozczuliłam się tym obrazkiem.
– Głaszcze je, drapie, widziałam – wtrąciła Sabina. – A im widocznie sprawia to przyjemność, więc korzyść jest obopólna.
– Dogoterapia, felinoterapia to już uznane sposoby poprawiania komfortu życia starszych osób – stwierdziła Kasia.
– Wiem, czytałam – wtrąciła Inga. – W przypadku afazji, czyli zaburzeń mowy i czucia jest skuteczna. Zresztą, wystarczy jak się człowiek do psa czy kota przytuli, od razu robi się lżej na duszy.
– O tak, tak. Całkowicie się z tobą zgadzam – przytaknęła Kasia.
cdn.
No niestety I tak bywa, złośliwość rzeczy martwych ,jak się wali to jedno za drugim.Dobrze że są przyjaciółki i.można się trochę oderwać od rzeczywistości,pozdrawiam.
Uleńko:-) Dobrze jest mieć wokół siebie życzliwych ludzi, to najprawdziwsza prawda. Buziaki kochana ❤️
Aniu, codzienne problemy bohaterów – zepsuty bojler, płyta, prąd – opisujesz w sposób, który pozwala się śmiać i współczuć jednocześnie. Feliks i Inga pokazują, jak radzić sobie z awariami i finansowymi ograniczeniami, a jednocześnie zachować poczucie humoru i ciepło domowego życia. Sceny z teściową i psami są przepięknie „życiowe” i dodają lekkości, a codzienne troski mieszają się z drobnymi radościami – od gotowania w parowarze po drobne triumfy nad urządzeniami AGD. Bohaterowie nietuzinkowi, relacje między nimi naturalne i ciepłe, a psie „zamieszanie” wprowadza odrobinę chaosu, który rozładowuje napięcie.
Pozdrawiam serdecznie kochana
Pani od Puszka:-) Kochana, wiesz, że żyję teraz jakby w wariatkowie… Mimo to zaczynam odzyskiwać siebie, swoje życie przynajmniej to wewnętrzne. Staram się wychodzić z chaosu nad którym nie umiałam zapanować. Weszłam wreszcie na blogową pocztę, tam ponad 300 wiadomości… Zrobiłam porządek i w głowie mi się rozjaśniło, że przecież Puszkowy adres jest przy komentarzu! No i dopiero do mnie dotarło kim jest Puszek♥️ A chciałam mu kilka spraw przekazać 🙂 Powiedz Puszkowi, że napiszę do niego jak tylko spokojniejszą chwilę złapię. Chciałam teraz, ale babcia D. już przyszła i muszę jej pilnować.
Przytulam najserdeczniej♥️♥️♥️
I jeszcze dziękuję za każde słowo ♥️
Kochana! Nie martw się, wszystko w swoim czasie. Puszek już czeka cierpliwie i na pewno ucieszy się z Twojego listu, kiedy znajdziesz spokojną chwilę.
Cieszę się, że udało Ci się trochę uporządkować chaos i odzyskać siebie – to ogromny krok!
Przytulam mocno i ślę Puszkowe mruczenie, żeby dodało Ci otuchy. ♥️
Puszku, napisałam do Ciebie Masz pozdrowienia od Franka i Szilki, ona kocha koty ❤️
Jak ja to dobrze znam. Jak się zacznie psuć to nie ma hamulca… rewelacyjny odcinek. Poproszę więcej więcej Aniu Kochana. Biedna Inga musi teściowa znosić. Koszmar jak jest taka atmosfera. Ja kiedyś dwa tygodnie musiałam mieszkać z teściami i to był istny koszmar. Ja chwilowo nie mam weny ale może Ty znajdziesz chwilę żeby poczytać te co już są. Sciskam mocno ♥️♥️♥️
Kasiu:-) Obiecuję, że przeczytam. Już znalazłam linki, tylko w Lapku muszę, bo w telefonie nic nie widzę.
Dziękuję Ci kochana za dobre słowa sprawiające radość ogromną 🙂 Jeśli musiałaś mieszkać z teściami to współczuję, dobrze, że niezbyt długo. Indze też współczuję z całego serca… Buziaki Kasieńko ♥️
Kochana powolutku, dobrze wiem, że masz urwanie torby w domu. Absolutnie nie pospieszam. Tak z ciekawości zapytałam 🙂 Życzę wszystkiego dobrego ♥️
Dziękuję Kasieńko ❤️
Dobrze pokazujesz, jak codzienne, pozornie drobne awarie mogą wprowadzić w życie chaos i stres.
Andrzeju:-) Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Nadwyżka dobrych uczynków! podoba mi się 🙂
Ciekawe czy św.Piotr bierze takie nadwyżki pod uwagę?
Jotuś:-) Zadałaś ciekawe pytanie, chyba jednak św. Piotr nie odpowie 🙂